Wprowadzając w błąd opinię publiczną, rząd PiS podgrzewa emocje skierowane przeciwko Unii Europejskiej, europejskim partnerom i zachodniemu modelowi społecznemu.
Stan gry
10-11 grudnia 2020 roku odbędzie się szczyt Unii Europejskiej, który zdecydować ma o przyszłości unijnego budżetu. Chodzi o pakiet porozumień, na który składają się:
- „główny” budżet UE (tzw. Wieloletnie Ramy Finansowe UE – WRF) na lata 2021-2027,
- fundusz Nowa Generacja UE (tzw. Fundusz Odbudowy) na wsparcie gospodarek poszkodowanych przez pandemię
- oraz rozporządzenie uzależniające wypłatę środków unijnych od przestrzegania rządów prawa.
Przyjęcie dwóch pierwszych decyzji wymaga jednomyślności państw członkowskich. Do akceptacji zasady warunkowości wystarcza kwalifikowana większość głosów (15 państw reprezentujących przynajmniej 65 proc. ludności UE).
Polska i Węgry sprzeciwiają się uzgodnionemu już na początku listopada mechanizmowi, na którego zapisy zgodziło się 25 państw i Parlament Europejski. Grożą, że zastosują weto wobec pozostałych dwóch elementów pakietu, czyli tam, gdzie ich zgoda jest konieczna do wprowadzenia porozumień w życie.
Czasu jest bardzo mało. Budżet Unii powinien wejść w życie 1 stycznia 2021 roku – inaczej Wspólnocie grozi pozbawione precedensu funkcjonowanie w trybie prowizorium budżetowego, które poważnie utrudni wydatkowanie unijnych funduszy.
Spór o praworządność blokuje także decyzje w sprawie Funduszu Odbudowy. Wprawdzie państwa dopiero pracują nad programami wydatków, a płatności spodziewane są najwcześniej latem 2021 roku, ale procedura przyjęcia tego nowatorskiego instrumentu jest także bardziej skomplikowana.
Oprócz zgody szefów państw i rządów potrzebna jest też akceptacja parlamentów narodowych wszystkich państw członkowskich dla rozszerzenia uprawnień Komisji Europejskiej do zaciągania długów w imieniu całej Unii (tzw. decyzja o zasobach własnych UE).
Wstrzymywanie tej decyzji grozi opóźnieniem uruchomienia Nowej Generacji UE, na które czeka cała Europa.
Mit 1: Mechanizm warunkowości jest sprzeczny z prawem UE
Zarzut, którym posługuje się rząd, głosi, że mechanizm warunkowości w istocie dubluje artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE), w ramach którego Unia może stwierdzić „poważne naruszenie rządów prawa” w państwie członkowskim i ukarać je jednomyślną decyzją.
Wprowadzenie alternatywnego sposobu sankcjonowania za to samo przewinienie – tj. za naruszenie unijnych wartości – miałoby być sprzeczne z logiką prawa i traktatem.
Tymczasem artykuł 7 Traktatu oraz nowy mechanizm właśnie uzgodniony przez UE dotyczą dwóch różnych rzeczy.
Artykuł 7 TUE wyznacza procedury w sytuacji, gdy państwo członkowskie w sposób poważny łamie wartości unijne zapisane w artykule 2 TUE (czyli dotyczące m.in. demokracji, rządów prawa, praw podstawowych).
Jednym z możliwych etapów procedury jest nałożenie na państwo członkowskie sankcji w postaci ograniczenia części praw, które przysługują krajom UE, w tym prawa do głosowania.
Celem artykułu 7 jest zatem ochrona podstawowych wartości europejskich, rozumianych jako wartości same w sobie. Procedura artykułu 7 jest już w użyciu wobec Polski i Węgier (na wniosek – odpowiednio – Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego), ale nie doszło jeszcze do głosowania w Radzie Unii Europejskiej (czyli przez państwa) nad zastosowaniem sankcji.
Natomiast cele mechanizmu warunkowości, któremu sprzeciwiają się właśnie Polska i Węgry, są znacznie węższe: chodzi w nim o zabezpieczenie interesów finansowych Unii, a nie o egzekwowanie wartości unijnych zawartych w art. 2 TUE.
Znajduje to też odzwierciedlenie w podstawie prawnej mechanizmu warunkowości – art. 322 TFUE (o uchwalaniu i wykonywaniu budżetu). Uruchomienie restrykcji może nastąpić, gdy wykazany zostanie „wystarczająco bezpośredni związek” między złamaniem zasad praworządności a uszczerbkiem (bądź groźbą uszczerbku) dla finansowych interesów Unii i poprawnego gospodarowania środkami z unijnego budżetu (art. 3.1 rozporządzenia).
Jest prawdopodobne, że naruszenia systemowych gwarancji niezawisłości sędziowskiej (jak w Polsce) mogą skłonić Komisję Europejskiej do złożenia wniosku o ukaranie polskiego rządu.
Możliwości dyscyplinowania sędziów przez rząd (niezgodne ze standardami rządów prawa) mogą przecież rzutować na bezstronność ich wyroków wydawanych w sprawach o zarządzanie pieniędzmi UE, gdy stroną są władze państwa.
Ale – powtórzmy – różnica w stosunku do procedury artykułu 7 jest zasadnicza. Podczas gdy tu musi być wykazany „wystarczająco bezpośredni wpływ” naruszeń na zarządzanie funduszami unijnymi, artykuł 7 może być podstawą wymierzenia kary za naruszenia praw człowieka i zasad demokracji jako fundamentalnych wartości – bez względu na ich konsekwencje dla finansów UE.
Forsując tezę o niezgodności mechanizmu z prawem UE, politycy PiS powołują się na opinię służb prawnych Rady UE krytyczną wobec mechanizmu warunkowości, gdzie podnosi się kwestię dublowania artykułu 7.
To prawda, że istnieje taka opinia. Tyle że odnosiła się ona do pierwotnej propozycji rozporządzenia, którą Komisja Europejska złożyła w marcu 2018 roku, i która szeroko definiowała kryteria naruszeń rządów prawa kwalifikujących się do uruchomienia mechanizmu (i w konsekwencji wstrzymania wypłaty środków). Ale w toku negocjacji zapisy te zostały zmienione i w ostatecznej wersji mechanizm jednoznacznie odwołuje się do art. 322 TFUE, czyli do ochrony budżetu.
Oczywiście, polski rząd – jak każdy inny – ma prawo w dalszym ciągu zgłaszać zastrzeżenia do treści rozporządzenia i uważać, że nie jest ono zgodne z Traktatami. Ale w takim wypadku normalnym trybem jest skierowanie skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE, a nie groźba zawetowania innych aktów prawnych (wieloletniego budżetu i Funduszu Odbudowy).
Niedawno rząd Polski skorzystał z takiej ścieżki w odniesieniu do dyrektywy o pracownikach delegowanych. W kwestii mechanizmu warunkowości brak wniosku do TSUE świadczyć może o braku wiary w siłę głoszonego argumentu. Nic dziwnego: rozporządzenie przeszło kolejne etapy ścieżki legislacyjnej, w trakcie której służby prawne Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Rady szczegółowo analizowały wszelkie elementy mechanizmu.
Mit 2: Prowizorium budżetowe jest lepsze dla Polski
Jeśli nie zostanie osiągnięte porozumienie w sprawie budżetu na lata 2021-2027, np. wskutek polskiego lub węgierskiego weta, obowiązywać będzie prowizorium budżetowe.
Europoseł Jacek Saryusz-Wolski, a w ślad za nim szereg innych przedstawicieli partii rządzącej twierdzą, że Polska nie tylko nie odniosłaby z tego powodu finansowych szkód, lecz sytuacja taka byłaby nawet bardziej korzystna dla naszego kraju.
Skoro w kończącej się właśnie perspektywie finansowej Polska otrzymywała z niektórych programów finansowych więcej niż zaplanowano na lata następne, prowizorium oznaczałoby – jak głosi rząd – że dostawalibyśmy o 23 procent więcej pieniędzy z Unii niż w scenariuszu bez weta.
Twierdzenie to opiera się na błędnej interpretacji artykułu 312 ust. 4 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, na który przedstawiciele władz się powołują. Zgodnie z tym zapisem w przypadku nieuchwalenia na czas budżetu rozporządzenie o Wieloletnich Ramach Finansowych obowiązuje dalej.
Nie precyzuje ono jednak ani konkretnych sum, jakie przypadają poszczególnym państwom, ani nie stanowi ono podstawy prawnej do wypłaty środków. Zawarte są w nim jedynie górne pułapy wydatków, jakie Unia może poczynić w danym roku ze wskazaniem poszczególnych działów budżetu.
Innymi słowy, podczas obowiązywania prowizorium wiadomo, ile Unia może wydać. Ale do tego, aby wydatki mogły nastąpić, potrzebne są dodatkowe akty prawne (rozporządzenia sektorowe). To właśnie one precyzują m.in. ile państwa członkowskie (w tym Polska) otrzymać mają funduszy przeznaczonych na politykę spójności, edukację czy badania naukowe.
Te rozporządzenia stanowią bezpośrednią podstawę prawną, bez której funduszy tych nie można uruchomić.
Ale w przypadku weta tych rozporządzeń nie będzie, bo te obowiązujące w kończącej się perspektywie budżetowej wygasają z końcem bieżącego roku.
Zaś nowe, nad którymi instytucje pracują od wielu miesięcy, odpowiadają wartościom zapisanym w nowym budżecie, czyli tym, któremu Polska i Węgry grożą wetem.
Co więcej, Komisja Europejska już w roku 2019 odmówiła podjęcia prac nad „planem B” (o co zabiegał Parlament Europejski). Plan taki sprowadzałby się właśnie do przygotowania – na wypadek braku konsensusu wokół ram finansowych na lata 2021–2027 – aktów prawnych pozwalających na bezproblemową kontynuację zobowiązań budżetowych na poziomie z roku 2020.
Komisja celowo chciała uniknąć sytuacji, kiedy istnienie takiego „planu B” mogłoby zostać wykorzystane przez niektóre państwa członkowskie do stosowania szantażu – przy świadomości, że „plan B” zabezpiecza dostatecznie ich interesy.
Szantażu, jak dzisiaj widać, nie udało się uniknąć, niemniej faktem pozostaje, że „planu B” nie ma.
W przypadku weta po 1 stycznia 2021 roku składki od państw członkowskich nadal wpływać będą do budżetu, czyli Unia będzie posiadać środki, ale nie będzie można z nich skorzystać. Innymi słowy, Polska będzie musiała płacić, ale będzie miała coraz bardziej ograniczony dostęp do funduszy.
Od tej generalnej reguły są ważne wyjątki. W przeciwieństwie do innych rozporządzeń sektorowych, rozporządzenie dotyczące wspólnej polityki rolnej obowiązuje do 2023 roku. Oznacza to, że dopłaty dla rolników nie są zagrożone przez najbliższe dwa lata, nawet gdyby obowiązywało prowizorium.
To samo dotyczy wydatków w ramach programów na okres 2014-2020, które zostały zatwierdzone przez Komisję. Na podstawie prowizorium budżetowego będą zabezpieczone środki na płatności dotyczące tych już zatwierdzonych programów, niezależnie od uzgodnień w kwestii nowego budżetu lub ich braku.
Ale prowizorium budżetowe uniemożliwiałoby uzyskanie finansowania na rozpoczęcie nowych projektów. Dotyczy to funduszy z zakresu polityki spójności (np. projekty infrastrukturalne, inwestycje drogowe), a także nowych inicjatyw UE:
- Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (m.in. dla górnictwa, energetyki i regionów węglowych),
- unijnego programu zdrowotnego (EU4Health) i wielu innych.
Co więcej, bez porozumienia unijny budżet nie tylko zostałby w tych wszystkich obszarach faktycznie „zamrożony”, lecz funkcjonowałby także w nadzwyczajnym trybie pod względem administracyjnym.
Oznaczałby on konieczność comiesięcznych rozliczeń między państwami a Komisją Europejską, co prowadziłoby do poważnych zatorów płatniczych i zmniejszenia płynności w budżecie danego państwa (dotyczy to także dopłat dla rolnictwa).
Na taki scenariusz ani Komisja, ani inne instytucje unijne nie są przygotowane pod względem technicznym i administracyjnym. Unia wkroczyłaby na całkowicie nowe terytorium. Byłoby to też ogromnym wyzwaniem dla państw członkowskich.
Takiej sytuacji można by – teoretycznie – uniknąć, gdyby była wola większości państw członkowskich do niemal automatycznego przedłużenia „starych” rozporządzeń na warunkach obowiązujących dotychczas.
W takim scenariuszu w czasie jednego-, dwóch miesięcy kraje Unii mogłyby zażegnać opisany wyżej problem. Rozporządzenia te, w których zapisane są kwoty przewidziane dla poszczególnych państw, przyjmowane są większością głosów.
Trudno sobie jednak wyobrazić, aby większość państw UE zgodziła się na automatyczne „przepisanie” dotychczasowych kwot, szczególnie korzystnych dla Polski i Węgier, jeśli państwa te blokowałyby – wbrew reszcie członków bloku – tak ważne dla np. krajów południowej Europy porozumienie w sprawie Funduszu Odbudowy.
Jak długo Warszawa i Budapeszt wetować będą cały pakiet, tak długo także inne kraje nie będą chciały wprowadzić w życie jego ważnych elementów, czyli rozporządzeń, bez których wypłaty nie będą możliwe.
Tak więc o tym, czy Polska dostanie mityczne 23 proc. więcej niż z nowego budżetu, nie zadecyduje żaden automatyzm, lecz Komisja Europejska, Parlament i reszta krajów UE.
Mit 3: Fundusz Odbudowy nam niepotrzebny
Po wecie na fundusze liczyć mogliby więc rolnicy i ci inwestorzy, którzy w porę (czyli do końca tego roku) podpisali kontrakty na sfinansowanie projektów. A co z Funduszem Odbudowy?
To 23 miliardy euro dotacji dla Polski i około 40 miliardów euro pożyczek.
Bez zgody na budżet tego funduszu nie będzie w ogóle – albo zostanie utworzony bez Polski i Węgier.
Taką możliwość stwarza traktatowa klauzula o wzmocnionej współpracy. Zgodnie z nią – jeśli niemożliwe jest osiągnięcie porozumienia wśród wszystkich członków – minimum dziewięć krajów może podjąć działania we własnym gronie, pod warunkiem, że nie zagrażają one funkcjonowaniu wspólnego rynku.
Wszystkie trzy warunki mogłyby być z łatwością spełnione. Kraje te wspólnie zaciągałyby wtedy pożyczki na rynkach finansowych na potrzeby funduszu i dzieliły się zarówno odpowiedzialnością, jak i środkami.
Inna, trudniejsza opcja to utworzenie takiego funduszu poza ramami traktatowymi, choć zapewne nie byłoby to potrzebne. Takie precedensy już się zdarzały: na przykład obchodząc weto Wielkiej Brytanii, na zasadzie umowy międzyrządowej uchwalono pakt fiskalny (Polska jest zresztą jego sygnatariuszem), zaś w podobny sposób utworzono także Europejski Mechanizm Stabilności dla strefy euro.
Przedstawiciele obozu władzy deprecjonują znaczenie Funduszu Odbudowy (a wraz z nim negatywnych konsekwencji weta), twierdząc, że to w większości pożyczki, zaś Polska ich nie potrzebuje, bo może taniej sama zadłużać się na rynkach finansowych.
Tymczasem 23 mld euro (około 100 miliardów złotych) to bezzwrotne dotacje, nie kredyty – owszem, to mniej niż połowa całej przewidzianej dla Polski sumy, ale równowartość niemal dziesięciu rocznych budżetów ochrony zdrowia w Polsce (11,6 mld PLN w roku 2021).
Rząd zebrał już ponad tysiąc wniosków o dofinansowanie. Dla przykładu projekty zgłoszone przez Ministerstwo Rozwoju obejmowały takie kwestie jak:
- budowa w Polsce biotechnologicznego hubu bezpieczeństwa medycznego i farmakologicznego,
- budowa centrum mikroelektroniki,
- rozwój sektora kosmicznego,
- rozwój energetyki prosumenckiej i farm wiatrowych,
- rozwój budownictwa i efektywności energetycznej budynków,
- wsparcie gmin uzdrowiskowych czy utworzenie zaplecza dla budowy offshore.
Brak porozumienia budżetowego odbierze Polsce szansę na dostęp do tych środków.
Pozostająca poza strefą euro Polska ma wyższe koszty obsługi długu nie tylko niż UE, ale także zdecydowana większość państw członkowskich. Ten koszt rośnie, gdy słabną perspektywy wsparcia z budżetu UE.
Gdyby zaś Polska mogła taniej niż UE zaciągać kredyty – jak twierdzą niektórzy przedstawiciele obozu rządzącego – trudno byłoby wyjaśnić, czemu polski rząd zwrócił się do Komisji Europejskiej o pożyczkę w ramach programu SURE, opracowanego w odpowiedzi na pierwszą falę pandemii COVID-19 i przeznaczonego na ochronę europejskich rynków pracy. W październiku 2020 roku Polska otrzymała pierwszą transzę pożyczki w wysokości 1 miliarda euro, zaś cały kredyt ma wynieść 11 miliardów euro.
Mit 4:O mechanizmie decyduje garstka eurokratów
Przedstawiciele rządu Zjednoczonej Prawicy często sprzeciwiają się domniemanemu dyktatowi „brukselskich urzędników”. Podobny sprzeciw pojawia się w odniesieniu do mechanizmu praworządności, który rzekomo ma być stosowany według widzimisię kilku europejskich biurokratów. Taka sugestia wprowadza opinię publiczną w błąd.
Rozporządzenie w wersji uzgodnionej przez Parlament Europejski i Radę w listopadzie 2020 roku wyznacza procedurę ograniczającą ryzyko podjęcia arbitralnej decyzji.
Najpierw, jeśli Komisja Europejska uzna, że istnieją poważne przesłanki do stwierdzenia, iż w danym państwie członkowskim złamanie praworządności stwarza bezpośrednie zagrożenie dla budżetu UE (co już stawia wysoko poprzeczkę dla uruchomienia mechanizmu), a żaden inny sposób nie daje lepszej ochrony dla budżetu, Komisja ma obowiązek poinformowania tego państwa o swoich zastrzeżeniach.
Kraj członkowski ma wówczas trzy miesiące na złożenie wszelkich wyjaśnień. Może też zaproponować własny sposób rozwiązania problemu. Komisja Europejska ma obowiązek rozpatrzyć te informacje i propozycje. Jeśli uzna, że odpowiedź państwa nie rozwiązują problemu w dostatecznym stopniu, może zaproponować Radzie (ministrowie państw członkowskich) zastosowanie sankcji finansowych.
Wniosek Komisji musi zawierać uzasadnienie, zaś sankcja musi być proporcjonalna do uszczerbku dla budżetu UE. Następnie w ciągu miesiąca Rada podejmuje decyzję większością kwalifikowaną (minimum 15 państw członkowskich reprezentujących 65 proc. obywateli).
W każdym momencie państwo członkowskie, wobec którego formułowane są zarzuty, może przedstawić dodatkowe propozycje usunięcia zagrożenia dla budżetu UE. Na każdym etapie procedury Komisja informuje o postępach sprawy Parlament Europejski, który sprawuje demokratyczny nadzór.
Przewidziana procedura obwarowana jest więc szeregiem „bezpieczników”, chroniących państwo członkowskie przed arbitralnością urzędniczą. Każda z głównych instytucji unijnych odgrywa w tej procedurze rolę.
Decydujący głos należy do Rady UE, a zatem do organu reprezentującego rządy państw członkowskich, która podejmuje decyzję większością kwalifikowaną. Nie ma więc mowy o deprecjacji roli państw. Zawsze też, jeśli dany kraj, np. Polska, uważałby wymierzoną mu karę za nieuzasadnioną, przysługuje mu prawo złożenia skargi przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Procedura podejmowania decyzji (większością głosów w Radzie UE) w ramach mechanizmu warunkowości uzgodniona została przez przywódców państw członkowskich UE na szczycie w lipcu 2020 roku. Podpisali się pod nią premierzy Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán.
Mit 5: Nie istnieje definicja praworządności
Kolejny zarzut to rzekomy brak definicji praworządności (Radosław Fogiel, wicerzecznik PiS: „z tą praworządnością jest jak z yeti, wielu o niej słyszało, a nikt jej konkretnie nie widział, nie mówiąc już o tym, żeby ją konkretnie zdefiniować”). Miałoby to oznaczać, że treść zasady państwa prawa bywa arbitralnie formułowana w zależności od bieżących potrzeb politycznych.
Tymczasem zasada praworządności została zapisana w art. 2 TUE jako jedna z podstawowych wartości, na których budowana jest Unia. Praworządność nie jest jedynie niedookreślonym politycznym ideałem, ale konstytucyjną zasadą prawną, mocno ugruntowaną w dorobku prawnym UE i państw członkowskich.
Dokładna definicja rządów prawa wykuwała się m.in. w kolejnych wyrokach TSUE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ponadto Rada Europy opracowała normy i zalecenia z wytycznymi, jak utrzymywać praworządność).
W tym kontekście ważne były niedawne wyroki TSUE: w sprawie sędziów portugalskich z lutego 2018 roku oraz w sprawie polskiej Krajowej Rady Sądownictwa i Izby Dyscyplinarnej z listopada 2019 roku; orzeczenia te dookreśliły kryteria niezależności sądownictwa i niezawisłości sędziowskiej.
W ostatnich latach Komisja Europejska starała się połączyć w całość kluczowe elementy zasady praworządności. W jej ujęciu zasada ta oznacza, że organy władzy publicznej muszą działać w ramach ograniczeń określonych przez prawo, zgodnie z zasadami demokracji i praw podstawowych, pod kontrolą niezależnych i bezstronnych sądów.
Praworządność obejmuje takie zasady, jak zasadę legalności, która zakłada przejrzysty, rozliczalny, demokratyczny i pluralistyczny proces stanowienia prawa, pewność prawa, zakaz arbitralności w działaniu władz wykonawczych, skuteczną ochronę sądową przez niezależne i bezstronne sądy, skuteczną kontrolę sądową, w tym poszanowanie praw podstawowych, podział władzy oraz równość wobec prawa.
Definicję tę przyjęły państwa członkowskie i Parlament Europejski w rozporządzeniu o mechanizmie warunkowości.
Nie zmienia to faktu, że to nie ogólne deficyty rządów prawa (praworządności) mogą być podstawą do zastosowania mechanizmu warunkowości, lecz – jak wspomniano wyżej – wykazanie, że mają one bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo finansów unijnych.
To ważne rozróżnienie jest zresztą krytykowane przez zwolenników bardziej ambitnego mechanizmu. Za jego osłabieniem opowiadały się natomiast Niemcy, które dziś – to jeszcze jeden mit – oskarżane są przez polski rząd za inspirowanie wymierzonego w Polskę dyktatu i dążenie do hegemonii pod pretekstem obrony rządów prawa.
Tekst analizy ukazał się najpierw na stronie ForumIdei, think tanku Fundacji Batorego.
Tymczasem Morawiecki w Budapeszcie mówi (g. 16.48) o rozporządzeniu: "to jest złe rozwiązanie, które grozi rozpadem Europy, rozpadem Unii Europejskiej w przyszłości ".
Czas chyba pakować walizki i zabierać pośladki z tego kraju…
Źle życzysz Polsce, niech już tam zostanie na tych Węgrzech, niech nie wraca.
I jeszcze nakaz sprzedawania dzieci parom homoseksualnym.
Nie ma czasu na długie pisanie to tylko odniosę sie do punktu 2. :
Mit 2: Prowizorium budżetowe jest lepsze dla Polski
Piszecie tu cytuje:
"Ale do tego, aby wydatki mogły nastąpić, potrzebne są dodatkowe akty prawne (rozporządzenia sektorowe). To właśnie one precyzują m.in. ile państwa członkowskie (w tym Polska) otrzymać mają funduszy przeznaczonych na politykę spójności, edukację czy badania naukowe."
Ktory artykuł traktatu to opisuje? Jedyny artykuł odnoszący się do prowizorium to Art. 315 który panowie skrzętnie pominęliście:
Article 315
(ex Article 273 TEC)
If, at the beginning of a financial year, the budget has not yet been definitively adopted, a sum equivalent to not more than one twelfth of the budget appropriations for the preceding financial year may be spent each month in respect of any chapter of the budget in accordance with the provisions of the Regulations made pursuant to Article 322; that sum shall not, however, exceed one twelfth of the appropriations provided for in the same chapter of the draft budget.
The Council on a proposal by the Commission, may, provided that the other conditions laid down in the first paragraph are observed, authorise expenditure in excess of one twelfth in accordance with the regulations made pursuant to Article 322. The Council shall forward the decision immediately to the European Parliament.
The decision referred to in the second paragraph shall lay down the necessary measures relating to resources to ensure application of this Article, in accordance with the acts referred to in Article 311. It shall enter into force thirty days following its adoption if the European Parliament, acting by a majority of its component Members, has not decided to reduce this expenditure within that timelimit.
Znaczy to tylko tyle ze pieniądze będą wpłacane w 1/12 poprzedniego budżetu miesięcznie. Nie ma tu żadnych ograniczeń o których panowie piszecie.
Np. tekst ponizej jest po prostu klamstwem:
Tak więc o tym, czy Polska dostanie mityczne 23 proc. więcej niż z nowego budżetu, nie zadecyduje żaden automatyzm, lecz Komisja Europejska, Parlament i reszta krajów UE.
Bo ta sytuacja odnosi się tylko do drugiej części Art. 315 w którym jest opisana procedura zwiększenia budżetu ponad 1/12.
Kolejne kłamstwo to :
Trudno sobie jednak wyobrazić, aby większość państw UE zgodziła się na automatyczne „przepisanie” dotychczasowych kwot, szczególnie korzystnych dla Polski i Węgier, jeśli państwa te blokowałyby – wbrew reszcie członków bloku – tak ważne dla np. krajów południowej Europy porozumienie w sprawie Funduszu Odbudowy.
Nie ma takiego mechanizmu w Traktacie. Jest to tylko możliwe kiedy KE chciałby więcej pieniędzy. I tylko wtedy.
Inna sprawa jest to czy UE ma już gotowe procedury czy nie. Jeśli nie to znaczy ze urzędnicy odpowiedzialni za to powinni zostać wywaleni z pracy.
Panowie dobrze wiecie tak jak wasz główny sponsor ze tu nie chodzi o żadną praworządność tylko o to aby tylko o to aby mieć narzędzie z wpływu (z gumy) na niepokorne państwa. Tylko tyle.
Polska i Węgry nic nie musza i wy to dobrze wiecie. Za wypisywanie analiz z du…. płaci wam wiadomo kto (ja robię to społecznie). Wy wiecie ze KE czy PE nie maja żadnych narzędzi aby zatrzymać to weto i cale to straszenie wynika z tego strachu co będzie po 11 Grudnia. Z niczego innego.
Tylko ze jeśli KE, PE i RE nie były na to przygotowane to powinny po prostu podać się do dymisji lub złożyć mandaty. Bo się nie nadają do polityki jak to powiedział Pilsudzki o takich "politykach": „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić".
Grzesiu chodzi o praworządność i doskonale o tym wiesz (mgr Przyłębska, która zostaje prezesem TK tylko dlatego, że jest koleżanką Kaczyńskiego – i jest to jasne gdy weźmie się pod uwagę jej kompetencje: zerowy dorobek naukowy i aplikacja sędziowska zdana na… dostateczny). Polska nie stosuje się do wytycznych UE, łamie zasady praworządności i własną Konstytucję, i to niestety przez Polskę i Węgry opracowywany jest ten mechanizm. I nie nazwałbym Polski i Węgier krajami \"niepokornymi\", tylko krajami łamiącymi standardy demokratyczne i standardy unijne. Faktycznie przez Polskę i Węgry dostrzeżono, że zabezpieczenia interesów Unii (całej Unii, a więc również nasze, konkretnie chodzi o ochronę demokracji przed autorytaryzmem) są zbyt słabe. Myślę, że akurat Piłsudski prędzej by te słowa wypowiedział w stronę prawicowych populistów z Polski… Aczkolwiek faktem jest, że ojcowie-założyciele UE nie wzięli pod uwagę, że barbarzyńcy kiedyś będą mogli UE zniszczyć. Przyjęcie Polski i Węgier do UE przypomina mi najazd Hunów na Europę – pewne standardy demokracji, praworządności, szacunku do drugiego człowieka były tak głęboko osadzone w obywatelach starej Unii, że nie przyszło im do głowy, że ktoś może te standardy podważać. Niestety weszli Polacy z politykami na poziomie Kaczyńskiego, Dudy, Macierewicza, Terleckiego i intelektualistami na poziomie Pawłowicz, Czarnka, Przyłębskiej. Gdy słucham choćby wypowiedzi idoli prawicy, jakoś przypomina mi się najazd Hunów na cywilizację europejską… 😉 A co do tej słynnej 1/12 – Grzesiu, nawet Twoi idole głośno mówią, że będzie trudno (co z języka propagandy oznacza, że w teorii będzie możliwe, praktycznie nie)… 😉
Z motyką na słońce. Chętnie inscenizują się na "niepokornych". W tej rzeczywistości spoza ich podwórka, są za głupimi złodziejaszkami sklepowymi, co się właśnie na najlepiej strzeżone banki rzuciły. Znaczy – kraść swoim obywatelom prawa i wolności, będąc zrzeszonym w Unii i blokować jej z trudem wypracowane przełomowe historycznie budżety, w imię samowolki perocederu u siebie. Dlaczego taka Turcja pukająca od dziesiątek lat w drzwi UE nie zostaje przyjęta? Właśnie z tych samych powodów, z których polityka wewnętrzna Polski i Węgier w przypadku ich wniosku o przyjęcie do UE dziś, tak samo jak w przypadku Turcji, by kategorycznie te starania sama przez siebie zniweczyła. Dzięki Polsce i Węgrom wszystcy mamy sytuację, że nowe usankcjonowanie praworządności, w ogóle musiało zaistnieć, musiało powstać. Bez zmieniania ustrojów przez te kraje, nie było dotąd podobnego dylematu. To szkodliwe, bo hamuje i jeszcze bardziej biurokratyzuje Unię, która mogłaby bez tych przeszkód zająć się naprawdę ważnymi problemami np. w kwestiach ochrony klimatycznej i postępu naukowego. Aby to wyeliminować i móc pójść do przodu, w bardzo ważnych kwestiach potrzebny jest mechanizm sankcjonujący utrzymanie przez państwa członkowskie standardów, na podstawie których przyznano im ich udział we wspólnocie europejskiej.
To, że mamy rządy autorytarne, że trwa demontaż demokracji, że Polska traktuje UE jak bankomat, nie szanując unijnych zasad, praw i nie dorastając do poziomu cywilizacyjnego UE, staje się zagrożeniem UE jest oczywiste. Wiedzą to również zwolennicy PiS, którzy czują się gorsi, mają kompleksy a jednocześnie z emfazą głoszą hasła swych politycznych idoli o "Wielkiej Polsce Katolickiej", im większa emfaza, tym większy dysonans poznawczy. Im większy szowinizm, tym głębsze kompleksy (szowinizm, jak mnie nauczyło doświadczenie ZAWSZE bierze się z kompleksów). Tak to widzę i tak widzę tę część społeczeństwa głosującą na PiS i hołubiącą papieża-Polaka. I tak naprawdę nie jest ważne co merytorycznie owa prawica mówi, istotne jest, że głosi to co zakompleksieni chcą słyszeć. Duża część z nich zdaje sobie sprawę, że Kaczyński, Ziobro, Morawiecki i inni głoszą bzdury, choć będą te bzdury powtarzali, żeby tylko nie sprowadzić dyskusji ad rem (bo na tym polu trzeba było przyjąć racjonalną argumentację). No i teraz – jak postąpi Unia Europejska. Ja marzę o tym, żeby mechanizm dotyczący praworządności wszedł, ale obawiam się, że im dłużej to trwa, tym bardziej UE odpuści. Bo to, że populiści zdobyli u nas władzę, to nasza wina. Dlaczego mają za to płacić Włosi, Francuzi, Niemcy, Holendrzy? Moim zdaniem Niemcy w tym momencie powinni poddać pod głosowanie w Europarlamencie mechanizm dotyczący praworządności, zaznaczając, że on przeszedł większością, Parlament by go przyjął i wówczas węgierskie i polskie weto nie miałyby sensu, powstrzymywałyby tylko wejście budżetu, ale na mechanizm nie miałyby wpływu i odebrałoby wszelki sens temu wetu (tylko nie wiem czy to można zrobić, czy trzeba przyjąć cały pakiet). Im dłużej nie poddaje się tego mechanizmu pod głosowanie, tym dłużej daje się głos populistom polskim i węgierskim. Choć trzymam kciuki za mechanizm, to boję się, że Niemcy zbyt długo czekają… To powinno wejść jak najszybciej. Zobaczymy kto tę linę przeciągnie.
Mariusz, dwa komentarze i oba te same. Zero faktow np. podaj przyklady lamania praworzadnosci w Polsce ale najpierw podaj jej definicje – szczegolowa a nie z gumy.
Ten twoj tekst o glosowaniu w PE to niezly odjazd. Ktore to art Traktatu pozwalaja na cos takiego? Traktat nie jest dlugi i czegos takiego tam nie ma. Przeczytaj jak uchwalany jest budzet uni.
Ty mowisz o dyskusji ad rem ale uzywasz samych ogolnikow i opnii. Zero faktow.
Co do bankomatu to zobacz analizy UE ile zyskuja panstwa starej uni – srednio 1Eur przynosi im 46 cent. Niemcy zyskuja ponad 80 cent. Ja bym od razu wrzucil wszystkie pieniadze w takie inwestycje.
Widzisz ja wole takich politykow dla ktorych Narod, Polska i Polacy sa wazniejsi od tego co powiedza Niemcy, Holandia czy Francja. A ci stojacy z drugiej strony czyli cale po, lewica, psl i niestety konfederacja sluza innym panom od moskwy przez berlin do paryza.
Co ta wg. ciebie sa cywilizowane standardy demokracji? Dla mnie to np. wolne media tak ze kazda strona ma moznosc wypowiedzi. Niemcy przy nas sa w czarnej du…. jesli chodzi o wolnosc mediow I co? Ktos ich krytykuje KE czy PE?
Mariusz obecna unia powinna wrocic do korzeni czyli tego czym kierowala sie Wspolnota Wegla i Stali. Wspolnota Narodow ktorej celemi byla tylko gospodarka z ideami de Gaulle i Robert Schumana. Bez komisarzy i duzej czesci biurokratow.
Zamiast federalizacji i ideologii Spinellego i Gramaciego.
Grzesiu praworządność to ogólnie przestrzeganie prawa. Definicja musi być z gumy, bo nie da się w tym zamieścić wszystkich aspektów życia. To, że daję opinię, nie oznacza, że nie jest ona oparta na faktach. Innymi słowy – Ty zmierzasz do tego, żeby wskazać Ci konkretny przepis, który \\\"łamie praworządność\\\" i wówczas wykażesz, że tak naprawdę to ten przepis nie łamie zasad praworządności i demokracji. Tylko niestety tak to nie działa – pod pozorem reform bowiem, PiS wprowadził takie zmiany, które niestety tę praworządność łamią. \\\"Po czynach ich poznacie\\\", a tu można orzec: \\\"po efektach ich poznacie\\\". Prosisz o konkrety. Zaczynając od początku: opanowanie Trybunału Konstytucyjnego. Gdy Duda wygrywał wybory parlamentarne, kilka tygodni wcześniej parlament wybrał pięciu sędziów do TK. Zgodnie z Konstytucją, prezydent musi niezwłocznie powołać sędziów do TK. Ci co chcą za to stawiać Dudę przed Trybunałem Stanu, powinni w pierwszej kolejności postawić przed TS prezydenta Komorowskiego, bo to za jego kadencji ci sędziowie zostali wybrani. Tymczasem prezydent-elekt zaapelował do prezydenta Komorowskiego, aby ten nie nadawał nominacji. Niestety ani prawo, ani Konstytucja tego nie przewidują. \\\"Niezwłocznie\\\" to \\\"niezwłocznie\\\". To, że Komorowski chciał przed wyborami ratować PR lecącej na łeb, na szyję PO nie usprawiedliwia złamania Konstytucji. Później prezydentem został Duda. Przez pół roku nie ogłaszał nominacji, twierdząc że wybór jest niezgodny z Konstytucją. Jedynym organem aby o tym decydować i określać w jakim stopniu wybór był niekonstytucyjny jest Trybynał Konstytucyjny. Zapadł wreszcie wyrok TK w tej sprawie – TK orzekł, że trzech sędziów zostało wybranych konstytucyjnie, dwóch nie, wyrok opublikowano. Co robi Duda, dalej swoje, że wybór był niekonstytucyjny. Czeka aż wybory wygrywa PiS i nominuje \"swoich\" sędziów.
Później wyznaczenie na prezesa TK mgr Przyłębskiej, sędzi której wyroki były często cofane w apelacjach, lub zmieniane, która orzekała nie opierając się na prawie, albo nie badając dowodów (to są informacje z oficjalnej opinii o sędzi Przyłębskiej, gdy miala przejść z Sądu Rejonowego do Sądu Okręgowego), sędzi która egzamin sędziowski zaliczyła na 3 i wreszcie sędzi, która nie ma żadnego dorobku naukowego, ale jest koleżanką Kaczyńskiego. Później mamy KRS i kwestie komisji dyscyplinarnej przy SN. Te \"reformy\" upolityczniły sądy i uzależniły je od władzy ustawodawczej i wykonawczej. Pozwoliły na ich kontrolę. I to widać gołym okiem. Problemy sędziego Tulei i sprawa prokurator Choromańskiej. Sprawa gróźb kierowanych do prezydent Dulkiewicz i orzeczenie prokuratury, że maile były kierowane po godzinie 22:00 poza godzinami pracy urzędu, więc nie były kierowane do urzędnika. Powiesz, że tak absurdalne orzeczenia zdarzały się wcześniej. Zgadza się, tylko teraz mamy orzeczenia wydawane po linii partyjnej. Nie są zachowane standardy równości wobec prawa. Ewidentnie już wszelkie granice przeszedł Minister Czarnek, który zwolnił spod odpowiedzialności dyscyplinarnej \"prawicowych naukowców\". Powiesz, że to tylko kwestia postępowań dyscyplinarnych na uczelniach. Owszem, ale uczelnie powinny zapewnić równość. Kończąc więc – próbujesz wymusić na dyskutantach wskazanie konkretnych przepisów, które łamałyby standardy praworządności. Niestety – jak napisałem wyżej, to nie jest możliwe, bo każdy przepis można w taki sposób obronić. Istotne jest jednak to, jak to działa w przestrzeni publicznej i widać ewidentnie, po stronniczości prokuratorów i wyrokach, że sądy stały się psem na łańcuchu władzy ustawodawczej i wykonawczej. Władz, które u zarania złamały Konstytucję. I to są fakty. Co do bankomatu, wyraźnie napisałem, że to Polska i Węgry tak traktują UE. Jeśli twierdzisz, że to tylko opinie, uzasadnij proszę merytorycznie wybór Przyłębskiej na prezesa TK.
Osobiście uważam, że obecna UE jest bardzo OK. Federalizacja mi odpowiada. Polska i Węgry nie są w mojej opinii OK. Wiem, że dla prawicy prawa człowieka to ideologia, natomiast nie dla mnie. Właśnie stąd moje pragnienie Unii. Nie tylko z powodów gospodarczych, ale przede wszystkim z powodu poszanowania człowieka i jego wolności. W Polsce prezydentem zostaje człowiek, który przywołuje hasła Adolfa Hitlera z lat 20 XX wieku (Hitler głosił: "Żydzi to nie ludzie", "Żydzi są gorsi od zarazy", Duda w 2020 roku głosi: "LGBT to nie ludzie?", "LGBT są gorsi od zarazy". Nawet jeśli tłumaczone jest to występowaniem mitycznej ideologii, która de facto sprowadzałaby się do walki o prawa człowieka, to ideologia łączy ludzi i dotyczy ludzi, więc wybiegi erystyczne nie zmieniają faktu, że Duda atakował w ten sposób ludzi i to też podchodzi pod praworządność). To Polska i Węgry są zideologizowane. To z Polski i Węgier uciekają obywatele do UE, a nie obywatele UE do Polski i Węgier. W każdym razie ja jestem za federalizacją i mi taka UE odpowiada…
Mariusz Serweta, tyle wysiłku na nic. Grzesiu nie przyjmuje faktów, gdy fakty nie zgadzają się z jego narracją pro-rządową. Gdy pyta o fakty ma na celu obrażanie interlokutora.
Zgadzam się. Grzesiu próbuje być sprytny i sprowadzić dyskusję do narracji czysto teoretycznej bez wpływu teorii na życie. Innymi słowy próbuje zaszachować interlokutora w ten sposób, żeby znaleźć konkretny "niepraworządny" przepis, a On wykaże, że ten przepis jest praworządny. I fakt – jest to możliwe, tylko w takiej, czysto akademickiej dyskusji, można dowodzić, że reżim Kima jest wzorcem demokracji. Grześ chce za wszelką cenę uciec od wymiaru praktyczenego i realiów, a więc od tego w jaki sposób te przepisy działają w Polsce i manipulując, stwierdza że to co się rzeczywiście dzieje to nie jest fakt, albo jest to tylko opinia. Niestety, to są fakty…
Hej Mariusz, czytałem twój tekst i bardzo się cieszę że sam przyznaleś że przemawia do ciebie ideologia UE niż inne aspekty. Co do reszty raczej nie udało Ci się odpowiedzieć na pytania Grześka o praworządność itd. Oczywiście że wszystko co opisuje prawo powino być dokładnie opisane, zeby nie było upolityczniania prawa, jak to się dzieje teraz i w PL i w Unii. Co do autokracji to idąc tym tropem w Polsce jnie jest tak źle dużo gorzej jest w Niemczech np cz Anglii jeśli o to chodzi, tam sprawuje władze jedna osoba i jej najbliższe grono w Niemczech już dużej od Kaczyńskiego.
Dla zjebnoczonych, czas zatrzymał się w marcu 2018. Oczywiście jeśli chodzi o Unię. Natomiast zjebnoczona prostata, ponad 2,5 lat, do dziś "dobrze", tylko dla siebie zmieniała grunt państwa w alarmowym akordzie. Zakryło podpisy do KRS, samowolnie ustanawiając naszym.
Raz kolejny, skopało naszą Konstytucję partyjną wymianą TK, o której organy UE ich na początku informowały, później radziły, potem jeszcze pytały. A jak to wszystko nie poskutkowało, to nawet jeszcze ich upomniały. Czy suchy choleryk Kaczyński i żołnież TFP Ziobro byliby kiedykolwiek, tak łaskawi i cierpliwi, i tym razem darowaliby nam, kolejną porcję ich nakazów zakazów i kar \\\"dobrej zmiany\\\"? Nocą pocynkować i potasować na nowo karty, by rano ogłosić następne nowe reguły gry? U nas się bije po cywilu bezkarnie kobiety teleskopem! A nie jak jakieś lewactwo unijne, jeszcze rządowe posady na lewo i lewo rozdawać. Twarde są chłopaki z ferajny w swojej ciemnej, ślepej uliczce. Wolnoć Tomku w swoim domku. Wolnoć Jarku w twoim folwarku.
Na zewnątrz – może i miękiszony, za to u siebie w kraju robią zamach stanu na raty i to w decydującej fazie, kryzysu kiedy cała Europa im w oczy i na ich ręce patrzy. Brak im odwagi by prosto z mostu powiedzieć to co u siebie pod trzepakiem wykrzykują.
Może kiedyś, faktycznie powiążą wartości takie, jak życie i zdrowie swych obywateli, nie z karami pieniężnymi, tylko z wartościami sekty której służą.
"Parkowanie w miejscu niedozwolonym – 24 godziny robót w geotermii Rydzyka.
Przekroczenie prędkości o 10km/h – 24 godziny robót na obszarach ziemskich kurii
Potrącenie pieszego – czynności obejmujące prace jak przygotowanie do i uporządkowanie po dowolnym, publicznym kamieniowaniu. Udział pasywny obowiązkowy
Potrącenie pieszego przechodzącego na zielonym światle, w oznakowanym miejscu – czynności obejmujące prace jak przygotowanie do i uporządkowanie po dowolnym, publicznym kamieniowaniu. Udział aktywny obowiązkowy.
Baza daanych programu e-kierowca PiSS, ma wszelkie prawa do upubliczenia danych, pełnej, dobrej i jedynie prawdziwej systematyki wykroczeń i wypadków drogowym. Każdemu kto wyniki e-kierowcy podda w wątpliwość, bądź zakwestionuje grozi ekskomunika i cela w klasztorze oo nietrapistów do uznanej samokrytyki (przeciętnie 25 lat)."
Patrząc na dotychczasowe relacje i wyniki współpracy na linii Orban – Kaczyński ciekawi mnie jak tym razem chce Orban załatwić Kaczyńskiego. Bo że ma taki zamiar jestem mocno przekonany..
Dla tych, co nie rozumieją zasady praworządności i nie widzą, że jest ona łamana w Polsce: podam hasło: brak jednakowego traktowania . Za pisu mamy następującą zasadę, która władza instytucjonalnie wprowadza na różnych poziomoach: Przynależność partyjna – do partii rządzącej lub partii wpierających władze, daje bezkarność. Wystarczy przypomnieć postępowania nawet nie wszczynane przez prokuraturę wobec współpracowników Ziobry podczas afery hejterskiej. Nie przesłuchano prawie nikogo w sprawie (jeden z sędziów się zaczął sypać ale go zaraz postawiono do pionu – straszą odpowiedzialnością zresztą). Nie doszło do żadnych czynności. A przecież ktoś wysyłam informacje posiadając nielegalnie zdobyte informacje o adresach sędziów. Jednocześnie szkalował ich. Były przesłanki aby zająć się sprawą. Piebiak przestał pracować ale został nagle sędzią w jednym warszawskich sądów jak gdyby nigdy nic. Nic nie zrobiono. Nawet go nie zapytano o jego udział w sprawie. Dlaczego? Bo PiS usunął mechanizmy chronioące przed dowolnością w takich sprawach. Toj jest brak praworządności. Państwo nagle może przestać w sposób arbitralnie ludzi, którzy z nią współpracują. Z drugiej strony mamy postępowania wszczynane za najdrobniejsze, jak się potem okazuje, urojone naruszenia.
Czy to jest praworządność? To raczej typowy przejaw działania autorytarnego, które jest sprzeczne z ideą praworządności.
Lista jest długa i dostępna w internecie. Wystarczy poszukać. Wnioski są proste.
Propagandą tego się nie przykryje. Zwłaszcza tą płaczliwą: znowu nas zachód szkaluje. To propaganda z czasów sowieckich. Tak właśnie PRL bronił się przed zarzutami o łamaniu prawa człowieka. Na marginesie: sowiecka władza wtedy mówił, że u niej jest spokój, nie ma zamachów, nie biją murzynów, a wszyscy żyją zgodnie ze swoją wschodnio-sowiecką mentalnością i zachód tego nie rozumie. Że – i to jest tutaj niepokojące – zachód miesza w Polsce, a ktoś, finansuje krytykę. Tak była kompromitowana solidarność. Jako agent wpływi zachodu. Szkoda, że ludzie zapominają o tym i są skłonni kupować bez krytycznie opowieści władzy o tym jak u nas jest dobrze i jak inni nie mogą nas krytykować. Jesteśmy sami. Stany od stycznia będą na nas też naciskać. I pojawia się pytanie: czy władza będzie jak alkoholik wypierać tę krytykę dalej? czy może jednak uświadomią sobie jednak wyborcy, że jak ci kolejna osoba mówi, że jesteś pijany, to to nie jest spisek, ani cudzy interes, tylko może jednak warto udać się na leczenie, bo bełkot i niezborność ruchowa staje się zagrożeniem dla całego społeczeństwa. PiS sprawia, że Polacy stają się współuzależnionymi. Powstają fałszywe zupełnie diagnozy i narracje. Jestem pesymistą. Nasz kraj potrzebuje katastrofy. I zmierza ku niej. Im więcej propagandy polegającej na wyparciu problemów tym boleśniejsza będzie to tragedia.