Nie potwierdziły się obawy prezydenta Kielc, który zakazał Marszu Równości w obawie przed "niepotrzebnymi zajściami". Tęczowy tłum około tysiąca osób przeszedł radośnie i spokojnie, garstki homofobów w koszulkach „Zakaz pedałowania” ograniczyły się do wyzwisk. Jakby "duch IKEI" spłynął na miasto, organizatorzy dziękowali "naszej kochanej policji"
Zaskakujące. Atmosfera w Kielcach była taka jakby "duch IKEI" - firmy, która wspiera tolerancję wobec osób LGBT i współtworzenie „kultury integracyjnej” - zatriumfował w mieście nad homofobicznymi odruchami w stylu zwolnionego z firmy "pana Tomasza", którego komisja Episkopatu lansuje jako "świeckiego apostoła" i obrońcę chrześcijaństwa.
Mimo zapowiadanych deszczów, setki zwolenników równości z Kielc i ich sympatyków z całej Polski przeszło ulicami miasta w pierwszym Kieleckim Marszu Równości pod hasłami „Kielce, Kielce w tęczy pełne serce”, „Wolność, równość, tolerancja” czy „Róż, brokat, antyfaszyzm".
Uczestnicy przeszli ulicami Solną, Paderewskiego, IX Wieków, Pelca, Rynek, Bodzentyńską, Kościuszki, Ewangelicką, plac Wolności, Hipoteczną i zakończyli przed godz. 16. przy pomniku Henryka Sienkiewicza na deptaku.
Fot. Wojtek Habdas /Agencja Gazeta
Tęczowe flagi, kolorowe stroje, taneczna muzyka i zagrzewające do tańca drag queens przyciągały uwagę mieszkańców, którzy tłumnie przyglądali się pochodowi z okien – podobnie jak w innych polskich miastach podczas lokalnych marszy: w Lublinie, Gnieźnie, Koszalinie, Rzeszowie czy Opolu.
Fot. Wojtek Habdas /Agencja Gazeta
Wielu z obserwujących barwny pochód machało do uczestników z uśmiechem. Skrzywiona twarz czy środkowy palec, choć się zdarzały, to należały od rzadkich widoków. „Jestem dumna i strasznie się cieszę, że coś takiego wreszcie jest w Kielcach” – cieszyła się para kielczan z dzieckiem. Z początku tylko obserwując, a potem dołączając do maszerujących na zabytkowym rynku. „Jestem tu z przyjemnością. Nie mam nic przeciwko takim osobom” – oceniał ogolony na jeża mieszkaniec podkieleckiej miejscowości.
Pochód otworzyło przemówienie jednego z aktywistów grupy „My, Rodzice”, zrzeszających matki i ojców, których dzieci ujawniły swoją nieheteronormatywną orientację. „Tylko 1 na 4 rodziców takich osób ma szansę to usłyszeć” – ubolewał.
Organizatorzy przypomnieli też, że 70 proc. młodych osób niehetero zmaga się z myślami samobójczymi. Oddali cześć ofiarom prześladowań, które w ostatnich latach targnęły się na własne życie.
Pokojowy pochód nie spotkał się z aktami przemocy. Homofobiczne kontrmanifestacje, ustawione w kilku miejscach w obok trasy pochodu, przyciągnęły po kilkanaście osób w koszulkach z symboliką Narodowych Sił Zbrojnych, hasłami „Zakaz pedałowania” albo „Polish White Front” (ang. Polski Biały Front) czy godłem Polski zestawionym z krzyżem celtyckim, międzynarodowym symbolem rasizmu, zakazanym w Niemczech i we Włoszech. "Przyszedłem, bo w Kielcach nie ma zoo. A tu facet z cyckami przebrany za babę" – mówił OKO.press jeden z nich.
Inny postawił tezę, że skoro ma być wolność, to jemu "wolno pozabijać tych pedałów". Towarzysząca mu starsza kobieta żaliła się, że według niej osoby LGBT drwią z religii katolickiej: "Co zrobili w Gdańsku z Matką Boską!".
Nie spełniły się jednak obawy deklarowane przez prezydenta miasta Bogdana Wentę (bezpartyjny, wcześniej europoseł PO), który zakazał marszu z uwagi na "zagrożenie dla bezpieczeństwa".
„Jako człowiek i jako obywatel zawsze popierałem i będę popierał formy okazywania wolności i równości, które nie stanowią zagrożenia dla mieszkańców czy obywateli naszego kraju. Chodzi także o formę marszu czy ekspresję poglądów, szczególnie dla środowisk wykluczonych. Ale jako prezydent miasta popieram i będę popierał w przyszłości wszelkie wydarzenia, które łączą i integrują mieszkańców. Musimy wyeliminować wszelką formę zagrożenia, która mogłaby spowodować niepotrzebne zajścia” – mówił Wenta podczas konferencji prasowej.
Interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który razem z organizatorami zaskarżył do sądu decyzję prezydenta, bo „narusza Prawo o zgromadzeniach, Konstytucję i Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności”. Sąd uchylił zakaz.
To kolejny taki przypadek ograniczania wolności obywatelskich przez włodarzy zastraszonych przez ewentualnych agresorów. Pierwszy był prezydent Lublina z ramienia PO Krzysztof Żuk, który zakazał Marszu Równości w Lublinie w październiku 2018 roku. W kwietniu 2019 taki zakaz wydał prezydent Gniezna Tomasz Budasz, także z PO. W czerwcu 2019 prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc z SLD (dziś już poza partią) zakazał marszu u siebie.
Co warte bardziej szczegółowego zbadania, klaruje się reguła, wedle której homofobiczne kontrmanifestacje są najbardziej agresywne, gdy w pobliżu odbywają się rozgrywki piłkarskie, które oprócz miłośników sportu przyciągają zideologizowanych przez skrajną prawicę kiboli. Tak było w Gnieźnie, gdzie w stronę Marszu Równości leciały m.in. butelki, oraz w Lublinie, gdzie w wyniku ataku nacjonalistów lekko rannych zostało ośmiu policjantów broniących zgromadzenia.
Na zakończenie marszu, jedna z organizatorek dziękowała "naszej kochanej policji", co wywołało wielki aplauz zebranych.
Na kieleckim marszu byli także dwudziestoparoletni organizatorzy siostrzanych imprez z innych mniejszych ośrodków, deklarowali, że chcą dalej organizować Marsze Równości. Tęczowe pochody wrastają w polską rzeczywistość nie tylko w największych aglomeracjach takich jak Warszawa, Gdańsk czy Poznań. Młode osoby niehetero, czy te tylko wyglądem odbiegające od „normy”, chcą się czuć dobrze w rodzinnych stronach, a nie uciekać.
Nie dalej jak tydzień temu radny PiS Piotr Kisiel domagał się od władz „kompleksowego programu”, by młodzi kielczanie zostawali w mieście. A to właśnie młodzi dominowali na Marszu Równości – i zapowiadali, że nawet jeśli wyjadą się uczyć i zdobywać doświadczenie w innych miastach, to kiedyś chcą wrócić do Kielc, bo mają tu rodziny i z tym miejscem wiążą się ich wspomnienia.
O tym, czy rzeczywiście zdecydują się na powrót, być może zdecyduje droga, jaką w czasie ich nieobecności obierze miasto. Jedną wyznaczał dziś Marsz Równości, drugą ustawiony w pobliżu namiot Ruchu Narodowego z hasłami „Nie dyktatowi UE” i „Stop imigracji”, z którego działacze rozdawali dzieciom baloniki.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze