0:000:00

0:00

To wielka wygrana sędzi Justyny Koski-Janusz (na zdjęciu u góry) z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. Jest pierwszą sędzię w Polsce, która pozwała urzędującego ministra sprawiedliwości i pierwszą, która z nim wygrała aż w Sądzie Najwyższym. Cały proces trwał aż 6 lat. Wygrana sędzi to też wielki sukces wszystkich sędziów w Polsce. Bo pokazała, że minister sprawiedliwości i podległy mu resort nie może bezkarnie obrażać i atakować sędziów.

Ten wyrok to też wielka przegrana Zbigniewa Ziobry. Choć formalnie pozwany był jego urząd, to jednak on od 8 lat jest ministrem. I to on jako minister nadzoruje cały resort oraz odpowiada za bezpodstawny atak na sędzię Koskę-Janusz.

Wyrok, który nakazuje ministrowi przeprosić sędzię, wydał w piątek 21 kwietnia 2023 roku Sąd Najwyższy w składzie trzech legalnych sędziów z Izby Cywilnej: przewodniczący składu Władysław Pawlak, Monika Koba i sprawozdawca sprawy Karol Weitz. SN oddalił skargę kasacyjną ministra sprawiedliwości od wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z października 2019 roku. Co oznacza, że resort Ziobry będzie musiał teraz przeprosić sędzię - wykonanie przeprosin było wstrzymane do czasu wydania wyroku przez SN. Resort powinien teraz zamieścić na swojej stronie internetowej oświadczenie o treści:

„Przepraszam sędzię Justynę Koskę-Janusz za bezprawne naruszenie jej dóbr osobistych, polegające na naruszeniu dobrego imienia, narażeniu na utratę dobrej opinii oraz zarzuceniu niewłaściwego postępowania przy pełnieniu funkcji sędziego”. Oświadczenie ma być podpisane: minister sprawiedliwości.

Nie jest znane uzasadnienie wyroku SN. Bo zapadł on na posiedzeniu niejawnym, bez udziału stron. Wiele razy zmieniana przez PiS ustawa o SN pozwala na taki tryb procedowania. Pisemne uzasadnienie wyroku będzie gotowe za jakiś czas. Pełnomocnikiem sędzi w tej sprawie jest adwokat Andrzej Michałowski. W dalszej części tekstu opisujemy szczegóły prawomocnego wyroku sądu apelacyjnego.

Sędzia Justyna Koska-Janusz wraz ze swoim pełnomocnikiem Andrzejem Michałowskim. Zdjęcie zrobione w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie w 2019 roku. Fot. Mariusz Jałoszewski.

Koska-Janusz to jedna z pierwszych represjonowanych sędzi w Polsce

Sędzia Justyna Koska-Janusz jako jedna z pierwszych w Polsce odczuła, czym są szykany ze strony obecnej władzy i jako pierwsza zdecydowała bronić swojego dobrego imienia, pozywając ministra do sądu.

Sędzia w spór z ministrem Ziobro weszła w październiku 2016 roku. Wtedy resort Ziobry odwołał ją z delegacji do orzekania w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Sędzia wróciła do macierzystego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. O tę decyzję zaczęli dopytywać dziennikarze, bo było to o tyle dziwne, że wcześniej resort Ziobry sam zgodził się na delegowanie sędzi. Ponadto minister może skrócić sędziemu delegację tylko w wyjątkowych wypadkach.

Okazało się też, że Koska-Janusz kilka lat wcześniej prowadziła proces, w którym minister Ziobro złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko byłemu prezesowi PZU Jaromirowi Netzlowi. Ziobro ten proces przegrał. W dodatku sędzia ukarała go karą finansową za spóźnienie się na jedną z rozpraw. Nasuwało się więc podejrzenie, że Ziobro odwołując delegację Koski-Janusz kierował się osobistymi pobudkami. Choć minister potem temu zaprzeczał.

Przeczytaj także:

Dziś już wiadomo, że instrumentalne cofanie sędziego z delegacji jest formą represji. Wynika to z ważnego wyroku TSUE z listopada 2021 roku. Trybunał ocenił wtedy, że prawo ministra sprawiedliwości do delegowania sędziów do orzekania do sądów wyższej instancji i prawo ich odwoływania bez żadnych kryteriów, narusza prawo unijne.

Trybunał orzekł, że w ten sposób minister może wpływać na orzeczenia sędziów i ich karać, cofając im delegację. I to się stało właśnie w sprawie sędzi Koski-Janusz i na jej przykładzie widać jak to działa. W ten sposób oraz poprzez przymusowe przenoszenie do innych wydziałów sądu, jest karanych coraz więcej sędziów. O czym piszemy w OKO.press.

Uderzenie komunikatem

Ministerstwo, pytane wówczas przez dziennikarzy o powody odwołania sędzi Koski-Janusz z delegacji, wydało na swojej stronie internetowej komunikat, w którym tłumaczyło rzekome powody decyzji.

W komunikacie napisano, że Ziobro zgodził się na delegację dla sędzi do sądu okręgowego, ale już po tej decyzji do resortu miała dotrzeć informacja, że sędzia „miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane w mediach”.

Chodziło o sprawę Izabelli Ch., która pod wpływem alkoholu w 2013 roku wjechała samochodem do przejścia podziemnego w centrum stolicy. „Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy” - napisano w komunikacie.

Po uzyskaniu tej informacji minister miał skrócić delegację, by „Uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia. W Sądzie Okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie”.

Problem w tym, że sędzia Koska-Janusz sprawą Izabelli Ch. zajmowała się zaledwie kilka godzin. Dostała ją na dyżurze, podczas którego rozpatrywane są sprawy w trybie przyspieszonym. W tym trybie orzeka się w prostych przypadkach, np. gdy sprawców złapano na gorącym uczynku, a ich wina i dowody potwierdzające winę są bezsporne.

Sędzia miała jednak wątpliwości czy Izabella Ch. jest poczytalna i odesłała sprawę prokuraturze - do zbadania w zwykłym trybie. Ta powołała biegłych psychiatrów. Okazało się, że sędzia miała dobrą intuicję: biegli potwierdzili, że Izabella Ch. jest niepoczytalna. Ostatecznie sprawę umorzono, a Ch. trafiła na leczenie.

Obronca Zbigniewa Ziobro Maciej Zaborowski podczas rozprawy
Adwokat Maciej Zaborowski, był pełnomocnikiem ministra w procesie z sędzią Koską-Janusz. Fot. Franciszek Mazur/Agencja Wyborcza.pl

Minister bronił się prawem do krytyki

Dlatego sędzia Justyna Koska-Janusz skierowała pozew cywilny do sądu o ochronę dóbr osobistych. Formalnie pozwanym był skarb państwa, reprezentowany przez ministra sprawiedliwości. Bo minister jako szef resortu odpowiada za działania pracowników z biura prasowego, którzy przygotowali komunikat.

Sędzia zarzuciła, że w komunikacie podważono jej kompetencje zawodowe (minister nie może oceniać pracy sędziów, nie ma do tego prawa) i dobrą opinię, ważną w zawodzie sędziego. Ministerstwo broniło się zaś prawem do wolności wypowiedzi i prawem do krytyki osób publicznych, czyli też sędziów. Podważało też decyzje sędzi w sprawie Izabelli Ch.

W marcu 2018 roku Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał ministrowi zamieszczenie przeprosin sędzi na swojej stronie internetowej oraz nakazał usunięcie komunikatu ze strony resortu. Nie uwzględnił jednak żądania zapłaty 10 tys. zł na cel społeczny i przeprosin w prasie.

Sąd Okręgowy w wyroku podkreślał, że władzy wolno tylko tyle, ile wynika z przepisów, a minister sprawiedliwości nie ma kompetencji do oceny działania sędziego oraz jego czynności procesowych. Sąd uznał też wtedy wypowiedzi z komunikatu na temat sędzi, za bezprawne.

Sąd Apelacyjny: minister nie może krytykować sędziów

Od tego wyroku apelację złożył minister. Ale w październiku 2019 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie w większości podtrzymał wyrok sądu okręgowego. Uchylił tylko nakaz usunięcia uderzającego w sędzię komunikatu. Sąd uzasadniał to prawem społeczeństwa do dostępu do archiwów w internecie. Podkreślał też, że sąd nie może poprawiać historii.

„Pozostawienie wpisu [komunikatu - red.] jest świadectwem historii i sposobu funkcjonowania w tym czasie ministra sprawiedliwości" – uzasadniała też wyrok sędzia Marzanna Góral, przewodnicząca składu orzekającego i referent tej sprawy. Dodała, że sędzia Koska-Janusz w odrębnym postępowaniu może wnosić o zamieszczenie obok komunikatu zastrzeżenia informującego o zapadłym wyroku.

Sąd apelacyjny zgodził się z ustaleniami sądu okręgowego. Komunikat uznał za nierzetelny, zawierające niesprawdzone fakty i nie zasadne oceny. Oparty tylko na doniesieniach medialnych, których minister nie sprawdził, choć miał dostęp do akt z oceną pracy sędzi Koski-Janusz. „Ale z tego nie skorzystał. Nie zweryfikowano doniesień medialnych” - podkreślała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia. I dodała, że pracy sędziego nie ocenia się wydając komunikaty.

Sąd apelacyjny przyjął, że komunikat stawia sędzię w złym świetle i ją dyskredytuje. Przez co narusza jej dobra osobiste. Sugeruje też, że Koska-Janusz nie spełnia kryteriów zawodowych do orzekania w sądzie okręgowym.

Sąd apelacyjny rozważał, czy minister tak jak zwykły obywatel ma prawo do krytyki i swobody wypowiedzi. I orzekł, że nawet gdyby tak przyjąć, to swoboda wypowiedzi nie jest absolutna i podlega ograniczeniom, jeśli narusza czyjeś dobra osobiste.

Sędzia Marzanna Góral w ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślała w 2019 roku, że od osób pełniących najwyższe funkcje w organach władzy wykonawczej należy wymagać szczególnej staranności i powściągliwości. I umiarkowania w formułowaniu krytycznych wypowiedzi wobec „przedstawicieli władzy sądowniczej”.

„Ze względu na oczywiste ryzyko narażania wymiaru sprawiedliwości jako całości na utratę autorytetu, podważenia do niego zaufania i jego bezstronności” - uzasadniała sędzia Góral.

I dalej: „Przepisy prawa nie przewidują kompetencji ministra sprawiedliwości do publicznej krytyki pracy sędziego, a tym bardziej krytyki nieuzasadnionej o charakterze naruszającym dobra osobiste sędziego". Sąd apelacyjny podkreślał, że krytyka sędzi ze strony ministerstwa była ingerencją w wykonywanie władzy sądowniczej.

Ten wyrok wydał sąd apelacyjny w składzie - sędzie Beata Byszewska, Dagmara Olczak-Dąbrowska i Marzanna Góral.

Beata Morawiec w sędziowskiej todze
Sędzia Beata Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie. Też pozwała ministra sprawiedliwości za oczerniający ją komunikat resortu. Fot. Piotr Wójcik, zdjęcie z projektu wystawy “Sprawiedliwość”.

Czy minister przeprosi też sędzię Morawiec

Sędzia Justyna Koska-Janusz jako pierwsza pozwała ministra sprawiedliwości, ale nie jako jedyna. Na podobny ruch zdecydowała się sędzia Beata Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie. To była prezes tego sądu i jednocześnie szefowa stowarzyszenie niezależnych sędziów Themis.

Też pozwała go za komunikat resortu, w którym podano rzekome powody odwołania jej z funkcji prezesa sądu. Informacja o jej odwołaniu była wpleciona w inne informacje o zatrzymaniach na zlecenie prokuratury dyrektorów krakowskich sądów. Morawiec z dyrektorami nie miała nic wspólnego, ale powstało wrażenie, że mogła ona mieć związek z nielegalnymi działaniami.

Sędzia wygrała z ministrem proces cywilny w Sądzie Okręgowym w Warszawie i w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Oba sądy nakazały jej przeproszenie, bo orzekły, że celowo naruszono jej dobra osobiste. Ale minister złożył skargę kasacyjną do SN i czeka ona jeszcze na rozpoznanie.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze