Polacy znów masowo pomagają, tym razem imigrantom. Już ponad 470 tys. zł zebrała Grupa Granica. Trzy przygraniczne gminy: Michałowo, Gródek i Narewka, prowadzą zbiórkę rzeczy i są gotowe świadczyć pomoc humanitarną. To tylko część inicjatyw, ich liczba rośnie z dnia na dzień
Trwa łatanie dziury po państwie, które nie ofertuje najsłabszym pomocy humanitarnej. Poza opisanymi wyżej akcjami, także Fundacja Batorego uruchomiła Fundusz Pomocy Pomagającym, by wspierać aktywistów prowadzących działania pomocowe, ratownicze i interwencyjne.
Liczba zbiórek rośnie z dnia na dzień. Aby się w nich nie pogubić, Stowarzyszenie Obywatele RP na bieżąco aktualizuje mapę zbiórek i protestów, związanych z kryzysem humanitarnym na wschodniej granicy Polski.
Tysiące osób w Polsce szuka sposobów, by pomóc imigrantom. Do mieszkańców strefy objętej stanem wyjątkowym, którzy zaapelowali o wsparcie rzeczowe (chodzi głównie o zestawy ratunkowe, śpiwory, odzież i obuwie dla cudzoziemców), nadeszło tak wiele darów, że mają trudności z ich magazynowaniem.
Polacy próbują zastąpić swoje państwo, które zawiodło. Nie po raz pierwszy. W pandemii masowo szyli maseczki i kombinezony, samodzielnie dostosowywali oddziały szpitalne do nowych warunków sanitarnych, brakujące narzędzia powstawały na drukarkach 3D w prywatnych firmach, a zakłady kosmetyczne przekazywały szpitalom swoje zapasy środków dezynfekcyjnych.
Wcześniej bywało podobnie. Kiedy we wrześniu 2019 roku telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę nie dostał ministerialnego dofinansowania, zorganizowano obywatelską zbiórkę i przez dwa dni zebrano 2 mln zł, dzięki czemu udało się nawet wydłużyć godziny dyżurów telefonicznych.
Gdy na początku 2019 roku rząd wycofał dotację dla Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, w ciągu dwóch dni zebrano 3 mln zł, aby ta instytucja mogła dalej działać.
Obecna fala aktywności wobec imigrantów nie pojawiła się od razu. Gdy w sierpniu media zaczęły informować o grupie cudzoziemców, koczujących na granicy w miejscowości Usnarz Górny, powszechny był raczej dystans wobec tej sytuacji.
Działo się niby blisko, ale wydawało się, że będzie jednak sprawą państwa, nie obywateli. Wprowadzenie stanu wyjątkowego na początku września zwróciło uwagę na kryzys migracyjny, ale wydaje się, że empatię na dużą skalę uruchomiły dopiero zdjęcia dzieci z placu przed strażnicą Straży Granicznej w Michałowie.
Podbiły ją kolejne materiały pokazujące, że w przygranicznych lasach koczują nie tylko mężczyźni, ale też dzieci w różnym wieku i kobiety. Doniesienia o zmarłych, relacje ratowników o skrajnie wyczerpanych ludziach błagających o pomoc, nagrania z rozpaczliwymi prośbami o ratunek – wszystko to sprawiło, że w Polakach uruchomiła się potężna fala empatii, a wraz z nią potrzeba, by tym ludziom pomóc.
Od początku aktywni byli członkowie organizacji pozarządowych, zajmujących się uchodźcami. Po nich w pomoc humanitarną włączyli się niektórzy mieszkańcy terenów przygranicznych, wreszcie - mieszkańcy innych części województwa podlaskiego.
Pierwsze tygodnie akcji pomocowej wyglądały partyzancko - pomagający woleli nie dzielić się informacjami na ten temat w mediach społecznościowych. O tym, kto czego potrzebuje, do kogo się zgłosić, by pomagać, informowano się prywatnie i w zaufaniu. Ale fala empatii wzbierała.
„Tu na granicy coraz lepiej działa coś, co można spokojnie nazwać Graniczne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ludzie różni: prości i bardzo wykształceni są ratowniczkami i ratownikami tego specyficznego nizinnego GOPR-u tak samo jak ci, co na początku ubiegłego wieku stworzyli TOPR (protoplastę wszystkich GOPR-ów). Tak samo bezinteresownie niosą pomoc ludziom w potrzebie, ratują życie, z tą różnicą, że nie walczą ze skutkami lawin, albo oblodzeni, tylko z tym, że paru wpływowych drani dla poprawy notowań politycznych postanowiło policytować się z sąsiednim reżimem na okrucieństwo” – tak sytuację w strefie objętej stanem wyjątkowym kilka dni temu opisał na Facebooku Adam Wajrak, pisarz, przyrodnik, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, mieszkający we wsi Teremiski, w Puszczy Białowieskiej.
Dziś już tysiące ludzi w Polsce angażują się we wsparcie aktywistów, świadczących bezpośrednią pomoc imigrantom. Robią to na najróżniejsze sposoby – od malowania kredą symbolicznych rysunków na chodnikach przed siedzibami Straży Granicznej (tak zaczęła się działalność inicjatywy Rodziny bez granic), po wolontarystyczną pomoc tuż przy strefie objętej stanem wyjątkowym.
Najczęściej słyszymy o aktywistach NGO'sów, medykach udzielających pomocy, mieszkańcach obszarów przygranicznych – ale fala wsparcia objęła już mieszkańców z całej Polski. Dzieje się tak pomimo tego, że ponad połowa Polaków jest za odsyłaniem imigrantów do państw pochodzenia.
Zainteresowanie wsparciem jest ogromne – widać je choćby w dynamice przyrostu członków grup na Facebooku, które zajmują się tym tematem, czy w intensywności toczącej się tam dyskusji.
"Nie można spać, oglądające te dzieci, całe rodziny, kobiety, które mogą umrzeć z wyziębienia" – mówiła w TVN24 aktorka Olga Bołądź, która kilka dni temu razem z muzykiem Krzysztofem Zalewskim przywiozła rzeczy dla imigrantów do gminy Michałowo.
"Kiedy widzimy zdjęcia małych dzieci, które są odsyłane nocą do zimnego lasu, nie sposób przejść nad takim obrazkiem do porządku dziennego" – dodawał Zalewski.
Nie da się spać – o tym piszą też użytkownicy Facebooka, którzy dołączają do grup wsparcia dla imigrantów. Wszyscy szukają sposobu, by ten zimny, październikowy las choć trochę rozgrzać. Wśród mieszkańców terenów przygranicznych pojawiła się inicjatywa oświetlania zielonym światłem domów, w których koczujący na granicy mogą się ogrzać i najeść.
Na jednej z facebookowych grup zbierają się babcie, które uczestniczą w zbiórkach rzeczy dla imigrantów, tworzą własne ulotki, rozmawiają ze znajomymi o sytuacji na granicy. Ale też dziergają czapki i szaliki – by ludziom na granicy było trochę cieplej. Dla imigrantów dziergają zresztą nie tylko babcie.
Mnożą się zbiórki. Organizują je organizacje pozarządowe, prywatne firmy, kawiarnie, samorządy. Listy przedmiotów niezbędnych do przetrwania w lesie krążą po sieci – już chyba każdy zainteresowany wie, że jeśli kupować śpiwory, to nie puchowe (po przemoknięciu nie nadają się do użytku).
Buty – najlepsze są kalosze z wyjmowaną, ocieplającą wkładką. Skarpety tylko wełniane albo syntetyczne (znów chodzi o wilgoć), rękawiczki jednowarstwowe, folie termiczne. Warszawskie Atelier Chmur opublikowało film, żeby pokazać, ile worków z darami zgromadzono tam w ciągu kilku zaledwie dni. Pierwszy transport już wcześniej pojechał na granicę.
„Jesteście niesamowici” - pisze Katarzyna z Atelier Chmur. I dodaje: „Zbieramy nadal”.
Zbiórkę zorganizowały też warszawskie kawiarnie: „Cafe Peron” i „Prochownia Żoliborz”, Parafia ewangelicko-augsburska w Bytomiu-Miechowicach zbiera latarki i powerbanki dla wolontariuszy z Grupy Granica.
W Krakowie wsparcie dla rodzin z Afganistanu organizuje Salam Lab - Laboratorium Pokoju, projekt realizowany przez Karola Wilczyńskiego, dziennikarza i doktora filozofii arabskiej, wspólnie z krakowskimi NGO-sami oraz lokalnym oddziałem Grupy Granica.
Dary można przekazywać też do PCK w Białymstoku i Lublinie, a transport z pomocą humanitarną na granicę zorganizowało już białostockie Caritas. W Krakowie koce, ciepłe ubrania i jedzenie zbierały Teatr Łaźnia Nowa i Dom Utopii – Międzynarodowe Centrum Empatii.
Wiele innych zbiórek w całej Polsce organizują małe NGO`sy i osoby prywatne. Ich spis można znaleźć na stronie organizacji Obywatele RP.
Fundacja „Ocalenie” umożliwia przekazanie finansowego wsparcia, przy czym każdą sumę opisano: 50 zł to paczka z żywnością; 300 zł – bak paliwa dla grupy pomocowej. 500 zł – obsługa prawna dla 1 uchodźcy.
Zbiórki prowadzą też podlaskie gminy: Michałowo, Gródek i Narewka. Wszystkie deklarują zaangażowanie w pomoc humanitarną imigrantom, w Michałowie powstało też pomieszczenie, w którym tymczasowo mogą schronić się ludzie, odnalezieni w lasach, oczekujący na przyjazd polskich służb.
Na apel Gminnego Centrum Kultury w Gródku odpowiedziała gmina Wieliszew – w minionym tygodniu jej mieszkańcy mogli przynieść potrzebne przedmioty do hali sportowej, a transport tych rzeczy do Gródka organizują wieliszewscy urzędnicy.
Te zbiórkowe akcje dzieją się szybko, dary przyjmowane są przez kilka dni i natychmiast ekspediowane są do wschodniej Polski. Rzeczową pomoc świadczą także osoby prywatne, wspierając między innymi cudzoziemców, którzy już trafili do zamkniętych ośrodków. Nowych przybyszów jest tam coraz więcej, często docierają do ośrodków bez niczego, potrzebują ubrań, butów, środków czystości.
Skrzykujący się w razie potrzeby mieszkańcy Podlaskiego czy Lubelskiego, by zaspokoić podstawowe potrzeby imigrantów, to codzienność tych, którzy czują, że nie są w stanie stać z boku, gdy tuż obok cierpią ludzie.
Jednak łatanie dziury po państwie na tym się nie kończy. Pomysły się mnożą. W sieci można znaleźć projekty ulotek, plakatów i wlepek do wydrukowania - chodzi o poinformowanie jak największej liczby Polaków o tym, co się dzieje na granicy.
Inni poszukują możliwości dotarcia do celebrytów, by ci wywierali presję na polskie władze, aby zmieniły strategię wobec koczujących w lesie imigrantów. Powstają inicjatywy środowiskowe, nastawione na uruchomienie konkretnych społeczności (w firmach, na uczelniach), zaplanowano też masowe protesty.
W najbliższą niedzielę, 17 października, z ronda de Gaulle'a w Warszawie o godz. 14:00 wyruszy Marsz Solidarności z Uchodźcami i Uchodźczyniami „Stop torturom na granicy!”
Jego organizatorzy piszą: „To moment krytyczny! Od prawie dwóch miesięcy polskie władze podejmują działania, przez które życie straciło co najmniej 6 osób szukających schronienia w Polsce i Europie. Życie kolejnych kilkuset osób, które próbują wydostać się z przygranicznych lasów, jest zagrożone. Są wśród nich małe dzieci. To uchodźcy i uchodźczynie z Iraku, Afganistanu, Syrii, Turcji i innych krajów, w których grożą im wojna, prześladowania i przemoc. (…) Niestety, działania polskiego rządu uniemożliwiają przemarzniętym i chorym osobom skorzystanie z niezbędnej pomocy medycznej, mimo że lekarki i medycy od początku deklarują chęć nieodpłatnej pomocy uchodźcom i uchodźczyniom na granicy. (…) Nie wiemy, ile osób potrzebuje pomocy, ile osób zmarło podczas wielokrotnych prób dotarcia do Polski – o ile więcej, niż wynika to z informacji przekazanych w oficjalnych komunikatach…? Życie i zdrowie tych osób to nasza odpowiedzialność. Wyraźmy swój sprzeciw!”
Na sobotę natomiast zaplanowano pikietę w Katowicach. Odbędą się również protesty przed polskimi ambasadami w kilku krajach, począwszy od sobotniej manifestacji w niemieckiej Kolonii, przez protesty w Londynie, Sztokholmie, Pradze, Barcelonie i Paryżu w niedzielę, aż po Brukselę, w której manifestację zaplanowano na piątek, 22 października.
Wielodniowy protest prowadzi w mediach społecznościowych grupa „Medycy na granicy”, w ten sposób zwracając uwagę na niedopuszczanie medyków do udzielania pomocy imigrantom w strefie stanu wyjątkowego. „MSWiA nie wyraża zgody na wjazd do strefy stanu wyjątkowego. Domagamy się zmiany tej decyzji. Wychłodzeni, głodni i przerażeni imigranci oraz uchodźcy (w tym ciężarne kobiety i dzieci) uwięzieni są przygranicznych lasach. Umierają z zimna i głodu. Potrzebują pilnej pomocy medycznej. Wpuścić medyków na granicę!” – piszą organizatorzy akcji. „Medycy na granicy” obecnie pomagają tam, gdzie mogą dojechać, czyli na terenach nie objętych stanem wyjątkowym. Oni też prowadzą zbiórkę na swoją działalność – zgromadzili już prawie 400 tys. zł.
Natomiast na 23 października zaplanowano protest „Matki na Granicę. Miejsce dzieci nie jest w lesie!”
„Mamy dość bezsilności. Nie chcemy i nie możemy przyzwalać dłużej na okrucieństwo i tortury, nieludzkie traktowanie i odzieranie z godności migrantów, uchodźców na terenie przygranicznym Polski i Białorusi. Nie możemy być bierne, kiedy w zimnych, mokrych, ciemnych lasach na terytorium Polski tygodniami przebywają dzieci - bez jedzenia, picia, dostępu do schronienia” – piszą organizatorzy wydarzenia. I dalej: „Jako matki i nie-matki, ojcowie, nie-ojcowie, kobiety, mężczyźni, osoby, bierzemy sprawy w swoje ręce. Nie możemy dłużej milczeć, robimy protest. 23 października staniemy wzdłuż granicy i pokojowo sprzeciwimy się torturowaniu migrantów, migrantek, uchodźców, uchodźczyń.”
Do serii prywatnych inicjatyw należy akcja informacyjna, adresowana do osób, planujących wyruszenie na białoruski szlak migracyjny.
Jak pokazał (między innymi mój) monitoring arabskich social media, w internecie pojawia się wiele ofert „przewodników’, przemytników ludzi, niezweryfikowanych biur podróży, którzy przekonują obywateli Bliskiego Wschodu, że trasa do Niemiec przez Białoruś i Polskę jest prosta, wymaga zaledwie kilkunastokilometrowego spaceru, ewentualnie wytrzymania kilku dni w chłodzie. Nie wspominają o tym, iż tereny przygraniczne mogą stać się śmiertelną pułapką dla imigrantów.
Kampanię informacyjną, adresowaną do obywateli państw Bliskiego Wschodu, powinny prowadzić polskie władze. Dobrze zaplanowana, z zapewnionym budżetem i wsparciem polskich dyplomatów na Bliskim Wschodzie, dawałaby szansę na szerokie dotarcie do zainteresowanych z informacją, że polsko-białoruska granica jest dla imigrantów zamknięta. Takiej państwowej kampanii jednak nie ma.
W ramach łatania także tego braku powstał pomysł, by z informacją o tym, co się naprawdę dzieje na granicy, docierać do obywateli państw Bliskiego Wschodu przez media społecznościowe. Aktywiści przygotowali tekst wiadomości, przetłumaczyli ją na kilka językach.
Okazało się jednak, że przekonywanie mieszkańców Bliskiego Wschodu, by nie wyruszali w drogę, nie jest łatwe. Komunikaty, wrzucane przez Polaków, budzą ich nieufność. W niektórych wprost padają oskarżenia o rasizm, w innych – po prostu o niechęć do muzułmanów.
Trudno jest też uwiarygodnić informacje o fatalnej sytuacji na granicy, gdy jednocześnie na tych samych grupach codziennie pojawiają się wpisy szczęśliwych imigrantów, którym udało się dotrzeć do Niemiec.
Mimo to polscy aktywiści nie ustają w wysiłkach. Piszą do dużych organizacji pozarządowych, polskich i zagranicznych, by te podejmowały działania w sprawie kryzysu migracyjnego. Dokumentują raporty wolontariuszy, pomagających przy strefie stanu wyjątkowego. Są też tacy, którzy oferują imigrantom dach nad głową.
„Gdy jedni budują mury, inni tworzą sieci, sieci współpracy, samopomocy” – podsumowuje na Twitterze jedna z jego użytkowniczek, Małgorzata. W sieciowaniu pomocy Polacy są coraz lepsi. W ten sposób, wielkim indywidualnym i obywatelskim wysiłkiem konstruują protezę państwa w sytuacjach kryzysowych.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze