0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

25 sierpnia premier Morawiecki rozmawiał w TVP z Danutą Holecką. Nawet ona postanowiła dać znać premierowi, że pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, z puli Funduszu Odbudowy UE, jednak by się Polsce przydały. „Widzę, że pani — podobnie jak skrajna prawica i skrajna nasza opozycja, totalna opozycja — również dała się wpuścić w taki nurt narracji o KPO” – odpowiedział premier – „Każdy oczywiście ma do tego prawo, ale KPO to 120-130 mld zł, zaokrąglając. Jak podzielimy to na sześć lat, to okrągło wychodzi 20 mld zł rocznie".

Dalej Mateusz Morawiecki przekonywał, że środki z KPO "to nie jest coś, co zmienia zasadniczo sytuację gospodarczą, finansową Polski".

I kontynuował: „Podam tylko taki jeden bardzo konkretny przykład. Dosłownie dwa miesiące temu zatwierdziliśmy drugą transzę programu inwestycji strategicznych Polski Ład, tak nazywamy ten program. Tam było blisko 30 mld z naszych budżetowych pieniędzy. Czyli pokazujemy na zdolności finansowe Polski dużo większe niż KPO”.

Lekceważenie dla miliardów

Oczywiście politycy PiS mówią tak, bo jest im to politycznie wygodne. KPO wciąż jest zawieszone przez polskie problemy z praworządnością, dlatego Mateusz Morawiecki musi w swoich wypowiedziach bagatelizować te pieniądze. Rok temu - gdy miliardy z UE wydawały się jeszcze realne - PiS mówił zupełnie inaczej.

Partia rządząca obkleiła Polskę plakatami z hasłem „770 miliardów złotych dla Polski”. Chodziło o środki z budżetu unijnego na lata 2021-2027, których częścią jest właśnie pokryzysowy Krajowy Plan Odbudowy. Polska miała otrzymać w puli KPO prawie 35 mld euro w dotacjach i preferencyjnych pożyczkach, do wykorzystania do końca 2026 roku. Chociaż Komisja Europejska zaakceptowała już nasz KPO, to środków jeszcze nie zobaczyliśmy i możemy długo nie zobaczyć. A to dlatego, że Polska wciąż nie usunęła problemów z praworządnością, a to warunek przyznania pieniędzy.

Przeczytaj także:

Spróbujmy przyjrzeć się temu, czy rzeczywiście można pieniądze z KPO lekceważyć tak, jak robi to obecnie rząd Mateusza Morawieckiego.

środki z KPO to nie jest coś, co zmienia zasadniczo sytuację gospodarczą, finansową Polski

”Gość Wiadomości", TVP ,25 września 2022

Sprawdziliśmy

pożyczki z KPO byłyby wielokrotnie mniej kosztowne, a napływ euro korzystny dla polskiej gospodarki

Możemy pożyczyć gdzie indziej?

Pojawia się argument, że przecież duża część KPO to jedynie pożyczki, a pieniądze można sobie pożyczyć komercyjnie. Większość środków – 23 mld euro – to dotacje. Pożyczki to około 11,5 mld euro. O to, czy nie ma różnicy między taką pożyczką, a pożyczką komercyjną dla państwa zapytaliśmy dr. Michała Możdżenia z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie:

„Koszt środków uzyskanych z wykorzystaniem Funduszu Odbudowy (który przeznaczony jest na finansowanie działań zaplanowanych w KPO) jest dla krajów takich jak Polska wielokrotnie niższy niż rentowność długu zaciąganego przez rząd za granicą”

– tłumaczy naukowiec.

Dodaje: „Zgodnie z raportem Komisji Europejskiej przeciętny koszt finansowania funduszu w pierwszym półroczu 2022 roku wyniósł 1,24 proc., podczas gdy rentowność tzw. euroobligacji (finansujących dług w walutach obcych) sprzedanych przez Polskę w maju 2022 wyniosła prawie 3 proc”.

Rentowność to pojęcie, które kojarzy się pozytywnie. Tutaj jednak korzystniejsze są mniejsze liczby, bo chodzi o rentowność tych, którzy pożyczają (czyli na przykład kupują obligacje), a nie tego, który pożycza. Z perspektywy państw im niższa rentowność, tym niższy koszt zadłużenia się. W przykładzie, który podaje dr Możdżeń, pożyczki w ramach KPO są ponad dwukrotnie korzystniejsze.

Euro z KPO dobre dla złotego

Dr Możdżeń: „To jak uzyskanie z KE środków na finansowanie KPO wpłynie na krajowe możliwości zaciągania długu, ma dwa aspekty: rynkowy oraz polityczny.

Z rynkowego punktu widzenia oprócz wspomnianego niższego kosztu obsługi tego zadłużenia istotną zaletą tych środków jest fakt, że są denominowane w euro. Oznacza to, że więcej tej waluty trafia do Polski, co stanowi ważny sygnał rynkowy w okresie wysokiego deficytu na rachunku obrotów bieżących, obciążonym wysokimi cenami importowanej energii oraz ciągłej presji na deprecjację złotówki, czyli powinno to ją wzmocnić.

Dla inwestorów zagranicznych uruchomienie funduszu oznaczać będzie najprawdopodobniej, że konflikt na linii Bruksela-Warszawa wyszedł z ostrej fazy, a to powinno skutkować większym zainteresowaniem inwestycjami w Polsce”.

Co ciekawe, o pozytywnym wpływie tych środków na naszą walutę mówiło też Ministerstwo Finansów.

Nie, bo nie

Niestety, może się tak zdarzyć, że rząd, który sam zagonił się w kozi róg, będzie realizował scenariusz gorszy dla polskiej gospodarki, by ani o krok nie ustąpić Brukseli. W wywiadzie dla OKO.press Piotr Buras, dyrektor Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznej (ECFR) i non-resident fellow w Instytucie Nauk o Człowieku (IWM) w Wiedniu, mówił tak:

„Myślę, że w tej chwili pomysł jest taki, żeby podpisywać te umowy na inwestycje, które miały być finansowane z KPO. One będą realizowane, ale zostaną sfinansowane z Polskiego Funduszu Rozwoju, po prostu z pożyczek. Będziemy się zadłużać na niekorzystnych warunkach, żeby opłacić inwestycje, które mogły być częściowo pokryte dotacjami”.

Czyli będziemy finansować te same inwestycje drożej. Ten scenariusz się już realizuje.

„My już dziś rozpoczęliśmy finansowanie projektów z KPO poprzez Polski Fundusz Rozwoju. Nie wstrzymujemy ich, będziemy realizować je, niezależnie od wszystkiego, a pieniądze prędzej czy później dostaniemy” – mówił 30 sierpnia premier Morawiecki. I próbował uspokajać:

„Ze względu na to, że to PFR prefinansuje te projekty, my nie zakładamy udziału budżetu państwa, poza niezbędnymi wkładami finansowymi. Pamiętajmy, że KPO to tylko jedna piąta lub jedna szósta całego budżetu unijnego, stanowi jego niewielką część. Sądzę, że na przełomie roku pierwsze transze z pieniędzy unijnych zaczną do Polski wpływać”.

Obecnie jednak sytuacja jest patowa. PiS jedynie pozoruje ruchy, które Komisji Europejskiej z pewnością nie zadowolą. Cytowany wcześniej Piotr Buras twierdzi, że PiS zamierza za pomocą PFR finansować zapisane w KPO projekty aż do wyborów, a po nich „się zobaczy”.

Co jest w KPO

Przypomnijmy, że środki z KPO to nie jest dotacja do budżetu, którą można później wydać na cele budżetowe, np. program 500 plus czy dotacje do NFZ. To czyste środki inwestycyjne. A cały program został zaprojektowany tak, by był modernizacyjny i patrzył w przyszłość.

KPO to pięć podstawowych obszarów:

  • Odporność i konkurencyjność gospodarki,
  • Zielona energia i zmniejszenie energochłonności,
  • Transformacja cyfrowa,
  • Efektywność, dostępność i jakość systemu ochrony zdrowia,
  • Zielona, inteligentna mobilność.

Przykładowo, w planach z zatwierdzonego KPO jest między innymi przyłączenie do internetu o przepustowości co najmniej 100 megabajtów na sekundę co najmniej 931 tys. gospodarstw domowych, zapewnienie szkołom nowego sprzętu informatycznego, inwestycje w robotyzacje i innowacje w przedsiębiorstwach. O inwestycjach w system ochrony zdrowia można przeczytać tutaj:

Swoim oporem PiS stawia te inwestycje pod znakiem zapytania lub znacząco zwiększa ich koszt.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze