0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Nasz wiejski elektorat jest bardzo zróżnicowany. Mamy w kraju ok. 1,4 mln gospodarstw, tyle w każdym razie dostaje dopłaty bezpośrednie, ale z rolnictwa żyje tylko ok. 300 tys. rolników, a tych którzy inwestują w rozwój swoich gospodarstw jest jeszcze mniej - szacuje się, że niewiele ponad 100 tys.

I to ta grupa jest zainteresowania programem rolnym, który partie polityczne przedstawiają w kampanii wyborczej i potem przygląda się ich realizacji. Dla zdecydowanej większości nie jest jednak ważne czy i jak rząd wspomaga inwestycje w sektor rolny. Liczy się to, co bezpośrednio wpada mieszkańcom wsi do kieszeni. A tu PiS ma się czym pochwalić.

IPSOS sierpień 2019 wyniki na wsi
IPSOS sierpień 2019 wyniki na wsi

Przeczytaj także:

PiS obiecał i słowa dotrzymał

Prawo i Sprawiedliwość obiecało 500 zł na każde dziecko. Słowa dotrzymało częściowo - nie dali na pierwsze dziecko, a dopiero na drugie i kolejne, ale i tak na wieś popłynął strumień pieniędzy. A ze względu na wielodzietność, która na wsi jest częstsza niż w miastach, program 500 plus odegrał tu większą rolę. Wzbudził też większą wdzięczność dla rządzących za te pieniądze.

Teraz, tuż przed wyborami, PiS daje też 500 plus na pierwsze dziecko. Pokazał w ten sposób, że datkom nie ma końca, znowu coś do kieszeni ludziom wpadnie i znowu czują wdzięczność.

Staruszka z mazurskiej wsi, która zamierza głosować na rządzących ma też swój osobisty powód do wdzięczności. PiS obiecał, że od 2017 roku poniesie najniższą emeryturę rolniczą do 1000 zł i słowa dotrzymał. Dziś ta emerytura wynosi 1100 zł.

Wiatraki przeszkadzają? Nie będzie wiatraków

Przed wyborami 2015 roku politycy PiS jeździli po wsiach i słuchali narzekań mieszkańców na wiatraki energetyczne stawiane często w pobliżu gospodarstw rolników. Nie było ustawy określającej odległość tych wiatraków od siedzib ludzkich i za rządów PO-PSL polska wieś zabudowywana była wiatrakami. Kiedy PiS doszedł do władzy niemal natychmiast wstrzymał budowę wiatraków, postawił na energię ze spalania węgla, a nie na wiatrową. I to się na wsi spodobało.

Rząd PiS podniósł zwrot akcyzy za paliwo rolnicze z 86 gr do 1 zł (100 litrów paliwa). To akurat był ukłon w stronę tzw. prawdziwych rolników, w czasie żniw, kiedy kombajny nie schodzą z pola dzień i noc, te parę groszy różnicy na litrze staje się sporą ulgą w całości kosztów.

Zwiększył też rolnikom limit sprzedaży bezpośredniej produktów bez podatku - przed PiS-em rolnicy mogli sprzedawać bez podatku do 20 tys. zł obrotu, teraz mogą do 40 tys. zł. To ukłon dla właścicieli gospodarstw niewielkich, ekologicznych, którzy sprzedają swoje produkty na targowiskach i bazarach.

Posady dla swoich

Obiecywał konsolidację agencji rolnych, co miało obniżyć koszty ich funkcjonowania - z Agencji Rynku Rolnego i Agencji Nieruchomości Rolnych utworzyć jedną instytucję. I słowa dotrzymał - powstał Krajowy Ośrodek Wspierania Rolnictwa.

Wyrzucił większość pracowników - od prezesów do zwykłych urzędników - i przyjął w ich miejsce swoich ludzi. W rezultacie obecne zatrudnienie w KOWR jest nie mniejsze niż w poprzednich dwóch agencjach, a zarobki są wyższe.

W swoim exposé wygłoszonym 18 listopada 2015 r. premier Beata Szydło zapowiedziała, że w pierwszych 100 dniach rząd zajmie się kwestią ubezpieczeń rolniczych, wyrównaniem dopłat dla rolników i ochroną polskiej ziemi.

„Nie może być tak, że polscy rolnicy mają mieć inne, gorsze warunki funkcjonowania, niż rolnicy w innych krajach Unii Europejskiej" - mówiła.

Z tych trzech priorytetów zrealizowano jeden: ten o ochronie polskiej ziemi. Założenie było takie, że pod rządami PO-PSL dopuszczono do niekontrolowanej sprzedaży ziemi cudzoziemcom, spekulacji gruntami, a PiS to zastopuje.

Tyle że tak się wcale nie stało - jak wynika z raportu MSWiA w pierwszych dwóch latach rządów PiS w ręce „obcych” przeszło więcej gruntów rolnych i leśnych niż rok wcześniej za rządów PO-PSL. Ale na stronie internetowej ministerstwa rolnictwa możemy przeczytać, że dane MSWiA nie są w pełni wiarygodne, bo resort nie dysponuje pełnymi statystykami.

Za to polscy obywatele mają tak wielkie trudności w nabyciu ziemi rolnej, że praktycznie ten rynek zamarł. A to oznacza, że gospodarstwa nie mogą się rozwijać, a nasza dość rozdrobniona struktura agrarna została zamurowana. Do budżetu nie płynęły pieniądze ze sprzedaży ziemi państwowej, bo jej sprzedaż została na pięć lat zamrożona.

Plan więc zrealizowano choć gospodarce nic dobrego z tego nie przyszło, ale większości mieszkańców wsi się spodobało - trochę na zasadzie: skoro ja nie mam krowy to niech chociaż sąsiadowi krowa zdechnie. Bo ustawa m.in. uderza w dzierżawców dużych, kilkusethektarowych gospodarstw.

Obietnice nie zrealizowane

O obietnicy podwojenia dopłat unijnych do hektara PiS szybko zapomniał. Jeszcze w pierwszych tygodniach urzędowania w swoich priorytetach minister z PiS Krzysztof Jurgiel pisał o „dyskryminacyjnych” stawkach dopłat bezpośrednich jakie mają nasi rolnicy. Ale od tego momentu PiS na temat dopłat dyplomatycznie milczy.

Oceniając rządy PO-PSL w odniesieniu do rolnictwa minister Jurgiel stwierdził, że doprowadziły one do destabilizacji na podstawowych rynkach w Polsce. A sytuację na rynku mięsa wieprzowego i w chowie trzody chlewnej określił jako tragiczną, gdyż wzrósł importu mięsa do przetwórstwa. PiS miał to zmienić.

Znikająca świnia

No to dziś sytuacja wygląda tak: z powodu epidemii ASF z mapy Polski zniknęło dziesiątki tysięcy stad trzody chlewnej, a polski sektor wieprzowiny opiera się obecnie głównie na imporcie świń na tucz oraz na imporcie mięsa wieprzowego. W 2018 r. import prosiąt i warchlaków na tucz wyniósł ok. 7 mln szt. i był o ponad 25 proc wyższy niż w 2014 roku (5,5 mln sztuk).

Bo kolejna obietnica PiS - rozprawienia się z Afrykańskim Pomorem Świń okazała się totalną porażką. Kiedy PiS przejmował władzę w kraju były 3 ogniska tej choroby wśród świń, od tamtej pory powstało ich ponad 300. Tylko w tym roku mieliśmy 45 nowych ognisk.

Ponieważ pierwsze, czym zajął się PiS po wygranych wyborach w 2015 roku był szturm na wpływowe stanowiska we wszystkich urzędach w Polsce, w tym w Inspekcji Weterynaryjnej. W tym celu skorzystano ze zmienionej w ekspresowym tempie ustawy o służbie cywilnej i bez konkursów obsadzono w trybie powołania stanowiska: wojewódzkich, powiatowych i granicznych lekarzy weterynarii.

Na 16 wojewódzkich lekarzy weterynarii, od razu wymieniono 13. Brakuje 500 etatów, a do pracy w Inspekcji cały czas nie ma chętnych ze względu na bardzo niskie płace.

Inspekcja Weterynaryjna jest w kadrowej i finansowej zapaści i nie jest w stanie realizować zwiększonych zadań w obliczu epidemii ASF.

Za to w styczniu 2019 ministrowie rolnictwa i ochrony środowiska ogłosili masowy odstrzał dzików, jako remedium na walkę z epidemią wirusa ASF. Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, powiedział , że „trzeba wybić gadzinę”. Tym samym zrobił z dzika kozła ofiarnego, choć ze statystyk przedstawionych przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) w zaleceniach do walki z wirusem ASF wynika, że to przede wszystkim człowiek odpowiada za przenoszenie tej choroby.

Fikcyjna kontrola żywności

PiS obiecywał utworzenie jednej inspekcji, która miała odpowiadać za kontrolę żywności u producentów, w ubojniach, na granicy i w obrocie detalicznym. Państwowa Inspekcja Bezpieczeństwa Żywności miała działać od 1 stycznia 2018 r. Inspekcja nie powstała, a dodatkowo nie przeprowadzono żadnej reformy tych służb.

PiS poprzednikom zarzucał „brak nadzoru nad jakością żywności w kraju i za granicą co doprowadziło do problemów z jakością polskiej żywności w Czechach”. Tym samym uznał, że nieustanne czepianie się czeskich służb sanitarnych naszej żywności było winą polskich producentów, a nie walką potentata spożywczego, a zarazem premiera Czech Andreja Babiša z polską konkurencją.

Tymczasem 26 stycznia 2019 br. cała Polska za pośrednictwem stacji TVN mogła zobaczyć nielegalny ubój bydła, z którego mięso nie nadawało się do spożycia. Wołowina z tego feralnego uboju znalazła się w sieciach detalicznych i punktach gastronomicznych w 14 krajach Unii Europejskiej, także w Czechach.

To za rządów PiS premier Babiš dostał wreszcie potężną broń do przekonywania czeskich konsumentów o marnej jakości polskich produktów. Do Polski przyjechali międzynarodowi inspektorzy zbadać nasze zakłady ubojowe a polski minister rolnictwa kiedy wreszcie zabrał głos to winą za międzynarodowy skandal obarczył dziennikarzy oraz stację telewizyjną, która wyemitowała program.

PGR nadal zapomniane...

Jednym z elementów programu rolnego PiS miała być „rewitalizacja obszarów defaworyzowanych, w tym po byłych Państwowych Gospodarstwach Rolnych”, Chodziło o stworzeniu takich warunków bytowych, które zachęcałyby do pozostania w środowisku wiejskim. Ten punkt pozostał tylko hasłem, nic PiS dla byłych pegeerowców nie zrobił (poza oczywiście 500 plus).

...a Araby na wykończeniu

Za to w try miga PiS rozprawił się z wieloletnią renomą naszych stadnin koni arabskich w Michałowicach i Janowie Podlaskim. Wyrzucił z pracy wieloletnich dyrektorów, wybitnych znawców hodowli koni arabskich, a na ich miejsce przyszli przypadkowi ludzie. I po swojemu zorganizowali aukcję koni w Janowie, co skończyło się międzynarodowym blamażem.

Jednak bilans na plus

W sumie bilans jest dla PiS korzystny i wygrana na wsi w jesiennych wyborach wydaje się przesądzona. Największe oddziaływanie na wiejski elektorat ma socjal, a tu PiS się sprawdził i jest dziś na wsi postrzegany jak partia, która dba o ludzi, dostrzega ich bytowe problemy i pomaga.

Niezadowolonych z rządu PiS jest mała grupa rolników, największych właścicieli i dzierżawców ale choć dają ogromny procent produkcji żywności to praktycznie nie liczą się jako elektorat - mamy ledwie ok. 2 tys. takich gospodarstw.

Do tego PiS skutecznie uderzył w swojego największego konkurenta na wsi czyli PSL rozbijając struktury peeselowskie w instytucjach państwowych i obsadzając swoimi ludźmi. PSL jest dziś odbierany przez rolników jako bezzębny smok, na którego nie warto stawiać.

;

Komentarze