0:000:00

0:00

"Bez wsparcia europosłów PiS wybór Ursuli von der Leyen na to stanowisko [szefowej Komisji Europejskiej - red.] nie byłby możliwy" - podkreśla rzeczniczka PiS w Parlamencie Europejskim Beata Mazurek. Grupa PiS w Parlamencie Europejskim wydała na tę okoliczność specjalny komunikat prasowy.

We wtorek 16 lipca 2019 na von der Leyen zagłosowało 383 eurodeputowanych, przy wymaganych 374. Przeciw było 327. Dziewięć głosów naddatku to niewiele, choć w historii mniejsze poparcie zdobył José Manuel Barroso, gdy starał się o drugą kadencję.

"Nie jest tajemnicą, że [von der Leyen - red.] bardzo mocno starała się o poparcie PiS i EKR. Wczoraj i dziś rozmawiała kilkukrotnie z premierem Morawieckim. W tych rozmowach zostały poruszone bardzo ważne dla nas kwestie, jak choćby podział stanowisk w KE" - powiedział portalowi wPolityce.pl anonimowy eurodeputowany PiS.

Z Mateuszem Morawieckim miała rozmawiać przez telefon także Angela Merkel.

"Tak wygląda nasza »izolacja« w UE. Na koniec proszą nas bardzo uprzejmie o poparcie (by nie powiedzieć więcej)" - cieszy się na Twitterze europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski, który na początku lipca przegrał walkę o stanowisko wiceprzewodniczącego PE.

Niepotwierdzona informacja

Plotka o tym, że Merkel rozmawiała z Morawieckim, by zapewnić poparcie dla "swojej" kandydatki rozeszła się szeroko w prorządowych mediach.

Merkel miała też przepraszać polskiego premiera, że członkowie Komisji Zatrudnienia PE w poniedziałek po raz drugi odrzucili kandydaturę Beaty Szydło na przewodniczącą. Informacja ta nie została potwierdzona przez nikogo poza politykami PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim.

Partia Kaczyńskiego desperacko próbuje sprzedać opinii publicznej zwycięstwo w UE i pokazać, że liczy się w Europie.

"Sukces ma wielu ojców. Ale rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana"

- czytamy w komentarzu brytyjskiego tygodnika "The Economist", który to artykuł ochoczo cytuje Zdzisław Krasnodębski.

Nie zapowiada się bowiem, by kandydatka EPL była o wiele bardziej przychylna rządowi w Warszawie, niż np. Frans Timmermans. Świadczy o tym dobitnie treść jej wtorkowego przemówienia.

26 głosów eurodeputowanych PiS pomogło von der Leyen wygrać. Ale niewielka przewaga kandydatki to nie dowód na to, jak bardzo partia Kaczyńskiego liczy się w Europie. A przede wszystkim objaw politycznych przemian w całej Unii - rozbitej i zmagającej się deficytem demokracji.

Przeczytaj także:

Dobra - zła - dobra

Samo poparcie PiS dla kandydatury von der Leyen w ostatnich tygodniach zmieniało się niczym w kalejdoskopie.

Najpierw Niemka była "sukcesem" polskiego rządu, który razem z Grupą Wyszehradzką i Włochami zablokował wybór Fransa Timmermansa. Marszałek Senatu cieszył się, że von der Leyen ma "dobre poglądy", choć poglądy polityczki CDU niezbyt pasują do poglądów szeregowego polityka PiS.

Potem przyszły wątpliwości. Gdy okazało się, że Krasnodębski i Szydło nie dostali kluczowych stanowisk w PE, PiS straszył, że wycofa poparcie dla von der Leyen. Niezadowolenie po spotkaniu kandydatki z grupą EKR wyrażał m.in. Jacek Saryusz-Wolski:

„Na żadne trudne pytanie nie odpowiedziała, na pytanie o art. 7 wobec Polski, o migrację i kwoty relokacji, i podobne trudne pytania. (…) Von der Leyen może uzyskać poparcie EKR tylko wtedy, gdy spełni pewne warunki, zwłaszcza dla Polski, która dominuje w tej frakcji. Dotyczą one głównie nękania Polski procedurą art. 7”.

Anonimowi eurodeputowani PiS w PE, cytowani przez portal wPolityce.pl, ostatecznie uznali Niemkę za "najlepszy możliwy kompromis.

"Nawet jeśli nie jest kandydatką idealną, perfekcyjną – to z puli innych możliwości była najlepszym wyborem. Pewne deklaracje z jej strony (ostra polityka klimatyczna, rządy prawa) są dość daleko idące – ale należy pamiętać, że zostały wypowiedziane w czasie kampanii, kiedy potrzebowała poparcia parlamentarnej lewicy" - mają nadzieję politycy PiS.

Ryszard Czarnecki po wygranej mówił: "Myślę, że nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej ma świadomość, komu zawdzięcza to zwycięstwo. Stabilność jej rządów będzie w niemałej mierze zależała od Prawa i Sprawiedliwości oraz grupy EKR-u”.

Zgoda na kandydatkę chadeków najpewniej podyktowana była przede wszystkim kalkulacją polityczną. Rząd Morawieckiego chce dostać ważne portfolio komisarza i liczy, że dzięki głosom PiS za von der Leyen Polak lub Polka dostanie prestiżową tekę.

Von der Leyen zwyciężyła już jednak i nikt nie odbierze jej stanowiska. Do jakiego stopnia będzie chciała współpracować z rządem PiS? Czy będzie czuła dług wdzięczności po - tajnym w końcu - głosowaniu? Tego dziś nie wiadomo.

Podzielony PE

Niewielki margines wygranej Ursuli von der Leyen odzwierciedla przede wszystkim to, że nowy Parlament Europejski i dzisiejsza UE są inne niż pięć lat temu.

Jak pisaliśmy w OKO.press

największe europejskie frakcje - choć pozostały dominujące - wyszły osłabione z majowych wyborów do PE. Stracili zarówno chadecy z EPL (34 mandaty mniej), jak i socjaliści z S&D (33 mandaty mniej).

Znacznie mniejszy wpływ na europejską politykę ma też grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS. Straciła 15 członków w porównaniu z poprzednią kadencją i z trzeciej największej grupy w PE przesunęła się na szóstą pozycję.

Wzmocniły się natomiast grupy liberałów (ALDE przemianowane na "Odnówmy Europę" - 39 nowych członków), Zielonych (23 posłów więcej, czwarta siła w PE) oraz grupa antyunijnych populistów "Tożsamość i Demokracja", do której należy Marine Le Pen i Matteo Salvini (aż 37 nowych posłów). Więcej jest też niezrzeszonych, bo osobnej grupy nie utworzyli eurodeputowani Partii Brexit i włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd.

Taki PE z pewnością lepiej odzwierciedla polityczne podziały w Europie, ale trudniej zbudować w nim większościową koalicję. Przez lata socjaliści i chadecy sprawnie rozdzielali między siebie kluczowe stanowiska. Osłabieni, muszą szukać wsparcia wśród innych ugrupowań, które coraz głośniej protestują przeciwko dominacji S&D i EPL. Mają własne ambicje i programy i chcą, by wreszcie zostały dostrzeżone.

"Ten parlament jest inny, a skłonność większości grup do kompromisu będzie mniejsza. Aż 60 proc. to nowi eurodeputowani. Zanim przekonają się, że Europa i PE kompromisem stoi, musi minąć trochę czasu. Nie ma już tej tradycyjnej większości grup politycznych, które zachowanie stabilności w UE uważały za swój obowiązek" - komentuje dla OKO.press prof. Danuta Hübner, europosłanka PO.

Nieprzejrzysta nominacja

Niskie poparcie dla Ursuli von der Leyen to także sprzeciw wobec zakulisowych negocjacji, które zaowocowały wystawieniem jej jako kandydatki.

Parlament Europejski chce, by wybory na najważniejsze unijne stanowiska były bardziej przejrzyste. Dotyczy to zwłaszcza funkcji Przewodniczącego KE. Zgodnie z art. 17 pkt 7 Traktatu o UE, to Rada Europejska wybiera kandydata na przewodniczącego. Kandydaturę zatwierdza Parlament większością głosów.

Uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego i po przeprowadzeniu stosownych konsultacji, Rada Europejska, stanowiąc większością kwalifikowaną, przedstawia Parlamentowi Europejskiemu kandydata na funkcję przewodniczącego Komisji. Kandydat ten jest wybierany przez Parlament Europejski większością głosów członków wchodzących w jego skład. Jeżeli nie uzyska on większości, Rada Europejska, stanowiąc większością kwalifikowaną, przedstawia, w terminie miesiąca, nowego kandydata, który jest wybierany przez Parlament Europejski zgodnie z tą samą procedurą.

Eurodeputowani zwracają jednak uwagę na fakt, że przy wyborze Rada powinna "uwzględnić wybory do PE". To dlatego wymyślono system tzw. "spitzenkandidaten", czyli kandydatów wiodących, których przedstawiają po wyborach wszystkie frakcje w PE. Parlament stoi na stanowisku, że Rada powinna desygnować na przewodniczącego jednego z nich.

"Nie mają racji ci, którzy twierdzą, że wybór kandydata to wyłączna kompetencja Rady. Traktaty mówią jasno: Rada proponuje kandydata, ale na podstawie wyniku eurowyborów. Nie mówią nic o formie, w jaki sposób brać go pod uwagę. "Spitzen" to propozycja, która zwiększa wiarygodność kandydatów, bo są oni poddani pod głosowanie wewnątrz frakcji" - tłumaczy Danuta Hübner.

Więcej demokracji!

Tak też było w 2014 roku w przypadku Jeana-Claude'a Junckera. Ale tym razem "spitzenkandidat" zwycięskiej EPL - Manfred Weber - został odrzucony przez Radę. Nie było też zgody, by szefem KE został wybrany przez socjalistów Frans Timmermans. Sprzeciwiły się kraje grupy V4 oraz Włochy.

"Nominacja Ursuli von der Leyen nie była zbyt przejrzysta. System "spitzenkanidatów" niestety nie stał się tradycją. Wygląda na to, że byłem pierwszym i ostatnim" - komentował Juncker na początku lipca.

Sama von der Leyen ma świadomość, że niski wynik to także głos PE przeciwko antydemokratycznej decyzji Rady. Nowa szefowa KE zamierza pracować nad "wzmocnieniem" systemu kandydatów wiodących.

"Dla dobra Europy trzeba było uznać tę kandydaturę, ale PE nie pogodził się z tym, że został zignorowany. Zadaniem dla von der Leyen będzie przygotowanie procedury, która zagwarantuje, że ten system będzie funkcjonował lepiej. Wydaje mi się, że "spitzen" nie znikną, podobnie jak transnarodowe listy wyborcze do PE. Komisja będzie musiała się tym zająć, Parlament będzie tego oczekiwał, Unia musi być bardziej demokratyczna" - podkreśla Danuta Hübner.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze