Miliony z subwencji i dotacji partie mogą stracić nawet za pomyłkę w przelewie na kilkaset złotych. Wygląda na to, że PiS naruszyło przepisy dużo poważniej: miało finansować wielką konwencję wyborczą za pieniądze z zagranicy. Jednak po przejęciu Sądu Najwyższego Kaczyński będzie mógł spać spokojnie, nawet jeśli PKW pozostanie niezależna
Finansowanie partii z budżetu ma głębokie uzasadnienie. Coroczne subwencje stanowią drobną cześć budżetu państwa, a dzięki nim społeczeństwo przynajmniej częściowo chroni się przed ryzykiem oligarchizacji polityki - partie polityczne nie muszą być zależne od pieniędzy najbogatszych darczyńców.
Jednak polski kodeks wyborczy jest wyjątkowo rygorystyczny - partie tracą dotacje nawet za niewielką pomyłkę przy przelewie. Dotychczas taki problem dotykał głównie mniejsze partie. Tym razem groźba utraty dotacji zawisła nad wielką partią rządzącą.
Jej wykroczenie też jest większe: według "Wyborczej", PiS miał sfinansować konwencję wyborczą w 2015 roku z pieniędzy europejskiej partii ACRE (Sojusz Konserwatystów i Reformatorów w Europie). Reprezentantem ACRE w Parlamencie Europejskim jest frakcja ECR, do której należą europosłowie PiS.
Gdyby Państwowa Komisja Wyborcza nie przyjęła sprawozdania finansowego PiS, partia straci kilkadziesiąt milionów złotych. Chyba że odwoła się do Sądu Najwyższego, a ten przyzna jej rację. Opanowanie tej instytucji przez PiS oznaczałoby, że prezes Kaczyński nie będzie musiał się obawiać utraty subwencji, nawet przy niezależnej PKW kwestionującej sprawozdanie finansowe partii.
Środki z budżetu państwa otrzymuje każda partia, która w wyborach parlamentarnych przekroczy próg 3 proc. poparcia tworząc samodzielny komitet wyborczy, lub 6 proc., jeśli startuje w koalicji z innymi partiami. PKW wypłaca subwencje za każdy uzyskany w wyborach ważny głos. Kwota za głosy jest degresywna: partie z mniejszym poparciem dostają relatywnie więcej w stosunku do wielkości poparcia.
Jakie roczne subwencje dostają partie po wyborach w 2015?
Oprócz subwencji, partiom, które weszły do parlamentu przysługuje też jednorazowo tzw. dotacja podmiotowa za każdy uzyskany mandat. Dotacja pokrywa nakłady poniesione podczas kampanii wyborczej. Np. PiS otrzymał w 2016 dotację wysokości 29,7 mln zł.
PKW otrzymuje sprawozdania finansowe komitetów wyborczych oraz coroczne sprawozdania finansowe partii. Jeśli PKW zakwestionuje roczne sprawozdanie, partia przestaje otrzymywać subwencję już od kolejnej kwartalnej transzy.
Za co można stracić pieniądze?
Na przykład za zwykłą pomyłkę. Wg ustawy PKW musi odrzucić sprawozdanie "w każdym przypadku gromadzenia lub dokonywania wydatków na kampanie wyborcze z pominięciem Funduszu Wyborczego, niezależnie od okoliczności, przyczyn i skali naruszeń przepisów o finansowaniu kampanii wyborczych oraz wartości środków gromadzonych lub wydatkowanych niezgodnie z tymi przepisami".
Jeden błędny przelew i partia może żegnać się z pieniędzmi. W 2016 roku te przepisy uderzyły w Nowoczesną, która omyłkowo - bo na takiej operacji partia nic nie zyskuje - przelała pieniądze na konto kampanii bezpośrednio z konta partii z pominięciem konta funduszu wyborczego. Ten błąd kosztował Nowoczesną prawie 5 mln zł z subwencji (PKW wytknęła partii także inne błędy).
Podobny problem miała partia Razem (przelew na 10 tys. złotych z pominięciem konta funduszu), jednak odwołanie do SN sprawiło, że partia nie straciła subwencji.
W 2017 roku PKW zakwestionowała sprawozdanie SLD ze względu na 120 zł, które przelano przy okazji wyborów uzupełniających do Rady Miasta Oleśnicy w 2016 roku. Komitet wyborczy SLD przyjął i wydał pieniądze już po dniu wyborów.
PKW tłumaczy, że odpowiedni przepis ustawy o partiach politycznych "ma charakter kategoryczny i nie pozostawia żadnego marginesu ocen". SLD może stracić 6,5 mln zł, czyli całość kwoty, która przysługuje tej partii od 1 stycznia 2018 roku aż do wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Strata subwencji to dla partii pozaparlamentarnej potężny cios, bo bez etatów sejmowych oraz dotacji podmiotowej i tak jest ona w trudniejszej sytuacji finansowej od konkurencji.
Drobiazgowość PKW oraz ciężar możliwych konsekwencji sprawiają, że co roku partie drżą o werdykt komisji.
W 2017 roku PKW wydała już decyzję na temat sprawozdań wszystkich partii w wyjątkiem Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego komisja zwleka?
Artykuł 25 ustawy o partiach politycznych mówi:
"partii politycznej mogą być przekazywane środki finansowe jedynie przez obywateli polskich mających stałe miejsce zamieszkania na terenie Rzeczypospolitej Polskiej (...)".
We wrześniu 2017 "Wyborcza" ujawniła, że konwencja wyborcza PiS w lipcu 2015 roku była częściowo finansowana z pieniędzy ACRE. Finansowanie wyszło na jaw podczas kontroli, którą w rachunkach frakcji ECR - Konserwatystów i Reformatorów, przeprowadzili audytorzy Parlamentu Europejskiego.
Inną konwencję PiS współfinansowaną z europejskich środków opisuje "Newsweek". Odbyła się ona w czerwcu 2015 na warszawskim Torwarze. Była to najdroższa i największa impreza w historii Prawa i Sprawiedliwości, do stolicy zwieziono 5 tysięcy działaczy z całej Polski. To właśnie wówczas Beata Szydło została oficjalną kandydatką partii na szefową rządu.
Parę godzin wcześniej w tej samej hali i na tym samym sprzęcie, lecz przy dużo niższej frekwencji, swój dorobek prezentowali europosłowie PiS. Właściwie nie wiadomo po co, bo konwencja miała nikły związek z polityką europejską. Możemy się jednak domyślać.
"Trik jest prosty" - mówi związany z PiS informator "Newsweeka". "Frakcja ECR, w której są nasi posłowie, ma w budżecie setki tysięcy euro na spotkania i konferencje. Wystarczy ściągnąć deputowanych i można urządzać imprezę za unijne pieniądze".
Po publikacji "Wyborczej" wniosek do PKW o sprawdzenie czy PiS wziął na cele partyjne pieniądze z zagranicy złożyła partia Razem. "Zasady finansowania polityki są jasne, finansowanie z zagranicy jest nielegalne" - mówił Adrian Zandberg. "Mówimy o olbrzymich pieniądzach, które zostały wykorzystane przez PiS w sposób niezgodny z prawem".
Po tym wniosku 2 października 2017 PKW postanowiło wystąpić do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego i Parlamentu Europejskiego o informację na temat finansów frakcji Konserwatystów i Reformatorów. Przewodniczący PKW sędzia Wojciech Hermeliński przypomniał, że PKW przyjęła sprawozdanie PiS za 2015 rok, a informacje z mediów nie są wystarczające, dlatego potrzebuje pełniejszych danych.
Sędzia zaznaczył też, że "zgodnie z polskim prawem finansowanie kampanii wyborczej z zagranicy jest nielegalne". Kilka dni później PKW ogłosiła decyzję w sprawie sprawozdań finansowych wszystkich partii. Z wyjątkiem PiS.
Posłowie PiS bagatelizują sprawę i twierdzą, że Parlament Europejski przyjął sprawozdanie finansowe ECR, więc wszystko jest w porządku. To nieprawda. PE przyjął sprawozdanie po tym jak ECR "przeksięgowała wydatki", czyli po prostu pokryła koszty wątpliwych imprez z własnych środków, a nie z subwencji parlamentu.
Do kwestionowanych przez PE wydatków należała także konwencja PiS. W żaden sposób nie zmienia to potencjalnych problemów partii z polską PKW. Przeciwnie: czyni je bardziej prawdopodobnymi.
Gdyby - wciąż niezależna pomimo zabiegów powiązanego z PiS Ruchu Kontroli Wyborów - Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie PiS, partii pozostaje możliwość odwołania się od tej decyzji do Sądu Najwyższego. Zrobił tak PSL, gdy komisja nie przyjęła sprawozdania tej partii za 2013 rok. PSL-owi groziła utrata prawie 5 milionów złotych. Chodziło o nieprawidłowości związane z kontem jednej z powiatowych organizacji tej partii. SN uwzględnił skargę PSL, partia nie straciła pieniędzy.
W przypadku wykorzystywania środków PE i finansowania partii przez obcokrajowców, trudno wyobrazić sobie dobrą linię argumentacji w SN, bo przepisy są jednoznaczne. Przy negatywnej decyzji PKW czeka nas spór przed Sądem Najwyższym nie mniej poważny niż sprawa ułaskawienia Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Dudę. Chyba że PiS zdąży w porę przejąć SN.
Wówczas ostateczną oceną prawidłowości finansowania partii zajmą się jej nominaci. Partia, która potrafi dbać o swoje finanse lepiej niż jakakolwiek inna musi o tym doskonale wiedzieć.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze