Obiegowy pogląd mówi, że za rządów PiS wiele osób przestało pracować, bo mogą żyć z "socjalu". Ta grupa głosuje potem na PiS z wdzięczności. Z tą tezą jest kilka problemów, ale jeden jest główny: dane kompletnie jej nie potwierdzają
„Najbliższe wybory nie będą tylko starciem PiS-u z opozycją. PiS za pomocą socjalu stworzył całą wielką klasę swych niepracujących zwolenników. To oni mają utrzymać Kaczyńskiego u władzy i zdecydować o losach wszystkich pracujących, w tym całej generacji młodych Polaków” – napisał były redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis.
Zazwyczaj przyglądamy się raczej słowom polityków niż opiniom twitterowego komentariatu. Tym razem uznaliśmy, że nad twierdzeniem Lisa warto się pochylić, bo nie są to tylko jego słowa: stworzenie przez PiS „wielkiej klasy swoich niepracujących zwolenników” to obiegowa opinia, która powtarzana jest przez większość lat rządów PiS.
Jest niezmiennie popularna, odkąd wprowadzono program 500 plus. Najpierw tylko na drugie i kolejne dziecko (z wyjątkiem najuboższych, którzy dostawali też świadczenie na pierwsze dziecko), od 2019 – na każde dziecko dla wszystkich rodzin.
Jak wielokrotnie wskazywano, takie ujęcie sprawy może być też dla opozycji politycznie niekorzystne. Może bowiem antagonizować tę część wyborców, którzy dzięki programowi faktycznie zyskali.
Nie zamierzamy tutaj twierdzić, że wprowadzenie programu 500 plus, a następnie choćby trzynastych i czternastych emerytur nie pomogło PiS wyborczo. Ale słowa redaktora Lisa są dobrym pretekstem, by rozprawić się z popularnym mitem.
PiS za pomocą socjalu stworzył całą wielką klasę swych niepracujących zwolenników.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Najpierw najświeższe liczby. Niedawno poznaliśmy dane o bezrobociu z dwóch różnych źródeł i obydwa mówią to samo: mamy dziś najniższe bezrobocie w historii.
Tymi dwoma źródłami są dwa badania GUS: bezrobocie rejestrowane, czyli dane z urzędów pracy; oraz Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności, czyli kwartalne badanie realizowane na podstawie ankiet. Wyniki w nich są inne przez znacząco różne metodologie, ale każde daje wartościowe informacje o stanie rynku pracy.
Stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w lipcu tego roku 4,9 proc., tyle samo co miesiąc wcześniej. Liczba bezrobotnych spadła do 810 tys. osób. Według eksperta Konfederacji Lewiatan pomimo trudnych informacji z gospodarki o inflacji i nadchodzącym spowolnieniu gospodarczym uważa, że bezrobocie będzie spadać dalej i w grudniu osiągnie 4,5 proc.
Kwartalne badanie BAEL przynosi podobne wiadomości. Według niego bezrobocie w drugim kwartale 2022 roku spadło do 2,6 proc. wobec 3,1 proc. w I kwartale. I nie jest to chwilowe obniżenie tego wskaźnika.
Stopa bezrobocia spada w Polsce właściwie nieustannie od początku 2014 roku, z wahaniem w pandemii. Ale od pandemicznego dołka już się odbiliśmy i wskaźnik spada dalej.
Pochylmy się na chwilę nad definicjami. Stopa bezrobocia wcale nie oznacza odsetka niepracujących w całej populacji, ale mówi o odsetku niepracujących wśród wszystkich pracujących i poszukujących pracy. Może więc redaktor Lis i osoby, które myślą podobnie, mają jednak rację? Może liczba niepracujących się zwiększa?
Kategoria, która nas tutaj interesuje, nazywa się aktywnością zawodową. W ten sposób możemy sprawdzić jaki odsetek osób pracuje w odniesieniu do całej zbiorowości ludzi w wieku produkcyjnym.
Współczynnik aktywności zawodowej był w III RP na historycznym dnie na początku 2007 roku i wtedy wynosił 53,2 proc. Przez większość drugiej dekady XXI wieku oscylował wokół 55-56 proc., zauważalnie podniósł się po pandemii i obecnie oscyluje wokół 58 proc.
Współczynnik ten badany jest w BAEL i obejmuje populację między 15. a 89. rokiem życia. Najnowsze dane pochodzą z I kwartału 2022:
Jak było przed dojściem PiS do władzy? W październiku 2015 roku współczynnik ten wynosił 56,5 proc. Silniej zmiany ostatnich lat widać, gdy zawęzimy je tylko do osób w wieku produkcyjnym.
Tutaj aktywność zawodowa przekroczyła 80 proc. po raz pierwszy w historii. Na początku rządów PiS była niewiele powyżej 70 proc.
To w dużej mierze zasługa dobrej koniunktury gospodarczej ostatnich lat (nie tylko u nas) i tego, że Polska wciąż nadrabia zaległości wobec Europy Zachodniej. Z wyjątkiem pandemicznego wahnięcia w 2020 roku, wskaźnik zatrudnienia (poniżej definiowany jako odsetek pracujących w populacji między 20. a 64. rokiem życia) rósł od lat w całej Europie:
Liczby dotyczące zatrudnienia same w sobie nie obalają tezy, którą postawił Tomasz Lis. Dalej nie można wykluczyć, że istnieje jakaś grupa ludzi, którzy z pracy po 2015 roku zrezygnowali, są wdzięczni partii rządzącej i będą dalej głosować na PiS. Ale skoro z zatrudnieniem jest coraz lepiej, to staje się jasne, że jeśli taka grupa istnieje - a nie znajdujemy na to dowodów - to nie może być wielka. A przez to - nie może być politycznie istotna.
A co z programem 500 plus? Jego krytycy mówili, że program spowodował dezaktywizację zawodową kobiet. Zanim program został rozszerzony, taki pogląd nie był bezzasadny.
Według pracy trzech badaczek: Igi Magdy (Instytut Badań Strukturalnych), Anety Kiełczewskiej (IBS) i Nicoli Brandt (OECD) z marca 2018 roku, między trzecim kwartałem 2016 roku a drugim kwartałem 2017 roku od 91 tys. do 103 tys. kobiet zrezygnowało z pracy lub jej poszukiwania przez program 500 plus.
Dlaczego tak się działo?
„W przypadku rodzin z dochodem poniżej 800 zł netto na osobę wsparcie otrzymywała rodzina także na pierwsze lub jedyne dziecko. I to ten fakt – ograniczenie dochodu pozwalające uzyskać większe świadczenie, bardziej niż same pieniądze, wpływał na decyzję kobiet o pozostaniu w domu” – mówiła dr Iga Magda w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” we wrześniu 2021 roku.
W tej samej rozmowie powiedziała też, że cały efekt zniknął, gdy w 2019 roku program rozszerzono na każde dziecko. Nawet te kilka lat temu, 100 tys. rezygnujących na jakiś czas z pracy kobiet nie mogło być w żaden sposób decydującą siłą w wyborach. Dziś efekt ten nie ma już znaczenia.
(Nie znaczy to, że powszechne rozszerzenie programu było dobrym pomysłem — brak progu dochodowego sprawił, że aż dwa razy więcej pieniędzy z programu 500 plus trafia do rodzin o najwyższych dochodach, niż do najbiedniejszych).
W każdej możliwej statystyce z rynku pracy widzimy, że pracuje dziś więcej osób niż w 2015 roku. Oczywiście, wiele osób mogło wybierać PiS w wyborach ze względu właśnie na program 500 plus.
I mamy nawet dowody na to, że właśnie tak się stało.
500 plus sprawiło, że PiS zdobył dodatkowo 2,7 punktów procentowych w wyborach parlamentarnych w 2019 - wynika z badania polskich ekonomistów z Uniwersytetu Warszawskiego. O samym badaniu i jego dokładnych konkluzjach możecie przeczytać tutaj.
Nie da się więc podważyć tezy, że za pomocą 500 plus PiS przyciągnął wyborców. Ale w demokracji nie ma w tym nic zaskakującego. A dodatkowo łatwe interpretacje mogą być mylące. Współtwórca badania, prof. Michał Brzeziński, mówił nam:
"Mamy też element badania przez głównego autora badania – Jana Gromadzkiego – gdzie próbuje on pokazać, że opisany efekt nie wynika tylko z klientelizmu. Nie chodzi tylko o to, że osoby potrzebowały pieniędzy i są w stanie głosować na tego, kto da najwięcej. Widać też poczucie wdzięczności i identyfikację z partią rządzącą, wzrost zaufania do niej. Badamy to jeszcze dalej, by uzyskać dokładne odpowiedzi. Ale chodziło tu raczej o wzajemność i wdzięczność”.
I przede wszystkim — wracając do słów Tomasza Lisa — nie mówimy tutaj o niepracujących. Jak już pokazywaliśmy wcześniej, ostatecznie program 500 plus w formie po 2019 roku nie zdezaktywizował kobiet. Nie ma więc mowy, żeby to właśnie 500 plus stworzyło "klasę niepracujących".
Nie pracuje natomiast większość emerytów, którzy są przez PiS obdarowywani kolejnymi świadczeniami.
Chodzi przede wszystkim o trzynastą i czternastą emeryturę, czyli coroczne dodatkowe świadczenia w wysokości minimalnej emerytury. To zauważalnie podniesienie dochodów dla emerytów, ale jednocześnie program, który nie leczy żadnej z istotnych bolączek systemu emerytalnego. Zwłaszcza pozbawiona progu dochodowego trzynastka pokazuje typowy sposób myślenia PiS o świadczeniach: każdemu tyle samo, bez ograniczenia transferów do najbogatszych, bez specjalnego wsparcia dla najuboższych.
Takie świadczenia mają jednak podstawową zaletę z punktu widzenia partii rządzącej: są proste, zrozumiałe, można bez problemu powiedzieć: daliśmy emerytury.
Reformowanie systemu, gdzie coraz więcej osób (dziś już ponad 300 tys.) otrzymuje świadczenia poniżej minimalnej emerytury, jest trudne. Ustawa o dodatkowej emeryturze jest prosta i kusząca. Jak kusząca pokazał 29 sierpnia w wywiadzie w Radiu Zet prezydent Andrzej Duda. Zapytany o ewentualną piętnastą emeryturę powiedział, że "rząd powinien podejmować wszelkie działania" by ułatwić sytuację materialną ludzi, którzy cierpią z powodu wysokiej inflacji.
PiS z trzynastek i czternastek rzeczywiście robi broń wyborczą tak jak wcześniej z 500 plus. Stawia się w roli gwaranta istnienia tych świadczeń. W domyśle — jeśli rządzić będzie obecna opozycja, zlikwiduje te świadczenia.
Ale efekt wyborczy trzynastek i czternastek może nie być tak silny, jak w przypadku 500 plus.
Jeszcze raz przypomnijmy, co mówił nam prof. Brzeziński: „Trzynastka jest inna, ta grupa licznie głosuje i jest do PiS przywiązana. A dodatkowo trzynasta emerytura jest rekompensatą za to, że w pierwszych latach PiS dochody emerytów nie były chronione i ubóstwo w tej grupie wówczas wzrosło. Więc myślę, że tutaj takich korzyści jak w 2019 roku nie będzie”.
Nawet więc jeśli szukamy tutaj osób, które stworzyły "klasę niepracujących", wiernych PiS, to mamy tu liczne pułapki. A przede wszystkim — absurdem jest rozliczanie osób w wieku emerytalnym z tego, czy podejmują pracę, czy nie.
Na marginesie dodajmy: liczba emerytów, którzy pracują, nieustannie rośnie. I to zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i procentowo. W grudniu 2011 roku było ich 541,9 tys. (10,9 proc. wszystkich emerytów). W 2015 - 575,4 ty. (11,4 proc.). A w grudniu 2021 roku już aż 812,9 tys., co stanowiło 13,5 proc. wszystkich emerytów. Podobny odsetek utrzymuje się od 2018 roku, gdy w dwa lata wzrósł z 11,5 proc. do 13 proc.
Wreszcie bodaj najbardziej rażący problem z mitem o "niepracujących na socjalu": pomoc socjalna, jaką oferuje polskie państwo, jest w rzeczywistości bardzo wątła.
Pogląd, że w Polsce da się dobrze żyć z „socjalu”, jest szeroko rozpowszechniony. Na początku 2021 roku pisaliśmy, że to mit, który ma bardzo słabe oparcie w rzeczywistości. Jego silne zakorzenienie ma swoje źródła w przekonaniu wielu z nas, że pieniądze należą się tylko za pracę oraz na nieznajomości osób naprawdę ubogich i ich silnej stereotypizacji.
Tymczasem życie za same transfery od państwa jest w najlepszym wypadku skrajnie niekomfortowe, w najgorszym po prostu niemożliwe. 500 złotych na dziecko to nie jest kwota, która pozwala ze spokojem wychować dziecko i nie martwić się o inne źródło dochodów.
Wyobraźnię wielu przeciwników 500 plus rozpalały wizje o ludziach posiadających kilka dzieci, np. czwórkę i pobierających dzięki temu 2 tys. złotych miesięcznie. W wizjach tych zapominano, że czwórka dzieci to poczwórne wydatki, a posiadanie dzieci nie jest tanie.
W styczniu 2021 liczyliśmy, ile może „zarobić” na samych transferach od państwa rodzina z dwójką dzieci.
„Razem z 500 plus i zasiłkiem rodzinnym, to 2294,98 złotych. Na osobę – 574 złote. Dramatycznie blisko skrajnego ubóstwa, bo, przypomnijmy, dla czteroosobowej rodziny minimum egzystencji wynosi 533,67 złotych na osobę”.
Trudno więc będzie znaleźć znaczącą grupę osób, które w ostatnich latach zrezygnowały z pracy właśnie za sprawą świadczeń wprowadzonych przez rząd.
Dodajmy na koniec: to, jak politycy mówią o sporach i liniach podziału w Polsce, rzecz jasna wprost przekłada się na to, kogo mogą potencjalnie przyciągnąć, albo odwrotnie — zdemobilizować. Jeśli ktoś opisuje ogromną część elektoratu (w tym przypadku — wyborców PiS) jako de facto pasażerów na gapę utrzymywanych przez inną, rzekomo bardziej produktywną część społeczeństwa, osiąga tylko jedno: zniechęca tych ludzi do siebie.
Problemy gospodarcze ostatnich miesięcy nie skończą się szybko. Wyborcy mogą być coraz bardziej zmęczeni PiS, szczególnie po ośmiu latach rządów jednej formacji. Politycy opozycji na ogół rozumieją, że jeśli chcą przyciągnąć część osób głosujących dotychczas na PiS (albo przynajmniej nie mobilizować ich do ponownego głosowania na partię Kaczyńskiego), muszą zacząć od absolutnego minimum – nieobrażania ich. Słowa Lisa pokazują, że część opozycyjnych komentatorów wciąż ma z tym problem.
Miejmy nadzieję, że ci pierwsi nie ulegną tym drugim.
Zmiany w tekście: w pierwszej wersji artykułu omyłkowo podano, że w pierwszej wersji programu 500 plus świadczenie przysługiwało na pierwsze dziecko, a dopiero po rozszerzeniu programy w 2019 roku także na kolejne dzieci. Było oczywiście odwrotnie — najpierw drugie i kolejne dzieci, a po rozszerzeniu także na pierwsze dziecko.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze