W TK trwa festiwal unieważniania historycznej uchwały Sądu Najwyższego z 23 stycznia. Przedwczoraj stwierdzono, że jest niezgodna z konstytucją, a wczoraj dodano, że SN wkroczył w kompetencje Sejmu i Prezydenta. Ale oberwało się także TSUE. Krystyna Pawłowicz oznajmiła, że jego wyrok z 19 listopada jest dla Polski "niewiążący". Tak po prostu
We wtorek 21 kwietnia 2020 o godz. 11:30 w Trybunale Konstytucyjnym rozpoczęła się trzecia, a zarazem ostatnia rozprawa z wniosku Marszałek Sejmu Elżbiety Witek z 22 stycznia 2020. Trybunał pochylił się nad kwestią domniemanego sporu kompetencyjnego pomiędzy Sądem Najwyższym a Sejmem oraz SN a Prezydentem.
Zdaniem Witek Sąd Najwyższy przywłaszczył sobie kompetencje Sejmu i Prezydenta, wydając uchwałę z 23 stycznia 2020 roku. Jak pisaliśmy w OKO.press w tym salomonowym orzeczeniu trzy połączone izby SN zawyrokowały, że wobec składów orzekających z sędziami powołanymi z udziałem neo-KRS, można podnosić zarzuty złej obsady sądu (art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k. ), lub składu sądu sprzecznego z przepisami prawa (art. 379 pkt 4 k.p.c.).
„Decyzje o tym, jak wygląda ustrój sądów, regulują ustawy przyjmowane przez Sejm. A to, co planuje zrobić Pierwsza Prezes SN, jest podważeniem naszego wyłącznego prawa do stanowienia ustaw […]” – argumentowała Witek, zapowiadając wniosek do TK, jeszcze zanim poznaliśmy treść uchwały Sądu Najwyższego. Cel był jasny: powstrzymać SN przed podważeniem statusu neo-KRS i Izby Dyscyplinarnej SN.
Przedmiotem sporu kompetencyjnego były pytania o to, czy Sąd Najwyższy może w drodze uchwały powiększonego składu dokonywać zmian "stanu normatywnego" w sprawach wymiaru sprawiedliwości, czy może jest to wyłączna kompetencja ustawodawcy. Pytano także, czy możliwe jest przyznanie SN "nieprzewidzianych Konstytucją kompetencji" do oceny powołań sędziowskich przez Prezydenta, a także, czy SN może interpretować przepisy konstytucji dotyczące powołań.
Niesłychane pytania z tezą, w których marszałek Witek stwierdza, że działanie SN jest niezgodne z Konstytucją i prosi TK o potwierdzenie swoich przekonań, zostały przez Trybunał potraktowane całkowicie poważnie. Tezę polityków PiS, że uchwały SN są aktem normatywnym i że TK ma w ogóle prawo do ich oceny, Trybunał zaakceptował już w poniedziałek 20 kwietnia. W wyroku orzeczono, że uchwała z 23 stycznia jest niezgodna z konstytucją i prawem międzynarodowym.
TK orzekł, że:
Ustne motywy wyroku przedstawiła sędzia sprawozdawca, była posłanka z ramienia PiS Krystyna Pawłowicz. Trybunał w swojej ocenie odwoływał się oczywiście szeroko do argumentów, które pojawiały się w sprawie rozstrzygniętej poprzedniego dnia. Powtórzono wielokrotnie podważane przez ekspertów (i samych sędziów) tezy, że uchwała połączonych izb SN z 23 stycznia jest generalnym i abstrakcyjnym aktem normatywnym.
Największą część uzasadnienia zajęły Krystynie Pawłowicz rozważania na temat prawa Unii Europejskiej i uprawnień Trybunału Sprawiedliwości UE. Stwierdziła, że swoją uchwałą z 23 stycznia SN "odrzucił w całości polską konstytucję i dorobek Trybunału Konstytucyjnego". Co więcej
"Sąd Najwyższy jako swój pierwszy obowiązek określił obowiązek lojalności wobec prawa unijnego i orzeczeń TSUE oraz stwierdził, że z tego obowiązku lojalności nie może być zwolniony decyzjami polskiej władzy ustawodawczej i wykonawczej".
Pawłowicz wprost stwierdziła także, że wyroki TSUE nie są prawem UE w rozumieniu traktatowym. Co więcej, UE nie posiada kompetencji do wypowiadania się na temat ustroju sądownictwa państw członkowskich. TK stoi na stanowisku, że TSUE ma prawo orzekać w sprawach prawa unijnego wynikającego z traktatów, a skoro one nie przyznają kompetencji w kwestiach sądownictwa, to znaczy, że TSUE przekroczył swoje uprawnienia. Tym samym też SN nie miał prawa zadawać pytania prejudycjalnego.
Ale to nie wszystko. Skoro zarówno SN swoim pytaniem, jak i TSUE swoim wyrokiem przekroczyły swoje uprawnienia to znaczy, że wyrok TSUE jest niewiążący. Krystyna Pawłowicz stwierdziła wprost: "wyrok z 19 listopada 2019 pomija polski porządek konstytucyjny i jest z polskim prawem sprzeczny. Taki wyrok nie może być podstawą do działań sądu pytającego".
Uzasadnienie ustne Krystyny Pawłowicz było utrzymane w napastliwym tonie. Była posłanka wielokrotnie powtarzała, że "swoją uchwała SN odrzucił polską konstytucję na rzecz prawa UE" oraz "SN chciał dochować lojalności UE, ignorują obowiązek podlegania konstytucji i polskim obywatelom".
Tym razem do postanowienia TK aż pięciu sędziów złożyło zdania odrębne: Leon Kieres, Mariusz Muszyński, Piotr Pszczółkowski, Jakub Stelina, Jarosław Wyrembak.
Trzech z nich - sędziowie Kieres, Pszczółkowski i Wyrembak zdania odrębne zgłaszali również do wyroku z 20 kwietnia w sprawie konstytucyjności uchwały SN. 21 kwietnia całkowicie zanegowali istnienie sporu kompetencyjnego między SN a Sejmem i SN a prezydentem.
"Wniosek marszałka Sejmu nie dotyczy sporu dotyczącego kognicji TK. Każda z władz ma kompetencje, które w inny sposób kształtują system sądownictwa (...) Uchwały służą ujednoliceniu wykładni przepisów prawa. Jeśli Sejm lub Prezydent chcą wpłynąć na uchwałodawstwo SN, to mogą to zrobić drogą ustawodawczą. Mają bowiem taką inicjatywę ustawodawczą".
Sędzia Wyrębak stwierdził, że nawet jeśli TK uznał, że SN przekroczył swoje kompetencje, złamał zasadę legalizmu i naruszył konstytucję, to nie oznacza to jeszcze, że wkroczył w kompetencje innego organu.
Jeszcze inaczej rzecz ujął sędzia Jakub Stelina, który nie zgłaszał zdania odrębnego do wyroku z 20 kwietnia: "Istnieje spór co do powoływania sędziów między SN, a Sejmem. Ale nie jest to spór kompetencyjny. Jeśli uznamy, że uchwała z 23 stycznia ma charakter normatywny, to musimy uznać, że jedynym trybem rozstrzygania tego sporu powinien być tryb z art. 188 pkt 3. Konstytucji, a nie 189. Czyli TK dokona oceny przepisów prawa, ale nie neguje prawa SN do uchwał prawotwórczych".
Mariusz Muszyński ogłosił, że podziela pogląd TK co do istnienia sporu kompetencyjnego, ale zgłasza zdanie odrębne z powodu szeregu innych nieprawidłowości w postanowieniu.
Sędziowie składający votum separatum również nie zostawili suchej nitki na wywodach dotyczących TSUE i prawa UE.
"To kolejna próba zniesienia skutków wyroku TSUE i uniemożliwienie ich aplikacji do porządku krajowego" - mówił Piotr Pszczółkowski. "Dzisiaj na sali de facto zanegowane zostało orzecznictwo TK dotyczące relacji konstytucji i prawa Unii Europejskiej".
Szeroko komentował to sędzia Leon Kieres:
"Nie muszę zapewne nikomu wyjaśniać, że ten zakaz odnosi się do przyszłych i przeszłych wyroków TSUE. TK jest sądem polskim, ale też pełni rolę sądu unijnego w zakresie, w jakim stosuje prawo UE. Taka rola nie była dotychczas negowana (...) Sam TK korzystał z pytań prejudycjalnych, oceniał konstytucyjność akt prawa wtórnego.
Trudno mi wobec tego pogodzić się z sytuacją, w której TK w ramach pozornego postępowania w sprawie sporu kompetencyjnego próbuje powstrzymać Sąd Najwyższy przed stosowaniem prawa europejskiego (...)
To faktyczne uchylenie wyroku TSUE z 19 listopada. Nie wierzę, że TK chciałby do tego doprowadzić, nie mieści mi się to w głowie".
Kieres przypominał również, że wyrok TK nie jest wiążący dla TSUE i nie powoduje zbędności jego orzeczeń. Dodał, że w wypadku, gdy TK stwierdzi sprzeczność prawa UE z konstytucją, to istnieją trzy sposoby rozwiązania tej sytuacji:
"Nieprzestrzeganie prawa Unii do czasu rozwiązania tego typu kolizji może prowadzić do zastosowania wobec Polski sankcji" - ostrzegał sędzia Kieres.
Wywody TK dotyczące prawa UE i unijnego Trybunału były również jednym z powodów zgłoszenia zdania odrębnego przez Mariusza Muszyńskiego, który zdawkowo stwierdził, że TK nie powinien był wypowiadać się co do kompetencji organu, który nie jest w sporze.
Sędziowie wskazywali również na szereg błędów we wniosku marszałek Sejmu. "Przede wszystkim nie wskazuje on, jaka jest ta sporna kompetencja. Wskazano przepisy, które mówią o ogólnych zasadach ustrojowych, a nie kompetencjach zastrzeżonych. Co więcej we wniosku marszałek Sejmu wskazuje się nie samą uchwałę SN, ale wniosek I Prezesa SN o wniesienie pytania prawnego. Dlaczego więc pozywa się SN, a nie Pierwszego Prezesa? (...) Zarzuty wniosku nie zostały w żaden sposób powiązane z treścią pytania prawnego. W piśmie brak jest argumentacji, analizy wniosku I Prezesa" - wyliczał sędzia Leon Kieres.
Zwracano uwagę na to, że wniosek marszałek był przedwczesny, wniesiony jeszcze zanim doszło do uchwały z 23 stycznia.
Nawet Mariusz Muszyński wniosek marszałek Sejmu ocenił jako "rażąco niepoprawny", a metodologię działania TK nazwał "nieakceptowalną". Zaznaczył, że błędy z wniosku Elżbiety Witek TK przekopiował do sentencji orzeczenia. Mówi się tam bowiem cały czas o "uchwale z art. 83 § 1 ustawy o SN". Ale artykuł ten nie mówi wcale o uchwale, ale o pytaniach prawnych Pierwszego Prezesa SN. Muszyński podyktował swoją wersję poprawnie, jego zdaniem, sformułowanej sentencji.
Sędziowie zwracali też uwagę na inne wątki uporczywie powtarzane przez TK za politykami Prawa i Sprawiedliwości. Piotr Pszczółkowski krytykował próby rozwijania koncepcji prerogatyw prezydenta jako aktów ostatecznych, niepodważalnych i konwalidujących wszystkie nieprawidłowości przy powoływaniu sędziów.
Postanowienie TK w sprawie rozstrzygnięcia rzekomego sporu kompetencyjnego nie dziwi. Tym, co z pewnością zwraca uwagę, to aż pięć zdań odrębnych, do tego wyjątkowo krytycznych wobec TK Julii Przyłębskiej.
"To musi być stan nadzwyczajny, skoro znajdę ciepłe słowa dla dr. hab. Mariusza Muszyńskiego, prof. UKSW, który od 19 grudnia 2016 roku nielegalnie wykonuje obowiązki sędziowskie, mimo że – podobnie jak dr hab. Jarosław Wyrembak – nie został legalnie wybrany w skład TK. Wprawdzie w dzisiejszym votum separatum jego autor zaaprobował generalny kierunek rozstrzygnięcia, ale godne odnotowania są ostre jak brzytwa słowa prawniczej krytyki pod adresem jakości sentencji postanowienia TK" - komentuje dla OKO.press Maciej Pach, asystent w Katedrze Prawa Ustrojowego Porównawczego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, publicysta portalu konstytucyjny.pl.
"Antysędzia Muszyński między innymi wypunktował praktycznie dosłowne przeniesienie do tej sentencji niekompetentnych zwrotów zawartych we wniosku Marszałek Sejmu. Warto to zauważyć ze względów merytorycznych. Dobrze, że dr hab. Mariusz Muszyński nawet w złej sprawie troszczy się o pryncypia prawnicze.
Jest też jednak i inny aspekt: konfliktów wewnątrz gmachu przy al. Szucha 12a. Jako pierwszy donosiłem (na łamach OKO.press), już w grudniu 2018 r., że nieodłączny dotąd tandem Muszyński – Przyłębska pęka. I że możliwe są kolejne konflikty między sędziami i antysędziami, przekraczające pozornie oczywiste linie podziału. Wydaje się, że zarówno trwałe już chyba przejście antysędziego Wyrembaka na stronę „dysydentów”, tj. sędziów Leona Kieresa i Piotra Pszczółkowskiego, jak również labilna postawa sędziego Jakuba Steliny (niedawno zgłosił niezwykle rzetelnie uzasadnione zdanie odrębne w sprawie z pytania prawnego Izby Dyscyplinarnej SN), wskazują na nasilanie się rozdźwięków w łonie trybunalskim.
Do tego dochodzi jeszcze kapitulacja kandydata w osobie dr. hab. Roberta Jastrzębskiego, prof. UW, który dwukrotnie ubiegał się o stanowisko sędziego TK, a jednak kilka tygodni temu się wycofał, nie podając powodów. To oczywiście spekulacje, ale skoro tak zdeterminowany aspirant odpuścił, to znaczy to, że nawet w środowisku naukowym życzliwym PiS narastają wątpliwości co do tego, jak kieruje Trybunałem Julia Przyłębska. Jestem przekonany, że sytuacja w tej instytucji będzie ulegać dalszej dynamizacji".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze