0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Sejmowa maszynka legislacyjna PiS zadziałała bez zarzutu: tzw. ustawa kompetencyjna została w piątek 28 lipca 2023 ekspresowo przyjęta głosami Zjednoczonej Prawicy i m.in. trzech posłów Kukiz'15. „Za” zagłosował także Grzegorz Braun z Konfederacji, przy czym reszta jego formacji wstrzymała się od głosu.

Przypomnijmy: mowa o nowelizacji ustawy o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem Polski w Unii Europejskiej oraz ustawy o Komitecie do Spraw Europejskich. Projekt zmian złożył w Sejmie prezydent Andrzej Duda. W OKO.press pisał o nim Mariusz Jałoszewski:

Przeczytaj także:

Duda zapowiedział projekt w orędziu 6 czerwca 2023: mówił, że zadba o interesy Polski w czasie polskiej prezydencji w UE, planowanej na styczeń-czerwiec 2025 roku.

Kolejnego dnia prezydencki pomysł zmaterializował się w Sejmie. Okazało się, że

Duda chce zagwarantować sobie wpływ na politykę Polski w UE i obsadzanie unijnych stanowisk, m.in. dając sobie prawo weta.

Wszystkie trzy czytania projektu noweli odbyły się w piątek 28 lipca. Sejm zajął się projektem o godz. 7.00 rano i przegłosował go przed godz. 21.00. Za projektem zagłosowało 238 posłanek i posłów, 210 – Koalicja Obywatelska, Lewica, Koalicja Polska, Polska 2050 – było przeciw. Sześciu posłów Konfederacji wstrzymało się od głosu.

„To jest kompromitacja. Mamy dwa miesiące do wyborów, a wy okradacie Radę Ministrów z jej kompetencji. Teraz będzie robił to prezydent. A dlaczego to robicie? Bo się boicie przegranych wyborów” – stwierdził podczas debaty plenarnej Sławomir Nitras z KO.

Projekt trafi teraz do zdominowanego przez opozycję Senatu. Wyniki wczorajszego głosowania wskazują, że obóz rządzący nie będzie miał problemów z odrzuceniem w Sejmie senackiego weta i zmiany zostaną przyjęte.

Pod czujnym okiem Dudy

Zmiany dotyczą już samego tytułu ustawy: nowela zakłada, że Rada Ministrów nie będzie musiała współpracować jedynie z Sejmem i Senatem, a także z prezydentem.

Kluczowy jest jednak projektowany art. 18a, w myśl którego rząd będzie przedkładał prezydentowi polskie kandydatury na najważniejsze unijne stanowiska:

  1. Członka Komisji Europejskiej;
  2. Członka Trybunału Obrachunkowego;
  3. Sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej;
  4. Rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej;
  5. Członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego;
  6. Członka Komitetu Regionów;
  7. Dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym.

Nowela zakłada, że prezydent będzie mógł odrzucić zaproponowanych przez rząd kandydatów. Do tej pory kandydatury na unijne stanowiska podlegały wyłącznie opiniowaniu przez sejmową komisję ds. Unii Europejskiej. Jej opinia nie była jednak wiążąca.

Po zmianach, w sytuacji, gdy rząd i prezydent będą reprezentować różne obozy polityczne, może dojść do klinczu: nowela nie określa żadnego limitu dla prezydenckiego sprzeciwu.

Przepychanka o kandydatury teoretycznie będzie mogła ciągnąć się bez końca.

W dodatku ustawa zakłada, że nowe zasady – czyli konsultacje z prezydentem – będą dotyczyć także tych kandydatów, którzy zostali zgłoszeni przed jej wejściem w życie.

Andrzej Duda chce także:

  • żeby rząd konsultował z nim priorytety polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. To organ UE, w którym zasiadają przedstawiciele rządów państw członkowskich, co pół roku pracami Rady kieruje inne państwo. Prezydencja jest okazją, by pokazać sprawność zarządzania i – do pewnego stopnia – położyć nacisk na sprawy istotne z punktu widzenia danego kraju.
  • Żeby rząd przesyłał mu dokumenty Rady UE, które podlegają konsultacjom z rządami państw członkowskich i uzgadniał z nim swoje stanowisko;
  • dostać prawo do brania udziału w spotkaniach Rady Europejskiej, na których Polskę zwyczajowo reprezentuje premier.

„Stan permanentnego konfliktu”

Projekt, naturalnie, poparł w Sejmie klub PiS. Poseł Marcin Porzucek w lakonicznym wystąpieniu stwierdził, że projekt jedynie „doprecyzowuje zasady współpracy konstytucyjnych władz w zakresie polityki zagranicznej”.

Opozycja nie zostawiła na pomysłach Andrzeja Dudy suchej nitki. Poseł KO Sławomir Nitras wskazywał, że na sali brakuje przedstawicieli rządu.

„To też świadczy o tym, jak poważnie rząd i większość parlamentarna traktują kwestię zasadniczą, kwestie relacji ustrojowych między rządem a prezydentem. W imieniu klubu [PiS] wychodzi poseł, który czyta trzy zdania, które mu napisało ministerstwo i nie bardzo rozumie ich treść. Jest zresztą jednym z dwóch posłów PiS obecnych na sali” – mówił Nitras.

Wiadomo skądinąd, że projekt prezydenta nie spodobał się Kancelarii Premiera.

Minister Szymon Szynkowski vel Sęk podczas sejmowej komisji mówił, że „jest to projekt głęboko wchodzący w materię ustrojową państwa”. Uznał jednak, że nowelizacja nie narusza zapisów Konstytucji, a jest „rozwinięciem kompetencji” prezydenta, zapisanych w ustawie zasadniczej. Zadeklarował też, że PiS zamierza dalej zgodnie współpracować z prezydentem. „W czasie prezydencji to prezydent reprezentuje Polskę w Radzie Europejskiej i w innych gremiach – to rozwiązanie wydaje nam się właściwe” – mówił minister ds. UE.

Sławomir Nitras podczas debaty ostrzegał, że przyjęcie noweli sparaliżuje działanie Polski w UE: „Będziemy trwać w stanie permanentnego konfliktu. Pewnym zwyczajem doszło do podziału. Rząd zaakceptował przewodnią rolę prezydenta RP, jeśli chodzi o pracę Polski w NATO. I nikt tego nie kwestionuje, ale przewodnią rolę w polityce unijnej, co stanowi wprost Konstytucja, sprawuje rząd”.

Jak pisaliśmy,

zdaniem konstytucjonalisty dr. hab. Ryszarda Balickiego z Uniwersytetu Wrocławskiego projekt prezydenta Dudy jest sprzeczny z Konstytucją.

Bo politykę zagraniczną prowadzi Rada Ministrów. Balicki podkreśla, że Konstytucja daje prezydentowi uprawnienia do reprezentowania kraju za granicą, ale powinien on wówczas realizować założenia polityki zagranicznej określone przez rząd.

Wojna o krzesła powraca

Poseł Paweł Zalewski z KO przypomniał podczas debaty, że

kwestię podziału kompetencji rozstrzygnął już – w orzeczeniu z 2009 roku – Trybunał Konstytucyjny.

Orzekł wtedy, że prezydent może pojechać na szczyt Rady UE, jeśli uzna to za celowe dla realizacji swoich zadań zapisanych w Konstytucji. TK podkreślił zarazem, że to rząd określa stanowisko RP na posiedzenie Rady Europejskiej, a premier to stanowisko przedstawia.

Orzeczenie TK miało związek z wojną o krzesło w Brukseli z 2008 roku. W 2007 roku PiS przegrał wybory parlamentarne, a premierem został Donald Tusk z PO. Ale prezydentem nadal był Lech Kaczyński, sprzyjający PiS.

Lech Kaczyński wedle uznania brał udział w szczytach Rady Europejskiej, z Tuskiem pokłócili się nawet o rządowy samolot. W październiku 2008 roku francuska prezydencja po prostu dostawiła dla polskiej delegacji dodatkowe krzesło, problemy robili też później Czesi. By przeciąć ten spór, ówczesny premier skierował wniosek do TK.

Obecnie zdecydowana większość państw członkowskich UE deleguje na posiedzenia Rady Europejskiej premierów i premierki. Prezydenci reprezentują Cypr, Francję, Litwę i Rumunię. Zwyczajowo każdy kraj reprezentuje tylko jedna osoba.

W razie zmiany władzy nowy rząd będzie mógł zaproponować własną nowelę i usunąć prezydenta z ustawy, wątpliwe jednak, by opozycja dostała w parlamencie większość potrzebą do odrzucenia prezydenckiego weta. Jeżeli projekt zostanie ostatecznie przyjęty i podpisany jeszcze w tej kadencji, zostanie w Polsce na dłużej. Niewykluczone, że czeka nas kolejna wojna o krzesło.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze