Dlaczego PiS mimo wszystko ma nadal najwyższe poparcie wśród partii – to jedno z najczęściej zadawanych dziś w Polsce pytań politycznych. Odpowiedź przynosi fascynująca koncepcja państwa jako informacyjnej autokracji: PiS wykorzystuje głęboki, światopoglądowy podział między Polakami, który sprawia, że żyjemy niemal w dwóch różnych światach.
Główny wysiłek polityczny władzy polega na nadzorowaniu, by te światy nie miały żadnej części wspólnej. W tym celu PiS zakłóca komunikację między obywatelami mniej i bardziej poinformowanymi, sieje propagandę i manipuluje przekazem.
Niestety, jest w tym sprawny. Dlatego do większości ludzi nigdy nie dociera rzeczywisty głos ani polityków opozycji, ani osób, które są w stanie obalić rządową propagandę. To cecha nie tylko współczesnej Polski, ale też innych informacyjnych autokracji.
Manipulują przekonaniami większości
Wyobraźmy sobie oś z zaznaczonymi systemami politycznymi. Umieszczone są na niej po kolei: demokracja liberalna – autorytaryzm – totalitaryzm.
To tradycyjny układ. Jednak według najnowszych teorii politycznych na osi trzeba dodać jeszcze jeden punkt.
Dwaj naukowcy – Daniel Treisman, politolog z University of California, oraz Sergei Guriev, ekonomista Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu, zdefiniowali kilka lat temu nowy model rządów i nazwali go „informacyjną autokracją” – udaje on demokrację, ale jest znacznie bliższy autorytaryzmowi (Informational Autocrats z 2019 roku, oraz How Modern Dictators Survive: Cooptation, Censorship, Propaganda, and Repression z 2015 roku).
Rolę masowej przemocy, stosowanej przez dyktatorów wobec społeczeństwa, zastępuje w nim kontrola przestrzeni informacyjnej.
Wybory się odbywają, ale zawsze wygrywają w nich ci sami ludzie. Prywatna prasa działa, lecz jest cenzurowana, ograniczana za pomocą narzędzi ekonomicznych lub zwyczajnie przekupywana.
Zamiast spójnych ideologii wprowadza się wrogość wobec liberalnego Zachodu. Przeciwników politycznych nikt nie morduje, za to nęka się ich i oczernia, zarzuca im przestępstwa karne, w ostateczności nakłania do emigracji.
„Cechą wyróżniającą takich państw jest skupienie się na informacji. Stosują one wprawdzie czasem przemoc, ale władzę utrzymują nie przez terroryzowanie ofiar, lecz przez manipulowanie przekonaniami większości” – podkreślają autorzy publikacji.
Choć nie analizowali sytuacji w Polsce, ich model doskonale oddaje rzeczywistość rządów PiS. To on sprawia, że stajemy się państwem podobnym do Węgier i Rosji, ale także do: Wenezueli, Turcji, Peru, Malezji czy Ekwadoru.
Ci, którzy nie wiedzą, nie słyszą tych, którzy wiedzą
Nowoczesnym autokratom gwarancję zachowania władzy daje wysoka popularność w społeczeństwie. Politycy, którzy wybierają ten model rządów, dużo czasu i energii poświęcają na wykreowanie, a potem podtrzymanie swego pozytywnego wizerunku: kompetentnych i sprawnych przywódców.
Tak ma ich odbierać społeczeństwo, nawet jeśli w rzeczywistości rządzący są bezradni wobec politycznych wyzwań i pogubieni w świecie międzynarodowych zależności, albo czerpią ze swoich funkcji osobiste korzyści majątkowe.
Ich pozytywny wizerunek jest możliwy dzięki istnieniu w społeczeństwie dwóch zróżnicowanych grup:
– ogółu opinii publicznej, większościowej grupy, która na co dzień nie interesuje się polityką, jest więc słabo poinformowana w kwestiach bieżących wydarzeń politycznych, wewnętrznych układów partyjnych, nowych projektów ustaw etc.
– grupy mniejszościowej, lepiej poinformowanej, która na co dzień interesuje się polityką, jest w stanie realnie ocenić kompetencje rządzących i nie wierzy w państwową propagandę. Guriev i Treisman nazwali ją wprost „elitą”.
Między tymi dwiema grupami pojawia się „luka w wiedzy politycznej”, czyli wspominana wcześniej asymetria informacyjna.
To dzięki niej autokraci są w stanie kontrolować przekaz, jaki trafia do większości obywateli i w jakim nieustannie prezentują się jako kompetentni, sprawni i budzący sympatię – choć to fałsz.
Opinia publiczna nie jest jednak w stanie wyłapać tego fałszu (bo nie obserwuje stale wydarzeń politycznych), więc wierzy w to, co do niej dociera za pośrednictwem mediów.
Grupa mniejszościowa wie, że pozytywny wizerunek jest nieprawdziwy, ale nie może przebić się ze swoim przekazem do opinii publicznej, ponieważ władza kontroluje przestrzeń informacyjną. Robi to na tyle sprawnie, że długotrwale zakłóca komunikację między tymi grupami.
Członkowie obu wspólnot funkcjonują więc w dwóch różnych rzeczywistościach politycznych i podejmują różne decyzje wyborcze. Gdyby elita zdołała się porozumieć z większościową grupą, czar rządzących szybko by prysł. Dopóki takiego porozumienia nie ma, władza może trwać.
Antyelitarna fala podstawą sukcesu PiS
Model rządów, opisany przez Gurieva i Treismana, brzmi jak historia napisana w samym środku dzisiejszej Polski. Polaryzowanie Polaków na złą elitę i resztę obywateli to przecież fundament działania PiS-u nie tylko od 2015 roku, ale także za pierwszych rządów tej partii, w latach 2005-2007.
Wielokrotne podkreślanie podziału, który rzeczywiście w społeczeństwie funkcjonował – na uprzywilejowanych i całą resztę – ale przez PiS został wyolbrzymiony i wykorzystany politycznie – to oś narracyjna tożsamościowego przekazu tej partii.
PiS wykreował w Polsce antyelitarną falę (dużo intensywniej niż środowiska lewicowe) i korzysta z każdej okazji, by mobilizować większość do odczuwania jak najsilniejszej niechęci wobec uprzywilejowanych.
Elita co jakiś czas sama tych okazji dostarcza. Wystarczy przypomnieć niedawną aferę o zaszczepienie się aktorów poza kolejnością i materiały, jakie na ten temat zrealizowały Wiadomości TVP.
Eksponowano w nich cytat z wypowiedzi Krystyny Jandy: „Ja się czuję, jakby ktoś na mnie nasrał”. Na pasku z 2 stycznia można było przeczytać: „Celebryci stawiają się ponad innymi”. Na paskach z 3 stycznia: „Nadzwyczajna kasta”, „Przywileje w pandemii”, „Celebryci o zwykłych Polakach”.
Jak odnotowała wówczas „Gazeta Wyborcza”, lektor w materiale „Wiadomości” mówił: „Pokazała pani prawdziwą twarz elit: egoistycznych, pełnych pogardy, skorumpowanych – to słowa znanego działacza społecznego Jana Śpiewaka po aferze z aktorami i szczepionkami w roli głównej. Krystyna Janda wielokrotnie bardzo ostro, wręcz z pogardą, mówiła o Polakach”.
Atak na elitę pojawia się zawsze, gdy środowiska lepiej poinformowane zaczynają aktywnie i głośno wyrażać swój sprzeciw wobec władzy. Podobny schemat zastosowano wobec:
- sędziów – słynna kampania reklamowa, która wprowadziła hasło „nadzwyczajnej kasty” jako szczególnie uprzywilejowanej grupy społecznej;
- protestujących lekarzy rezydentów – kiedy za pomocą postu z Facebooka udowadniano jednej z protestujących lekarek, że jeździ na egzotyczne wakacje (w rzeczywistości zdjęcie pochodziło z misji medycznej w Kurdystanie), a w „Wiadomościach” pokazano jej zdjęcie z samochodem marki mustang informując, że to jej auto, podczas gdy razem ze znajomymi wynajęła je ona tylko na kilka dni podczas wyjazdu (w rzeczywistości jeździła 10-letnia mazdą);
- strajkujących nauczycieli i lidera strajku, Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego – jedna z popularnych wtedy prawicowych narracji mówiła, że jest on karierowiczem, który kosztem nauczycieli i uczniów robi sobie kampanię wyborczą. Czyli: uprzywilejowany kosztem nieuprzywilejowanych.
Przy czym nie ma żadnych obiektywnych kryteriów określających, kto w tym układzie jest elitą. Nie rozstrzyga o tym wyższe wykształcenie – mają je prawie wszyscy liderzy Zjednoczonej Prawicy, a mimo to regularnie sytuują się po stronie „ludu”. Gdyby zaś decydujące były wysokie dochody, nie można by do elity zaliczyć ani nauczycieli, ani lekarzy rezydentów. Elita jest więc tam, gdzie w danym momencie potrzebuje tego władza.
Czego boją się informacyjni autokraci?
Opisywany model „informacyjnej autokracji” pozwala rządzącym zachować władzę, jeśli w kraju nie zmieniają się kluczowe zmienne: grupa poinformowanych nie powiększa się, a rządzący zachowują łatwość kontrolowania przekazu, docierającego do ogółu społeczeństwa.
To wyjaśnia, czego najbardziej boją się autokraci:
– wzrostu grupy poinformowanych: może nastąpić, gdy wyraźnie powiększy się liczba osób wykształconych lub krytyczny wobec władzy przekaz dotrze do nowych grup społecznych;
– demobilizacji wyborców: może być skutkiem nieskutecznej propagandy, dotarcia negatywnego przekazu do większości lub osłabnięcia motywacji wyborców.
Solą w oku autokratów są więc krytyczne wobec nich duże, masowe media – oraz uczelnie, jako „siedliska elity”. Ponieważ istniejącą opozycyjną elitę też trzeba osłabiać, jednak bez naruszania pozytywnego wizerunku władzy, potrzebna jest im również kontrola wymiaru sprawiedliwości.
Jak to wygląda w Polsce? Dokładnie tak, jak w opisie Gurieva i Treismana. Przyjrzyjmy się mediom. Zjednoczona Prawica najpierw zamieniła media publiczne w swoje tuby propagandowe, dbając o to, by realizowały zadania fundamentalne: kreowały właściwy wizerunek rządzących oraz podważały wiarygodność grupy lepiej poinformowanej.
Jako że władza potrzebuje też popularności i sympatii, trzecim zadaniem mediów publicznych jest dbanie o komfort masowego odbiorcy, czyli między innymi schlebianie jego gustom (co wyjaśnia choćby promowanie muzyki disco polo przez Telewizję Polską).
Aby ta linia propagandowa była zachowana, rządzący obsadzają instytucje kontrolujące media osobami od nich zależnymi. Dobrym przykładem jest mianowanie, zaledwie kilka dni temu, przewodniczącym Rady Programowej Polskiego Radia Marka Suskiego, posła PiS, a jego zastępczynią – Małgorzaty Gosiewskiej, posłanki PiS.
Jednak w czasie kryzysu pandemicznego okazało się, że tuba propagandowa to za mało. Zwłaszcza iż Zjednoczona Prawica zaczęła być atakowana nie tylko przez demokratyczną opozycję, ale też przez Konfederację, której przekaz internetowy dociera do dużych grup odbiorców.
Stworzonym przez PiS systemem zaczęto nagle bujać z dwóch stron, do tego doszły nieskoordynowane ruchy wewnętrzne (spory między Solidarną Polską, Porozumieniem a PiS) oraz problem z zachowaniem popularności społecznej.
Niezbędne okazały się silniejsze działania. Właśnie wtedy państwowa spółka Orlen kupiła media regionalne Polska Press. Kontrolowanie regionalnego fragmentu przestrzeni informacyjnej ma rządzącym pomóc w podtrzymaniu sympatii wobec PiS oraz kreowaniu wizerunku rządu jako kompetentnego i sprawnego. Ale też w pogłębieniu podziałów społecznych między „kastą uprzywilejowanych” a suwerenem. Wtedy też pojawiły się nowe projekty ustaw, uderzające w prywatne media.
Represje chirurgiczne
Choć informacyjni autokraci nie stosują masowych represji wobec obywateli (byłyby zbyt kosztowne wizerunkowo), to jednak dokonują pewnych aktów represji – tyle że stosują chwyty, które pomagają im je ukryć, oraz korzystają z metody „chirurgicznych interwencji” – represji precyzyjnych, wymierzonych w konkretne osoby.
Jednym z chwytów jest, jak piszą autorzy publikacji, „ściganie dysydentów za niepolityczne – najlepiej wstydliwe – zbrodnie”. Eksperci przygotowali tabelę z zestawieniem przestępstw karnych, o które dyktatorzy oskarżali swoich politycznych przeciwników. Były to między innymi: korupcja, cudzołóstwo, kradzież, ale też zakłócanie ruchu drogowego, nielegalne polowanie na łosie czy publiczne pijaństwo.
To metoda doskonale znana w Polsce PiS. W 2017 i 2018 roku, przez kilka miesięcy, zestawiałam decyzje prokuratorskie z wydarzeniami politycznymi w kraju. Oto kilka przykładów:
– sprawa byłego sekretarza PO, Stanisława Gawłowskiego – oskarżono go o korupcję i pranie brudnych pieniędzy (do dziś nie ma rozstrzygnięcia sądowego). Przeszukanie jego domu zrobiono 21 grudnia 2017 r., dzień po decyzji Komisji Europejskiej o uruchomieniu procedury praworządności wobec Polski. Natomiast decyzja sądu o podtrzymaniu aresztu wobec Gawłowskiego (8 maja 2018) zapadła w czasie protestu matek niepełnosprawnych dzieci w Sejmie.
– 6 stycznia 2018 r. postawiono zarzuty byłej posłance PO Ligii Krajewskiej – zarzucano jej, że w latach 2003-2007, nadużywając uprawnień, przywłaszczyła sobie blisko 250 tys. zł. Informację o postawieniu zarzutów upubliczniono w szczycie kryzysu, związanego ze strajkiem lekarzy rezydentów. W grudniu 2019 r. Krajewska została przez sąd uniewinniona.
– 12 marca 2018 r. prokuratura postawiła zarzuty Cezaremu Grabarczykowi, ówczesnemu wiceprzewodniczącemu Klubu Parlamentarnego PO. Dotyczyły poświadczenia nieprawdy w postępowaniu o wydanie pozwolenia na broń. W kraju trwał wtedy ostry kryzys wizerunkowy PiS, po ujawnieniu informacji o wypłaceniu bardzo wysokich nagród ministrom – tych, które ostatecznie ministrowie mieli przekazać „Caritasowi”. (Proces sądowy w sprawie Grabarczyka wciąż się toczy).
– 29 marca 2018 r. Jacek Kapica, były wiceminister finansów w rządzie PO/PSL, został zatrzymany przez CBA. Postawiono mu zarzuty niedopełnienia obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (w sprawie, w której już wcześniej umorzono wobec niego postępowanie). W maju 2018 r. sąd uznał jego zatrzymanie za nieuzasadnione, a sprawa do dziś nie została rozstrzygnięta w sądzie. Sześć dni przed zatrzymaniem Kapicy PiS musiał zmierzyć się z dużym protestem przeciwko radykalizacji ustawy antyaborcyjnej – był to tzw. Czarny Piątek. Dzień przed zatrzymaniem sondaż firmy KANTAR pokazał spadek poparcia dla PiS o 12 procent.
Przykłady można mnożyć (choćby o ostatnią sprawę adwokata Romana Giertycha), ale już te wystarczą, by uświadomić sobie, że także w zakresie „chirurgicznych interwencji” działania polskiej władzy wpisują się w model informacyjnej autokracji.
Większość nie chce zmiany – do czasu
Guriev i Treisman zwracają uwagę na jeszcze jeden ważny element opisywanego modelu rządów: „Logika informacyjnej autokracji wyjaśnia niektóre, skądinąd zagadkowe, cechy polityki autorytarnej. Wiele analiz zakłada, że obywatele takich państw nienawidzą swoich władców, ale nie potrafią skoordynować działań w celu ich obalenia. (…) Jednak niektórzy autokratyczni przywódcy – choć skorumpowani i nieskuteczni – wydają się być naprawdę popularni.
Nie chodzi o to, że obywatele nie potrafią skoordynować działań, aby się im przeciwstawić: po prostu większość wcale tego nie chce. (…) Przynajmniej niektórzy obecni dyktatorzy przetrwają nie dlatego, że powstrzymają bunt mas, ale dlatego, że zlikwidują w obywatelach chęć buntu.”
Informacyjnym autokratom władzę gwarantuje kontrola przekazu i polaryzacja społeczna. Natomiast największe ryzyko dla ich systemu niesie sytuacja gospodarcza. Kiedy dochodzi do ekonomicznego kryzysu, kontrola przestrzeni informacyjnej okazuje się nieskuteczna – nie sposób ukryć przed ludźmi rzeczywistości, której sami doświadczają.
Ale także dobre wyniki gospodarcze mogą z czasem okazać się destabilizujące. Wzrost gospodarczy sprawia bowiem, że coraz więcej osób się kształci, a więc rośnie grupa dobrze poinformowanych.
Dziś w Polsce Zjednoczona Prawica stara się dokonać niemożliwego: ukryć skutki kryzysu pandemicznego przez ogółem społeczeństwa oraz udowodnić swoją skuteczność w wychodzeniu z gospodarczego dołka.
Stąd powtarzanie przekazów o wysokiej ściągalności pieniędzy z tzw. luki VAT, ogłoszenie programu gospodarczego Nowy Ład, wyciszanie informacji o nowych podatkach, a nawet przerzucanie odpowiedzialności za brak pieniędzy w budżecie na duże media, które protestują przeciwko nakładaniu na nie dodatkowego podatku reklamowego.
PiS będzie naciskał
Ta walka, oczywiście, odbywa się w przestrzeni informacyjnej. Większość ma uwierzyć w to, co słyszy w kontrolowanych przez partię mediach, a nie w to, co odczuwa na co dzień.
Gdyby dotarł do niej przekaz grupy mniejszościowej, elitarnej, gdyby udało się przełamać impas komunikacyjny – wypracowany przez PiS model rządów nie mógłby się utrzymać. Właśnie dlatego władza będzie teraz naciskać na wielkie media i jeszcze mocniej atakować elitę – bo od skuteczności tych nacisków zależy, czy przetrwa.
Co może zrobić grupa lepiej poinformowanych? Po pierwsze: zrozumieć istotę stosowanego modelu i nie dawać PiS-owi okazji do pogłębiania niechęci społecznej wobec niej. Po drugie: intensywnie kształcić i uczyć krytycznego myślenia, nie tylko na uczelniach, ale przy każdej nadarzającej się okazji. Po trzecie wreszcie: przebijać się ze swoim przekazem do większości. Dziś między jedną a drugą grupą mamy komunikacyjny mur. Dopóki nie zostanie skruszony, nie ma co liczyć na zmianę.
O tym, jak konkretnie wygląda „komunikacyjny mur” między dwiema opisanymi grupami w Polsce – opowiemy już w następnym materiale.
Manipuluje, kłamie, mataczy i kombinuje każda władza w każdym kraju. Jednym udaje się to lepiej innym gorzej. W tym jak szyje PiS poraża grubość nici. Niski poziom i łopatologiczność używanych metod i narzędzi świadczy o braku jakiegokolwiek szacunku do kiwanego (narodu). Ale skoro "ciemny lud wszystko kupi", to nie ma sensu bawić się w finezję i wyszukane metody – po co komu białe rękawiczki – gumofilce, kufajka i wspmniana już łopata nadadzą się świetnie do tej roboty.
Smutny jest jedynie fakt, że suweren na to wszystko pozwala – czy nie oznacza to zatem, że sobie na takie traktowanie po prostu zasłużył?
PO to dopiero traktowało Polaków jak obywateli drugiej kategorii, przypomnij sobie kwestię romską w Puławach, albo Andrychowie, a każdy kto podnosił ten temat był nazywany rasistą, ksenofobem itp., nawet sprawy sądowe były, dokładnie te same metody co na tfu, zachodzie. Jak to szedł ten żart, jest pan Polakiem? A to nie ma mieszkań. Pan Romem? Woli pan z balkonem czy bez?
Na podobnym gadaniu opierała się propaganda, która doprowadziła do nieszczęścia jakim był brexit. Rozmawiałem z Anglikiem, który narzekał na rzekome uprzywilejowanie imigrantów: darmowe mieszkania, wysokie zasiłki etc. Rzeczywistość jest inna, trzeba niestety jednak wgryźć się w szczegóły.
(…)Manipuluje, kłamie, mataczy i kombinuje każda władza w każdym kraju.(…)
I właśnie temu cytatowi dedykuję smutny los dziennikarza, który ujawnił aferę Iran-Contras.
Teza, że suweren sobie na to co się dzieje zasłużył niewątpliwie jest słuszna. Ponieważ mamy takie rządy na jakie sobie zasłużyliśmy. Bo to nie desant z Marsa, tylko efekt naszych wyborów. Zamknięcie w bańkach informacyjnych jest faktem. I tu sytuacja pandemiczna ograniczająca aktywność społeczną ludzi tylko ten efekt wzmacnia. Jednak motorem napędowym przynajmniej w pierwszym etapie było działanie w tandemie tronu i ołtarza. Bo nie powinno być dla średnio zorientowanego obserwatora trudne do zidentyfikowania, że realną koalicją rządzącą jest Zjednoczona prawica – Kościół katolicki. Dlatego moim zdaniem słabnące zaufanie do instytucjonalnego Kościoła jest jednym z decydujących zagrożeń w kontekście utrzymania władzy przez prawicę. Drugim takim zagrożeniem jest pogarszająca się sytuacja gospodarcza i powoli wyczerpywanie się możliwości dalszego kupowania głosów wyborców. Bo nie czarujmy się tzw. zjednoczona prawica zarówno w 2015 roku jak i 2019 oraz w plebiscycie prezydenckim po prostu wspierana przez kościół instytucjonalny kupiła sobie zwycięstwo „plusami” i 13, 14 emeryturą. Kupiła, bo jak to trafnie zdefiniował Prof. Marcin Król „Źródłem wszystkich naszych problemów jest upadek myślenia. W gruncie rzeczy o to chodzi. Myślenia, które traktowało samo siebie nieprawdopodobnie poważnie. Skupić się i przeczytać cztery kolumny czegoś istotnego bez żarcików, przerywników, czegoś, co nie zostało umajone atrakcyjnymi zdjęciami, filmikiem – to jest dziś wyczyn jak wyprawa na Marsa”
Brzmiący naukowo i obszerny artykuł o definiowaniu (nadawaniu nazw) zjawisk znanych od lat. O wywalaniu otwartych drzwi. Na temat skuteczności nahalnej, kłamliwej, chamskiej propagandy napisano tysiące stron. Co ważniejsze teorię sprawdzono w praktyce i skutecznie stosowano. Nic nowego. Błyskawiczną karierę pisowsko kościelnym TKM-om zawdzięczamy głównie obecnej opozycji. Po ośmiu latach relatywnie spokojnych rządów, tkwienia w poprawności politycznej i pławienia się w ciepłej wodzie przestała reagować na zwiastuny klęski. Na ordynarne zaczepki ze strony Kaczyńskiego, Macierewicza i Kurskiego odpowiadała pobłażliwym uśmiechem. Na chamstwo odpowiadała wstydliwym "nie wypada". Osoby, próbujące odpowiadać PiS-owi w podobnie brutalny sposób były karcone i przywoływane do porządku. Sukcesem Schetyny, Kopacz, Kidawy i im podobnych pięknoduchów była pogarda ze strony zwolenników władzy silnej ręki i przeniesienie poparcia na brutalnych chamow. Zapomniano, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Pod warunkiem, że przeciwnik użyje miecza.
Jedyną szansą na zburzenie tego muru byłoby umożliwienie oglądania w ogólnodostępnym paśmie stacji TVN24. Wiem, wiem, zaraz pojawią się zarzuty o brak obiektywizmu, ale w porównaniu z reżimową tubą propagandową TVN wypada jak wzór bezstronności.
Dostęp to jedno, ale ważniejsza jest CHĘĆ OGLĄDANIA i tu mam duże wątpliwości. Wyznawców racjonalne argumenty raczej nie przekonają, natomiast rzesza ok 50% biernych żyjących w przeświadczeniu, że polityka ich nie dotyczy i nie obchodzi i zamiast urny wyborczej wybierają grilla. To jest realny problem. Jak do tego się dołączy ukształtowaną wpływami katolickimi mentalność posłusznej owieczki/niewolnika, to mamy komplet czynników określających nasze niskie kompetencje demokratyczne. Myślę, że tylko poważny kryzys ekonomiczny pustoszący kieszenie może otworzyć wielu oczy. A na taki się chyba zapowiada. Pytanie tylko czy nie będzie za późno.
Obawiam się, że jeżeli ogólnodostępne TVN nie wystarcza, to i TVN24 nic nie da. Pół rodziny jest po ciemnej stronie mocy i naprawdę żadne argumenty do nich nie trafiają. Wydaje mi się, że dopiero, kiedy dostaną po kieszeni, zmienią zdanie. Dlatego teraz jest m.in. kolejny skok na OFE.
Pani Moniko oczywiście, że radykalnego wyznawcy nic nie przekona. Jednak gdyby nieograniczony dostęp do informacji mieli ci wątpiący, to może te kilka % zmieniłoby swój ogląd świata. A w dostępnym TVN są tylko "Fakty". Gdyby mogli po Faktach obejrzeć w akcji takich asów jak Soboń, Ozdoba, Wójcik to może dałoby im to cokolwiek do myślenia… A może jednak ma Pani rację ?
@Wojciech Domański
Dokładnie. Powtarzam to samo od kilku lat.
Zapominasz… że TVN24 nie jest od informowania ludzi tylko od trzepania kasy.
Trzepanie kasy uzależnione jest od rzetelności podawanych informacji. TVP nie ma tego problemu. TVP jest od wyduszania naszych pieniędzy niezależnie od jakości podawanej informacji.
(…)Trzepanie kasy uzależnione jest od rzetelności podawanych informacji.(…)
Raczej od zgodności linii programowej redakcji z oczekiwaniami widza… np. w takiej USA abonamentu nie ma, a jakoś stacje od sasa do lasa potrafią się utrzymać.
Oczekiwania widza są chyba jasne: podawanie rzetelnej informacji + rozrywka. Gdy tego nie ma, oglądalność spada. Długofalowo prowadzi to do upadku medium. Taki los spotkał brukowce w Nowym Jorku, które żywiły się kłamliwymi sensacjami na przełomie XIX i XXw. Wówczas był też wydawany New York Times, który od początku dbał o wysoki standard swoich informacji. NYT nadal istnieje, a po tamtych ślad zaginął.
(…)NYT nadal istnieje, a po tamtych ślad zaginął.(…)
Za to mamy takie imperia jak News Corporation czy 4chan… o potędze tego drugiego niech świadczą problemy (dokładniej zagrożeniem dezintegracji) jakie Trump sprawił Partii Republikańskiej.
Pani Redaktor, świetny artykuł, dziękuję!
Wiele osób liczy na to, że pandemia lub kryzys gospodarczy staną się przyczyną klęski PiS. Znowu mamy liczenie na cud. W wydaniu opozycyjnym. G… prawda. Pandemię większość Polaków uznaje za spisek producentów szczepionek i pazernych lekarzy. Kryzys? To już było. Przeżyliśmy 50 lat kryzysu socjalistycznego. Dla wielu było lepiej. Pamiętają i nadal wielbią Gierka. Nie boimy się. Byleby była gorzała, schabowy w niedzielę, po mszy i prostacka (nasza) TV. Generalnie nawaliły elity intelektualne. Kiedyś zwane inteligencją. Profesorowie, prawnicy, aktorzy itp, walczący o łaskę pocałowania w d… prominentów PiS lub Krk. Świadomość ordynarnej kolaboracji z tą mafią rozpłynęła się w bezmiernym gadulstwie kanapowych parti, popisów gledzenia w parlamencie, w sporządzanych z pieniądze i pod oczekiwania władców ekspertyzach i fałszowanych badaniach. Tego wszystkiego nie robią prostaczkowie, ale tzw intelektualiści, uprzywilejowani wysokim wykształceniem i sytuacja materialną. To oni stanowią trzon partyjnych prominentów, zarządów wyższych uczelni, instytutów naukowych i PAN.
Ważnym jest w tym momencie wyjaśnić co rozumiemy pod pojęciem elita? W naszym kraju, ale nie tylko, dochodzi do pomieszania pojęć. Bo czy można nazwać elitą na przykład całą kastę polityków, czy celebrytów, na których skupia się uwaga współczesnych szeroko rozumianych mediów. Czy elitą są osoby legitymujące się głównie dużymi zasobami na kontach bankowych? Moim zdaniem zarówno stan materialny, jak i liczba lajków czy częstotliwość pokazywania się w TV nie jest wyróżnikiem elity. Podobnie jak nie jest nim często dyplom uniwersytecki. Jak to zdefiniowała prof. Szyszkowska cyt. „Elitę tworzą osoby odznaczające się wysokim poziomem rozwoju duchowego, a więc nie tylko intelektualnego, ale także rozwojem uczuć, wrażliwości, wyobraźni oraz poczuciem odpowiedzialności za innych. Nie chodzi tu o rodzinę, lecz o rzeszę nieznanych sobie ludzi.” Patrząc na naszą pszenno buraczaną niestety rzeczywistość takich elit nam brakuje. Stąd też dalej jak kiedyś powiedział Bierut cyt. „proboszcz wiejski jest główną podporą ciemnogrodu w naszym kraju, polski kler jest zacofany, a ma ciągle ogromny wpływ na masy”.
Nie zajmuje się tworzeniem i dyskutowaniem definicji. Podzielam opinie pani Szyszkowskiej: "osoby o wysokim poziomie rozwoju duchowego" i intuicyjnie dodaję nich osoby z tytułami naukowymi i szerzej osoby zaliczane do inteligencji, w pojęciu nieaktualnej już definicji inteligencji pracującej. Dyskusje na ten temat można prowadzić długo i bez sensu. Zwłaszcza, gdy dyskutantom zależy na zagadaniu tematu.
Ma Pan rację, że takich elit (wg pani Sz) nam brakuje. Nie znajduje odpowiedzi na pytanie czy jest możliwe ich odtworzenie i czy Polacy, jako naród, nieodwracalnie przechadza do grupy prymitywnych, głupich i wulgarnych społeczeństw.
Nie chodzi mi o tworzenie definicji, tylko o trzeźwą ocenę sytuacji i nazywanie rzeczy po imieniu. Nie nazywajmy klasą polityczną, kiedy to wataha mająca cechy kasty, nie nazywajmy politykiem kiedy to osobnik o wyraźnym niedoborze intelektualnym, nie nazywajmy artystą beztalencie śliniące się na widok liczby lajków itd
Bardzo podobało mi się stwierdzenie gdzieś zasłyszane "nie chciał naród ośmiorniczek to sobie wybrał ośmiornice" Kaczyński, Kurski,Suski,Terlecki Błaszczak Brudzinski, ,Duda, Ziobro
Absolutnie zabetonowaną grupę stanowią już nie tyle zwolennicy, co wyznawcy, sterowani radyjem, jest to grupa wprawdzie nie masowa ale wyjątkowo toksyczna, na pocieszenie można ją zakwalifikować do gatunków wymierających, znacznie większa, choć może przynajmniej w części jeszcze uleczalna jest grupa, dla której jedyne źródło wszelkiej wiedzy stanowią kazania proboszcza, ale to zatrute źródło zdaje się powolutku tracić wiarygodność wśród ludu.
Mnie się wydaje ciekawe, że wyznawcy jednej i drugiej strony polskiej polityki są wśród pamiętających PRL Polaków. Taki podział to był wówczas, tzn na dobrych popierających władze PRL i złych tych pozostałych. I wówczas, jak teraz , wielka ilość ludzi była na emigracji za chlebem … oj, wszystko się powtarza …
Jedyną prawdą jest tutaj od wieków święta, objawiona prawda boża.
To ta prawda skanuje oczyma rodziców, dziadków, zagląda głęboko w oczy spojrzeniami ciotek, kuzynostwa, wujów, sąsiadów. Przykłuwa wzrokiem, nauczycieli, księży, urzędników, policjantów, kontrolerów biletów, strażników miejskich, poborców podatkowych, lekarzy, dyrektorów, szefostwa, rozmodlonych polityków i prezesów… Prawda narodowa, jest po prostu w Polsce wszechobecna. Ten rodzaj bożej prawdy jest tak bardzo wszechobecny (czyt. wszędobylski), że TVP właściwie nie jest potrzebna.
Bar4dzo to przekonujące. Warto też zwrócić uwagę, że zarówno komuniści jak i faszyści po objęciu władzy w swoim dobrze rozumianym interesie rozpoczynają wzmożone prześladowania, a częstokroć wręcz fizyczną eliminację elit. Cóż dla systemów autorytarnych różnych typów myślenie zawsze stanowi bardzo poważne zagrożenie….