0:000:00

0:00

„Ale petarda!” – zawołał do mikrofonu Rafał Bochenek zaraz po wystąpieniu prezesa PiS. Podczas konwencji 23 lutego Jarosław Kaczyński złożył bowiem kilka – tym razem przedwyborczych obietnic. 500 plus od pierwszego dziecka, które ma wejść w życie już w lipcu, trzynasta emerytura w wysokości 1100 zł dla każdego emeryta (już w maju), zerowy podatek PIT dla każdego poniżej 26 roku życia, obniżenie kosztów pracy oraz przywrócenie zredukowanych połączeń autobusowych.

Kolejne wystąpienia – Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło, Jerzego Kwiecińskiego i Lucjusza Nadbereżnego, prezydenta Stalowej Woli – były jedynie rozwinięciem wątków poruszonych przez prezesa PiS. Z dumą podkreślano, że „piątka Kaczyńskiego” obejmuje młodych, seniorów, rodziców, przedsiębiorców i w zasadzie wszystkich.

Ale to nie jedyna „petarda”, jaką według OKO.press zaprezentowano w sobotę. Konwencja miała więc też podsumować to, jakimi wartościami kierował się PiS do tej pory i na jakim fundamencie zamierza budować nadal. Tymi fundamentami, jak wskazał Mateusz Morawiecki, są „równość, wolność i praworządność”. Próbujemy z przemów premiera oraz prezesa odszyfrować, co właściwie pod tymi pojęciami rozumieją.

Równość i jej wrogowie

Kaczyński rozpoczął: „Równość to przede wszystkim równość wobec prawa, równość szans na awans, na to, by godnie żyć, to prawo do godnego życia wszystkich Polaków”.

Rzeczywiście, jest to co do zasady kierunek godny podążania. Ma on jednak swoją cenę, a mianowicie – po drodze należy zwalczyć wszystkich wrogów równości. „Czy wszyscy ją akceptują?” – pyta prezes. „Wszyscy wiemy, że nie wszyscy” – sam odpowiada na pytanie.

Wszyscy też wiemy, kim są ci wrogowie równości z opowieści Kaczyńskiego. To nie tylko politycy opozycji, czy Niemcy zazdroszczący nam dobrobytu (cytat z paska „Wiadomości” TVP).

„Ciągle trwa zaciekła obrona przywilejów różnych grup, kast, dlatego ten problem jest tak ważny. Ma dodatkowe wymiary, wymiar ekonomiczny” – wyjaśnia dalej prezes.

PiS uwielbia grać na konfliktach. W ten sposób konflikt dotyczący praworządności ubierają w szaty konfliktu klasowego. Walka o praworządność w opowieści PiS jest rozpaczliwą próbą obrony swoich przywilejów sędziów zblatowanych z poprzednią władzą. Kaczyński wielokrotnie powtarzał, między innymi w wywiadzie dla „Sieci”, że reforma sądownictwa jest kluczowa, bo „takie sądy jak obecne wszystkie inne reformy PiS cofną, zanegują". Każdy, kto nie jest z PiS, jest przeciwko równości, którą PiS chce wprowadzić, jest za tym, by masy ludzi żyły w nędzy i niedostatku.

Jak precyzuje Kaczyński podczas konwencji, by nie tylko „była tak jak było”, ale „żeby było jeszcze gorzej niż było”. Użycie wyrwanego z kontekstu cytatu Agnieszki Holland wzbudziło wzburzenie w środowisku reżyserów. Ale zastanawia też, dlaczego jest to jedyna osoba wymieniona przez Kaczyńskiego podczas konwencji z imienia i nazwiska. Chodziło o uniwersalny przykład przedstawicielki sytych i zepsutych elit, które stawiają się PiS?

Wrogowie równości są też mniej wpływowi. Wrogami mogą się stać na przykład rodzice osób niepełnosprawnych („pazerne matki”, które „chciały żywej gotówki”), czy lekarze-rezydenci („działają na szkodę szpitali”, „nie chce im się pracować powyżej 48 godzin tygodniowo”). Ostatnio w annałach szczucia zapisała się wypowiedź Mateusza Morawieckiego w kontekście strajku nauczycieli. Premier stwierdził w styczniu, że „nauczyciele pracują mniej, a zarabiać chcą więcej”.

Skoro więc domaganie się czegokolwiek przez różne grupy społeczne i zawodowe jest zawsze „politycznie inspirowane” albo jest próbą wyłudzenia przywilejów, to co jest działaniem równościowym? Nie wyszczególnianie grup interesów, czy działania systemowe, ale bezpośrednie i uniwersalne transfery pieniędzy – nawet takie, których nikt się nigdy nie domagał. Świetnym przykładem takiego działania była wyprawka 300 plus, którą reklamowano jako „wyrównywanie szans w edukacji”, choć za te pieniądze, jak wyliczaliśmy w OKO.press, można było znacznie efektywniej osiągnąć podobne cele.

Wolność - bez poprawności politycznej

„Druga sprawa to wolność. Wolność, która też jest kwestionowana” – zaczyna opowieść o kolejnym filarze państwa PiS Jarosław Kaczyński. „Są tacy, którzy chcą nam odebrać wolność poglądów, wolność słowa, ba, wolność sumienia, wolność religii (związaną bezpośrednio z sumieniem). Zapowiadają, że w Polsce, jeśli zwyciężą, zniesiona zostanie demokracja, a ogromna część społeczeństwa, o poglądach innych niż te, które oni głoszą, będzie w gruncie rzeczy wyłączona z czynnej polityki”.

To rozumienie wolności jest oczywiście odwróceniem klasycznego rozumienia wolności we współczesnych demokracjach. W poetyce PiS wolność jest wtedy, kiedy należymy do większości, której dobre samopoczucie nie jest zagrożone przez takie fanaberie jak walka z mową nienawiści, prawa mniejszości religijnych, etnicznych, czy seksualnych.

Morawiecki doprecyzowuje: „Wolność to prawdziwa wolność, bez poprawności politycznej”, „ta kampania będzie rozstrzygała o tym, czy ta wolność i równość w Polsce będzie, czy zostanie zniszczona".

PiS uderza więc w stare tony: lewacki zachód wespół ze spiskującymi elitami w Polsce pozamyka nam kościoły, wprowadzi do szkół „Tęczowe piątki”, zerwie konkordat, wprowadzi prawo szariatu w każdej gminie i seksedukację w przedszkolach. A jeśliby ktokolwiek takim rządom się sprzeciwiał, zostanie uciszony i rugowany z życia publicznego.

Temat wybuchł z nową siła po podpisaniu przez Rafała Trzaskowskiego „karty LGBT” dla Warszawy. Przy okazji dołączenia PSL do Koalicji Europejskiej PiS zaczyna wypominać ludowcom sprzeniewierzenie się deklaracjom o przywiązaniu do chrześcijańskich tradycji. Regionalne oddziały PiS, a także mnóstwo propisowskich trollkont promuje w sieci hasztag #PSLGBT. PiS ostro buduje opozycję: jeśli dają pieniądze na LGBT, to nie dadzą pieniędzy „zwykłym ludziom". Geje, feministki, ekolodzy i całe lewactwo jest więc teraz zagrożeniem nie tylko dla tradycji i ducha narodu, ale też zagrożeniem ekonomicznym.

Przeczytaj także:

Wolność to mieć dużo w kieszeni

Kaczyński: „Ważna sprawa – przywracanie godności, równości, także wolności. Wolność ma ten aspekt, który jest w kieszeni. Człowiek, który ma puste kieszenie, pusty portfel wolny nie jest. My te kieszenie wypełniamy". W innym miejscu dodał: „Podniesienie jakości życia to zwiększenie naszej wolności i naszej równości!"

Morawiecki jeszcze barwniej dopinał definicję wolności:

"Ptak jest bardzo wolny, nawet jest takie powiedzenie »być wolnym jak ptak«. Ale nie chcielibyśmy, by ludzie byli tak zasobni jak ptaki”.

PiS w sprytny sposób przejmuje lewicową narrację mówiącą, że nie ma prawdziwej wolności bez uwolnienia ludzi od ekonomicznej determinacji. Nie jest to teza kontrowersyjna – by w pełni korzystać z praw obywatelskich, trzeba mieć zapewnione minimum dobrobytu.

Problem z pisowską wizją wolności jest taki, że kończy się właśnie tam, gdzie pełna wolność demokratyczna się zaczyna.

Wolność „posiadania w kieszeni” daje nam wolność uczestniczenia w życiu kulturalnym (które zakłada istnienie również innej kultury niż narodowo-katolicka), czy w życiu społecznym i politycznym, w ramach którego mieści się konflikt, pluralizm poglądów i obywatelskie nieposłuszeństwo. A to coś, co dla PiS nie jest akceptowalne i o czym przekonać mogliśmy się wielokrotnie.

Takie postawienie sprawy, kwestii wolności jest bardzo wygodne. My wam zapewnimy minimum socjalne, pozwolimy rozwijać się waszym małym biznesom, a jeśli nas aktywnie wspieracie, to pozwolimy nawet robić interesy z samym państwem. Ale nie mieszajcie się do polityki, nie wychodźcie na ulice.

Skoro to partia „zapewnia wolność” dbając o redystrybucję i rozwój gospodarczy, to nie potrzebuje mieć konkurencji w postaci instytucji społeczeństwa obywatelskiego. Widać to wszystko w sposobie, w jaki PiS obchodzi się ze protestującymi osobami z niepełnosprawnościami, nauczycielami, pracownikami pomocy społecznej, pracownikami sądownictwa, czy wreszcie protestującymi o praworządność, którzy odsądzani są od czci w sposób bezwzględny i zorganizowany.

Spadkobiercy Jana Pawła II

Skąd PiS wziął te nowe koncepcje równości i wolności? Jak stwierdził Jarosław Kaczyński obie te „wartości są głęboko zakorzenione w naszej kulturze, kulturze ufundowanej na chrześcijaństwie. To wartości fundamentalne dla cywilizacji, która wyrosła z chrześcijaństwa”.

Pamiętajmy, że chwilę wcześniej padło stwierdzenie: „człowiek, który ma puste kieszenie, nie jest wolny”, które wywodzi się raczej z tradycji rewolucyjnej lewicy, niż papieskich encyklik.

Jarosław Kaczyński się tym jednak nie przejmuje i dodaje, że „Dobra Zmiana to obrona tego, co wynika z naszej kultury”, jest „zakorzeniona w tym, co budowała przez wieki polska kultura, co znalazło zwieńczenie w pontyfikacie Jana Pawła II i w wielkim ruchu społecznym, jakim była Solidarność”.

Już w programie wyborczym PiS z 2015 roku znalazły się stwierdzenia o tym, że religia katolicka zajmuje w Polsce szczególne miejsce, a poza Kościołem skazani jesteśmy właściwie na nihilizm. PiS po raz kolejny przedstawia się jako depozytariusza chrześcijańskich wartości i przypisuje sobie wyłączność na tę rolę. Tu jednak dokonało się dodatkowe przechwycenie tradycji lewicowych, które, jak nagle się okazało, są wielowiekową tradycją chrześcijańską.

To kolejny zwiastun tego, że PiS nie szuka już drogi do centrum. Grają na zderzenie – chrześcijańska, tradycjonalistyczna Dobra Zmiana kontra promująca LGBT, liberalizm i elitaryzm Koalicja Europejska. Jest to szczególnie uderzające w czasach gdy Kościół znalazł się w tarapatach i nawet elektorat PiS surowo ocenia zjawisko pedofilii i sposób reagowania na nie przez biskupów.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze