0:00
0:00

0:00

W najnowszym wywiadzie bracia Karnowscy pytają Jarosława Kaczyńskiego o stosunki polsko-izraelskie, zwycięstwo ustawy o IPN, porażkę Polaków na mundialu, chore kolano i reformę sądownictwa. Choć każda z tych kwestii jest ciekawa (dowiadujemy się na przykład, że szukanie wad u premiera Mateusza Morawieckiego jest jak “szukanie pyłku na pięknym dywanie”), naszą uwagę zwróciła właśnie ta ostatnia kwestia, której istotę prezes PiS wyjaśnił wyjątkowo wyraźnie.

"Bracia Karnowscy: Komisja Europejska nie złamie polskiej woli dokończenia tej reformy?

Jarosław Kaczyński: Nie złamie, bo to jest albo-albo. Jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, bo prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte”.

"Jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, bo prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte”

wywiad w "Sieciach",09 lipca 2018

Sprawdziliśmy

pis musi uzależnić sądownictwo od władzy wykonawczej, by zablokować sądową kontrolę swoich niekonstytucyjnych ustaw i działań łamiących prawo

Uważasz inaczej?

Kaczyński powiedział głośno to, co oczywiste jest dla Komisji Weneckiej, Komisji Europejskiej, ONZ, wydziałów prawa uniwersytetów, całego szeregu naukowców oraz polskich i zagranicznych organizacji prawniczych. Reforma sądownictwa służy przejęciu władzy nad sądami przez partię rządzącą tak, by skutecznie sparaliżować możliwość sądowej kontroli działań władzy wykonawczej i ustawodawczej. Zdaniem Zespołu Ekspertów Prawa Fundacji Batorego "atak na sądy był celowy, zaplanowany, a także skutecznie, choć niekiedy chaotycznie, zrealizowany".

Zaczęło się oczywiście od sparaliżowania Trybunału Konstytucyjnego - organu badającego zgodność uchwalanych ustaw z konstytucją. Dzięki temu PiS otworzył sobie drogę do legislacyjnej samowoli i uchwalaniu zwykłą sejmową większością ustaw niezgodnych z ustawą zasadniczą. Obecnie w kontrolowaniu zgodności uchwalanych ustaw z konstytucją przez niekonstytucyjnie obsadzony Trybunał Konstytucyjny sensu często nie widzi już nawet Rzecznik Praw Obywatelskich.

Przeczytaj także:

Rację ma więc Jarosław Kaczyński mówiąc, że "takie sądy, jakie mamy" (a w przypadku TK - mieliśmy), czyli niezależne od władzy wykonawczej, na wiele działań PiS by się nie zgodziły. Dzięki tym reformom prezydent nie będzie już nigdy musiał stosować prawa łaski wobec nieprawomocnie skazanego polityka PiS. Żaden sąd powszechny nie podniesie już ręki na żadnego Mariusza Kamińskiego, a jeśliby to zrobił - sędziego czeka sprawa dyscyplinarna (jeszcze wcześniej Minister Sprawiedliwości może odwołać prezesa i wiceprezesa tego sądu za "uporczywe niewywiązywanie się z obowiązków służbowych"). To Zbigniew Ziobro wskaże osoby, które będą orzekać w sądach dyscyplinarnych, wybierze rzecznika dyscyplinarnego, który będzie oskarżać, a nawet będzie mógł wydawać konkretne polecenia co do prowadzenia postępowań.

Później do nowego Sądu Najwyższego sprawę skieruje Prokurator Generalny i Minister Sprawiedliwości w jednej osobie w trybie skargi nadzwyczajnej lub kasacji. Ten sam "dobrozmianowy" SN będzie też orzekał o ważności wyborów.

W SN na "niesfornych sędziów" czeka Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Izba ta będzie obsadzona dopiero, gdy SN zapełni się nowymi sędziami zatwierdzonymi przez prezydenta Dudę, rekomendowanymi wcześniej przez nową Krajową Radę Sądownictwa. A w nowej KRS 15 członków wybranych zostało przez obecny Sejm.

Jarosław Kaczyński dobrze wie, co mówi: dokończenie "dobrej zmiany" w sądownictwie to dla tego rządu być albo nie być. Wielka szkoda, że ten argument nie znalazł się w “Białej księdze” (o której pisaliśmy m.in. TU, TU i TU). Może takie jasne postawienie sprawy spotkałoby się w Unii z większym zrozumieniem, niż twierdzenia, że reforma sądownictwa jest potrzebna, by walczyć ze zmorami polskiego wymiaru sprawiedliwości takimi jak przewlekłość postępowań, czy niski poziom zaufania obywateli co do niezawisłości sędziów.

Polskie sądy łaskawe dla opozycji

Oczywiście z perspektywy Kaczyńskiego sądy negowałyby i cofały reformy dobrej zmiany, ponieważ pełne są postkomunistów, którym nie na rękę jest “wstawanie z kolan” i odzyskiwanie godności przez państwo polskie. Wszystkie te wyroki oczywiście byłyby wydawane z naruszeniem prawa. Zarówno w sądach powszechnych, jak i w Sądzie Najwyższym.

Jarosław Kaczyński mógł puścić wodze fantazji wymyślając przykład tego, jak sądy mogłyby zablokować jakieś słuszne reformy lub pomysły PiS. Mógłby powiedzieć na przykład, że skorumpowane sądy prześladowały Mariusza Kamińskiego - urzędnika państwowego, który walczył z korupcją. Albo stwierdzić, że postkomunistyczni sędziowie zablokowaliby pisowską ustawę dezubekizacyjną.

Możliwości było wiele. Tymczasem jako przykład sądowej niesprawiedliwości i stronniczości Jarosław Kaczyński podaje… decyzje sądów w sprawie demonstrujących przeciw działaniom PiS. To nie żart.

Zaczyna od stwierdzenia, że

“W Hiszpanii ludzie, którzy wzywali do buntu przeciw demokratycznemu rządowi, siedzą w więzieniach z perspektywą kilkunastoletnich wyroków. A jak nazwać to, co robi Schetyna, jeśli nie wzywaniem do buntu?”.

Brzmi dosyć złowieszczo, bracia Karnowscy przytomnie więc suflują: “Ktoś zaraz powie, że chce pan wsadzić Schetynę do więzienia”. Jarosław Kaczyński uspokaja:

“To w Polsce nie wchodzi w grę. Pan Schetyna jest bezpieczny. Mówię tylko, jak to dziś w Polsce wygląda i jak takie działania traktowane są w Europie. W Polsce jest inaczej:

sądy uniewinniają masowo tych, którzy w sposób oczywisty łamali prawo, np. rzucali się na drogę, blokowali legalne demonstracje. Widziałem te zachowania z bliska”.

“I tak będzie zawsze?” - dopytują Karnowscy.

“Na pewno polskie życie publiczne wymaga jakiegoś uporządkowania, ale oczywiście zawsze w Polsce będzie wolność, i to wolność większa, niż jest dziś na Zachodzie”.

Podsumujmy. Jarosław Kaczyński nie chwali wprost zamykania działaczy opozycyjnych w więzieniach, ale jednocześnie twierdzi, że gdyby Grzegorz Schetyna był hiszpańskim politykiem - zostałby zamknięty. Podobny los spotkałby demonstrujących. Polskie sądy są inne - i z jednej strony Kaczyński to akceptuje, a z drugiej nawołuje do “uporządkowania życia publicznego”.

W opowieści Jarosława Kaczyńskiego polskie sądy są instytucjami, które wydają wyroki sprzeczne z prawem, orzekają po linii “totalnej opozycji”. Na złość PiS-owi nie tylko “masowo uniewinniają” łamiących prawo demonstrantów, ale też nie wahałyby się blokować dobrozmianowych ustaw.

Pole politycznego manewru

Bracia pytają Jarosława Kaczyńskiego również o ubiegłoroczne weta prezydenta. “Merytorycznie tamte rozwiązania uważałem i uważam za korzystniejsze, były jeszcze bardziej jednoznaczną ustrojową zmianą sądów, co konstytucja przewiduje. Także politycznie dawały większe pole manewru” - opowiada prezes.

Z tym ostatnim stwierdzeniem również trudno się nie zgodzić. Dla przykładu: ustawa przyjęta w lipcu 2017 roku przez Sejm dawała ministrowi-Prokuratorowi Generalnemu Zbigniewowi Ziobrze możliwość przesunięcia wszystkich sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku oprócz tych wskazanych przez niego samego. Obecnie decyzję tę podejmuje prezydent w stosunku do sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia. Politycznie to mniejsze pole manewru, ale praktycznie - skuteczne na poziomie akceptowalnym dla prezesa PiS.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze