0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot . Tomasz Pietrzy...

Wiece Donalda Tuska w różnych miastach Polski stają się tym zdecydowanie najbardziej wyrazistym elementem kampanii wyborczej. Lider Platformy narzucił sobie ostre tempo. W ubiegłym tygodniu jeździł po Wielkopolsce, teraz ruszył na Dolny Śląsk. W poniedziałek był w Kłodzku, w sobotę 24 czerwca będzie we Wrocławiu. A czwartek przypadł Jeleniej Górze.

To właśnie tam Donald Tusk mocno pomieszał PiS-owi szyki przed partyjną konwencją planowaną na najbliższą sobotę w Turowie. Wydatnie pomogli mu w tym propisowscy związkowcy, którzy zjechali autokarami właśnie z tego miasta, by zakłócać kampanijne wydarzenie Platformy. Tusk zgodnie ze swym wiecowym temperamentem sprawnie to wykorzystał – i wygłosił spójny i przekonujący akt oskarżenia pod adresem PiS-owskich lokalnych kacyków rządzących gminą Bogatynia i kompleksem kopalni i elektrowni w Turowie. W tym z kolei pomagał Tuskowi fakt, że spora część z tych kacyków przebywa obecnie w aresztach oskarżona o poważne przestępstwa.

Drugą część swojego wystąpienia Tusk poświęcił natomiast tej realnej – a nie retorycznej – polityce migracyjnej prowadzonej przez rząd PiS. W OKO.press opisywał ją – i towarzyszącą jej hipokryzję – Bartosz Józefiak. "Migranci z „krajów dalekich kulturowo” już tu są, w setkach tysięcy. Zaprosił ich rząd PiS” – pisał Józefiak, wskazując że w tym samym czasie, w którym rząd PiS buduje fortyfikacje na granicy polsko-białoruskiej, trwa jednocześnie na ogromną skalę napływ migrantów ekonomicznych do Polski. Tusk mówiąc o tym balansował na granicy populizmu, jednak nie przekroczył cienkiej czerwonej linii. Niewykluczone, że Platforma właśnie układa swą skuteczną politycznie odpowiedź na prowadzone od lat przez PiS narracje propagandowe dotyczące migracji.

Przeczytaj także:

Odbijanie symboli – i historii „S”

Wiec Tuska otworzył prezydent Jeleniej Góry Jerzy Łużniak. Zaczął od tego, że „miasto zawsze jest sercem z Platformą”. Rzeczywiście, w 2019 roku oba jeleniogórskie powiaty (miejski i obejmujący okolicę) razem z Wałbrzychem i Wrocławiem należały do pomarańczowych „wysp” na mapie Dolnego Śląska. Przewaga KO nad PiS wynosiła tam jednak nie więcej niż 3,5 (powiat miejski) punkta procentowego. Prawda jest taka, że Dolny Śląsk to teren dla Platformy relatywnie trudny – i także dlatego to właśnie tam (m.in. do Legnicy i Wrocławia) – ruszył teraz Tusk.

W Jeleniej Górze widać było po raz kolejny (po marszu 4 czerwca i po wiecach w innych miastach), że w tej kampanii Platforma skutecznie odbija narodowe symbole niemal zmonopolizowane dotąd przez prawicę jako sztafaż politycznych demonstracji. Uczestnicy wiecu w Jeleniej Górze zabrali ze sobą biało-czerwone flagi, przed wystąpieniem Tuska odśpiewali zaś hymn.

Tusk zaczął pozornie niewinnie, bo od wspomnień – właśnie pod Jelenią Górą szkolił się w pracach wysokościowych. W ten sposób, jak wielu innych młodych opozycjonistów którym komuniści odebrali możliwości pracy w zawodzie, zarabiał na życie w okresie PRL. Te historyczne wspomnienia nie były przypadkowe.

W czwartek na kilka godzin przed wiecem wp.pl poinformowała, że z Turowa miało ruszyć do Jeleniej Góry kilka autokarów z popierającymi PiS związkowcami z tamtejszej „Solidarności”.

„Jadą bojówki PiS-u” – pisali na Twitterze politycy Platformy.

Tusk też odnotował obecność propisowskich związkowców. Nie sposób było ich zresztą nie zauważyć, bo przynieśli wuwuzele i robili sporo hałasu nawet w trakcie hymnu narodowego. Na wiecu Tusk mówił więc o „prawdziwej Solidarności”, która opiera się opresyjnej władzy, a nie ją wspiera. Wyraźnie przypomniał, że tę „prawdziwą Solidarność” zakładał.

„Ludzie prawdziwej „Solidarności” nigdy czegoś takiego by nie zrobili, nie gwizdaliby wtedy, gdy śpiewany jest hymn Polski. Prawdziwa „Solidarność” nigdy nie jest z władzą przeciwko ludziom, prawdziwa „Solidarność” protestuje przeciwko złej władzy, przeciwko złodziejstwu. Witam tych, którzy prawdziwą „Solidarność” mają w sercach” – mówił Tusk.

A potem dorzucił jeszcze, że nie dziwi się „entuzjazmowi ze strony gości z Bogatyni i Turowa”, bo na wiecu „wreszcie spotkali tak wielu przyzwoitych ludzi”.

Ale na tym nie koniec. Bo potem Tusk poprosił związkowców, by „przekazali Jarosławowi Kaczyńskiemu”- oczywiście podczas sobotniej konwencji PiS – to, co ma do powiedzenia na temat rządów tej partii w ich gminie. I zaczął wymieniać długą listę lokalnych aparatczyków PiS aresztowanych za udział w aferach, korupcję, przekroczenie uprawnień, a nawet produkcję i handel narkotykami czy też wymuszanie seksu w miejscu pracy.

„Przeproście i Spadajcie”

„Nadużywanie władzy, kupowanie głosów, handel narkotykami. Tak, to rzeczywiście coś nowego” – ironizował Tusk.

I jeszcze przez dłuższy czas wymieniał przykłady nieudolności i nieuczciwości PiS-owskich samorządowców rządzących Bogatynią (basen budowany bez skutku przez 4 lata, biżuteria kupowana za publiczne pieniądze, gigantyczna katastrofa osuwiskowa w kopalni w Turowie). Był bardzo dobrze przygotowany, wymieniał konkretne sprawy, nazwiska i inicjały, co pośrednio świadczy o tym, że także personel sztabu Platformy dobrze odrobił lekcję zbierając materiały na temat rządów PiS w Bogatyni i elektrowni w Turowie.

„Byliście niemymi, tchórzliwymi świadkami zła, które rozpanoszyło się w Bogatyni a później w całej Polsce” – mówił Tusk bezpośrednio zwracając się do propisowskich związkowców.

„Powiedzcie im Przeproście i Spadajcie – bo w waszym interesie jest to, żeby więcej rządów PiS nie było – i w Bogatyni, i w całej Polsce”.

Po zamknięciu wątku Bogatyni, Turowa i związkowców, Tusk przeszedł do ataku na politykę migracyjną prowadzoną przez rząd PiS. To również atak wyprzedzający skierowany przeciw konwencji PiS w Turowie. Można się bowiem spodziewać, że Jarosław Kaczyński będzie tam kontynuował opowieść o konieczności przeprowadzenia w Polsce referendum dotyczącego relokacji uchodźców. I to mimo tego, że narracja ta składa się z samych kłamstw – co wykazała w OKO.press Paulina Pacuła.

Migracyjna hipokryzja PiS

Dotycząca imigrantów część wystąpienia Tuska była wyraźnie skalkulowana – i skrojona pod konserwatywne poglądy większości polskich wyborców na kwestię migracji. Tusk zaczął od oskarżenia PiS o próbę zbijania politycznego kapitału na sprawie śmierci zamordowanej na greckiej wyspie Kos Polki Anastazji R. O jej zabójstwo oskarżony został przebywający w Grecji obywatel Bangladeszu, zamieszani w nie mogli być również obywatele Pakistanu.

Nie da się ukryć, ujmując tak sprawę, eksponując kwestię imigracji z krajów muzułmańskich oraz przywołując statystyki dotyczące akurat Bangladeszu, Tusk uderzył w populistyczne tony – przy okazji jednak celnie odsłaniając hipokryzję rządu PiS w kwestii migracji.

„Zapytajcie Morawieckiego, dlaczego pozwolił na kompletną utratę kontrolę nad tym, ilu imigrantów przyjeżdża do Polski.

135 tysięcy ludzi z samych państw muzułmańskich wpuszczono do Polski tylko w 2022 roku. W ostatnim roku naszych rządów było ich 3300” – Tusk sięgnął do statystyk.

„Mówię o tym, by wreszcie ujawnić kłamstwa Mateusza Morawieckiego w sprawie migracji. By głośno i wyraźnie powiedzieć – oskarżam pisowski rząd o sprowadzanie niekontrolowanej liczby ludzi, którymi później tu w Polsce nikt się nie zajmuje” – mówił Tusk. „Z samego Bangladeszu – niestety nazwa tego państwa stała się ostatnio głośna – oni sprowadzili 5 razy więcej migrantów, niż mój rząd ze wszystkich tych państw” – podkreślał lider Platformy.

„PiS ściągnął z państw muzułmańskich 50 razy więcej ludzi niż my w ostatnim roku naszych rządów. I równocześnie rozpętali obrzydliwą propagandę pogardy, naznaczania tych ludzi.” – mówił Tusk. I zapowiedział, że „Morawiecki odpowie” po zmianie władzy za utratę kontroli nad imigracją zarobkową do Polski.

„Ten krótki, ale przykry incydent właśnie kończy się na naszych oczach” – mówił w Jeleniej Górze Tusk o władzy PiS. Uczestników wiecu niewątpliwie przekonał – jak podczas każdego podobnego wydarzenia w tej kampanii, także tam reagowano na jego słowa entuzjastycznie.

W Jeleniej Górze Tusk po raz kolejny pokazał, że doskonale radzi sobie z dynamiką wiecowych wydarzeń. Po raz kolejny dowiódł też, że politycznym przeciwnikom zdecydowanie nie opłaca się zakłócanie jego spotkań z wyborcami.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze