23 proc. 15-latków i 15-latek w Polsce nie osiąga podstawowego poziomu kompetencji, niezbędnego do dorosłego życia. To obniża odporność na populizm, od tego zależy los demokracji. Dla Polski to bardzo zła wiadomość. Ale kryzys przeżywają niemal wszystkie kraje wysokorozwinięte
„PISA 2022 nam nie powie, jak poprawić klimat w szkole. Mówi raczej o efektach procesów, poziomie lęku, bezpieczeństwa, wsparcia, ale nie o tym, co z tym zrobić. PISA nie wyjaśnia też, dlaczego w jednych systemach dane rozwiązanie działa i przynosi efekty, a w innych jest skazane na porażkę” – mówi Magdalena Radwan-Röhrenschef, ekspertka SOS dla edukacji.
Anton Ambroziak, OKO.press: Czy powinniśmy być zaskoczeni wynikami polskich uczniów i uczennic w badaniu PISA 2022?
Magdalena Radwan-Röhrenschef, Szkoła Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertka SOS dla Edukacji:
Nie, znamy np. warszawskie badania Evidence Institute, więc spodziewaliśmy się, że po publikacji raportu będziemy mówić o stracie edukacyjnej w Polsce, z której mniej więcej połowa przypada na pandemię, a połowa na reformy oświatowe.
Dla mnie nie było tu żadnej bomby. Zdążyłam się już z tą myślą oswoić, z jednym ciosem w szczękę, o którym za chwilę. Dla mnie wyniki PISA 2022 to jednak opowieść przede wszystkim o globalnym spadku poziomu umiejętności. Mówimy o trendzie z bardzo wyraźnym zastrzeżeniem, że nie chodzi tylko o pandemię.
W dłuższej perspektywie ten ostatni czynnik, który wpływa na sytuację w Polsce, jest najbardziej interesujący, bo chodzi o koniec szkoły, jaką znamy.
Ale co to znaczy?
Od dekady systematycznie spadają wyniki uczniów w krajach wysokorozwiniętych, z pewnymi wyjątkami. W tym samym czasie spadał dobrostan uczniów w wieku 15 lat. I te dwa procesy się jakoś ze sobą wiążą.
Mamy, z czego może nie wszyscy sobie zdają sprawę, rosnącą falę krytyki w stosunku do PISA — że to fiksacja na szkiełku i oku, a skupianie się na testach szkodzi systemom edukacji. Pewna racja w tym może być, ale ja muszę powiedzieć, i jest to pewnie deklaracja wiary, że kocham PISA.
Uważam, że jeśli nie porzucamy ambicji tworzenia systemów edukacji opartych o dane, to PISA jest bardzo dobrym przykładem uczącego się badania. Takiego, które stawia sobie ambitne cele i eksperymentuje. Tak, jak eksperymentowało z badaniem kreatywności, z badaniem rozwiązywania problemów, z edukacją globalną, z nowymi technologiami.
Oczywiście, że nie umiemy zmierzyć wszystkiego, co byśmy chcieli. I pewnie nie wszystko w ogóle da się zmierzyć, ale myśląc globalnie,
lepiej jest konstruować edukację na podstawie danych, a nie wewnętrznych przekonań. Jak to drugie może się skończyć, widzimy na przykładzie Polski.
Poziomem kompetencji cofnęliśmy się o 20 lat?
Do wyników z 2003/2006 roku, tak.
To oznacza, że faktycznie się cofnęliśmy, czy raczej szkoła nie nadąża za rzeczywistością? W jakim stopniu PISA jest w stanie dogonić zmianę?
To jest pytanie, które bardzo często słyszę w nurcie progresywnej edukacji.
Czy to nie jest tak, że po prostu rzeczywistość odjechała, a szkoła jest ciągle w tym samym miejscu?
Tylko że PISA nie jest szkołą. PISA jest badaniem podstawowych kompetencji, np. jak sobie radzimy z tekstem pisanym w modalności elektronicznej. Innymi słowy, jak dobrze potrafimy czytać internet.
PISA sprawdza też, czy radzimy sobie z danymi, którymi ktoś próbuje nas do czegoś przekonać. I w końcu, w jakim stopniu rozumiemy w oparciu o metody nauki świat, który nas otacza. Nie sądzę, żeby te kompetencje mogły się zdezaktualizować.
Co cię najbardziej zmroziło w tegorocznych wynikach?
Cios w szczękę?
23 proc. 15-latków i 15-latek w Polsce nie osiąga podstawowego poziomu kompetencji, który jest niezbędny do dorosłego życia.
Być może jeszcze zdążą w jakiś sposób to nadrobić, ale na tym etapie edukacji to będzie bardzo trudne. I to naprawdę zatrważające. UNICEF jakiś czas temu opublikował raport dotyczący dobrostanu dzieci i młodzieży.
Za jeden z wymiarów dobrostanu uznał minimalny poziom umiejętności. To znaczy, że jeżeli go nie masz, to nie jesteś w stanie brać udziału w rzeczach, które tego wymagają.
Na przykład?
Nie jesteś właśnie w stanie korzystać z internetu bezpiecznie i ze zrozumieniem. Pamiętamy, że cele rozwojowe ONZ mówią o tym, że nie powinniśmy mieć w społeczeństwie więcej niż 15 proc. tych, którzy nie osiągają podstawowego poziomu kompetencji. To poziom, którego nie powinniśmy przekraczać, żeby utrzymać bezpieczeństwo dla społeczeństwa.
Chodzi o odporność na populizm, los demokracji, poziom wykluczenia. Dla Polski te 23 proc. to bardzo zła wiadomość. Plasujemy się poniżej średniej OECD, która wynosi 25 proc.
W Kambodży to jest, dla porównania, 92 proc. I mimo że w globalnym porównaniu nie wypadamy tak źle, najniższe poziomy kompetencji powinny nas martwić. Szczególnie że do tej pory opowiadaliśmy sobie historię, że jesteśmy krajem dobrej nowiny edukacyjnej, wśród najlepszych na świecie i zrobiliśmy największy postęp.
I ta narracja padła w tym sensie, że pogorszyły nam się wyniki i już nie jesteśmy tygrysem PISA. Jesteśmy na poziomie średniaków. Przedstawiciele systemów edukacyjnych, którzy przyjeżdżali do nas przez ostatnią dekadę, żeby się od nas uczyć, teraz nas wyprzedziły. Czyli z tej turystyki wzięły lekcję i ją wykorzystały.
A my nie dość, że nie dowozimy wyników, to na dodatek pogorszyliśmy wskaźniki, które już wcześniej były dużym „ale”. Znacząco spadło poczucie przynależności do szkoły i zadowolenia z życia.
W 2018 roku pisaliśmy, że sukces edukacyjny polskich 15-latków nie oznacza wcale, że są szczęśliwi. Czuli się osamotnionymi outsiderami, którzy nie mają ani satysfakcji z nauki, ani odporności na porażki.
I to się pogorszyło w stosunku do 2018 roku.
Potrafimy powiedzieć dlaczego?
OECD opublikowała dwa raporty. Pierwszy opowiada o wynikach, drugi dotyczy odporności systemów edukacji na kryzys, którym była pandemia. I tu są dwie kwestie, które są szczególnie istotne.
Po pierwsze, lepiej poradziły sobie te kraje, w których lockdown trwał krócej. W Polsce szkoły były zamknięte niemal najdłużej ze wszystkich krajów.
Druga kwestia, którą chyba jeszcze nie do końca rozumiemy, dotyczy spadku zaangażowania rodziców w uczenie się. OECD zadało pytanie dyrektorom, którzy mieli odnotować, jak często rodzice z własnej inicjatywy kontaktowali się ze szkołą, żeby porozmawiać o swoim dziecku.
Oczywiście może być tak, że w pandemii relacje między domem i szkołą po prostu się rozluźniły. Ale spadek jest uderzający. W 2018 roku niemal połowa rodziców uczniów zgłaszała się do szkół, w 2022 roku było to już tylko 23 proc.
To może być też miara utraty zaufania do szkoły jako instytucji publicznej. I gdybym miała strzelać, to chyba wskazałabym właśnie tę interpretację.
Spadła też znacząco liczba uczniów, którzy wskazywali, że mogą liczyć na wsparcie nauczycieli.
Tak, ale tu znów porównujemy dwa nieporównywalne okresy: szkoła przed pandemią i szkoła w pandemii. Nauka zdalna wypaczyła wiele procesów.
Co jeszcze się zmieniło?
Bardzo mocnym wątkiem podczas konferencji OECD w Paryżu była technologia.
Chodzi o deficyt uwagi?
Też. Jedna trzecia uczniów deklaruje, że smartfony, czy komputery odciągają ich od nauki. To rozproszenie widać w wynikach. OECD stara się przekaz niuansować.
Z jednej strony mówi, że z technologiami wiążemy duże nadzieje, bo jest grupa osób, która używała technologii i ma lepsze wyniki. Ale powszechne jest jednak rozproszenie, które kosztowało uczniów i uczennice przeciętnie 15 punktów.
Czytam to jako sygnał ostrzegawczy ze strony OECD, zwłaszcza jeśli popatrzymy na to w kontekście raportu UNESCO o smartfonach w szkole sprzed paru miesięcy, gdy przed systemami edukacji postawiono jasne wyzwanie regulacyjne: korzystać tak, żeby nie ponosić kosztów.
Nowe technologie odbijają się na zdrowiu psychicznym i zdolnościach poznawczych młodych ludzi.
W Polsce, zamiast pogłębionej dyskusji o PISA 2022, mamy raczej polityczne okładanie się wynikami. Zły PiS zepsuł nam edukację i koniec kropka.
Faktycznie, to nie jest takie proste. Ciekawym przykładem analiz PISA jest nasz stosunek do Finlandii. Od wczoraj już nie jest taka fajna, bo też im spadło i to dużo, choć nie zmienili swojego podejścia do szkoły. I z tego, co wiem, dosyć spokojnie podchodzą do wskaźników, po prostu robią swoje.
Natomiast my przez ostatnie 10, 15 lat chcieliśmy robić wszystko jak w Finlandii. Mieć nauczycieli jak w Finlandii, klasy jak w Finlandii, brak zadań domowych – jak w Finlandii. A tak naprawdę nie da się przenieść jednego systemu edukacji do innego kraju. Być może te wyniki PISA 2022 nas oddalą od tej pokusy, no bo co, będziemy się teraz uczyć od Singapuru?
Nie, wystarczy spojrzeć na Estonię, która dorównuje azjatyckim gigantom.
Litwa też jest niezła. Co prawda jest słabsza od nas w wynikach, ale odporna na kryzysy — nie wzrosły tam nierówności, nie pogorszył się dobrostan uczniów. Warto się przyjrzeć, dlaczego, ale kopiowanie to nie jest odpowiedź na nasze problemy.
Jeśli nie nauka od innych, to może chociaż uczmy się na własnych błędach?
Przede wszystkim z szacunkiem trzeba podchodzić do tego, co się udało. Przez lata twierdziliśmy, że udały nam się gimnazja.
Ale nie wrócimy teraz do gimnazjów.
Oczywiście, ale spójrzmy na nierówności. Wiemy, że szkoły w Polsce są dużo bardziej posegregowane niż w 2018 roku. Dwukrotnie bardziej. To znaczy, że na szanse edukacyjne ma duży wpływ, do jakiej szkoły trafisz.
Widać też nierówności między miastami i wsiami.
Wygląda na to, że poza matematyką, gdzie wszyscy się pogorszyli, w naukach przyrodniczych i w czytaniu, największe miasta, a dokładnie Warszawa, nawet trochę zyskała w stosunku do 2018 roku. To bardzo ciekawe.
Natomiast jeżeli chodzi o to zróżnicowanie międzyszkolne, to zapewne wynika ze zmian w szkolnej selekcji. Za czasów gimnazjów mieliśmy co do zasady szkoły rejonowe gimnazja, a więc dziewięć lat jednolitego systemu. I przez lata taka organizacja nauki była też uznawana za powód naszego sukcesu. Teraz mamy selekcję już po ośmiu latach, a nierówności rosną.
A czego PISA nam nie powie?
Jak w praktyce poprawić klimat w szkole. PISA mówi raczej o efektach procesów, poziomie lęku, bezpieczeństwa, wsparcia, ale nie o tym, co z tym zrobić. PISA nie wyjaśnia też, dlaczego w jednych systemach dane rozwiązanie działa i przynosi efekty, a w innych jest skazane na porażkę.
W dyskusji o tym, co można zmienić, często pojawiają się hasła elastyczności systemu edukacji, a także nauczycielskiej autonomii. To ma być np. miarą sukcesu szkół w Estonii.
Autonomia może być tym czynnikiem. Tylko żeby autonomia działała, to musi mieć jeszcze co najmniej dwie nogi. Chodzi o zaufanie do instytucji i przeświadczenie, że nauczyciele są kompetentnymi profesjonalistami.
W Finlandii mamy konkurencyjny nabór do kształcenia nauczycieli, w Polsce – nie ma nawet chętnych, by studiować kierunki nauczycielskie. Zaufanie do oświaty publicznej również dramatycznie spadło.
A czy szkoła może odpowiedzieć na kryzys szczęścia nastolatków?
W pewnym sensie tak. Z PISA 2022 jasno wynika, że z większym nieszczęściem uczniów korelował fakt, że szkoła podczas pandemii była zamknięta.
W zbiorowej wyobraźni to, że szkoła przyczynia się do poczucia szczęścia, nie jest oczywiste.
Na pewno jest tak, że gdy szkoła jest zamknięta, jest jeszcze gorzej. Myślę, że miejsce, gdzie jest się z innymi ludźmi fizycznie razem, robi się różne rzeczy, ma olbrzymi wpływ na to, czy czujemy się dobrze.
Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę cały korpus badań, o tym, jak źle wpływa na psychikę młodych ludzi wirtualizacja relacji. Wydaje się więc, że szkoła jako coś, co się fizycznie odbywa, może być częścią odpowiedzi na to wyzwanie.
Chyba dobrze by było, żeby szkoła była wypełniona nie tylko ludźmi, ale też poczuciem sensu.
Mnie się wydaje, że PISA w swoich analizach idzie właśnie w kierunku szkoły, która nie jest miejscem oderwanych od siebie wiadomości, miliona szczegółów, tylko kluczowych kompetencji. I w tym sensie jest po stronie przyszłości – mówi o tym, czego mamy w szkołach uczyć. Myślę, że nic się nie zmieniło od czasu złotej frazy profesora Kozieleckiego, który mówił, że szkoła nie może być szkołą nudy i lęku. I to jest coś, z czym mocno musimy pracować.
Czego nowa ministra edukacji mogłaby nauczyć się z PISA 2022?
Unikania pochopności. PISA 2022 pokazała, jak kończą się radykalne, nieprzemyślane zmiany. Myślę, że musimy iść w stronę autonomii, tworzenia przestrzeni do robienia różnych rzeczy lokalnie, w szkole, klasie, na poziomie samorządu.
Chodzi o to, żeby móc eksperymentować, ale bez poczucia, że to zmiana na zawsze. Kluczowa wydaje się być też szkolna partycypacja, żeby zwiększać poczucie przynależności i zaangażowania, i po stronie uczniów i rodziców.
Najbardziej obawiałbym się, że meblowanie edukacji, które jest bardzo skomplikowanym zadaniem, skończy się na przekładaniu z półki na półkę. Politykom łatwiej zmienić kanon lektur niż wspierać partycypację. Wystarczy coś wyrzucić, coś dołożyć, a potem odtrąbić sukces.
To jest typowy przykład zmiany, które naprawdę nie jest istotna. Oczywiście możemy ustalić bazę tekstów, tzw. wspólne imaginarium Polek i Polaków, które będziemy przerabiać w szkole, ale poza tym niech każdy czyta, co chce.
Pamiętajmy, że 23 proc. 15-latków to osoby, które mają problem z podstawowymi kompetencjami czytelniczym. Możemy zapisać w programie, że będą czytać „Odprawę posłów greckich”, ale komu to w zasadzie służy?
Musimy tak skonstruować program, żeby każdemu dać szansę.
Mówiłaś o eksperymentach w edukacji, czy jakieś rozwiązania spoza systemu przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie, czym powinna być szkoła w XXI wieku?
Teraz jesteśmy raczej na etapie stawiania pytań. Wiemy, że raczej lepiej radzą sobie te systemy edukacji, które tworzą większą przestrzeń na szukanie nowych rozwiązań. Ciekawe rzeczy dzieją się w Australii, która próbuje odpowiadać na problemy tam, gdzie reszta jest dopiero na etapie diagnozy.
Ostatnio próbuje się tam wypełnić przestrzeń pomiędzy tym, że albo radośnie nie oceniamy w szkole nic, albo stawiamy stopnie, jak do tej pory. Australia eksperymentuje też z wykorzystaniem sztucznej inteligencji w szkołach. Są o krok dalej niż większość krajów, ale nadal nie opuszczamy laboratorium.
Czyli czekają nas ciekawe czasy?
Tak, ale trzeba pohamować pokusę robienia szybko dużych zmian. Wiadomo, że trzeba przestać terroryzować szkoły za pomocą środków administracyjnych.
W szkołach nie ma też miejsca na ideologiczne fajerwerki.
Natomiast to jest raczej usuwanie przeszkód, a nie wprowadzanie zmian. Z reformowaniem naprawdę byłabym ostrożna, bo na dziś wystarczy, że będziemy przyglądać się temu, jak różne nowe inicjatywy kiełkują oddolnie. To nasza szansa na lepszą szkołę.
Na zdjęciu: Uczniowie tuż przed rozpoczęciem egzaminu ósmoklasisty, 23 maja 2023, Częstochowa, Szkoła Podstawowa nr 38 im. Ludwika Zamenhofa.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze