Gdy w maju 2021 roku PiS prezentował pierwszy pomysł na podatkowe projekty Polskiego Ładu, słuchaliśmy sporo o redystrybucji. Politycy PiS konieczność zmian uzasadniali m.in. tym, że mamy w Polsce degresywny system podatkowy, przez który najbiedniejsi płacą wyższe podatki proporcjonalnie do dochodu niż bogaci.
Zmienić to można, wprowadzając do systemu podatkowego większą progresję.
Promując Polski Ład, premier Morawiecki obiecywał, że 90 proc. Polaków na Polskim Ładzie zyska. O tych, którzy stracą, nie wspominał. Ale program był zaprojektowany tak, by rzeczywiście najlepiej zarabiający płacili nieco wyższe podatki, a osoby o niższych dochodach — niższe.
Z dość oczywistych wyborczych względów w tej drugiej grupie rządowi chodziło zwłaszcza o emerytów, bo to oni najwięcej zyskiwali na PŁ.
W „tarczy antyputinowskiej” (bo tak nazywa się nowy Polski Ład) niewiele zostało z tej filozofii. Prześledzimy to za chwilę dokładnie na danych.
Zyski i straty
Warto na początku wspomnieć o problemie języka. Przez długie miesiące, gdy dyskutowaliśmy o Polskim Ładzie, dominowała perspektywa zysku i straty. Biedni zyskają, bogaci stracą.
I tak, wyższe podatki dla najbogatszych oznaczają, że zarobią oni mniej, a w budżecie ich gospodarstwa domowego wobec okresu sprzed nowych przepisów pojawi się strata. Nikt tego nie neguje, a bez tej perspektywy debata będzie niepełna.
Ale dyskusja będzie tak samo niepełna, gdy nie uwzględnimy faktu, że większe wpływy z podatków to więcej pieniędzy na usługi publiczne, na których zyskujemy wszyscy — dzięki lepszej powszechnej edukacji, ochronie zdrowia, pomocy społecznej czy sprawnemu transportowi publicznemu.
W Polsce chyba tylko rodzina Kulczyków może powiedzieć, że dzięki swoim dochodom może zbudować sobie własną autostradę. Ale sama Autostrada Wielkopolska nie wystarczy, by swobodnie poruszać się po kraju. Wszyscy — nawet najbogatsi — potrzebujemy publicznej infrastruktury.
Pogląd, że najbogatsi powinni płacić proporcjonalnie wyższe podatki od swoich dochodów, bywa ostro krytykowany, zwłaszcza przez ultrawolnorynkową prawicę, ale nie ma w nim nic szczególnie radykalnego — to cywilizacyjny standard, na którym zbudowano dobrobyt większości państw Zachodu. PiS niecały rok temu próbował przekonywać, że buduje swoją reformę wokół tej filozofii.
Maj 2021: od bogatych do biednych
I faktycznie, zaprezentowany w maju 2021 roku podatkowy projekt Polskiego Ładu miał z nią trochę wspólnego. Dokładnie policzyli to specjaliści z ekonomicznego think tanku CenEA.
Wówczas spośród 13,8 mln gospodarstw domowych, straty powyżej 10 złotych miesięcznie ponosiło 1,4 mln, prawie dokładnie 10 proc. z nich. A straty wynosiły 23,7 mld złotych. W tym straty powyżej 250 złotych dotyczyły zaledwie 0,4 mln gospodarstw domowych (3 proc. z nich). Ale to one ponosiły koszty reformy, tracąc 22,4 mld złotych.
Bez strat (do tej kategorii zaliczone zostały gospodarstwa domowe, które traciły lub zyskiwały mniej niż 10 złotych) pozostawało 1,5 mln gospodarstw.
Były też zyski dla 10,9 mln gospodarstw w wysokości 28,8 mld złotych.
Podsumowując, w pierwotnej propozycji Polskiego Ładu:
- 10,9 mln gospodarstw domowych zyskuje 28,8 mld złotych
- 1,5 mln gospodarstw domowych bez zmian
- 1,4 mln gospodarstw domowych traci 23,7 mld złotych
- Koszt reformy dla budżetu to 5,1 mld zł
Państwo i tak traciło – trzeba więc uznać, że głównym celem nie było zyskanie dodatkowych środków do budżetu, a ulżenie słabiej zarabiającym kosztem najbogatszych.
Styczeń 2022: stępiona redystrybucja
Jak dobrze wiemy, projekt tuż po prezentacji zaczął być ostro krytykowany, między innymi przez tych, którzy na tych zmianach silnie tracili. A rządzący mieli w Sejmie bardzo kruchą większość, więc postanowili wiele uwag uwzględnić, by reformę przeprowadzić. Jak wpłynęło to na redystrybucję? Teraz mówimy już o prawie wprowadzonym od 1 stycznia 2022 roku.
Zyskujących mamy teraz nieco więcej – 11,5 mln gospodarstw. Zyski są większe niż pierwotnie – 32,1 mld złotych.
Gdyby dominowała logika redystrybucji, należałoby to wyrównać podatkami od najlepiej zarabiających. Ale najwyraźniej nie dominowała. Bo liczba tracących znacząco spadła – do 0,8 mln gospodarstw domowych. A ich straty także – do 15,6 mld złotych
Podsumujmy:
- 11,5 mln gospodarstw domowych zyskuje 32,1 mld złotych
- 1,5 mln gospodarstw domowych bez zmian
- 0,8 mln gospodarstw domowych traci 15,6 mld złotych
- Koszt reformy dla budżetu to 16,5 mld zł
Mimo fatalnego prawa wciąż większość zyskiwała
Koszt zwiększył się znacznie, wobec pierwotnej propozycji wszyscy zyskali lub przynajmniej nie tracili. Warto jednak przypomnieć, że wiele osób, które miały nie stracić, traciły – przynajmniej w miesięcznych rozliczeniach (w skali roku mogło być inaczej). Pokazywało to, że szybko poprawiane i błyskawicznie przepychane przez prawo było po prostu partackie.
Pośród głosów zrozumiałej i głośnej krytyki Polskiego Ładu łatwo było jednak przeoczyć fakt, że ostatecznie rzeczywiste skutki wcale nie były dalekie od prognoz. Według przeprowadzonego w połowie lutego sondażu IBRIS dla portalu 300gospodarka na reprezentatywnej próbie 1078 osób wynikało, że reforma była neutralna lub pozytywna dla 81 proc. badanych.
Nie zmienia to faktu, że rząd fatalnie wprowadził zmiany i nie wyjaśnił ich obywatelom. Reforma kojarzyła się tak źle, że PiS w mniej więcej dwa miesiące wymyślił zupełnie nową — przy jej prezentacji nie używano już marki Polski Ład.
Marzec 2022: dla każdego coś miłego
Jak wspomnieliśmy, rok temu reforma podatkowa ruszyła z hasłami redystrybucji. Wróćmy do obliczeń think tanku CenEA i zobaczmy, co z tej redystrybucji pozostało.
Najważniejsza zmiana podatkowa, jaka ma teraz wejść w życie od 1 lipca to obniżenie dolnej stawki PIT z 17 do 12 proc. To trzecia obniżka stawki PIT za obecnych rządów PiS. Gdy rządy w 2015 roku obejmował gabinet Beaty Szydło, dolna stawka podatku dochodowego wynosiła 19 proc.
Dodajmy też, że rozliczenie podatkowe za 2022 rok będzie w całości przeprowadzane według nowych zasad. O Polskim Ładzie i uldze dla klasy średniej możemy więc zapomnieć już teraz.
Nowe zasady oznaczają, że grono zyskujących dalej się powiększa i to już do 12,6 mln gospodarstw domowych – 91 proc. wszystkich gospodarstw.
- 12,6 mln gospodarstw domowych zyskuje 40,5 mld złotych
- 1,1 mln gospodarstw domowych bez zmian
- 0,2 mln gospodarstw domowych traci 9,4 mld złotych
- Koszt reformy dla budżetu to 31 mld zł
Przypomnijmy: liczby odnoszą się do starego systemu z 2021 roku. Czyli nowy system podatkowy to dla budżetu koszt 31 mld złotych wobec zasad sprzed wprowadzenia Polskiego Ładu.
Niższe dochody dotyczą więc zaledwie 1,4 proc. gospodarstw domowych.
Wobec pierwotnych zasad podatkowych z 2021 roku zyskują prawie wszyscy. A ci, którzy zapłacą więcej podatku, w żaden sposób nie pokryją tych strat w budżecie, trzeba będzie ich szukać gdzieś indziej.
W skrócie: projekt redystrybucyjny umarł, zostało obniżanie podatków jak najszerszej grupie osób. Bo trzeba to jeszcze podkreślić – powyższe dane odnoszą się do zasad sprzed Polskiego Ładu. W stosunku do nowych zasad zyskują wszyscy.
Na krótką metę
„Relatywnie dobra sytuacja fiskalna i solidne fundamenty polskiej gospodarki wskazują, że ani zwiększone wydatki związane z wojną w Ukrainie, ani skutki obniżki podatków nie pociągną za sobą nadmiernych napięć w finansach publicznych” – pisze na Twitterze Ministerstwo Finansów.
I na krótką metę może to być prawda. Wysoka inflacja oznacza znacząco wyższe wpływy z VAT. Ale ta sytuacja nie utrzyma się przez lata. Gdy inflację uda się w końcu opanować, wyjdziemy z tego kryzysu ze słabszymi finansami publicznymi.
I to w momencie ogromnych wyzwań demograficznych, w czasie, gdy rząd – niezależnie, kto będzie rządził – będzie chciał wzmacniać armię, a także przy ogromnych potrzebach ochrony zdrowia. Rząd PiS przestraszył się własnych obywateli. A chcąc wszystkim zapewnić nieco większy dochód w portfelach, zwyczajnie osłabił nasze państwo i finanse publiczne.
"Skutek łatwo przewidzieć: jeszcze słabsze usługi publiczne i to w czasach ogromnych wyzwań." Słaba jakość usług publicznych wynika z jakości urzędników, których mamy. Zacznijmy od zmiany ludzi okupujących stołki, niech oni najpierw udowodnią, że da się z głową wydawać publiczne pieniądze i wtedy nawołujmy do "redystrybucji", wspartej wzmocnieniem znaczenia samorządów (i udziału w podatkowym torcie). Inaczej wara od mojego portfela. Nie mam problemu z dzieleniem się, ale mam problem z byciem oszukiwanym.
To tylko kolejny przykład tego, że PiS nie dba o dobro wspólne.
Państwo nie powinno się bawić w Robin Hooda: zabierać i rozdawać, tylko tworzyć mechanizmy pozwalające się bogacić dzięki pracy i innowacyjności, a nie wyzyskowi słabszych przez silniejszych. I środków z budżetu nie rozdawać do prywatnych portfeli, tylko zapewnić infrastrukturę i usługi na poziomie, dostępne dla wszystkich.
Dostaję 500+. Ale dobrej szkoły tym dziecku nie opłacę, bo takiej nawet nie ma w moim miasteczku. A mogłaby być, nadal publiczna i lepsza niż jest.
"Zacznijmy od zmiany ludzi okupujących stołki"
Oto ziobryzm-kaczyzm w całej swej żałosnej krasie 😉
Nie ma nic żałosnego w wymianie ludzi, którzy się nie nadają. Zero i Kaczka nic nie zmienili, oni po prostu dorwali się do koryta.
Standardowy zbiór lewicowych sofizmatów, włącznie z absurdalnym używaniem terminu "najbogatsi" w stosunku do szarych pracowników najemnych zarabiających z racji swoich kwalifikacji odrobinę więcej, niż przeciętny robol niekształcony, oraz bzdury o tym, że tak pojmowani "najbogatsi" powinni płacić wyższe podatki, tak jakby do tej pory tego nie robili.
Od lat obserwuję, że podnosząc podatki władza usiłuje przekonać płacących,
że nie stracą na tych podwyżkach. To po co te podatki, czy już teraz tzw. daniny są podnoszone?. Dlaczego władza cały czas traktuje społeczeństwo jak idiotów?. Przecież wiadomo, że chodzi o dobranie się do pieniędzy i wydarcie ich jak najwięcej tym, którzy na nie zapracowali, po to, żeby władzy dobrze i bezpiecznie się żyło. I o nic więcej tu nie chodzi.
Wydaje się, że chodzi o to żeby z grupy płacącej wysokie podatki "wypadli" swoi, zatrudnieni w SSP-ach, czyli zapewne miesięczne zarobki do 100 tys.
Powyżej tego dochodu jest ten niewielki procent właścicieli prosperujących firm (wyłączając oczywiście Rydzyka i podobnych). A samorządy dostaną rekompensaty za zasługi, czyli związki z PiSem. Wielkim miastom grozi poważny kryzys. Tośmy udaną władzę wybrali!
"Rząd PiS przestraszył się własnych obywateli."
Czytam i nie wierzę że to można było przedstawić jako coś negatywnego.
Rząd pis nareszcie przestraszył się i czuje respekt przed elektoratem, któren wcur…ny do imentu, może zdecydowanym kopniakiem wywrócić koryto z którego wspólnie czerpią. Oni czerpią, bo my nie. Jak to drzewiej mawiano: Klasa robotnicza pije szampana ustami swych przedstawicieli. Dziś wuc mówi jasno: "niech zap……ją za miskę ryżu." Wszystko do czasu. W USA przywrócono Lend-Lease Act, w Polsce można przywrócić niektóre elementy Insurekcji Kościuszkowskiej, kiedy to paru spaślaków połaskotano sznurem konopnym …
Wszyscy na tym zyskają nie znata sie. Cyferki nie są ważne, ale to że tamte kradły i nie dawały, a te dajo i potem..ale dajo. Np bogate dzieci miajo 12 tys na start, a biedne emeryty darmowe leki, tłumacząc na polski były ze zniżką, teraz droższe i płatne 100 %, darmowe, bo Państwo nic żebrakom emerytalnym nie dopłaca tylko inkasuje vat, jako dobry wuj. Od grudnia 2021 weszła nowa ustawa dla tzw ,,rakowców" obniżono limity refundacji na podkłady higieniczne i pieluchomajtki, ze 100 %, do 70 % i ustalono limit niski dopłat do sztuki, a info o tym jest przy kasie w aptece, a o nowej ustawie, po cichu informuje aptekarz. Za to nie będzie kolejek do lekarzy dla Rosjan z paszportem UA i innych obywateli UA. Przepis
na jeszcze nowszy ład w stylu Działkowieckiego, wyjąć stare znoszone trepy z szafy, przypiąć kokardkę, powyciągać sznnrówki, poodrywać fleki i wyrzuciccć, trepki postawić w lepsze miejsce np przedpokój. To nic, że na schodach można wyrżnąć na p..k, ale jest lepiej- mniej gniotą i flek nie odleci. Można? A tamte tego nie umiały..