0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Stopa referencyjna wzrasta z 0,5 do 1,25 proc. – to najważniejsza dzisiejsza (3 listopada 2021) informacja od Rady Polityki Pieniężnej. Chwile po tym komunikacie swoją konferencję prasową zaczął prezes NBP Adam Glapiński. A im dłużej mówił, tym jaśniejsze stawało się, że mówi przede wszystkim do jednej osoby – do Jarosława Kaczyńskiego.

Monolog

Prezes Glapiński przemawiał prawie przez godzinę, chociaż gdyby jego przekaz skondensować i odpowiednio zredagować, wystarczyłoby jakieś pięć minut. Glapiński się powtarzał, wplatał zaskakujące anegdoty i mówił, że chętnie przyjmuje dobre rady: "wysłuchamy każdej teściowej" – przekonywał, a odbiorcy musieli się domyślać, co ma na myśli.

Nade wszystko jednak chwalił siebie i atakował krytyków.

„Mówiono o jakimś Armagedonie” – przypominał początek pandemii. NBP jednak przed tym Armagedonem Polskę uratował, a w 2021 roku pomógł odrobić straty. Teraz mamy niskie bezrobocie i właściwie nie ma się czym przejmować. A przy okazji inni prezesi beztrosko podwyższali stopy, gdy bezrobocie wynosiło 20 proc. Tak się składa, że akurat w momencie, gdy średnioroczny poziom bezrobocia ostatni raz rzeczywiście przekraczał 20 proc. – w roku 2003 - stopy procentowe spadały. Nie o prawdę tu jednak chodziło, a o przekonanie prezesa PiS, że prezes Glapiński wie, co robi i warto go zostawić na kolejną kadencję.

Przeczytaj także:

Główny odbiorca

Obecna kadencja kończy się w 2022 roku. Prezes PiS ma być jednak zły na swojego wieloletniego politycznego współpracownika, że chociaż przekonywał, że inflacja nie będzie wysoka, ta zaczyna wymykać się spod kontroli. O tym, że inflacja może zniwelować prawie wszystkie zyski podatników z Polskiego Ładu, pisaliśmy tutaj.

Bronił też swojej niezależności. Przekonywał, że decyzje podejmuje sam, a członkowie rządu boją się nawet napomknąć o inflacji w jego obecności. By po chwili samemu sobie zaprzeczyć: „coś tam sami mówią, chociaż nie powinni”.

Każdy mógł przewidzieć

„Każdy mógł przewidzieć, że przy wysokiej inflacji będą wyższe stopy” – powiedział też dziś na konferencji Adam Glapiński. Jeszcze 9 września mówił: „Na negatywne szoki podażowe bank centralny nie powinien reagować podwyższeniem stóp. To byłby szkolny błąd prowadzący do stłumienia wzrostu gospodarczego”.

Wielokrotnie podkreślał, że na sytuację wpływają głównie czynniki zewnętrzne. A NBP nie ma wpływu na bieżącą inflację, stąd wpływ obniżenia stóp procentowych na inflację zobaczymy za kilka kwartałów. Podkreślił też, że szczyt inflacji przewiduje w styczniu 2022 roku, później inflacja ma maleć.

Nie zadeklarował też podwyżek w grudniu. Miesiąc temu, podwyższając stopy po raz pierwszy, mówił natomiast, że podwyżki w listopadzie nie przewiduje. Prezes ma natomiast niezachwianą wiarę w narzędzia analityczne, jakimi dysponuje NBP: „Nikt w Europie ani na świecie nie ma lepszej wiedzy o naszej gospodarce i naszych finansach”. Był to też przytyk do krytyków. Prezes podkreślał, że na zaczepki nie reaguje, po czym się do nich odnosił, raz tylko identyfikując jednego – Ryszarda Petru, którego nazwał wszystkowiedzącym magistrem.

„Robimy maksimum tego, co możemy” – zapewniał Adam Glapiński, ale brakowało jasnego określenia ścieżki na przyszłość. Prezes NBP stwierdził jedynie autorytatywnie, że metoda zakreślania ścieżki podwyższania stóp procentowych na kolejne miesiące się skompromitowała. Nie powinniśmy się więc spodziewać jasnych komunikatów na przyszłość. Chyba, że za miesiąc znów się coś zmieni.

Zmiana optyki

Mamy więc podwyżkę stóp – czego spodziewali się i o co apelowali ekonomiści. Analityczny konsensus był jednak niższy, mało kto spodziewał się skoku stopy referencyjnej o 0,75 pkt proc. Nie mamy jednak jasności w komunikacji i planu na przyszłość, co też jest ważnym elementem polityki pieniężnej.

Stopa referencyjna to podstawowy wskaźnik. Poza tym mamy:

  • Stopę lombardową – rośnie z 1 na 1,75 proc.;
  • Stopę depozytową – 0 proc. na 0,75 proc.
  • Stopę redyskontową weksli – z 0,51 do 1,30 proc.

Minęły zaledwie niecałe dwa miesiące od słów Adama Glapińskiego, że podnoszenie stóp byłoby „szkolnym błędem”. Co się zmieniło?

Przede wszystkim wzrosła presja, a temat stał się jednym z najczęściej omawianych w mediach i na spotkaniach z rodziną i znajomymi. A także jest coraz ważniejszy politycznie.

Prezes Glapiński ma rację, że znaczną częścią obecnego poziomu inflacji są niezależne od NBP i od polskiego rządu szoki podażowe. W swojej analizie z 5 października analitycy mBanku piszą o splocie trzech negatywnych szoków w gospodarce:

  • szok niedoborów surowców i materiałów;
  • niedobór surowców energetycznych przez wysoki popyt w całej gospodarce;
  • wysokie ceny żywności przez brak nawozów i niskie plony.

W najbliższych miesiącach coraz więcej do powiedzenia będą miały jednak też inne, lokalne czynniki. NBP i jego chaotyczna komunikacja może być jednym z nich. Inflacja w wysokości 6-7 proc. nie oznacza, że za chwilę grozi nam hiperinflacja i sceny jak z Niemiec w 1929 roku. Ale ludzie zaczynają oczekiwać, że ceny wzrosną, a firmy zaczynają je podnosić, bo jest na to przyzwolenie. To niebezpieczny proces, który inflację może podbić. Na razie wciąż nie wyróżniamy się poziomem wzrostu cen wśród krajów naszego regionu, nawet tych w strefie euro (wstępne dane z Litwy za październik to 8,2 proc.). Ale to może się zmienić.

Efekt nie od razu

W przypadku inflacji musimy być jednak cierpliwi. Wymienione wyżej szoki będą znikać, choć wyższe ceny żywności dopiero się zaczynają. A efekt wzrostu stóp procentowych nie następuje od razu, co potwierdza nie tylko prezes Glapiński, ale też dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University.

„Niecały miesiąc to za mało, by podwyżka wpłynęła już teraz na poziom inflacji. Podwyżka stóp z zeszłego miesiąca nie miała jeszcze szansy wpłynąć na ten odczyt – transmisja polityki pieniężnej, nawet jeśli w kryzysie Covid-19 jest szybsza niż zwykle – nie jest aż tak szybka. Normalnie zajmuje okres od 1 nawet do 8 kwartałów” – tłumaczył dr Paczos dla OKO.press.

Po dzisiejszym komunikacie, dr Paczos napisał na Twitterze:

„Boję się tak szybkiego zacieśniania polityki pieniężnej. Wygląda na to, że Prezes i RPP spanikowali, albo "nadrabiają" zaległości. Ale to tak nie działa. Od samego zacieśniania inflacja nie spadnie. Brakuje komunikacji: kiedy RPP spodziewa się zobaczyć efekty tych podwyżek?”

Podwyżka stóp procentowych ma też bardzo praktyczny wymiar: wzrosną ceny kredytów. Analitycy PIE policzyli wstępnie, jak raty będą się zmieniać, w zależności od wysokości stóp:

Zabawa na Twitterze

Służby wizerunkowe NBP grają w dziwną grę: na Twitterze NBP i biura prasowego NBP trwał przez dużą część dnia dosyć niepoważny festiwal pieśni pochwalnych na cześć prezesa. Konto NBP opublikowało 3 listopada cytaty z artykułu prezesa Glapińskiego z czerwca we francuskim dzienniku „L’Opinion” (artykuł w ramach projektu „Opowiadamy Polskę światu” – nie był to pomysł redakcji, a artykuł sponsorowany), wspomniało o nagrodzie magazynu „cfi.co” dla NBP jako najlepiej zarządzanego banku centralnego w Europie, miejscu pierwszym w kwietniowym rankingu „Dziennika Gazety Prawnej” na najbardziej wpływową osobę w polskiej gospodarce w 2020 roku.

Dorzucono też opinię Glapińskiego z lipca:

„W medialnych przekazach dominują ci, którzy mają interes w tym, by stopy procentowe były wyższe. Do podmiotów tych można zaliczyć inwestorów zagr., banki komercyjne i inne inst. fin, bo inwestują w obligacje, obracają papierami wart., zarabiają na marżach odsetkowych… Ale ich interesy nie są zbieżne z interesami całej gosp. i społeczeństwa, o które dba bank centralny” – jakby chcąc uzasadnić brak podwyżki stóp.

Ranking bez znaczenia

Skąd ta nagła potrzeba udowadniania, że prezes jest najlepszy i zawsze ma rację?

Dzień wcześniej biuro prasowe NBP – osobne konto – zareagowało na ranking magazynu „Global Finance”, gdzie prezes Glapiński trzymał notę C (w systemie anglosaskim, gdzie A to nota najwyższa). Część mediów ranking omówiła, a prezes musiał się zirytować.

„Nagłe zainteresowanie nic nieznaczącym rankingiem, w którym nieprzerwanie od początku kadencji, Prezes Glapiński przedstawiany jest jako niesprzyjający kapitałowi spekulacyjnemu, podobnie jak Balcerowicz w 2005” – czytamy we wpisie biura prasowego NBP. Prawdą jest, że Adam Glapiński co roku otrzymuje w tym rankingu tę samą ocenę. Większe zainteresowanie w tym roku bez wątpienia wynika ze skupienia mediów na temacie inflacji i ruchów NBP i Rady Polityki Pieniężnej. Skoro jednak ranking jest bez znaczenia, to po co poświęcać mu tyle uwagi? Prezes NBP wspomniał o nim także na konferencji.

Bank centralny w newralgicznym momencie prezentować spójną i spokojną politykę informacyjną. Na razie zamiast tego mamy przytyki w stronę krytyków, wychwalanie prezesa i brak jasnej strategii na kolejne miesiące.

NBP zmienia prognozy

A sama inflacja? Wciąż głosy, że czeka nas katastrofa, są nieliczne. Z drugiej strony - rok temu nikt nie prognozował okolic siedmiu procent na koniec roku. Wiemy z pewnością, że przez jakiś czas pozostanie wysoka. Polski Instytut Ekonomiczny podniósł swoją prognozę na 2022 rok do średniorocznego poziomu 5,4 proc.

Swoje prognozy skorygował też NBP. W dzisiejszym komunikacie po posiedzeniu RPP czytamy:

„Roczna dynamika cen znajdzie się z 50-procentowym prawdopodobieństwem

  • w przedziale 4,8–4,9 proc. w 2021 roku (wobec 3,8–4,4 proc. w projekcji z lipca 2021),
  • 5,1–6,5 proc. w 2022 roku (wobec 2,5–4,1 proc)
  • oraz 2,7–4,6 proc w 2023 roku (wobec 2,4–4,3 proc).

Z kolei roczne tempo wzrostu PKB według projekcji znajdzie się z 50-procentowym prawdopodobieństwem

  • w przedziale 4,9–5,8 proc w 2021 roku (wobec 4,1–5,8 proc w projekcji z lipca 2021),
  • 3,8–5,9 proc w 2022 roku (wobec 4,2–6,5 proc)
  • oraz 3,8–6,1 proc w 2023 roku (wobec 4,1–6,5 proc)”.
;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze