ZNP trzyma się ustnej obietnicy Tuska: 1500 zł podwyżki płacy zasadniczej (znacznie więcej niż 30 proc.). Daje to nauczycielkom początkującym 5,2 tys./mies., mianowanym – 5,4 tys., dyplomowanym – 6,0,. a z dodatkami i nadgodzinami – nawet 6,7 tys., 7,9 tys. i 9,7 tys. Koszt budżetu szacujemy na 17 mld
Jak informuje nas we wtorek 5 grudnia 2023 Magdalena Kaszulanis, stanowisko Związku Nauczycielstwa Polskiego jest jasne: „Trzymamy Donalda Tuska za słowo. Złożył obietnicę podniesienia wynagrodzenia zasadniczego o 30 proc. ale nie mniej niż 1500 zł. I nauczyciele ją zapamiętali”. Takie stanowisko ZNP zaprezentuje podczas specjalnej konferencji zapewne w środę 6 grudnia. W rozmowie z OKO.press Kaszulanis podkreśla, że w przeszłości władze nie podawały podwyżek w kwotach, a tylko w procentach, ale tym razem z ust przyszłego premiera padła suma 1500 zł i należy się jej trzymać.
Chodzi wypowiedź Tuska z prezentacji „100 konkretów KO” w Tarnowie 9 września 2023. Mówił: „W ciągu pierwszych 100 dni każdy nauczyciel, każda nauczycielka* dostaną podwyżkę [moment zawahania] do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli”. Potem nastąpiła ogromna owacja.
W spisanych „100 konkretach” mowa już tylko o „podniesieniu wynagrodzeń nauczycieli o co najmniej 30 proc., nie mniej niż 1500 zł brutto podwyżki dla nauczyciela. Wprowadzimy stały system automatycznej rewaloryzacji".
Nie pada kluczowe słowo – wynagrodzeń zasadniczych.
W umowie koalicyjnej mowa tylko ogólnikowo o „pilnej potrzebie podwyżek dla nauczycieli (...) stosowne akty prawne zostaną przedłożone w ciągu pierwszych stu dni rządów”.
Sprawa podwyżek nauczycielskich będzie zapewne przedmiotem negocjacji, a może nawet sporu między związkowcami z ZNP a rządem. Wszyscy się zgadzają, że podwyżka wyniesie 30 proc. i że będzie wpłacona z wyrównaniem od 1 stycznia 2024.
Sprawą sporną może być to, o które zarobki chodzi: o płace zasadnicze czy średnie. I dla których uwzględniać warunek minimum 1500 zł.
Magdalena Kaszulanis zapowiada też, że związek będzie domagał się uwzględnienia zapisów obywatelskiego projektu ustawy przygotowanej przez ZNP i wprowadzającej powiązanie nauczycielskich wynagrodzeń z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Po dwóch latach w PiS-owskiej zamrażarce projekt został skierowany przez marszałka Szymona Hołownię do pierwszego czytania. Szczegóły tego powiązania pozostają do ustalenia, zwłaszcza że umowa koalicyjna także je przewiduje.
*Uwaga! W tekście używam częściej określenia „nauczycielki” niż „nauczyciele”, bo kobiety stanowią 82,3 proc. szkolnej kadry. Podobnie z „dyrektorkami” (ponad 70 proc.).
Nie nauczycielom należy się wyjaśnienie, na czym polega ta różnica i zarazem potencjalny przedmiot sporu.
Wynagrodzenia zasadnicze, zapisywane corocznie w rozporządzeniu ministra edukacji jako „minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego” to gwarancje dla nauczycielek, że na danym stopniu awansu (początkujący, mianowany, dyplomowany) nie zarobią „mniej niż” podane kwoty.
Wynagrodzenie średnie uwzględnia po pierwsze liczne dodatki:
Po drugie, nauczycielki pracują więcej niż 18-godzinne pensum. Dostają więc:
A de facto więcej, bo ministerstwo Czarnka poluzowało to ograniczenie dla szkół ponadpodstawowych, nie obejmuje ono także zajęć z dziećmi z Ukrainy, a praca nauczycielek w różnych szkołach pozwala omijać limit.
To wszystko liczy się do średnich wynagrodzeń (więcej o tym, jak zarobki średnie regulują realne – na końcu tekstu).
Rzecz w tym, że wbrew słowom Tuska podwyżki o 1500 zł płacy zasadniczej nie oznaczają 30 proc. wzrostu zarobków, ale znacznie więcej. Nawet w przypadku najlepiej zarabiających nauczycielek i nauczycieli dyplomowanych (stanowią większość – 56,8 proc. wg GUS), podwyżka o 30 proc. byłaby o 135 zł mniejsza niż 1500 zł.
Gdyby zastosować zasadę 1500 zł podwyżki płac zasadniczych rosłyby one:
Różnicę pokazujemy na wykresie. Są tam obecne stawki wynagrodzenia zasadniczego oraz podwyżki zapowiadane przez nowe władze w dwóch wariantach 30 proc. i „1500 zł”. I dla porównania podwyżki zgodne z budżetem PiS.
Donald Tusk zapewne nie zdawał sobie sprawy, że jego wypowiedź oznacza znacznie większą podwyżkę dla nauczycielek i nauczycieli niż 30 proc.
W ciągu pierwszych 100 dni każdy nauczyciel, każda nauczycielka dostaną podwyżkę do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli
Wypowiedzi polityczek i polityków przyszłej koalicji w mediach zwykle nie są precyzyjne, zwłaszcza że dziennikarki i dziennikarze raczej nie dopytują, o jakie wynagrodzenie chodzi.
Jasna była natomiast deklaracja posła (jeszcze wtedy elekta) KO Andrzeja Domańskiego, prawdopodobnego ministra finansów w rządzie Donalda Tuska. W „Faktach po faktach” TVN 10 listopada 2023 powiedział: "Podwyżka nie ulega wątpliwości. Jest naszym priorytetowym zadaniem,
żeby płace nauczycieli podnieść jak najszybciej o 30 proc.
To powinny być podwyżki, które wejdą od 1 stycznia [2024 roku], to będzie uwzględnione w ustawie budżetowej".
Z całą pewnością Domański ma na myśli podniesienie o 30 proc. tzw. kwoty bazowej, która tym samym zwiększy się z obowiązujących w 2023 roku 3 982 zł do 5 177 zł (w projekcie budżetu PiS było 4 471 zł).
Na podstawie kwoty bazowej wylicza się opisane wyżej średnie wynagrodzenie, w sposób zdefiniowany w art. 30 Karty Nauczyciela:
Jak widać, nawet w tym wyliczeniu podwyżka dla nauczycielek początkujących nie spełnia opisanego w „100 konkretach” kryterium „nie mniej niż 1500 zł” – brakuje 67 zł.
Domański nie wspomniał o warunku 1500 zł, więc nie wiadomo, czy rząd będzie chciał ten niewielki brak skorygować.
Na wykresie poniżej przedstawiamy „podwyżki Domańskiego” w wersji 30 proc. wynagrodzenia średniego (bez warunku minimum 1500 zł) w zestawieniu planowanymi w budżecie Morawieckiego podwyżkami o 12,3 proc.
Na uchwalenie budżetu z nową kwotą bazową i w ogóle – jak to ujęła Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 – „remont generalny” budżetu PiS, rząd Donalda Tuska będzie miał czas do 28 stycznia 2024. Wisi nad nim (i nad wszystkimi demokratami) bowiem art. 225 Konstytucji RP, przy pomocy którego złośliwy prezydent mógłby nawet rozwiązać parlament.
Jak wyjaśnia OKO.press spec od finansowania edukacji Grzegorz Pochopień**, planując budżet, przyjmuje się zwykle, że podwyżkom średnich płac (regulowanych przez kwotę bazową) odpowiadają takie same (w procentach) podwyżki płac zasadniczych. Procenty tu i tu odpowiadaj sobie. Tę równowagę zaburza jednak warunek 1500 zł.
Gdyby trzymać się zasady, że wzrost płac zasadniczych przekłada się na taki sam (procentowo) wzrost wynagrodzeń średnich (przypomnijmy – z dodatkami i nadgodzinami), to średnie (całkowite) zarobki nauczycielek i nauczycieli w 2024 r. wynosiłyby:
Spór wisi w powietrzu, teoretycznie możliwości są trzy.
Takie stanowisko w tekście OKO.press zajmowała Katarzyna Lubnauer – mówiła po prostu o podwyżkach dla nauczycieli 30 proc. W Programie „Polska i świat” w TVN 15 listopada użyła jednak określenia płace zasadnicze. Dorota Łoboda w „Faktach” TVN 13 listopada opowiedziała się za podwyżkami stawek zasadniczych.
Aby trzymać się 30 proc., Donald Tusk musiałby wyjaśnić, że wyraził się nieprecyzyjnie i jakoś udobruchać związki zawodowe, argumentując, że podwyżki są i tak ogromne (bo są).
Przyjęcie zasady „nie mniej niż 1500 zł” dla wynagrodzeń zasadniczych oznaczałoby (patrz ostatni wykres) podwyżki płac zasadniczych o znacznie wyższe odsetki niż 30 proc.
Jak już wskazaliśmy wyżej, gdyby trzymać się zasady, że wzrost płac zasadniczych przekłada się na taki sam (procentowo) wzrost wynagrodzeń średnich (przypomnijmy – z dodatkami i nadgodzinami), to średnie zarobki (całkowite) nauczycielek i nauczycieli musiałyby w 2024 roku wynosić:
To by oznaczało pewien rozjazd w rządowych papierach. Rozporządzenie ministry edukacji (na 100 proc. będzie to kobieta) podawałoby podwyżki płac zasadniczych o 1500 zł, ale kwota bazowa (i tym samym zarobki średnie) rosłaby nadal o 30 proc.
Dr Pochopień mówi OKO.press, że trudno ocenić, na ile realistyczny jest taki wariant, nie znając szczegółowych danych o udziale poszczególnych dodatków i nadgodzin w całkowitym wynagrodzeniu nauczycieli.
Ale rzut oka na zarobki nauczycielek początkujących pokazuje, że trudno byłoby utrzymać taki „kompromisowy” wariant. Ich zarobki zasadnicze w wariancie podwyżki o 1500 zł (5190 zł) byłyby już bardzo zbliżone do wynagrodzenia średniego (6211 zł), wynikającego z 30 proc. podwyżki kwoty bazowej. „Ta grupa nie dostaje jeszcze dodatku za wysługę lat, ale dostaje inne dodatki, np. motywacyjny, czy za pracę na wsi, a przede wszystkim ma nadgodziny” – mówi Pochopień. Spodziewa się, że średnio daje to więcej niż 1021 zł.
Z drugiej strony, takie rozwiązanie mogłoby umożliwić samorządom zmniejszenie dopłacania do oświaty poprzez zmniejszanie wypłacanych nauczycielom dodatków – przede wszystkim motywacyjnego, ale też np. za wychowawstwo (często podwyższanego powyżej minimum, obecnie – 300 zł).
Wszystko to oczywiście przy założeniu, że koszty podwyżek dla nauczycieli – jakie by ostatecznie nie były – weźmie na siebie budżet państwa, odpowiednio zwiększając subwencje na uczniów i dotacje na przedszkola. Warto jednak zauważyć, że do tej pory tak się nie dzieje. Subwencja nie pokrywa kosztów edukacji i aby zapełnić tzw. lukę oświatową, samorządy dokładają środki z innych przychodów, rezygnując przede wszystkim z inwestycji. Ta tzw. luka oświatowa rośnie z roku na rok.
Jak wyliczał dr Pochopień, z budżetu centralnego w 2022 roku na edukację przeznaczono 57,8 mld zł, ale wydatki na edukację ogółem wyniosły 98,6 mld. Oznacza to, że samorządy dopłaciły 40,2 mld (0,6 mld dopłacili rodzice w opłatach za przedszkole, w tym wyżywienie.
Operując dostępnymi nam danymi, policzmy teraz koszty dla budżetu państwa, o który troszczyć się będzie prawdopodobnie Andrzej Domański.
Policzmy najpierw, tylko dla orientacji (bo takiej propozycji nie ma), koszty podwyżki 1500 zł dla każdej nauczycielki i nauczyciela. Każde z nich dostaje na początku miesiąca kopertę z taką sumą.
Koszt dla budżetu – wynosi 11,2 mld rocznie.
Taka podwyżka oznaczałaby oczywiście spłaszczenie płac nauczycielskich. Będzie ona dla nas tylko punktem odniesienia dla dwóch realnych wariantów – nazwijmy je wariantem rządowym i wariantem związkowym. Warto zauważyć, że każdy z nich będzie bardziej kosztowny.
Koszt podwyżek dla 512,1 tys. nauczycieli wyniósłby zatem w wariancie 1500 zł dla każdej i każdego ok. 11 mld 246 mln zł.
sugerowany przez przyszłego ministra Domańskiego", czyli podwyżkę płac (zarówno zasadniczych, jak i średnich) o 30 proc., koszty budżetu wyniosłyby ok. 14,5 mld.
Liczymy. Nauczyciele dyplomowani stanowią wg GUS w roku 2022/2023 58,6 proc. wszystkich, czyli 300,1 tys. osób.
Pozostałe dwie grupy nie są wyszczególnione za rok 2022/2023, ale na podstawie wcześniejszych danych GUS szacujemy, że stanowią:
Liczymy teraz wzrost płac brutto zarobków i towarzyszących mu ok. 22 proc. dodatkowych opłat dla:
Kwota ogromna, ale koszty 800 plus są ponad cztery razy większe (na samo powiększenie 500 plus do 800 z budżetu wydamy blisko dwa razy więcej).
Gdyby przyjąć podwyżkę płac zasadniczych o 1500 zł dla każdego szczebla awansu i o taki sam odsetek dla każdej z trzech nauczycielskich grup zwiększać zarobki średnie, koszty operacji rosną, bo zarobki średnie rosną ponad 30 proc. (patrz wyżej).
I tak:
Patrząc z perspektywy budżetu, do powyższych kosztów trzeba doliczyć:
W budżecie Morawieckiego subwencja oświatowa została powiększona na 2024 rok o 12 mld. Trzeba będzie znacznie zwiększyć tę kwotę.
Na koniec warto rozjaśnić kwestię, czym są średnie zarobki. Wbrew narracji związków zawodowych nie są tylko teoretycznym konstruktem, który niczego nauczycielom nie daje, a władzom służy do mydlenia oczu opinii publicznej, stanowią one byt w miarę realny,
bo na ich straży stoi ustawowy mechanizm ochronny.
Jeśli nauczycielka nie uzyska średniej na swoim szczeblu awansu, powinna na mocy z art. 30 a Karty Nauczyciela dostać od samorządu prowadzącego szkołę „jednorazowy dodatek uzupełniający”, czyli – z pewnym uproszczeniem – wyrównanie do średniego wynagrodzenia (samorządy zaskarżyły ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego – bezskutecznie).
**Grzegorz Pochopień pracował zarówno w ministerstwie finansów, jak i edukacji, był autorem ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Dziś jest ekspertem „SOS dla Edukacji”.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze