Białoruski sąd skazał na podstawie fałszywych oskarżeń dziennikarki Biełsatu Darię Czulcową i Kaciarynę Andrejewą. Straciły wolność, bo relacjonowały protesty wywołane skatowaniem na śmierć Ramana Bandarenki
Prokuratorka Alina Kasiańczyk zarzuciła reporterkom organizację i koordynowanie zamieszek oraz blokowanie ruchu ulicznego. Oskarżyła je na podstawie nagrania z relacji na żywo z demonstracji w Nowaj Barowoj, niepokornego mińskiego osiedla.
To o tyle znaczące, że Czulcowa i Andrejewa (na zdjęciu) relacjonowały przebieg demonstracji na Placu Przemian i rozmawiały z okolicznymi mieszkańcami. Zostały więc skazane za samo informowanie o protestach, a nie za krytykę władzy.
18 lutego 2021 obie dziennikarki przyjęły wyrok ze spokojem. Andrejewa odpowiedziała, że nie rozumie orzeczenia sądu, a Czulcowa ironizowała: „Dlaczego od razu nie 25 lat?”. W mowie końcowej Andrejewa podkreśliła, że „jej koledzy po fachu nie mieli tyle szczęścia co ona, bo ich z zapamiętaniem bito, łamano im nosy i strzelano do nich z kilku metrów”.
Zakończyła słowami: „Ja nie proszę, a wymagam uniewinnienia i uwolnienia mnie i moich kolegów, (…) oraz setek pozostałych więźniów politycznych”.
Drakoński wyrok ma pogłębić atmosferę paraliżującego strachu i utrzymać Białorusinów w okowach zimowego snu. Ale nieugięta postawa młodych dziennikarek skazanych przez dwie równie młode karierowiczki - sędzię i prokuratorkę - niesie również silny emocjonalny ładunek. Skazując niewinne reporterki na więzienie Łukaszenka wywołał poruszenie, którego efekty mogą go przerosnąć.
Białoruski minister informacji skwitował proces krótkim: „Jeśli je wsadzili, to pewnie było za co”. W międzyczasie upolitycznione sądy dzień w dzień wydają wyroki skazujące na lata więzienia za jakiekolwiek okazywanie sprzeciwu wobec reżimu, czasem wręcz za niewinność. Proces dziennikarek i jego finał to dla Białorusinów esencja tego, co na 2021 rok zaplanował im reżim.
Nasilić represje może projekt zmian w ustawie o przeciwdziałaniu ekstremizmowi. Na razie to nieoficjalne przecieki. Według nich, każdy przejaw niewygodnego dla władz aktywizmu – czy to w ramach działalności NGO, organizacji międzynarodowych, niezależnych mediów, czy nawet nieoficjalnych stowarzyszeń – będzie mógł być klasyfikowany jako ekstremistyczny.
W konsekwencji skazani z tego paragrafu otrzymają zakaz wykonywania zawodu na 5 lat, zakaz przeprowadzania znaczących operacji finansowych oraz grzywnę Aktywistyczna „recydywa” grozi już karą bezwzględnego, wieloletniego więzienia.
W sierpniu 2020 roku struktury siłowe wypowiedziały wojnę małym społecznościom, w których rozwinął się sprzeciw wobec reżimu, oraz wszystkim wspierającym je organizacjom. Nowe prawo ma tę wojnę zalegalizować. Łukaszenka próbuje za wszelką cenę wytłumić jakiekolwiek przejawy organicznej wspólnotowości wśród Białorusinów. Poczucie solidarności ma wygasić wszechobecny strach.
Wyrok więzienia dla dziennikarek Biełsatu oburza nie tylko Białorusinów. Sprawę nagłaśniają największe światowe media. Słowa wsparcia płyną również z ust wielu oficjeli. W Polsce do uwolnienia dziennikarek wezwał nawet Andrzej Duda.
Paradoksalnie, Łukaszence właśnie o to chodziło. Powrót do starych schematów rodzi w Białorusinach głęboki niepokój, a za granicą falę zwątpienia w powodzenie pokojowej rewolucji.
Łukaszenka w krytycznym dla siebie momencie wraca do sprawdzonej polityki handlowania wolnością więźniów politycznych. Ujawnił swoją desperację podczas pokazowego Wszechbiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego: „Niech Zachód nie uczy nas jak żyć, tylko da pieniądze”.
W dniu orzeczenia wyroku dla reporterek, kancelaria prezydenta ogłosiła, że podczas planowanego na koniec lutego spotkania „Łukaszenka nie będzie prosił Putina o 3 miliardy dolarów”. Historia ich rozmów dowodzi, że w tłumaczeniu z totalitarnego na potoczny oznacza to, że białoruski dyktator będzie błagał Rosję o zastrzyk gotówki dla uratowania sytuacji gospodarczej.
Dyktator idzie w zaparte z terrorem i systemową przemocą, by wywrzeć na międzynarodowej publiczności wrażenie, że może posunąć się do wszystkiego. Przez groźby dalszego i głębszego terroru próbuje wymusić na Zachodzie zmianę nastawienia i ustępstwa. A to oznacza, że zachodnie sankcje zaczynają działać.
W odpowiedzi na niedawne wyroki, w tym te dla dziennikarek Biełsatu, Pawieł Łatuszka, b. minister kultury i jeden z członków Rady Koordynacyjnej opozycji, obiecał, że umieści skorumpowanych przez władze sędziów na kolejnych listach osób do objęcia sankcjami przez UE czy USA.
Jedną z faworytek do znalezienia się w następnej grupie międzynarodowych przestępców jest sędzia Natalla Buhuk, orzekająca w sprawie Andrejewej i Czulcowej. Młoda karierowiczka zniesławiła się orzekaniem srogich kar dla protestujących – niedawno skazała przewodniczkę miejskiej wycieczki na 15 dni za „zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia”, a łącznie wydała już ponad 50 politycznych wyroków.
Na razie międzynarodowe sankcje objęły najbliższych współpracowników Łukaszenki i jego samego. Część ukrytych w Szwajcarii kont reżimowej kliki została już zablokowana, ale główne oszczędności dyktatora i jego wysoko postawionych popleczników mogą być zamrożone do czasu, gdy do sankcji na szeroką skalę przyłączą się Stany Zjednoczone. Po objęciu prezydentury przez Joe Bidena ta perspektywa staje się coraz bardziej realna.
Równolegle Unia Europejska rozważa objęcie sankcjami następne 250 osób zaproponowanych przez sztab Swiatłany Cichanouskiej. Dotychczas imiennie ukarano w ten sposób ludzi, którzy z racji swojej wysokiej pozycji w systemie Łukaszenki posiadali ukryte oszczędności. Teraz objęci sankcjami zostaną także zwyczajni aparatczycy i siłowicy. Nie wiadomo, jak na to zareagują.
Jeszcze trudniej przewidzieć reakcje ich kolegów. Andrej Astapowicz, twórca BYPOL-u, opisując strukturę resortów siłowych, mówił, że w grupie popierającej dyktatora przeważają ludzie przestraszeni ewentualnymi konsekwencjami niesubordynacji.
Teraz zrozumieją, że nie zdołają się w nieskończoność ukrywać za naciągniętymi prawie na oczy maseczkami. Dalsze wspieranie reżimu skończy się dla nich długofalowymi konsekwencjami.
Łukaszenka nie rozumie przy tym, że to społeczeństwa zachodnich państw chcą, by został ukarany za swoje zbrodnie, które nagłaśniają białoruskie diaspory mieszkające i pracujące w państwach Zachodu. Nie rozumie też, że zachodni przywódcy mogą pójść za głosami opinii publicznej. W miarę zaostrzania relacji z Rosją, coraz mniej muszą się liczyć z geopolitycznym parasolem rozkładanym nad Białorusią przez Putina.
Po pół roku pokojowej białoruskiej rewolucji państwa Unii Europejskiej, a od niedawna też USA, widzą, że Putin tak naprawdę nie kwapi się do zdecydowanego wpływania na sytuację w Białorusi. Wyraźnie za to dostrzegalny jest wpływ odrodzenia białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego na sytuację w Rosji.
Wyroki Czulcowej i Andrejewej nie są jedynymi, które zapadły w tym tygodniu. Podobnie jak w poprzednich tygodniach dziesiątki osób trafiły do białoruskich więzień w wyniku sfabrykowanych oskarżeń. Setki oskarżonych czekają na pierwsze rozprawy.
Atmosfera rozpoczętego dzisiaj procesu dziennikarki portalu TUT.BY Kaciaryny Barysewicz oraz lekarza Arcioma Sarokina, którzy w listopadzie ujawnili kartę medyczną zabitego przez OMON Ramana Bandarenki, dowodząc tym samym jego trzeźwości, jest bliźniaczo podobna do tej panującej wokół sprawy dziennikarek Biełsatu. Na minuty przed początkiem rozprawy sędzia zadecydowała o zamknięciu procesu dla publiczności.
Postawa oskarżonych i ich niezłomność najwyraźniej martwią i dekoncentrują aparatczyków. Matka Sarokina opisywała nastroje obojga oskarżonych jako bojowe, w podobnym duchu wypowiadał się jego brat.
Wiele wskazuje na to, że proces miał być pokazowy, ale władze przestraszyły się oburzenia, które mógł wywołać. Sprawa zabójstwa Bandarenki poruszyła całą Białoruś, a dowód jego niewinności jednoznacznie obciążył reżim winą za straszną śmierć młodego mężczyzny. Dlatego wyrok w tym, kolejnym już, politycznym procesie może być wyjątkowo srogi, nawet jak na standardy dzisiejszej Białorusi.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Komentarze