Bułgaria to budzący trwogę przykład, jak głębokie zawłaszczenie państwa, na które zbyt długo przymyka się oko, z czasem staje się tak zakorzenione, że nie da się z nim już nic zrobić – mówi OKO.press dr Spasimir Domaradzki, politolog
Centroprawicowa partia GERB oskarżanego o korupcję i powiązania ze światem przestępczym byłego premiera kraju Bojka Borisowa (na zdjęciu), wygrała niedzielne wybory parlamentarne w Bułgarii z wynikiem 25,4 proc. głosów.
To czwarte wybory w ciągu ostatnich dwóch lat po tym, jak w 2020 roku Borisow stracił władzę na skutek fali protestów przeciwko zawłaszczaniu państwa i korupcji. Do parlamentu wejdzie siedem ugrupowań:
Do parlamentu nie weszło populistyczne ugrupowanie Jest Taki Naród (JTN) piosenkarza Sławiego Trifonowa, które dziś oskarżane jest o celowy sabotaż rządu Petkowa i uniemożliwianie antykorupcyjnych reform. JTN nie przekroczyło 4 proc. progu wyborczego (zdobyli 3,8 proc. głosów).
O tym, dlaczego wybory w Bułgarii wygrał człowiek, przeciwko któremu jeszcze dwa lata temu masowo protestowano i który postrzegany jest główny budowniczy skorumpowanego i zdominowanego przez mafię państwa oraz dlaczego tak trudno jest odzyskać zawłaszczone państwo, OKO.press rozmawia z dr. Spasimirem Domaradzkim, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Europy Środkowej, który obserwuje bułgarską scenę polityczną od niemal 20 lat.
Paulina Pacuła, OKO.press: Po protestach w 2020 roku i kolejnych oskarżeniach o korupcję, pranie brudnych pieniędzy, wymuszanie łapówek i zastraszanie, sprzeniewierzenie funduszy unijnych – ta lista jest naprawdę długa – wydawało się, że to polityczny koniec Bojka Borisowa. Jak to możliwe, że ten skorumpowany polityk znowu doszedł do władzy?
Dr Spasimir Domaradzki, politolog: To jest bardzo dobre pytanie. O tym, kim jest Borisow, o jego przestępczych powiązaniach, było wiadomo od początku. Już w latach 2000. przecieki Wikileaks ujawniły komunikację między amerykańską ambasadą w Sofii a Departamentem Stanu w Waszyngtonie, w której była mowa o powiązaniach Borisowa z mafią i oligarchami.
Były ochroniarz Todora Żiwkowa, wypromowany przez służby bezpieczeństwa, zdobywał doświadczenie jako sekretarz generalny policji, a następnie jako prezydent Sofii.
Kiedy Borisow został premierem po raz pierwszy w 2009 roku, przeniósł swoje doświadczenie i sposób funkcjonowania z układów mafijnych i przestępczych na tryby funkcjonowania państwa.
W ciągu 12 lat stworzył bardzo mocny układ powiązań nieformalnych. Mówiąc wprost, świat przestępczości zorganizowanej przejął kontrolę nad państwem w Bułgarii.
Jeżeli prześledzi się poparcie dla GERB w kolejnych wyborach, można zauważyć, że bez względu na to, co się dzieje dookoła, ta partia posiada własny, bardzo stały elektorat – około 600 tysięcy osób. To są ludzie, którzy w dużej mierze są od tej partii na różne sposoby uzależnieni – przez rozmaite więzi klientelistyczne, ze względu na stanowiska, które piastują oni lub ich rodziny, powiązania biznesowe.
Zresztą, GERB to niejedyna partia, która to robi. Te same mechanizmy stosuje należący do europejskich liberałów z Renew Europe, Ruch na Rzecz Praw i Wolności (DPS), kontrolowany przez takich oligarchów jak Delan Peewski oraz Ahmed Dogan.
W obecnej sytuacji głębokiego kryzysu politycznego, wobec dużego rozproszenia głosów dla innych partii, kiedy ludzie są bardzo mocno zniechęceni wyborami, posiadanie takiej lojalnej grupy wyborców robi różnicę. Gdy ludzie nie widzą sensu w głosowaniu, posiadanie zdyscyplinowanego elektoratu jest kluczem do zwycięstwa.
Ostatnie lata doprowadziły do dwóch bardzo smutnych tendencji w Bułgarii: wielkiego zniechęcenia do polityki, bo to są czwarte wybory w ciągu niecałych dwóch lat oraz wielkiego spadku frekwencji.
Ludzie są tak poirytowani sytuacją, że ci, którzy oddali głos przeciwko wszystkim [w Bułgarii jest możliwość zaznaczenia rubryki „nie popieram nikogo”, której nie uważa się za głos nieważny – przyp.red.], w zasadzie mogliby stworzyć własną partię i wejść do parlamentu. Ostatnia partia, która przekroczyła 4-procentowy próg wyborczy, zdobyła niecałe 115 tys. głosów, a głosów przeciwko wszystkim było 87 tysięcy. To pokazuje poziom frustracji.
Co z oskarżeniami wobec Borisowa? One były bardzo poważne i było ich naprawdę dużo. Europejska prokuratura zidentyfikowała ponad 100 spraw związanych ze sprzeniewierzeniem funduszy unijnych, w których zaangażowane są „osoby na eksponowanych stanowiskach politycznych”. Nie milkną echa afery, w której ludzie bliscy Borisowowi – także członkowie jego rodziny - wykupywali nieruchomości za bezcen, czy echa oskarżeń Czachy, bułgarskiego króla hazardu, który oskarżył Borisowa o wymuszanie łapówek i pomaganie w oszustwach podatkowych. Borisow został też aresztowany w marcu tego roku – i szybko wypuszczony. Co takiego zrobił, że obłaskawił znowu wyborców?
Borisow wraca do władzy, pomimo że nie zrobił absolutnie nic, żeby wkupić się z powrotem w łaski ludzi. W kampanii ograniczał się do twierdzenia, że jest jedyną opcją dla Bułgarii, że wszyscy inni są nieudolni i tylko on jest prawdziwym mężem stanu, który jest w stanie tym państwem zarządzać.
W kampanii robotę za niego wykonał paradoksalnie Sławi Trifonow, który przyczynił się do obalenia antykorupcyjnego rządu Petkowa oraz prezydent Radew, który tak mocno krytykował rząd Petkowa, że faktycznie notowania Petkowa spadły, ale zyskał na tym tylko Borisow.
Od czasu protestów w 2020 roku Borisow bardzo skutecznie odgrywa w kraju rolę prześladowanego działacza opozycji. Próbował nawet ustawić się w pozycji ofiary nagonki politycznej – jako przywódca największego ugrupowania opozycyjnego, które ma przeciwko sobie różne wrogie siły. Ten wizerunek bardzo mocno lansuje też na forum Unii Europejskiej. W dzień wygłoszenia przez Ursulę von der Leyen orędzia o stanie Unii, jego partia, GERB, dodała punkt w obradach Parlamentu Europejskiego dotyczący ich zdaniem „bezprawnego aresztowania przywódcy opozycyjnego w Bułgarii”, i alarmowała europarlamentarzystów o wynikających z tego zagrożeniach dla demokracji w Bułgarii. Tak więc skala perfidii naprawdę nie zna granic.
Tymczasem aresztowanie Borisowa było dobrym krokiem ze strony władz. Miało istotne znaczenie, bo pokazało Bułgarom, jak bardzo instytucje nie działają.
Borisow został aresztowany i natychmiast wypuszczony, pomimo że oskarżenia, które mu przedstawiono, powinny trafić do prokuratury. Prokuratura jest jednak kierowana przez Iwana Geszewa, człowieka Borisowa, więc nic takiego się nie stało.
W jaki sposób Borisow adresował w kampanii takie tematy jak inflacja, wojna na Ukrainie, uzależnienie energetyczne od Rosji? Nie zapominajmy, że w niedalekiej przeszłości był bardzo przyjacielsko nastawiony do Putina. Są dowody na to, że w pewien sposób sabotował też uniezależnianie się od rosyjskiego gazu. Znany jest też z bliskich relacji z szefami rosyjskich koncernów energetycznych.
Borisow jest bardzo płytkim populistą. Podczas kampanii opowiadał bardzo proste rzeczy typu, że gdyby to on był u władzy, natychmiast obniżyłby ceny, czy że z surowcami nie byłoby problemów. Zupełnie nie odpowiadał na ataki dotyczące absolutnej zależności energetycznej Bułgarii od Rosji.
Borisow jest formalnie takim proeuropejskim liderem, a praktycznie jest politycznym lisem, który tak jak większość bułgarskiej sceny politycznej jest bardzo mocno uzależniony od Rosji.
To właśnie Borisow dopilnował zbudowania nitki „Południowego potoku”, którą Komisja Europejska najpierw zablokowała, ale następnie pod nazwą „turecki” lub „bałkański”, kremlowskie plany budowy gazociągu zostały zrealizowane. Jednocześnie, Borisow blokował budowę interkonektora gazowego z Grecją, który został dokończony tylko dzięki mobilizacji rządu Petkowa. Zarówno w opłakanym stanie bułgarskiej armii, jak i w fatalnej infrastrukturze, widać wpływ preferowanego przez Borisowa modelu zarządzania państwem.
Poza tym w ostatnich miesiącach skupił się na nieustannym obnażaniu słabości rządu Petkowa. Nagonka na premiera była naprawdę potężna. Ponieważ on i Asen Wasilew, współprzewodniczący partii Kontynuujemy Zmiany, studiowali na Harvardzie, to
w przekazie wszystkich oligarchicznych czy prorosyjskich mediów, Harvard stał się synonimem wszystkiego, co najgorsze. W opozycji do tego Borisow przedstawiał się jako taki prawdziwy bułgarski mąż stanu, jedyny, który może zaprowadzić porządek w Bułgarii.
To wystarczyło do tego, żeby uczynić dwie rzeczy, o których mówiłem na początku: rozbić front opozycyjny wobec Borisowa, a dzięki temu powrócić do władzy za pomocą swojego zwartego elektoratu.
Na czym opiera się stałość elektoratu Borisowa?
Na głębokim zawłaszczeniu państwa. Zawłaszczanie państwa polega na tym, że swoimi ludźmi obsadza się każde najmniejsze miejsce skrzyżowania systemu władzy z rzeczywistością. Ci ludzie pełnią funkcję gatekeeperów. Nie są tak bardzo potrzebni ze względu na formalne role, jakie pełnią. Są potrzebni jako trybiki maszyny, wykorzystywane wtedy, kiedy jest potrzeba: żeby wyciągać pieniądze z funduszy unijnych, żeby drenować budżet i finanse publiczne, żeby dopasowywać prawo do własnych interesów. No i przede wszystkim, żeby umacniać i konsolidować władzę.
To jest system, który pozwala utrzymywać stałą i bardzo wyraźną przewagę nad konkurentami politycznymi, ale poza tym ma też pewne mechanizmy samoregulacji, np. żeby ukarać kogoś, kto przestaje być lojalny.
Takie osoby często karane są za faktycznie przewinienia, tylko ukrywa się fakt, że te przewinienia były popełnione na zlecenie tej samej władzy, która teraz za nie karze.
W zamian za bycie lojalnym, najczęściej dostaje się jakąś pozycję i względnie lepszy poziom życia niż reszta społeczeństwa. Do pełnienia takich funkcji nie potrzeba też żadnych fachowych kompetencji, wystarczy wierność. Ale człowiek, który ma takie miejsce w systemie, to nie jest człowiek wolny. To jest człowiek w pułapce. To nie jest człowiek, który sam dokonuje wyborów. To jest człowiek, który wie, że dobrobyt, którym dysponuje, wynika z pozycji, którą zajmuje. I zawsze przychodzi moment, w którym trzeba zapłacić cenę za tą rolę, którą się pełni, bo inaczej zostanie się zastąpionym.
W tym kontekście siatka, którą udało się zbudować w Bułgarii, jest zupełnie nieprawdopodobna w swojej głębi i zawiłości. Przeplatanie się tych formalnych i nieformalnych zależności jest taką tajemnicą poliszynela – wszyscy wiedzą, kto jest kim i co zrobił, a mimo to system jest bardzo trudny do infiltracji i zwalczenia. Bardzo trudno coś komuś naprawdę udowodnić.
Pod tym względem bułgarskie państwo to jest fenomen, niezwykle ciekawy, ale pokusy budowania podobnych systemów istnieją także w innych państwach europejskich.
W końcu jest to o wiele bardziej skuteczny mechanizm, niż mozolny i transparentny sposób funkcjonowania w demokracji.
Dlatego Polacy powinni przyglądać się bułgarskiej polityce bardzo uważnie. To naprawdę budzący trwogę przykład tego, jak głębokie zawłaszczenie państwa, na które zbyt długo przymyka się oko, z czasem staje się tak zabetonowane, że nie da się z nim już nic zrobić.
Borisow jest twarzą tego systemu, ale sam system jest o wiele głębszy. Dlatego dla Bułgarów oczywistym było podczas protestów w 2020 roku, że odzyskanie kraju nie sprowadza się do obalenia Borisowa. Tego rodzaju systemy w państwach zawłaszczonych wyposażone są w wiele mechanizmów umożliwiających sabotowanie prób zmiany oraz zapewniających zdolność przetrwania i odnowienia się w sprzyjającym momencie. Dokładnie tak, jak widzimy to teraz.
Ludzie pokładali olbrzymie nadzieję w rewolcie z 2020 roku. Pojawienie się na scenie politycznej Petkowa wywołało ogromny entuzjazm. Był człowiekiem z innego świata, spoza tego skorumpowanego systemu, bardzo dobrze rokował, miał ambitną, antykorupcyjną agendę. Dlaczego mu się nie udało?
Dlatego że wobec tak głębokiej dominacji nieformalnego układu w polityce, z jaką mamy do czynienia z Bułgarii, nominalne mechanizmy demokratyczne są z góry na przegranej pozycji.
Petkow miał bardzo ambitne plany, wiele z jego poczynań były absolutnym majstersztykiem politycznym w tak trudnych warunkach, ale okazuje się, że ten korupcyjny system jest w stanie nie tylko się reprodukować i obronić, ale przeistoczyć tak, by sprawiać wrażenie, że pewne jego elementy są częścią reformy, a tak naprawdę sabotują ją od wewnątrz.
Dokładnie taką funkcję pełniła partia Taki jest Naród Sławiego Trifonowa, która wygrała drugie z cyklu czterech wyborów w ciągu ostatnich dwóch lat.
Koalicja z Trifonowem okazała się dla Petkowa pocałunkiem śmierci. Ta partia dzisiaj nie weszła do parlamentu, dlatego że po tym, jak trzy razy w ciągu tych ostatnich dwóch lat zniszczyła perspektywę stworzenia rządu, a ostatni rząd obaliła, wychodząc z koalicji pod bardzo populistycznym i niezbyt istotnym pretekstem, to ludzie wreszcie stwierdzili, że chyba coś jest nie tak, że oni nie grają zgodnie z regułami, które akceptujemy.
Ale co z tego, skoro zdążyła wykonać swoją robotę: sabotowała rząd Petkowa na tyle skutecznie, że najważniejszych zmian, m.in. usunięcia prokuratora generalnego Iwana Geszewa, jednego z najważniejszych filarów siatki Borisowa, nie udało się zrealizować.
A Borisow wrócił do władzy.
Okazuje się więc, że nawet wtedy, kiedy zaczyna się nam wydawać, że te mechanizmy demokratyczne mogą być jakimś zbawieniem, taki skorumpowany system jest w stanie te mechanizmy wykorzystywać, a nowe osoby, które zaczynają rządzić i chcą wprowadzać reformy, zderzają się z permanentnym sabotażem. Na tym polega postępujący demontaż wielu demokracji na świecie. Nieprzypadkowo kiedyś Václav Havel oskarżany o czystki polityczne na początku lat 90. w Czechosłowacji, kiedy wyrzucił większość ludzi poprzedniego systemu z instytucji państwowych, pomimo że mówiono mu, że to profesjonaliści, powiedział, że woli chwilową indolencję niż permanentny sabotaż. To jest kwintesencja tego, z czym ugrupowania dążące do prawdziwych demokratycznych reform zderzają się w takim systemie.
Jaki wpływ dojście do władzy GERB będzie miało na przebieg najważniejszych w najbliższym czasie głosowań na forum UE? Czy Borisow poprzez kolejne pakiety sankcji na Rosję, będzie wspierał wspólną politykę unijną w zakresie przeciwdziałania kryzysowi energetycznemu? W razie niespełnienia przez Węgry wytycznych ustalonych w procedurze warunkowości, zagłosuje za nałożeniem sankcji finansowych na Węgry?
Już dzisiaj mówi, że chce budować wyłącznie koalicję proeuropejską, w której najchętniej widziałby partie protestu przeciwko niemu – Kontynuujemy Zmianę Petkowa oraz Demokratyczną Bułgarię. Z nimi czy bez, Borisow będzie wspierał sankcje na Rosję. Będzie mówił, że stoi po stronie Ukrainy, że nie uznaje rosyjskich poczynań, ale to będzie na poziomie retoryki. W praktyce jego polityka nie będzie się różnić od tego, co robił do tej pory. Bułgaria może dokonać kilku symbolicznych gestów, ale nie będzie wspierać Ukrainy tak, jak robią to pozostałe państwa regionu. Jeśli będzie głosowanie przeciwko Orbánowi, to zagłosuje tak jak wszyscy, żeby chronić skórę.
Borisow w Bułgarii jest zwornikiem interesów Rosji i Zachodu. Zachodowi wystarczy retoryczna poprawność, Rosji natomiast praktyczne działania, które cementują rosyjskie wpływy w Bułgarii.
Borisow to bardzo skompromitowany polityk, a jego partia wciąż należy do EPP – Europejskiej Partii Ludowej, zrzeszającej ugrupowania centroprawicowe w całej UE. Nie żeby to było jakieś zaskoczenie, węgierski Fidesz pomimo bogatego katalogu działań łamiących praworządność na Węgrzech, też bardzo długo należał do tego ugrupowania. Czy jeżeli pewne mechanizmy kontroli i równowagi nie działają na poziomie krajowym, to czy nie mogłyby być stosowane na poziomie europejskim? Dlaczego tak się nie dzieje?
EPP to ugrupowanie, które już od dawna miota się w swojej własnej hipokryzji. Przed każdymi wyborami Bojko Borisow mógł liczyć na poparcie liderów EPP, a po każdych zwycięskich wyborach na ich gratulacje. Nie inaczej było wczoraj.
W mojej ocenie to jest towarzystwo wzajemnej adoracji. w EPP potrzebują Borisowa i każdej innej partii, bo to daje im na płaszczyźnie europejskiej głosy i przyczynia się do tego, że EPP jest największą partią w Parlamencie Europejskim.
Borisow z kolei potrzebuje takiej przynależności, bo dzięki niej zyskuje legitymizację w oczach swoich własnych rodaków, których okrada. To jest taka obopólna korzyść. Żadnej ze stron nie opłaca się wchodzić w konflikt z drugą.
To, jak bardzo toksyczne jest środowisko, w którym funkcjonuje Borisow, jest powszechnie znane. Ale nie zmienia to faktu, że integracja europejska ma charakter bardziej elitystyczny niż obywatelski, w związku z czym, jeżeli Borisow będzie oficjalnym premierem Bułgarii, to elity polityczne będą go akceptowały i nikt mu się nie postawi.
On jest bardzo sprawnym politykiem, który doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przez współpracę na forum europejskim i bycie częścią głównego nurtu buduje swój wizerunek męża stanu w Bułgarii, więc jest mu to potrzebne.
Będzie więc głosował za sankcjami, za ukaraniem Węgier za łamanie praworządności, jeśli do takiego głosowania faktycznie dojdzie. I będzie akceptowany na forum UE.
Jakie są szanse na to, że Borisow faktycznie utworzy rząd? Trzy lub cztery partie na pewno nie będą z nim współpracowały – Kontynuujemy Zmiany Petkowa, Bułgarscy Demokraci, Postępowa Bułgaria oraz BSP - Bułgarska Partia Socjalistyczna, a polityczny alians z DPS czy Odrodzeniem, to chyba bardzo karkołomne rozwiązanie.
Przed Borisowem jest wiele opcji, ale nie ma tego, czego najbardziej chce. Żeby się całkowicie oczyścić, potrzebuje sojuszu z demokratami – ugrupowaniem Petkowa i jego koalicjantami. Tyle, że oba te ugrupowania oraz socjaliści, zapowiedzieli, że nie będą z nim rozmawiali.
Borisow zdaje sobie sprawę, że wygrane wybory stawiają go w niebezpiecznej sytuacji, bo musi odegrać rolę zbawcy. Gotów jest nawet rozmawiać o innej osobie na stanowisku premiera i daleko sięgającej elastyczności, bo wie, że tylko w ten sposób będzie mógł pokonać swoich przeciwników – przez wciągnięcie ich do swojego bagna. Lider Bułgarskich Demokratów Hristo Iwanow już raz był w rządzie z Borisowem i raczej drugi raz tam nie wejdzie. Tym bardziej, że dla obu ugrupowań byłoby to sprzeniewierzenie się politycznego kredo, którego wyborcy im nie wybaczą.
Oznacza to w praktyce, że Borisowowi pozostają ugrupowania, które mogłyby zapewnić mu większość, ale które pociągną go w dół – nacjonaliści z Odrodzenia, Ruch na rzecz Praw i Wolności oligarchów, czy prorosyjski Bułgarski Postęp.
Niektórzy komentatorzy uważają, że na wiosnę będą nowe wybory, ale Borisow musi udowodnić, że jest w stanie stworzyć rząd. Jeśli tego nie uczyni, dołączy do politycznych hochsztaplerów jak Sławi Trifonow. W swoich propozycjach już kopiuje niektóre rozwiązania partii protestu i gotów jest wprowadzać reformy wymiaru sprawiedliwości czy walki z korupcją, ale w tych sprawach nikt mu nie zaufa. Wydaje się więc być skazany na koalicję, która tym razem może pociągnąć go w dół na dobre.
Myślę, że ostatecznie, jeśli zdecyduje się na rząd, Borisow sięgnie po wszystkie ugrupowania, które będą chciały z nim współpracować i nazwie to jakąś formą rządu jedności narodowej na ciężkie czasy, czy czymś w tym stylu, żeby uzasadnić byt takiej kontrowersyjnej koalicji.
Borisow ma już doświadczenie współpracy z partią Dogana (Ruch na rzecz Praw i Wolności - DPS). Ostatni rząd Borisowa, ten który rządził do 2020 roku, był rządem nieformalnie wspieranym przez DPS. Dogan jest bardzo sprytny, woli sterować z tylnego siedzenia i popierać rząd Borisowa w konkretnych głosowaniach niż być formalnie w rządzie. Tak więc bardzo różne mogą być formuły, które pozwolą Borisowi rządzić.
Warto pamiętać o jeszcze jednej rzeczy. Myślę, że Borisow zdaje sobie sprawę z jednej rzeczy: odpowiedzialność za losy Bułgarii znowu spoczywa w jego rękach. Parę błędnych ruchów będzie oznaczało znowu poważne ryzyko jego końca w polityce. Pytanie więc, jak wybrnie z tej sytuacji, bo ona jest na tyle trudna i poważna, że lepszym wyjściem może mu się wydawać niebranie odpowiedzialności.
Borisow znany jest z tego, że nie raz, gdy robiło się ciężko, po prostu rezygnował z tworzenia rządu. Sytuacja gospodarcza i polityczna jest w tej chwili tak trudna, że Borisowowi może się opłacać kontynuowanie kryzysu rządowego.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze