Od początku marca 2021 roku w białoruskich więzieniach znajdują się Polacy związani ze Związkiem Polaków na Białorusi: Andżelika Borys [na zdjęciu] Andrzej Poczobut, Maria Tiszkowska, Irena Biernacka oraz Anna Paniszewa. W kwietniu na przesłuchania w ich sprawie wezwano kilkunastu innych członków Związku. W obawie o utratę wolności z Białorusi musiało uciec małżeństwo Pisalników zatrzymane na przesłuchanie i oskarżone o nawoływanie do nienawiści.
Aresztowanym Polakom prokuratura zarzuca „propagowanie nienawiści na tle narodowościowym” oraz „rehabilitację nazizmu”. Marcowe zatrzymania Komitet Śledczy motywował obchodami Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” zorganizowanymi w placówkach łączonych ze Związkiem Polaków.
Podobne oskarżenia wystosowano teraz wobec Andrzeja Pisalnika, a ich uzasadnieniem były „niezgodne z prawem” artykuły dziennikarza Polskiego Radia informujące o prześladowaniu polskiej mniejszości. Reżim próbuje utożsamić Związek Polaków z pojęciem ekstremizmu.
Władze odmieniają jednak pojęcie ekstremizmu przez wszystkie przypadki. W samym kwietniu w Białorusi przybyło niemal 50 więźniów politycznych. Łącznie w białoruskich więzieniach znalazło się już 371 osób zatrzymanych bezprawnie lub na podstawie fabrykowanych, politycznie motywowanych zarzutów.
Specjalni więźniowie
„Polityczni” są w więzieniach traktowani wyjątkowo. Straż więzienna poddaje ich silnej presji psychologicznej – ekspertyzom psychiatrycznym, prowokacjom i eksperymentom śledczym.
Osadzonym odmawia się spotkań z adwokatami, a nawet jeśli do spotkania z obrońcami już dochodzi, to oskarżonego pozbawia się przywileju poufności.
W Grodnie straż więzienna nie przyjęła paczki od żony zatrzymanego niedawno operatora Andreja Frołowa, bo „dla politycznych paczek nie przyjmują”. Do więźniów dopuszczana jest też znikoma część korespondencji – straż więzienna zwraca im większość listów dopiero przy wyjściu na wolność.
Więzienia wciąż bywają przepełnione do tego stopnia, że osadzeni muszą spać na zmianę. Szczególnie na Akreścina warunki wciąż odbiegają od dopuszczalnego poziomu. To tam więźniowie polityczni są oznaczani specjalnymi kolorami. Do pobić i fizycznych tortur dochodzi już znacznie rzadziej, niż w sierpniu, ale straż więzienna korzysta z innych, mniej oczywistych metod tortur, takich jak pozbawianie zatrzymanych możliwości snu albo uniemożliwianie odpowiedniego odżywiania.
Więźniowie polityczni trafiają do wielu innych miejsc. Po rewolucji sierpnia 2020 roku na mapie „politycznych” miejsc ograniczenia wolności pojawiło się kilka nowych placówek, w tym między innymi Żodzino, Wilcze Doły albo osławione z powodu tortur Akreścina. Zatrzymani Polacy trafili w większości do „Amerykanki”, więzienia uznawanego za „polityczne” już od lat 30. XX wieku. Podobnie kojarzona jest kolonia karna w Horkach.
Polscy „ekstremiści”
W kwietniu na przesłuchania w sprawie dotyczącej propagowania nienawiści i wezwano kilkunastu Polaków. Wszyscy mają zeznawać w sprawie zatrzymanych liderów Związku Polaków, a części z nich grożą analogiczne oskarżenia, ale prokuratura utrzymuje ich w śledztwie w charakterze świadków. (Świadkom przysługuje mniej praw do wglądu w akta śledztwa względem oskarżonych).
Właśnie takim charakterze przesłuchiwano między innymi Innes Todryk-Pisalnik i Andrzeja Pisalnika. Podczas przesłuchania „oficjalnie ostrzeżono” ich o nadchodzącym oskarżeniu efektywnie zmuszając dziennikarzy do opuszczenia Białorusi pod groźbą pozbawienia wolności.
W międzyczasie definitywnie zamknięto też polską szkołę w Brześciu oraz zablokowano działanie kilku innych placówek powiązanych ze Związkiem Polaków. Zatrzymanej i oskarżonej w marcu szóstce polskich związkowców prokuratura zarekwirowała mienie.
Nawet zwyczajne szkoły językowe oferujące kursy języka polskiego również podlegają naciskom ze strony władz. Prokuratura wysyła tam wezwania do udostępnienia informacji i nazwisk osób nauczających i uczących się polskiego.
Powiązania z Polską są dziś w Białorusi zagrożeniem, a samo utożsamianie z polskością władze interpretują jako ekstremizm.
Narażeni na presję ze strony reżimu są szeregowi członkowie tej instytucji oraz wszyscy ludzie jakkolwiek związani z szeroko pojętą polskością. Realnie zagrożeni pozbawieniem wolności i utratą zdrowia są w tym momencie najważniejsi członkowie Związku Polaków.
Za kratami, bo są Polakami
Białoruscy Polacy stali się obiektem represji ze względu na swoją narodowość. Ale wymiar tej przemocy władzy jest porównywalny do tego, z którym muszą się na co dzień mierzyć Białorusini. Jak twierdził w rozmowie z OKO.PRESS Pawieł Usow głównym celem represji wobec Polaków jest udowodnienie, że nikt w Białorusi nie może się czuć bezpiecznie.
Nasilenie represji wobec Polaków może poddawać tę tezę w wątpliwość. Według „Deutsche” władza próbuje wytworzyć obraz Polski jako nowego wroga reżimu Łukaszenki. Usow przekonywał jednak, że reżimowa propaganda nikogo w samej Białorusi już nie przekonuje i, co więcej, nie będzie już przekonywać. Nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek się w tym temacie zmieniło.
Ta propaganda jest raczej obliczona na politykę zagraniczną – na rozgrywanie tematu białoruskich Polaków w roli zakładników w rozmowach z przedstawicielami Polski i Unii.
Polacy stali się wrogiem Łukaszenki, który w miarę swoich ograniczonych możliwości próbuje aplikować politykę strachu wobec państw Zachodu. Nie ma bowiem i nie będzie już miał innych środków perswazji.
Nie oznacza to, że tę przemoc na tle narodowościowym można z tego powodu zlekceważyć, wręcz przeciwnie – władze chcą pozbawić białoruskich Polaków śladowej autonomii i podstawowego poczucia bezpieczeństwa. Związkowcy są realnie zagrożeni, a aresztowani liderzy polskiej mniejszości do końca reżimu będą prawdopodobnie przebywać w białoruskich więzieniach.
Oprócz tego, jakby przy okazji, białoruskie władze chcą zrealizować również inne cele – uderzając w Polskę, która dla Białorusinów wciąż często jest symbolem prodemokratycznej i proeuropejskiej przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej próbują oddalić od Białorusinów wizję udanej transformacji w ich kraju.
Za kratami, bo są w Białorusi
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy na przesłuchanie przymusowo przewieziono małżeństwo Pisalników, aresztowano i skazano na 15 dni pozbawienia wolności oraz wysoką grzywnę operatora Andreja Frałowa, freelancera współpracującego z TVP. Do jego zatrzymania doszło, kiedy nagrywał mszę odprawianą dla osadzonych przez polskiego księdza. Oprócz tego w ostatnich dniach w całym kraju zablokowano dostęp do witryn internetowych Biełsatu.
Zagrożeni są nie tylko przedstawiciele mediów w jakikolwiek sposób powiązani z Polską. Pozbawieniem wolności może w Białorusi się skończyć każda dziennikarska aktywność. Radio Svaboda obliczyło, że po wyborach za samo wykonywanie pracy dziennikarzy zatrzymywano ponad 300 razy, z czego 65 przypadków zakończyło się wyrokami od trzech do 30 dni aresztu.
Do tego trzeba jeszcze dodać 12 dziennikarzy oskarżonych bądź skazanych na wieloletnie wyroki więzienia, którzy przebywają w miejscach pozbawienia wolności już od miesięcy.
Białorusini są zatrzymywani za „ostentacyjne” czytanie białoruskiej literatury albo „naprzykrzanie się sąsiadom poprzez użycie języka białoruskiego”.
Opozycyjni działacze są przez władze i propagandę odmieniani przez wszystkie przypadki jako faszyści i ekstremiści, a już szczególnie przy okazji obchodów 9 maja, końca tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (1941-1945).
Reżim klasyfikuje wszelkie przejawy aktywizmu jako ekstremizm. Najlepiej świadczy o tym fakt, że nawet kojarzeni z tzw. ruskim mirem [sterowaną z Kremla koncepcją integracji wspólnoty rosyjskojęzycznej – red.] organizatorzy „Nieśmiertelnego Pułku” nie otrzymali od władz zgody na przemarsz ulicami Mińska. Sama akcja polega na upamiętnieniu poległych w trakcie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej żołnierzy Armii Czerwonej za pośrednictwem marszu z ich portretami. W ostatnich latach stała się jednak marszem kojarzonym ze środowiskami skrajnie antyzachodnimi i prorosyjskimi.
Białoruskim Polakom grozi w Białorusi niebezpieczeństwo tylko za to, że są Polakami. Ale podobnie Białorusinom grozi dzisiaj niebezpieczeństwo, bo żyją w Białorusi. Więzienie grozi każdemu, którego władza uzna za ekstremistę.
Jakie przeciwdziałania?
Szef KPRM Michał Dworczyk oraz Jan Dziedziczak, pełnomocnik Rządu do spraw Polonii i Polaków za Granicą spotkali się z Pisalnikami po ich przyjeździe do Polski. Podczas spotkania polsko-białoruscy dziennikarze opowiadali o sytuacji Polaków w Białorusi. W konsekwencji spotkania komisje sejmowe zasygnalizowały konieczność wprowadzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki i jego przedstawicieli.
W międzyczasie liderzy G7 wezwali Białoruś do przeprowadzenia kolejnych wyborów. Po stronie białoruskiego społeczeństwa opowiadali się w ostatnich dniach politycy w całej Unii. Niemieccy parlamentarzyści symbolicznie wzięli pod opiekę więźniów politycznych, by nagłośnić ich historie. Również w Niemczech grupa prawników próbuje uruchomić postępowanie, w którym głównym oskarżonym byłby sam Łukaszenka.
UE odroczyła jednak rozpatrywanie czwartego pakietu sankcji co najmniej do czerwca. Liderka opozycji, Swiatłana Cichanouska, naciska na unijnych decydentów, by rozważyli jego szybsze wprowadzenie, w tym wprowadzanie sankcji sektoralnych (czyli takich, które uderzyłyby w sektory gospodarki utrzymujące działanie reżimu). Temat uderzenia w powiązanych z Łukaszenką z przedsiębiorców pojawił się również na obradach amerykańskiego Kongresu.
Nikita Grekowicz !!!!! No i wszystko jasne powiesciopisarzu opamietaj sie,bialorusinom pomagajmy zostawiajac ich w spokoju oni naogladali sie wokol siebie co rewolucje narobili wokol nich,chyba nie mysli pan zeby dac im przyklad polskiej transformacji gdzie jeszcze troche zostalo do rozgrabienia a tzw polscy patrioci ekonomiczni siedza poza granicami polski a innych dziesiatki mozna zobaczyc przekraczajacych granice w ta i spowrotem za lepszym chlebem !!!!
Wracaj na Kreml kundelku reżimu.
Temat oporu Białorusinów przeciw łukaszence się "przejadł", więc media i władze olewają go na całego. Nie tylko u nas, ale i w całej UE. Różnica między pozostałymi krajami UE a Polską jest taka, że to my (plus Litwa i Łotwa) z Białorusią graniczymy. Nasza dyplomacja powinna stać na czele działań przeciwko reżimowi łukaszenki. Pokazalibyśmy w ten sposób, że stać nas na przywództwo w jakiejkolwiek kwestii.
Co mamy zamiast tego? "Sza, cicho sza, czas na ciszę"… A nie, zaraz. Przegapiłem, że "komisje sejmowe zasygnalizowały konieczność wprowadzenia sankcji".
Trzeba tam wysłać Dudę. Zostanie przyjacielem Łukaszenki, gdy ten skojarzy, że tłustego głupka przegonili Litwini, Czesi i Ukraińcy.
Andrzej Mrozik "Nasza dyplomacja powinna stać na czele działań przeciwko reżimowi łukaszenki."
Przecież stoi. Nie uznajemy władz Białorusi za prawowite, ufundowaliśmy siedzibę dla Tichanowskiej i jej współpracowników, wspieramy organizację Polaków na Białorusi, nałożylismy sankcje. Więcej to już jest poza możliwościami dyplomacji.
Czy ktoś zastanowił się ile kosztuje obie strony ta wojna idiotów? Oba reżimy są siebie warte, obu reżimom jest to potrzebne dla celów polityki wewnętrznej. Polska wykorzystuje w tym celu cynicznie naszych rodaków w państwie sąsiednim, i nie ma pewności czy nie robi tego również na polecenie i w interesie innego państwa. Wiemy przecież jak wygląda nasza dyplomacja i że nie mamy żadnej polityki zagranicznej. Prezydent nie przestał marzyć inwestycji życia "Fort Trump".