0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Włodek / Agencja GazJakub Włodek / Agenc...

26 maja 2019 Polacy wybiorą swoich przedstawicieli – i przedstawicielki – w europarlamencie. Tych drugich jest obecnie bardzo mało: udział kobiet w polskiej reprezentacji do Parlamentu Europejskiego to zaledwie 24 proc. I to mimo tego, że w Polsce obowiązuje 35 proc. kwota - tyle kobiet musiało znaleźć się na każdej liście w eurowyborach 2014 roku. Inna rzecz na których miejscach...

Średnia dla całego zgromadzenia wynosi dziś 37 proc. Rosła stopniowo od pierwszych eurowyborów w 1979 roku, kiedy kobiety zdobyły jedynie 16 proc. mandatów. Udział kobiet podobny do tego, który ma obecnie nasza delegacja, cała UE osiągnęła już w 1994 roku. Kobiety zdobyły wtedy 26 proc. mandatów.

OKO.press porównało „lokomotywy” (czyli kandydatów z I i II miejsca, nazywanych tak, bo zwyczajowo „ciągną” resztę nazwisk) ze wszystkich 13 list wyborczych dwóch najsilniejszych komitetów - Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Europejskiej (PO, PSL, .N, SLD i Zieloni), które - według sondaży - powinny zdobyć po ok. 20 mandatów.

Według prognoz OKO.press opartych na sondażu IPSOS z 16 lutego Koalicja Europejska i PiS mają szansę na zdobycie po 19 miejsc. Pozostałe 14 przypadających Polsce miejsc zdobyłyby Wiosna (7 mandatów), Kukiz'15 (4) i skrajnie prawicowa koalicja Wolności (aktualna partia Janusza Korwin-Mikkego) z Ruchem Narodowym (3).

Z kolei według prognoz Komisji Europejskiej (opartych na trzech sondażach z lutego: naszego IPSOS, IBRiS i Estymatora), KE ma szansę na 21, a PiS na 20. Straciłyby mniejsze ugrupowania: Wiosna (5 miejsc), Kukiz'15 (4) i koalicja skrajnej prawicy (2).

OKO.press analizuje „lokomotywy” na dwóch głównych listach, czyli tzw. jedynki i dwójki Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Europejskiej (złożonej z kandydatów PO, PSL, Nowoczesnej, SLD i Zielonych).

Jedynki i dwójki PiS podał Krzysztof Sobolewski, szef Komitetu Wykonawczego PiS. Znamy zatem wszystkie 26 nazwisk (13 okręgów razy dwie osoby).

Prawdopodobne kandydatury KE znamy dzięki ustaleniom „Gazety Wyborczej”, „Dziennika Gazety Prawnej” i TVN24. Dziennikarze nie ustalili jedynie, kim będzie dwójka w okręgu łódzkim, najprawdopodobniej kandydat lub kandydatka PSL. Dane dla Koalicji liczymy zatem wśród 25 osób.

Partie nie zdradzają, kiedy poznamy pełne listy. Najpóźniej może to nastąpić 16 kwietnia – wtedy o północy mija termin zgłaszania ich do PKW.

Wcześniej sprawdzaliśmy wiek i wykształcenie kandydatów. Tym razem spoglądamy na listy pod kątem genderowy, czyli proporcji płci. Miejmy w pamięci, że kobiety stanowią 51,6 proc. polskiego społeczeństwa i stanowią 60 proc. osób zdobywających obecnie wyższe wykształcenie

Oto wszystkie kobiety na czołowych miejscach list KE i PiS:

Prawo i Sprawiedliwość

Beata Mazurek Maria Koc Jadwiga Wiśniewska Andżelika Możdżanowska Joanna Kopcińska Anna Zalewska Beata Szydło Beata Kempa Elżbieta Kruk Anna Fotyga

Koalicja Obywatelska

Kamila Gasiuk-Pihowicz Magdalena Adamowicz Elżbieta Łukacijewska Janina Ochojska Róża Thun Joanna Mucha Ewa Kopacz Henryka Bochniarz

Koalicja nie osiąga obowiązkowego parytetu, w PiS nieznacznie lepiej

Spośród 25 znanych kandydatów z I i II miejsca list Koalicji Obywatelskiej zaledwie 8 – czyli 32 proc. – to kobiety (nie wiemy jeszcze, czy łódzka "dwójka" będzie kobietą czy mężczyzną). Oznacza to, że gdyby cała lista była skonstruowana w ten sposób, nie mogłaby zostać zarejestrowana.

W 2011 r. bowiem z inicjatywy Kongresu Kobiet wprowadzono tzw. ustawę kwotową, która gwarantuje kobietom (ale i mężczyznom) 35 proc. miejsc na listach do PE, Sejmu, oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich.

Za ustawą głosowali niemal wszyscy posłowie PO, SLD i PSL, przeciw był cały PiS.

Niższy odsetek kobiet na czołówce list oznacza KE, że więcej kobiet znajdzie się na „słabszych” miejscach.

Na liście PiS jest minimalnie bardziej równościowo: na 26 kandydatów kobiet jest 10, czyli 38 proc. To wciąż mniejszość, ale wymóg parytetu został osiągnięty.

Więcej kobiet w Sejmie niż na listach do Brukseli

Mimo, że na listach do PE i Sejmu obowiązują te same parytety, to w polskich ławach poselskich w obecnej kadencji zasiada większy odsetek kobiet, niż w reprezentacji w Brukseli. Większy też, niż proponują dwa największe komitety na pozycjach 1 i 2. Posłanek wybraliśmy bowiem 125 przy 335 mężczyznach – to 37 proc. wszystkich mandatów.

Może to wynikać z faktu, że

w ostatnich wyborach parlamentarnych wszystkie komitety zdecydowały się dobrowolnie przekroczyć parytetową kwotę

o co najmniej 5 punktów procentowych. A już w 2011 Platforma Obywatelska dała kobietom w wyborach do Sejmu 14 czołowych miejsc na listach, co stanowiło 34 proc. jedynek. Platforma stosuje też w praktyce zasadę suwaka: minimum dwie kobiety w każdej pierwszej piątce listy.

Tym razem na liście KE kobiety mają 4 jedynki (31 proc.), taki sam odsetek ma PiS. Kandydatki PiS dostały więcej dwójek.

Potwierdzone: parytety pomagają

Tam, gdzie nie ma parytetów, pojawia się ogromna dominacja mężczyzn. W Senacie, gdzie ustawa kwotowa nie obowiązuje, na 100 osób jest zaledwie 14 kobiet.

Udowodniły to także wybory samorządowe z 2018 roku. Według statystyk ogłoszonych przez PKW – wśród osób kandydujących na urząd wójta, burmistrza i prezydenta, gdzie nie obowiązują parytety – było 1278 kobiet, ledwie 18 proc. Mężczyzn – 5682. Na jedną kobietę starającą się o karierę polityczną w swojej miejscowości przypadało więc 4,5 mężczyzny. Dyskryminacja genderowa dotyczy przede wszystkim kobiet młodych.

Przeczytaj także:

Na listach do rad i sejmików, gdzie obowiązuje ustawa kwotowa znalazło się aż 75 720 kandydatek i stanowiły one aż 41 proc. wszystkich kandydujących.

Można być pewnym, że gdyby nie przegłosowany za rządów PO-PSL obywatelski projekt ustawy, którego muszą się trzymać wszystkie ugrupowania, kobiet na listach do Brukseli byłoby jeszcze mniej.

Pozytywnym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie tzw. suwaka, czyli zasady, że każdy kolejny kandydat na liście musi być przeciwnej płci, niż poprzedni. Projekt takiego rozwiązania złożył Twój Ruch już w 2012 roku, a w 2014 miał być on poddany głosowaniu, jednak w tajemniczych okolicznościach usunięto go z porządku obrad. Wanda Nowicka sugerowała wtedy, że rząd PO-PSL poświęcił go, by zapewnić sobie wsparcie konserwatywnych posłów w głosowaniu nad wotum zaufania.

Męskie Międzymorze, czyli nasz region miłuje seksistowską tradycję

Iluzja zjednoczenia Europy Środkowo-Wschodniej jako odpowiedzi na „lewacką” Unię Europejską stanowi marzenie całego obozu rządzącego, od Macierewicza po Morawieckiego. Jakkolwiek mało realny to projekt, możemy być pewni, że rządziliby w nim mężczyźni. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej zajmują bowiem niechlubne miejsca w rankingu proporcjonalnej reprezentacji kobiet i mężczyzn. Od końca:

  • Litwa: 9 proc.
  • Węgry: 19 proc.
  • Czechy: 24 proc.
  • Polska: 24 proc.
  • Bułgaria: 29 proc.
  • Rumunia: 31 proc.
  • Słowacja: 31 proc.
  • Łotwa: 37 proc.
  • Słowenia: 37 proc.

Tylko dwa kraje z naszego regionu wyróżniają się na plus, zawyżając unijną średnią 37 proc.

  • Chorwacja: 45 proc.
  • Estonia: 50 proc.

Z tzw. starej UE, czyli krajów Europy Zachodniej i Południowej, średnią UE zaniżają tylko:

  • Cypr: 17 proc.
  • Grecja: 24 proc.
  • Belgia: 29 proc. i
  • Luksemburg: 33 proc.

Co interesujące, najwyższy udział kobiet w swoich reprezentacjach mają dwa kraje o mocnych korzeniach katolickich: Malta (67 proc.) oraz Irlandia (55 proc.) - ta ostatnia szybko się laicyzuje. Jeszcze tylko Szwecja i Finlandia reprezentowane są przez więcej kobiet niż mężczyzn (odpowiednio 55 i 54 proc.).

Na obu listach starsi mężczyźni i młodsze kobiety

Zarówno na szczytach list Koalicji, jak i PiS, kobiety są relatywnie młodsze od mężczyzn. Wśród kandydatek KE średnia wieku to 54,2 lata, a mężczyzn – 60,1. W przypadku PiS uśredniona kandydatka ma 53,9 lat, a kandydat – 58,1.

Średni wiek lokomotyw do PE
Średni wiek lokomotyw do PE

Więcej o wieku kandydatów dowiesz się z naszej wcześniejszej analizy

Koalicja ma więcej ekspertek polityki międzynarodowej...

Kobiety na liście KE częściej niż kandydatki Prawa i Sprawiedliwości mają doświadczenie europejskie. Cztery z reprezentantek Koalicji zajmowało wysokie stanowiska w UE, organizacjach międzynarodowych lub polskiej dyplomacji.

  • Henryka Bochniarz – była członkinią m.in. Enterprise Policy Group, powołanej przez Komisję Europejską grupy doradczej ds. polityki gospodarczej UE. Brała także udział w pracach BIAC (The Business and Industry Advisory Committee), organizacji doradczej przy OECD, a także w grupie doradczej Banku Światowego;
  • Elżbieta Łukacijewska – przewodniczącą Podkomisji stałej do spraw monitorowania pozyskiwania i wykorzystania środków z funduszy z Unii Europejskiej. Należała do zgromadzenia parlamentarnego polsko-ukraińskiego;
  • Janina Ochojska – założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, większość akcji pomocowych prowadzi w wielu krajach świata dotkniętych katastrofami humanitarnymi;
  • Róża Thun – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, dwukrotna (aktywna) europosłanka

Wśród kandydatek PiS:

  • Anna Fotyga – od 1981 w dziale zagranicznym Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”, minister spraw zagranicznych, przewodnicząca Komitetu Integracji Europejskiej, doradca Międzynarodowej Organizacji Pracy, doradca przy projektach Banku Światowego;
  • Jadwiga Wiśniewska – wiceprzewodniczącą Grupy Polsko-Słowackiej w Sejmie, zastępca w Komisji Kultury i Edukacji Parlamentu Europejskiego.

...i kobiet z doktoratami. PiS stawia na polityczki

Na liście KE znalazły się trzy kobiety z wyższym tytułem naukowym – PiS nie może się pochwalić żadną taką kandydatką. Joanna Mucha oraz Henryka Bochniarz mają stopień doktora nauk ekonomicznych. Do grona wykształconych ekspertek należy też

Magdalena Adamowicz, która przez prawicowe media i tabloidy bywa lekceważąco określana „żoną Pawła Adamowicza”. Próżno szukać w nich informacji, że Magdalena Adamowicz posiada tytuł doktora prawa morskiego.

Na czele list PiS znalazło się za to więcej partyjnych działaczek i członkiń rządu.

O ile KE ma na listach dwie byłe członkinie rządu, premier Ewę Kopacz i Joannę Muchę, i znaną ze zmagań o praworządność posłankę Kamilę Gasiuk-Pihowicz, to PiS powołał aż sześć obecnych/byłych członkiń rządu, z wice/premier Beatą Szydło na czele plus kilka polityczek z pierwszej linii frontu.

PiS postawił na obecną minister edukacji Annę Zalewską (autorkę szeroko krytykowanej reformy edukacji) czy rzecznik prasową rządu Joannę Kopcińską (znaną m.in. z szerzenia polityki historycznej PiS). Jest też Beata Kempa, szefowa KPRM, której wypowiedzi wielokrotnie wystawiały fałszometr OKO.press na próbę. A także wiceminister Możdżanowska i była minister Fotyga. Do tego bojowa rzeczniczka PiS Beata Mazurek i pilnująca interesów PiS w mediach publicznych Elżbieta Kruk posłanka i europosłanka Wiśniewska oraz wicemarszałek Senatu Maria Koc.

;
Na zdjęciu Maciek Piasecki
Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze