0:000:00

0:00

Siedem wieków na straży Zachodu

W opowieści o bitwie warszawskiej wraca jeden z najbardziej żywotnych mitów, jakie Polska opowiada o sobie samej: mit przedmurza. W 2005 r. abp. Głódź mówił:

"Było to zwycięstwo apokaliptycznej Niewiasty z wizji św. Jana, która starła łeb bezbożnego ateizmu, który miał iść jak płomień przez Polskę, Europę, aż po Madryt i Lizbonę. Podwarszawska równina w 1920 r. przeobraziła się w przedmurze chrześcijaństwa."

W tej opowieści Polska od wieków jest wschodnią tarczą, chroniącą chrześcijaństwo przed najazdem osmańskim, a wcześniej tatarskim (bitwa pod Legnicą w 1241 r.), i jednocześnie tarczą Zachodu chroniącą go przed bolszewickim Wschodem (bitwa warszawska).

Po ten mit sięga szczególnie chętnie polska prawica. Na Światowe Dni Młodzieży MON przygotowywało wystawę pt. Polskie wojsko w służbie wartościom chrześcijańskim, połączoną z rekonstrukcją bitwy pod Wiedniem. Gdy pomysł został wyśmiany, tygodnik „Do Rzeczy” umieścił na okładce rysunek min. Macierewicza w stroju husarza lancą powalającego Turka, z podpisem „kto się wstydzi zwycięstwa nad niewiernymi?”. Gdy w 2015 r. pojawiły się pod adresem Polski zarzuty o brak solidarności w kwestii uchodźców, rzeczniczka PiS, Elżbieta Witek stwierdziła, że Polska już nieraz ratowała Europę przed islamem.

Przeczytaj także:

Jak zbudowano przedmurze

Mit przedmurza nie wytrzymuje weryfikacji historycznej.

Polska równie często walczyła z islamem czy Mongołami, co sprzymierzała się z wyznającymi islam Tatarami przeciwko chrześcijańskim władcom.

W bitwie pod Grunwaldem rozgromiliśmy chrześcijańskie rycerstwo wspólnie z do niedawna pogańskimi Litwinami i Tatarami. W XVII wieku Rzeczpospolita bardzo długo opierała się przed przystąpieniem do koalicji antytureckiej, a duża część szlachty do końca stawiała opór.

Niemal każdy europejski kraj w jakimś momencie nazywał siebie „przedmurzem” chroniącym chrześcijaństwo – zauważa badający mit „przedmurza” Janusz Tazbir w książce Polska przedmurzem Europy. Jako o „przedmurzu” czy „tarczy” chrześcijaństwa pisali o sobie władcy Austrii, księstw niemieckich, Rosji, Węgier, Mołdawii i Wołoszczyzny, księstw bałkańskich, Bizancjum, Hiszpanii, a nawet Francji (tarcza chroniąca katolicką Europę przed protestancką Anglią).

Za tarczę chrześcijaństwa, chroniącą przed niewiernymi, uważało się także Państwo Krzyżackie, jako zagrożenie wskazując… Królestwo Polskie sprzymierzone z Litwą i Tatarami.

Obraz Polski-przedmurza rodzi się jako element propagandy Królestwa Polskiego w kontekście sporu z Zakonem Krzyżackim. W naszym interesie leżało wówczas udowodnienie, że to my jesteśmy „prawdziwym przedmurzem” – nie Krzyżacy. Jednym z argumentów na rzecz Polski jest bitwa pod Warną (1444 r.), gdzie w starciu z Turkami poległ dowodzący polsko-węgierskimi siłami król Władysław III. Propaganda Jagiellonów wykorzysta tę bitwę dla wzmocnienia swojej podwójnej monarchii.

Po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego w XVI wieku dyplomacja królewska posługiwała się w negocjacjach z papiestwem argumentem „przedmurza”, by zatrzymać u siebie część kościelnych opłat. Mit ten miał zatem racjonalne podstawy i był użytecznym elementem polityki wspierającej polską rację stanu na przełomie średniowiecza i nowożytności.

Utopia pocieszająca

Po upadku Polski, już w okresie Księstwa Warszawskiego, przedmurze powraca. Tym razem nie jako pragmatyczne narzędzie propagandy, ale jako mit, czy – jak nazwał to historyk Lech Szczucki – „utopia konsolacyjna”. W sytuacji braku własnej państwowości obraz Rzeczpospolitej jako przedmurza chroniącego Zachód przed najazdem, jego cywilizację i kulturę, dawał Polakom poczucie wartości i znaczenia ich utraconego państwa. W narracjach Kościoła łączył się z przekonaniem, że opatrzność „nie może zapomnieć” o kraju tak oddanym sprawie chrześcijaństwa.

W XIX wieku okazuje się, że to nie Imperium Osmańskie, a Rosja i Prusy są zagrożeniem dla polskich aspiracji niepodległościowych.

W publicystyce historycznej XIX wieku pojawia się więc obraz Polski jako przedmurza chroniącego Europę przed „Orientem” (utożsamianym z Rosją), a jednocześnie osłaniającego zachodnią słowiańszczyznę przed „niemiecką nawałą”. Ten obraz utrwala literatura, zwłaszcza proza Sienkiewicza, gdzie polskie rycerstwo chroni Europę przed Tatarami i Turkami (w Trylogii), a zachodnią Słowiańszczyznę przed niemieckim żywiołem (w Krzyżakach).

Mit przedmurza miał na ogół konserwatywny wymiar, łączył się z gloryfikacją ustroju Rzeczpospolitej szlacheckiej i samej szlachty, jako obrońców „kresów Europy”. Miał jednak także lewicową, progresywną wersję. W jej myśl powstanie kościuszkowskie w 1794 r. ocaliło Francję przed interwencją carskiej Rosji, a powstanie listopadowe przed tym samym ustrzegło liberalną monarchię lipcową i wybijającą się na niepodległość Belgię.

O Polsce jako „rycerzu Europy” strzegącym kontynentu przed „kozacką”, „reakcyjną” Rosją pisał nawet… Karol Marks.

Komu przeszkadza przedmurze?

Mit przedmurza budzi też negatywne reakcje. W Legendzie Młodej Polski atakuje go Stanisław Brzozowski: „Od wspólności ze światem kultury i pracy myśl Polska się przede wszystkim heroicznym czynem odrąbała”.

Polak broniący Europy odciął się od rzeczywistości: pracy, nauki, postępu – mentalnie pozostał w czasach rycerzy, ale Europa rycerzy już nie potrzebowała.

Aleksander Świętochowski, warszawski pozytywista, studził zwolenników mitu przedmurza, przypominając, że dziś „ani cywilizacja, ani chrześcijaństwo na gwałt nie biją, a jeśli biją, to nie w naszą stronę”.

Janusz Tazbir komentuje:

"Myślenie kategoriami realizmu politycznego było zastępowane przez pogląd, iż opieka nad polskim przedmurzem najpierw chrześcijaństwa, a następnie cywilizacji, stanowi święty obowiązek Francji, Anglii (a w XX wieku USA). Miała ona też wynikać z długu wdzięczności, jaki Europa co najmniej od czasów Warny, jeśli nie Legnicy, zaciągnęła w naszym kraju."

Części polskich elit mit przedmurza służy zatem jako wymówka dla własnej bierności, nieodpowiedzialnej polityki i przekonania, że ze względu na nasze zasługi należy się nam dobre miejsce w gronie mocarstw i pomoc ze strony USA i Europy.

Pojmij to, głupia Europo!

Także dziś elity bardzo chętnie sięgają po mit przedmurza. Do rachunku Zachodu wobec Polski oprócz Legnicy, Warny, Wiednia, Warszawy 1920 dopisuje się powstanie warszawskie (zdaniem marszałka Kuchcińskiego, miało ocalić Europę Zachodnią przed komunizmem), papieża-Polaka, „Solidarność” czy opór chrześcijańskiej Polski wobec islamizacji i „cywilizacji śmierci”.

W Rozmowach polskich 1983 roku pan Mareczek, alter ego autora – Jarosława Marka Rymkiewicza – mówi:

„Polska to przedmurze Dobra, Prawdy, Piękna. Pojmij to wreszcie, głupia Europo! Gdyby nie my, Diabeł już dawno posiadłby cię i zapłodnił. I rodziłabyś, rozpustna dziwko, diable bękarty!”.

Słowa te wydają się doktryną relacji obecnego obozu władzy z Zachodem. Diabeł w narracji Rymkiewicza tożsamy był z Rosją, ale może nim być też islamista czy „multikulti”.

Europa nie rozumie tej opowieści. Na nasze fantazje o przedmurzu w najlepszym wypadku reaguje uprzejmym, dyplomatycznym uśmiechem.

Mit przedmurza jest dziś jeszcze bardziej bezużyteczny i dysfunkcyjny niż w czasie zaborów. Zaburza naszą wizję Polski w Europie i utrudnia rozpoznanie rzeczywistych stawek w europejskiej grze. Polska nie ma dziś obowiązku obrony chrześcijaństwa czy Zachodu. Zachód ma swoje problemy, ale z pewnością nie nad Wisłą szuka przed nimi ratunku. Mamy dziś nieczęstą szansę, by do Zachodu się zbliżyć. Fantazje o przedmurzu i „niewdzięcznej Europie” na pewno nam w tym nie pomagają. Raczej szkodzą.

Jakub Majmurek – publicysta związany m.in. z Krytyką Polityczną

;

Udostępnij:

Jakub Majmurek

Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.

Komentarze