Rozwija się susza hydrologiczna, czyli spadek ilości wody w rzekach i jeziorach. Może dojść do tzw. suszy hydrogeologicznej, czyli długotrwałego obniżenia poziomu wód podziemnych, których odbudowa wymaga czasu i oczywiście opadów
Po dość mokrym początku roku, gdy wydawało się, że susza zacznie doskwierać dopiero latem, znów Polska mierzy się z brakiem wody. Przewidywane na najbliższe dni opady przyniosą jedynie krótkotrwałą ulgę.
Prognozy długoterminowe wskazują na ponadnormatywnie ciepłe miesiące letnie. Przy pogarszającym się rozkładzie opadów – z rzadka występujących wielkich ulew zamiast regularnego wielogodzinnego kapuśniaczku – daje pewność, że susza potrwa co najmniej do września.
Tymczasem pojawiają się informacje o pierwszych ograniczeniach w korzystaniu z wody w gminach.
„W związku ze wzrostem zużycia wody dostarczanej przez gminną sieć wodociągową wprowadza się zakaz wykorzystywania wody do celów innych niż socjalno-bytowe” – taki komunikat zamieściły w internecie władze gminy Brześć Kujawski w woj. kujawsko-pomorskim, kilkanaście kilometrów od Włocławka.
Gmina wprowadziła zakaz „podlewania ogrodów przydomowych, działkowych, terenów zielonych, upraw polowych, sadowniczych, warzywniczych, terenów rekreacyjnych oraz napełniania basenów”.
Podobne obostrzenia wprowadziła pobliska gmina Boniewo. Władze innej podwłocławskiej gminy – Baruchowa – na razie jedynie apelują o zmniejszenie zużycia wody.
W zeszłym roku ograniczenia w korzystaniu z wody wprowadziło ponad 200 gmin w Polsce. Według danych zebranych przez stronę „Świat wody”, w ostatnich latach od 200 do ok. 400 gmin rocznie zmaga się z suszą na tyle dotkliwą, że władze zmuszone są do wprowadzania ograniczeń.
Nic nie wskazuje na to, by w tym roku sytuacja miała być lepsza — całkiem możliwe jest, że będzie jeszcze gorsza. Według danych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej do 13 maja wszystkie stacje pomiarowe odnotowały bardzo niskie bądź praktyczne zerowe sumy opadu (liczone względem okresu referencyjnego obejmującego 30 lat – od 1991 do 2020 roku).
Najwięcej padało w Gdańsku, ale i tam anomalia sumy opadu wyniosła zaledwie 45 proc., czyli że spadło tam o ponad połowę mniej deszczu, niż zazwyczaj w pierwszej połowie maja.
Na żadnej ze stacji pomiarowych anomalia nie przekroczyła 20 proc., a na kilkunastu – w tym w Warszawie, Łodzi, na zachodzie Polski, w Świętokrzyskiem i w Podlaskiem – wyniosła od 0 do 9 proc. Innymi słowy, w maju nie spadła tam niemal kropla deszczu.
„W prognozach średnioterminowych widać zmiany, ale prognozowane sumy opadu nie są oszałamiające, a sam opad może być lokalny, punktowy” – napisali eksperci Centrum Modelowania Meteorologicznego IMGW na portalu X.
W dużej mierze odpowiada za nią szybko ocieplający się klimat – tłumaczy we wpisie na Facebooku Krzysztof Drozdowski, dziennikarz i popularyzator wiedzy o meteorologii.
„Typowe dla miesięcy wiosennych i letnich osłabienie prądu strumieniowego pojawia się ostatnio bardzo wcześnie, na przełomie marca i kwietnia. Jest to też osłabienie bardzo silne, w wyniku którego zahamowaniu ulega cyrkulacja zachodnia w Europie i napływ wilgotnego powietrza znad Atlantyku. Przeważa pogoda wyżowa, słoneczna i bez opadów” – pisze Drozdowski.
„Słabość prądu strumieniowego bierze się ze zmniejszenia różnicy temperatur pomiędzy obszarem wokół bieguna a średnimi szerokościami geograficznymi – bo właśnie różnica temperatur napędza silny wiatr wiejący w górnych krańcach troposfery. Wahania siły prądu strumieniowego związane z porami roku są zjawiskiem normalnym. Jednak zmiany klimatyczne powodują, że Arktyka ociepla się bardziej niż inne części półkuli północnej. Stąd wiosenne i letnie susze w Europie, także w Polsce stają się już normą. Niestety, w kolejnych latach nie zanosi się na zmianę" – czytamy.
Prognozy na najbliższe dni są złe – ostrzega IMGW. Rozwija się tzw. susza hydrologiczna, oznaczająca spadek ilości wody w rzekach i jeziorach. To kolejny etap pogłębiającej się suszy atmosferycznej i rolniczej. Czyli – odpowiednio – deficytu opadów i spadku wilgotności gleby do poziomu niedostatecznego do zaspokojenia potrzeb wodnych roślin i prowadzenia normalnej gospodarki w rolnictwie.
Na skutek suszy hydrologicznej może dojść do tzw. suszy hydrogeologicznej, czyli długotrwałego obniżenia się poziomu wód podziemnych, których odbudowa wymaga czasu i oczywiście opadów.
Problem w tym, że o ile roczna suma opadów wciąż pozostaje w Polsce mniej więcej taka sama, to niekorzystnie zmienia się ich rozkład. To kolejny skutek zmian klimatycznych. Zamiast częstych, długotrwałych i niezbyt intensywnych deszczów mamy do czynienia z opadami krótkimi i bardzo obfitymi, które szybko spływają do rzek, nie dając szans glebie na nasiąknięcie.
W połączeniu z rodzimymi pomysłami na wodę – czyli niszczeniem możliwości retencji wód w krajobrazie np. przez powszechne zabudowywanie terenów, które mogłyby przyjąć wodę, przez tępienie bobrów czy wycinkę zadrzewień śródpolnych – przepis na coroczną suszę gotowy.
„W najbliższych dniach możliwy jest dalszy wzrost liczby stacji [hydrologicznych] z przepływami niżówkowymi i rozwój suszy hydrologicznej – przyczynią się do tego wysokie temperatury, intensywna wegetacja i charakter prognozowanych opadów (burze)” – czytamy na stronie IMGW.
IMGW wskazuje, że szczególnie dotknięte suszą są tereny centralnej i częściowo północnej Polski, gdzie wilgotność warstwy przypowierzchniowa gleby – na głębokości od 7 do 28 cm – znacząco spadła. Im głębiej, tym lepiej, choć – zaznacza IMGW – lokalnie w centrum kraju nawet głębsze warstwy gleby zaczynają wysychać.
„Najbliższy tydzień przy obecnej prognozie meteorologicznej przyniesie lokalną poprawę, szczególnie na południu kraju. Należy jednak pamiętać, że opady burzowe nie są w stanie w znaczącym stopniu uzupełnić zasobów wodnych. W skali ogólnopolskiej sytuacja może ulegać dalszemu pogorszeniu” – ostrzegają eksperci IMGW.
Według oficjalnych danych współczynnik dostępności wody w Polsce wynosi zaledwie ok. 1600 m³ na rok na mieszkańca. Dla porównania w Europie wynosi on ok. 4500 m³ na rok na mieszkańca.
Oprócz „twardych” działań hydrotechnicznych Polska powinna zainwestować w proponowane od dawna przez ekspertów i naukowców działania m.in. na rzecz renaturyzacji rzek czy przywracania terenów podmokłych.
W świetle podyktowanej przez rolnicze protesty niechęci władz do tego typu rozwiązań – zawartych m.in. w demonizowanym Zielonym Ładzie – wydaje się to odległą perspektywą mimo uciążliwej i potencjalnie niebezpiecznej dla ludzi i gospodarki suszy.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze