„Zwijanie” Okrągłego Stołu obraża uczucia patriotów Polski, jaka narodziła się w 1989 roku. Nawrocki ogłasza „koniec postkomunizmu” parafrazując „koniec komunizmu” Joanny Szczepkowskiej, ale cytuje jej słowa z głupim błędem. Ma nadzieję, że „nie robi tego przedwcześnie”, ale i tutaj się myli
Decyzja Karola Nawrockiego o – jak to nazwał – o „zwijaniu i wynoszeniu” z Pałacu Prezydenckiego historycznego mebla, jakim jest Okrągły Stół, boli wszystkich, którzy i które czują się patriotami III Rzeczpospolitej.
Stół z powyłamywanymi nogami – łamaniec językowy, kiedyś popularna zabawa dzieci – nabrał ponurego sensu. Demontaż jest aktem przemocy na doświadczeniu historycznym, jakim było porozumienie podpisane 5 kwietnia 1989 roku, które otworzyło drogę do wyborów 4 czerwca i powstanie pierwszego niekomunistycznego rządu w naszej części Europy. Co wywołało kaskadę dekomunizacji w kolejnych krajach sowieckiego bloku.
Symboliczna przemoc nie zaskakuje u prezydenta, zważywszy na skrajność głoszonego przez niego przekazu o „polskim jestestwie” (chrześcijańsko-narodowym), bezwzględność wet, nawet wtedy, gdy ustaw ma złagodzić psi los, jego styl przemawiania (często krzyk), czy podziw dla Donalda Trumpa, który jest arcymistrzem chaotycznej przemocy, zastraszania, szantażu i destrukcji zarówno w polityce wewnętrznej, jak i światowej.
Nawrocki wpisuje się w irracjonalny i przemocowy trend na świecie, który Anne Applebaum definiowała niedawno, jako czas „Nowych Rasputinów”.
Jest także krokiem w zarozumiałym tworzeniem własnej legendy lidera politycznego, który dokonuje wielkich rzeczy i może nawet stanąć na stole, żeby było go lepiej widać (o czym na końcu).
Przemawiając na tle rozbieranego na kawałki stołu (tutaj wideo), Nawrocki zaczął od naciąganej, ale raczej życzliwej interpretacji, potem „poleciał Michnikiem”, wskoczył na starą szkapę postkomunizmu i pędził bez trzymanki aż do zdumiewającej puenty, w której ogłosił Koniec i Początek.
Cytując, ale z błędem słynną wypowiedź Joanny Szczepkowskiej o końcu komunizmu z 1989 roku.
To po kolei.
Zaczął od zasadniczo trafnej diagnozy motywów dwóch aktorów Okrągłego Stołu, czyli – mówiąc tamtym językiem – strony partyjno-rządowej i opozycyjno-związkowej. Popełniając błąd ahistoryzmu, nieco idealizował.
„Jedni chcieli przenieść wpływy komunistyczne, wpływy partyjne, wpływy finansowe w Polskę, która była w czasie transformacji i miała być Polską suwerenną, niepodległą i demokratyczną” – to zbyt śmiały opis motywacji ówczesnej władzy, bo ich wyobrażenia, nie mówiąc o zamiarach, nie sięgały aż tak daleko. Bliższe prawdy jest określenie Nawrockiego, że chodziło o „hybrydę” demokracji i systemu komunistycznego, tyle że tej demokracji miała być odrobina, żeby się społeczeństwo uspokoiło, a komuniści mogli rządzić dalej.
„Drudzy siadali z dobrymi intencjami, aby Polska w krótkim czasie miała niezależne, wolne, w pełni wolne wybory i by była państwem suwerennym i niepodległym, odciętym od systemu komunistycznego”. No nie, tutaj historyk Nawrocki opowiada bajki, i nie może się tłumaczyć, że miał wtedy 6 latek. Jest literatura przedmiotu, są materiały w IPN.
Ja miałem wtedy latek 36 i byłem sekretarzem prof. Bronisława Geremka, postaci niespotykanego dziś formatu, który szefował zespołowi politycznemu opozycji. Szykował strategię na Okrągły Stół, a podczas obrad prowadził negocjacje z członkiem najwyższych władz partii komunistycznej (PZPR) prof. Januszem Reykowskim (który był z kolei moim szefem w PAN, i przymykał oko na moje zaangażowanie w podziemie „S” – takie to były czasy).
Pamiętam, że drudzy siadali do Stołu z nadziejami, że jak się uda zalegalizować „Solidarność”, to będzie sukces. Przestrzeń wolności politycznej otworzyła się nagle w wyniku chaotycznego i dynamicznego procesu komunikacji.
Poczuliśmy, że otwiera się szansa, o jakiej nam się nie śniło.
Na początku Stołu obie strony czuły się słabe i były ostrożne, a jednak wyłonił się z tego kompromis wyborów kontraktowych do Sejmu, na oko zgniły, bo władza miała gwarancję 65 proc. miejsc, ale było to jak rozszczelnienie tamy, woda zalała wszystko, zwłaszcza że wybory do Senatu były wolne.
I komunizm się skończył, jak powiedziała w październiku 1989 roku Joanna Szczepkowska. Okrągły Stół to był początek końca. Jacek Kuroń mówił, że system komunistyczny rozszedł się jak stare gacie.
Nawrocki jako historyk kompromituje się, opisując rzekomą trzecią kategorię uczestników Okrągłego Stołu: „Byli też tacy, którzy wprawdzie przed 1989 roku byli ofiarami systemu komunistycznego, ale niejako w efekcie tych negocjacji pojawił się syndrom sztokholmski, w którym wybaczono wszystkie zbrodnie systemu komunistycznego i nadal wspierano tych, w wymiarze symbolicznym, partyjnym i politycznym, którzy mordowali Polaków”.
Oczywiście chodzi przede wszystkim o Adama Michnika, w tym o ulubiony cytat prawicy z wywiadu z 2001 roku, że Czesław Kiszczak, szef komunistycznej bezpieki, jest „człowiekiem honoru” (12 lat później Michnik oznajmił, że „się zagalopował i chodziło mu tylko o dotrzymywanie zobowiązań”).
Ale co ma do tego syndrom sztokholmski?!
Syndrom sztokholmski to paradoksalne zjawisko, gdy ofiara utożsamia się i przyjmuje punkt widzenia oprawcy w sytuacji skrajnego stresu, czując się bezradna wobec przemocy. Punktem wyjścia teorii była reakcja niektórych z zakładników przetrzymywanych podczas napadu na bank w Sztokholmie, którzy zaczęli popierać napastników i obwiniać policję.
Rzecz w tym, że Michnik był zaprzeczeniem syndromu sztokholmskiego.
Od 1969 roku wielokrotnie aresztowany, bity i więziony, za kratami nabierał drapieżnej wręcz odwagi. Kiedy w 1983 roku Kiszczak zaproponował przywódcom „S” emigrację zamiast dalszego więzienia, Michnik to odrzucił, stwierdzając w liście przeszmuglowanym z więzienia, że „gest odmowy będzie maleńką cegiełką budującą honor i godność w tym co dzień unieszczęśliwianym przez was kraju. Niech będzie policzkiem dla was, handlarzy cudzą wolnością!”.
Publikowaliśmy ten list w „Tygodniku Mazowsze”. Tekst był pełen soczystych inwektyw. Michnik wyzywał Kiszczaka od świń, durniów, policyjnych szpicli itp.
Czy to robi wrażenie uległości? Czy raczej straceńczej odwagi? I co mają do tego jego familiarne relacje w III RP z gen. Wojciechem Jaruzelskim? Warto znać znaczenie pojęć, których się używa.
„Okrągły Stół nie powinien być symbolem, który będzie opowiadał o naszej przyszłości” – mówi Nawrocki. I podaje argument, który dowodzi, jak kruche są podstawy jego logiki: „Bo dziś, w XXI wieku, młodzi Polacy (...) nie muszą iść na żadne układy z byłymi dyktatorami, komunistami czy z postkomunistami”.
Czyżby Okrągły Stół miał zachęcać młodych do pójścia na układy z byłymi komunistami? Wyciągnąć z grobu Jaruzelskiego i się z nim dogadywać? Gdzieś znaleźć jakiegoś dyktatora i mu ulec?
Rzecz w tym, że tych komunistów u władzy i byłych dyktatorów nie ma. A nie ma dlatego, że był Okrągły Stół.
I jeśli młodzi ludzie tacy jak Nawrocki (rocznik 1983) i młodsi od niego nie muszą z nimi iść na układy, to dzięki demokratyzacji, jaką dał im Okrągły Stół.
A jeśli w III RP pojawiały się zapędy dyktatorskie, a to po stronie „S”, za prezydentury Lecha Wałęsy z braćmi Kaczyńskimi w tle, a potem całkiem nieźle rozwinięte za rządów PiS.
Także teraz na scenę polityczną wstępuje aktor z pretensjami do roli Wielkiego Przywódcy.
Karola Nawrockiego ulepił Jarosław Kaczyński i jak dr Frankenstein w powieści Marry Shelley źle na tym wyszedł. Zbuntowane dzieło prezesa wchodzi w rolę przywódcy, który chce stanąć na czele całej radykalnej prawicy (innej w Polsce de facto nie ma).
Mowa pogrzebowa dla Okrągłego Stołu staje się okazją do euforycznych zapowiedzi, w której pojawia się podmiot „my”:
„My nie chcemy w Polsce XXI wieku, myśląc o naszej przyszłości, o naszym sukcesie ekonomicznym, o rozwoju naszych technologii, nie musimy wsłuchiwać się w głos nie tylko dyktatury czasów komunistycznych, ale i w głos tych, którzy mordowali, ale także nie możemy kolejnych pokoleń Polaków infekować przaśnością systemu komunistycznego”.
Piorunujące zestawienie słów, natchniony bełkot.
Dlaczego symbol Okrągłego Stołu, który otworzył drzwi do wyjścia z komunizmu, miałby oznaczać wsłuchiwania się w głos, tych, którzy mordowali? I dlaczego miałby infekować przaśnością systemu komunistycznego? Okrągły Stół uruchomił przemiany, które przemieniły Polskę z przaśną w całkiem kolorową i zamożniejszą (choć uzgodnienia dotyczące gospodarki miały z planem Balcerowicza wspólnego tyle, co nic).
A jednak prawicowi politycy i media wpadły w euforię. Posłanka PiS Anna Krupka wydała okrzyk: „Ale będzie wycie!”. TV Republika poświęciła rozbiórce Stołu więcej miejsca niż wizycie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Szef prezydenckiej kancelarii Zbigniew Bogucki oznajmił, że de facto doszło do „wymiany symbolu Stołu na bożonarodzeniową stajenkę, która tego samego dnia stanęła na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego”.
Kiszczaka z Wałęsą i Michnikiem w tle zastąpił Pan Jezus z rodziną.
Nawrocki dochodzi do puenty, cytując „aktorkę teatralno-filmową” (nazwiska Joanny Szczepkowskiej nie podaje, co wygląda na złe wychowanie), która „z entuzjazmem i z dumą powiedziała w programie telewizyjnym, że »Dziś, drodzy państwo, skończył się w Polsce komunizm«”.
Szczepkowska zwraca uwagę na FB, że Nawrocki przekręcił jej słynną wypowiedź z października 1989 roku, która brzmiała: „Proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”. Nawrocki palnął bzdurę uznając, że powiedziała to 4 czerwca 1989 roku, bo przecież tego dnia nie były jeszcze znane wyniki wyborów.
Nawrocki brnie dalej:
"Te słowa były wypowiedziane przedwcześnie, bowiem komunistyczni bohaterowie i komunistyczne elity po 1989 roku, funkcjonariusze służby bezpieczeństwa odgrywali ważną rolę. Ja, trawestując słowa tej aktorki z 1989 roku, chciałbym z dumą powiedzieć i mam nadzieję, że nie przedwcześnie:
Dziś, szanowni państwo, skończył się w Polsce postkomunizm, niech żyje wolna Polska!".
Trzeba od razu zaznaczyć, że Nawrocki nie jest pierwszy z takim stwierdzeniem.
W grudniu 2017 szef MSWiA Mariusz Błaszczak stwierdził, że „tydzień temu skończył się w Polsce komunizm”. Miał na myśli podpisanie przez Andrzeja Dudę ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Deklaracja Błaszczaka padła w chwili, gdy dokonując zamachu na władzę sądowniczą, PiS faktycznie uderzał w „postkomunizm”, tak jak go definiował w programie na wybory 2015 roku (i potem). I to uderzał na tyle skutecznie, że do dziś nad polskim życiem publicznym wisi cień I Prezes Sądu Najwyższego.
Ktoś mógłby więc pomyśleć, że Nawrocki ogłosił koniec postkomunizmu nie przedwcześnie, lecz za późno. Ale rzecz jest bardziej skomplikowana.
Bo wszystko zależy od tego, jak rozumieć ten termin.
W programie PiS na wybory 2015 roku „Zdrowie, rodzina, praca” słowo postkomunizm (i pochodne) pojawia się 9 razy.
Definiowany jest jako „dokooptowanie do komunistycznej nomenklatury niektórych środowisk opozycyjnych w PRL oraz osób uprzednio niezaangażowanych politycznie”, co zaczęło się przy Okrągłym Stole, i przybrało formę grabieży przez rozzuchwalonych postkomunistów (afera Rywina) po upadku rządu AWS. Co z kolei wywołało reakcję obronną społeczeństwa i PiS na dwa lata (2005-2007) wyrwał Polskę z ich rąk.
Postkomunizm to zawłaszczanie państwa, naruszanie fundamentów demokracji, praworządności i wolnego rynku, to patologie antyrozwojowe, a także elementy postkolonialnej zależności od Brukseli i Berlina w postaci „europejskości”, która zastępuje „polskość”.
Znalazł swoje ukoronowanie w „późnym postkomunizmie”, czyli „systemie Tuska” (2007-2015).
"Jest on i restauracyjną odbudową, i jednocześnie kolejną mutacją klasycznego wydania III Rzeczypospolitej
z jej wszystkimi negatywnymi cechami. Mamy więc połączenie wad systemu postkomunistycznego z nowymi rozwiązaniami, które wniosła ze sobą grupa nowych beneficjentów, wyłoniona, jak i poprzednia, poprzez mechanizm negatywnej selekcji" (mechanizm negatywnej selekcji działał w PRL i działa nadal, gdy wyborów nie wygrywa PiS).
Program PiS z 2019 roku „Polski Model Państwa Dobrobytu” podkreślał liczne sukcesy czterech lat rządów PiS, ale ostrzegał, że "w sferze ekonomicznej i medialnej oraz jeśli chodzi o wpływy w aparacie państwowym, siły postkomunistyczne zachowują wciąż silną albo bardzo silną pozycję. Postkomunizm ma też swoją ciągle liczącą się reprezentację polityczną, przy czym jej bardzo poważna część występuje dziś znów pod czerwonym, ale także – co jest w pewnej mierze nowością – kontrkulturowym sztandarem.
Groźba powrotu skrajnie niesprawiedliwego i nieefektywnego ustroju jest ciągle aktualna".
Program na wybory 2023 rok „Bezpieczna przyszłość Polaków” opisywał postkomunizm (słowo pada 7 razy) jako przebrzmiałe już nieszczęście narodowe, formatując jego opis pod aktualne zagrożenia. "System ten zasadzał się na społecznej apatii, zawłaszczaniu struktur państwa przez grupy interesu, oszczędzaniu na bezpieczeństwie (zewnętrznym i wewnętrznym), eliminowaniu pluralizmu mediów, zwalczaniu obywatelskiej krytyki władzy oraz podporządkowaniu polityki zagranicznej bezrefleksyjnemu podążaniu za niemiecką koncepcją federacji europejskiej. Można powiedzieć, że w pełni realizowano system określony celnie przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako
państwo silne wobec słabych i słabe wobec silnych".
PiS chwalił się, że „przeprowadziliśmy szereg wielkich polityk, które gruntownie odmieniły na lepsze życie Polaków po czasach postkomunistycznego braku nadziei na pomyślne jutro (...) Uważamy, że warto być Polakiem (...) Podsumowujemy dorobek naszych rządów, by móc zaplanować naszą wspólną przyszłość pełną polskich sukcesów”.
Z tą przyszłością na razie się nie udało, bo PiS nie utrzymał władzy.
Teraz staje się chyba jasne, że deklaracja zakończenia postkomunizmu jest z jednej strony bardziej uzasadniona, niż można by pomyśleć. Powrót do władzy Donalda Tuska oznacza bowiem powrót systemu „późnego postkomunizmu” (czy może post-postkomunizmu), który narodził się przy Okrągłym Stole i mimo ośmiu lat starań PiS, odrodził w postaci „koalicji 13 grudnia”, czyli kolejnej wersji zamachu na państwo i społeczeństwo.
To dlatego Nawrocki wyprowadzając Stół z Pałacu przypominał, że „jesteśmy w czasie obchodów wprowadzenia stanu wojennego i masakry grudnia 1970 roku. To był element umowy. Kompromis zawierany z oprawcami przewidywał, że nie zostaną oni ukarani”.
Naiwne myślenie, że mówienie o postkomunizmie to anachronizm jest błędne. Rządy Tuska oznaczają, że wrócił, być może nawet jeszcze bardziej drapieżny. Jednym słowem,
nie jest Nawrocki anachroniczny, ale czy nie jest przedwczesny?
Bo co takiego zrobił, żeby zakończyć postkomunizm w Polsce?
Widać, że jak może stara się zaszkodzić rządowi, ale ogłosić koniec postkomunizmu będzie można, dopiero gdy ten reżim upadnie. Chyba żeby rozumieć deklarację prezydenta jako zwiastun tego wspaniałego dnia i zachętę do tego, żeby w nim widzieć męża opatrznościowego prawicy.
I na koniec, myśl smutna i poważna.
„W 1989 roku Polska pisała historię Europy, zamykała epokę Jałty. Dlaczego nie potrafiliście uczynić ze zwycięstwa »Solidarności« pięknego mitu założycielskiego i chwalić się nim na całym świecie?” – pytał Timothy Garton Asch w wykładzie o „Zmarnowanej rewolucji 1989 roku”, który na zaproszenie OKO.press wygłosił w Warszawie w 2019 roku.
Za wzór stawiał Wielką Brytanię, która z Glorious Revolution 1689 roku uczyniła swój mit założycielski, idealizując – to najłagodniejsze określenie – to, co się wtedy wydarzyło. Ash pytał, dlaczego doświadczenie Okrągłego Stołu jest w Polsce zohydzane (cytował m.in. słowa Andrzeja Zybertowicza, że „podczas obrad władze komunistyczne podzieliły się władzą z własnymi agentami”).
„Nie potraficie w Polsce uhonorować tego, że ”od sierpnia 1980 roku do czerwca 1989 roku – a można nawet powiedzieć, że od czerwca do czerwca, czyli od pierwszej wizyty Papieża w czerwcu 1979 roku do czerwcowych wyborów 1989 roku – zdarzyło się coś, co w historii zdarza się rzadko. Narodziło się coś nowego i wyjątkowego" – mówił.
Oczywiście stosunek do Okrągłego Stołu ma funkcję polityczną, jest sposobem na budowanie podziałów i karier, o tym był ten tekst.
Ale może jest w tym także jakaś polska cecha, którą Ash nam wytykał, pytając cytatem ze słynnego wiersza Adama Zagajewskiego: „Czy naprawdę żyć umiecie dopiero w klęsce?”.
Historia
Wybory
Mariusz Błaszczak
Jarosław Kaczyński
Karol Nawrocki
Donald Tusk
Lech Wałęsa
Andrzej Zybertowicz
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Prawo i Sprawiedliwość
Adam Michnik
Bronisław Geremek
Czesław Kiszczak
Joanna Szczepkowska
Okrągły Stół
T. G. Ash
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze