0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dominik Gajda / Agencja Wyborcza.plFot. Dominik Gajda /...

Wszystko zaczęło się w poniedziałek 31 lipca 2023, gdy na antenie TVP wystąpił Marcin Przydacz, minister w Kancelarii Prezydenta. Mówił m.in. o tym, że Polska zamierza utrzymać zakaz importu ukraińskiego zboża do Polski. Podzielił się też gorzką refleksją dotyczącą polskiej pomocy dla Ukrainy.

„Ukraina naprawdę otrzymała dużo wsparcia od Polski. Myślę, że warto by było, żeby zaczęła doceniać to, jaką rolę przez ostatnie miesiące i lata dla Ukrainy pełniła Polska” – stwierdził Przydacz.

W reakcji na te słowa ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaprosiło na rozmowę polskiego ambasadora Bartosza Cichockiego. Ukraińscy oficjele podnosili, że słowa o rzekomej niewdzięczności są niedopuszczalne. W ramach odwetu polskie MSZ zaprosiło ambasadora Ukrainy, a premier Mateusz Morawiecki nazwał posunięcie strony ukraińskiej błędem. „To nigdy nie powinno mieć miejsca” – stwierdził.

Podsekretarz stanu w MSZ Paweł Jabłoński do sprawy odniósł się na Twitterze 1 sierpnia 2023 wieczorem.

View post on Twitter

Podkreślił m.in., że Rosja jest dla obu narodów wspólnym zagrożeniem, a Polska wspiera Ukrainę w takim stopniu i zakresie, „w jakim jest to zgodne z naszym narodowym interesem”. Wreszcie zawyrokował:

„Na koniec, niezmiennie i bez żadnych wątpliwości: Zbrodnia Wołyńska to ludobójstwo popełnione 80 lat temu przez Ukraińców na Polakach. Bez rozliczenia tej zbrodni, odblokowania ekshumacji i upamiętnienia jej ofiar nie będzie ani prawdziwego polsko-ukraińskiego pojednania, ani integracji Ukrainy z UE”.

W podobnym tonie Jabłoński wypowiedział się w środowy (2 sierpnia) poranek w wywiadzie dla RMF FM.

Wrota do zaostrzenia kursu otworzył w piątek 28 lipca w Polskim Radiu 24 Jarosław Kaczyński.

Prezes PiS stwierdził, że Ukraińcy pobili Niemców w relatywizowaniu ludobójstwa, którego dopuścili się na Polakach. Cieszą się Rosjanie: pogorszenie stosunków polsko-ukraińskich odnotowała 2 sierpnia propagandowa agencja TASS. Cytowała m.in. dzisiejszy wywiad z Pawłem Jabłońskim.

Przeczytaj także:

Czy po półtora roku od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny do Polski wracają antyukraińskie demony?

OKO.press rozmawia z prof. Olą Hnatiuk* z Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Kijowsko-Mohylanskiej w Kijowie, wiceprezeską Ukraińskiego PEN-Clubu.

Maria Pankowska, OKO.press: Wiceminister Jabłoński straszy, że Polska nie poprze członkostwa Ukrainy w UE, jeśli Ukraińcy nie rozliczą się z Wołynia. To kolejny dzień, w którym słyszymy o napięciach między Ukrainą a Polską. Co się zmieniło?

Prof. Ola Hnatiuk: N​ie widzę​ ​wielkiej zmiany. To raczej powrót do narracji sprzed rosyjskiej inwazji w lutym 2022 roku. Bardziej zdziwiła mnie ówczesna zmiana stanowiska polskiej władzy na zdecydowanie proukraińskie i dość konsekwentne powstrzymywanie się od podnoszenia kwestii spornych, przede wszystkim historycznych.

To powrót do starej opowieści, kolejny wariant słów „z Banderą do Europy nie wejdziecie” [Jarosław Kaczyński miał powiedzieć tak w rozmowie z ówczesnym prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką – red.].

To był wówczas i dziś jest szantaż. Jednak w sensie moralnym sytuacja jednak różni się znacząco. Uważam, że bierze się to z fałszywego poczucia bezpieczeństwa i niewłaściwego pojmowania polskiej racji stanu.

A dlaczego teraz powrót do tej narracji? Jarosław Kaczyński w piątek powiedział, że Ukraińcy relatywizują rzeź wołyńską lepiej niż Niemcy swoje zbrodnie z czasów II wojny światowej.

Nie ma takiego głupstwa, którego politycy nie byliby w stanie powiedzieć, żeby zdobyć choć jeden dodatkowy procent poparcia wyborców.

Takie słowa mogą przełożyć się na poparcie?

Zacznę od tego, że przeraża mnie przedkładanie doraźnej i domniemanej korzyści politycznej nad rację stanu. Co do poparcia wśród części elektoratu – to niewątpliwie idzie gra o tę część prawicowego elektoratu, która jest głośna i która idzie do wyborów pod własną flagą.

Jeśli chodzi o szerszy obraz, to w społeczeństwie polskim istniała niechęć wobec Ukraińców, nie zrodziła się ona w ostatnim roku. Przeciwnie, w ostatnim roku jednoznacznie przeważały nastroje przychylne Ukraińcom. Sytuacja absolutnego zagrożenia, która powstała w lutym 2022 oraz niewątpliwa empatia i podziw zmieniła proporcje w nastrojach społecznych. O ile przed pełnoskalową wojną mieliśmy do czynienia z chwiejną równowagą między pozytywnym i niechętnym stosunkiem wobec Ukraińców, o tyle w ostatnim roku zmieniło się to bardzo znacząco na korzyść.

Z perspektywy trzydziestu lat, od kiedy prowadzone są takie badania, widać ogromną zmianę in plus w polskim społeczeństwie. Coraz większy procent czuje sympatię do Ukraińców i solidarność z nimi. Trzydzieści lat temu było zupełnie inaczej: na liście narodów, do których Polacy czuli niechęć Ukraińcy byli niemal na samym szczycie. Mówiąc, że tego rodzaju wypowiedzi mają na celu pozyskanie części elektoratu, nie chcę więc sugerować, że społeczeństwo polskie jako takie jest antyukraińskie. Nie jest.

Polska faktycznie zrobiła dużo, żeby pomóc Ukrainie. Czy – jak twierdzą politycy PiS – Ukraińcy okazują nam za mało wdzięczności?

Można sprowadzić rzecz do absurdu – zaczynać każdy dzień od rytualnych podziękowań dla polskiego rządu. Byłoby to jednak moralnie nie do przyjęcia, podobnie, jak nieetycznym postępowaniem jest udzielenie pomocy interesownie, w oczekiwaniu na to, że beneficjent tej pomocy będzie spłacać swój dług do końca życia. Naturalne jest oczekiwanie wdzięczności, ale określanie, w jaki sposób tę wdzięczność należy okazywać i jej punktowanie to coś z gruntu niemoralnego.

Czy Ukraińcy nie są dość wdzięczni? Nie znam żadnego takiego wystąpienia ukraińskiego w Polsce, w którym nie wybrzmiałyby słowa wdzięczności.

Badania opinii publicznej w Ukrainie wskazują, że Ukraińcy postrzegają Polskę i Polaków jako najbardziej przyjazne państwo i społeczeństwo. Te propolskie sympatie nie zmienią się pod wpływem niemądrych wypowiedzi tego czy innego polityka. Jednak wypowiedzi takie są w stanie podważyć zaufanie ukraińskich polityków do konkretnych polskich polityków i ich partii.

Ważniejsze jest jednak to, co wydarzyło się w polskim społeczeństwie.

W moim przekonaniu na początku tej pełnoskalowej inwazji rząd zachował się bez zarzutu, ale to nastroje społeczeństwa polskiego wpłynęły na skalę polskiej pomocy, w dużej opartej o inicjatywy oddolne. To była niespotykana do tej pory skala pomocy i solidarności i to zostanie we wdzięcznej pamięci Ukraińców.

Ale czy wezwanie polskiego ambasadora przez ukraińskie MSZ to adekwatna reakcja po stronie Ukrainy?

Uważam, że warto było się nad tym dwa razy zastanowić, zanim podjęło się taką decyzję. Bynajmniej nie uważam, że jedna strona popełnia błędy, a druga wcale. Tego rodzaju zaostrzanie relacji nie leży w niczyim interesie: ani Ukrainy, ani Polski.

Polski rząd naciska, by Ukraina w pełni rozliczyła się z Wołynia. To możliwe?

Nie liczmy historii od wczorajszego wieczoru, to absurd, a tak właśnie dzieje się w Polsce, i było to szczególnie widoczne w trakcie obchodów 80. rocznicy Wołynia.

Kroki zmierzające ku pojednaniu i porozumieniu są czynione od dawna. Trzeba brać pod uwagę okoliczności historyczne. Np. to, że Ukraina w latach powojennych w odróżnieniu od Polski nie miała podmiotowości. Dyskusja o polsko-ukraińskich relacjach odbywała się poza strukturami państwowymi.

Hierarchia kościelna jeszcze w latach 80. podeszła do sprawy z wielką powagą – prymas Józef Glemp i zwierzchnik ukraińskich grekokatolików kard. Myroslaw Lubacziwski wydali wspólne oświadczenie, oparte na formule „przebaczamy i prosimy o przebacznie”. To był historyczny przełom. Potem kolejni hierarchowie przy okazji rocznic, a nawet bez okazji kontynuowali proces pojednania. Do tej formuły odwołał się również papież Jan Paweł II w trakcie historycznej wizyty w Ukrainie. Również na poziomie głów państwa i parlamentów wiele w tej sprawie zrobiono. Po słowach i gestach uczynionych ostatnio, w przededniu 80. rocznicy rzezi wołyńskiej, strona ukraińska zachodzi w głowę, co jeszcze ma zrobić. Nie ma zgody na jednostronną interpretację przyjętą a priori przez polski parlament, a więc na stwierdzenie, że masowe mordy w latach 1943–1945 były ludobójstwem. Nie dlatego, że Ukraińcy nie chcą się rozliczyć. Oni nie chcą, by im narzucano „jedynie słuszną interpretację dziejów”.

Polska żąda dziś od Ukrainy więcej niż 10 lat temu.

Na czym polega różnica?

Wtedy mieliśmy „z Banderą do Europy nie wejdziecie”, mówiliśmy o postaci, która w Polsce symbolizuje zbrodnie. Moim zdaniem zresztą niesłusznie. Nie dlatego, że to mój bohater, ale dlatego, że w tym czasie Bandera siedział w tym samym obozie, co generał Grot-Rowecki. Cela w celę. Został zgładzony przez sowieckiego agenta kilkanaście lat po wojnie. Bandera ponosi polityczną odpowiedzialność za stworzony ruch, był szefem frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, z której powstała Ukraińska Powstańcza Armia. Ale Bandera wtedy już przebywał w hitlerowskim obozie.

Teraz domagamy się od Ukraińców bezapelacyjnego przyjęcia takiej, a nie innej wykładni historii, czyli uznania, że masowe mordy na ludności polskiej były ludobójstwem, a Bandera – zbrodniarzem.

Kolejne tworzone grupy badaczy były rozwiązywane z przyczyn politycznych, za każdym razem sprawa rozbijała się o niezgodę na przyjęcie jednostronnej interpretacji. Bez oparcia w rzetelnych badaniach historyków, bez grup badaczy, które zajmują się ustaleniem faktów, będziemy trwać z uporem godnym lepszej sprawy w okopach narodowych Świętej Trójcy. To nie jest ani droga do porozumienia, ani do godnego upamiętnienia ofiar.

Jeszcze niedawno Polska mówiła jednoznacznie, że wspiera dążenia Ukrainy do członkostwa w Unii. Teraz dodajemy do tego wsparcia taki warunek. Taki straszak może podziałać?

Raczej wywoła niesmak. Raz jeszcze podkreślę: ofiary zasługują na pamięć i szacunek. W Ukrainie jest ponad sto miejsc upamiętniających polskie ofiary. Problemem w relacjach polsko-ukraińskich nie jest ekshumacja, lecz manipulowanie pamięcią. Z szacunkiem dla ofiar to nie ma nic wspólnego.

Po tym, jak zdewastowano ukraińskie pomniki na terenie Polski, strona ukraińska zażądała, by je zrekonstruować. To nie zostało zrobione. Doszło do klinczu.

Z jednej strony mamy klincz, ale z drugiej strony wojnę. Wiceminister Jabłoński podkreśla, że Rosja pozostaje dla Polski i Ukrainy wspólnym zagrożeniem.

Podkreślanie wspólnego zagrożenia nie oznacza, że jest rzeczywista świadomość tego zagrożenia. Ja raczej widzę lekceważenie zagrożenia i, co znacznie gorsze, ukrywanie przed opinią publiczną powagi sytuacji, o czym świadczy skandal z rakietą czy „niewychwycenie przez radary” białoruskich helikopterów.

*Ola Hnatiuk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Kijowsko-Mohylanskiej w Kijowie, wiceprezeska Ukraińskiego PEN-Clubu. Autorka m.in. „Odwaga i strach” (2015), „Pożegnanie z imperium. Ukraińskie dyskusje o tożsamości” (2003). W latach 2006-2010 I Radca Ambasady RP w Kijowie. Tłumaczka i popularyzatorka literatury ukraińskiej.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze