0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dominik Gajda / Agencja Wyborcza.plFot. Dominik Gajda /...

Publikujemy bardzo osobisty i poruszający tekst Hanny Szukalskiej – psycholożki w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego, pracującej w publicznej poradni zdrowia psychicznego, z doświadczeniem staży klinicznych na oddziałach psychiatrycznych całodobowym i dziennym. Wcześniej graficzka i dziennikarka OKO.press

Podczas zorganizowanej 16 września przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Centrów Zdrowia Psychicznego konferencji prasowej jego szefowa, dr Izabela Ciuńczyk, podała informację o planowanych przez rząd cięciach na wydatki w sferze ochrony zdrowia psychicznego w przyszłym roku.

Powołując się na pisma z Ministerstwa Zdrowia, ujawniła, że w budżecie NFZ zaplanowano na ten cel o 1 miliard i 200 milionów złotych mniej, niż w 2025 roku. Taka kwota, według wyliczeń OSCZP, odpowiada równowartości rocznego budżetu piętnastu 300-łóżkowych szpitali psychiatrycznych lub 8 milionom porad psychologicznych.

Podczas konferencji, oprócz reprezentującej OSCZP dr Izabeli Ciuńczyk, obecne były przedstawicielki Fundacji eFkropka, działającej na rzecz praw pacjentów oraz utrzymania reformy tworzącej Centra Zdrowia Psychicznego, oraz Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

17 września na wątpliwości odpowiedział Paweł Florek, dyrektor Biura Komunikacji Społecznej i Promocji NFZ. Tłumaczył, że ponieważ pilotaż Centrów Zdrowia Psychicznego zaplanowany jest do końca 2025 roku, budżet na kolejny rok już go nie przewiduje.

Rzecznik NFZ twierdzi nawet, że państwo planuje w 2026 roku wydać nawet więcej o 1,75 miliarda zł, niż pierwotnie planowało wydać w 2025 roku na opiekę psychiatryczną. Rzecznik nie mówi jednak o całkowitej kwocie, pomija koszt Centrów Zdrowia Psychicznego. Zagmatwane? Najlepiej więc spojrzeć na kwoty całościowo.

W 2025 roku NFZ na publiczną ochronę zdrowia planował wydać w sumie 7,47 miliarda złotych, finalnie zaplanował wydatek 9,1 miliarda, na co składa się:

  • 6,63 mld złotych na opiekę psychiatryczną i leczenie uzależnień (pierwotnie 6,19 mld);
  • 2,48 miliarda złotych na Centra Zdrowia Psychicznego – po przedłużeniu pilotażu do końca 2025, wcześniej zakładał 1,28 miliarda na ich działanie mające skończyć się w połowie 2025 roku.

Zgodnie ze słowami rzecznika NFZ, w 2026 roku narodowy płatnik planuje wydać 6,19 mld zł plus 1,75 miliarda, czyli około 7,9 miliarda złotych. To dokładnie o 1,2 miliarda mniej niż w 2025 roku. I o tej kwocie alarmuje OSCZP i Fundacja eFkropka.

Paweł Florek dodaje, że „jeżeli sytuacja się zmieni i CZP będą nadal funkcjonowały w oparciu o finansowanie z NFZ, to budżet NFZ je obejmie”.

Warto uświadomić sobie, że mamy połowę września, do końca 2025 roku zostało 3,5 miesiąca, a jednoznacznej decyzji o przyszłości Centrów Zdrowia Psychicznego brak.

Komu pozwolimy umrzeć?

Jako pracująca w publicznym systemie psycholożka pomyślałam, że warto wyjaśnić, jakie mogą być realne skutki zmniejszenia nakładów na już niedofinansowaną ochronę zdrowia psychicznego i zamknięcia pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego.

Rządzącym łatwo skreślić pozycję z excela budżetu państwa, po czym odetchnąć z ulgą, a może i satysfakcją z poczynionej oszczędności.

Oczywiście na dłuższą metę państwo polskie wcale finansowo nie zyska na takich redukcjach, ponieważ koszt konsekwencji utraty zdrowia psychicznego i fizycznego mieszkanek i mieszkańców Polski będzie wyższy, niż te bieżące oszczędności.

A co będą oznaczać realnie, tu i teraz, cięcia w tabelkach?

Nic innego, jak decyzję komu spośród potrzebujących naszej pomocy pozwolimy umrzeć lub wpaść w niepełnosprawność poprzez zaniechanie pomocy. To jest prawdziwy wymiar takiej decyzji i taką odpowiedzialność powinni ponosić konkretni ludzie w konkretnych resortach rządu.

Ciężar decyzji polityków o obcięciu wydatków będzie tymczasem spoczywał na ludziach na pierwszej linii – na psychiatrach, terapeutkach środowiskowych, psychologach, sanitariuszach, rejestratorkach medycznych, psychoterapeutkach, pielęgniarzach. To te osoby staną przed realnym dylematem, komu pomóc, a kogo odesłać wiedząc, że ta osoba może po prostu umrzeć lub stoczyć się w problemy, które jej śmierć przyspieszą.

To jest realność życia specjalistów na izbach przyjęć przepełnionych oddziałów psychiatrycznych, to są codzienne dylematy pracujących w poradniach zdrowia psychicznego czy w zespołach lecznictwa środowiskowego. I jest tak już teraz, bo system jest przewlekle niedofinansowany od lat.

Jest więc tym bardziej bulwersujące, że rząd, zamiast planować zwiększenie środków, rozważa rezygnację z pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego i redukcję środków na ten cel.

Bulwersuje też, że rządzący mimo to chcą podtrzymać fikcję istnienia jakościowej publicznej ochrony zdrowia psychicznego. Może byłoby lepiej, gdyby powiedzieli wprost: mamy gdzieś was, wasze życie i zdrowie, pacjentki i pacjenci oraz mamy gdzieś wasze problemy, dylematy etyczne i wypalenie zawodowe, pracujący w NFZ: psychiatrzy, psycholożki, psychoterapeuci, sanitariusze, pielęgniarki, rejestratorki.

Mam też taką myśl, że gdy mówi się o tym w abstrakcyjnych pojęciach, używając terminologii urzędniczej i medycznej, jak „porady”, „świadczenia” czy „osobodzień” łatwo jest przejść do porządku dziennego z cięciami kosztów.

W końcu tnie się osobodzień, a nie osobę, prawda?

Proponuję więc opisanie historii ludzkich. To, co przeczytacie dalej, to nie są opisy prawdziwych osób, bo naruszałoby to prywatność osób, które swoje historie powierzyły mi w tajemnicy. Są to jednak pewne spersonifikowane ilustracje problemów i ludzkich tragedii inspirowane rzeczywistymi wydarzeniami i przeżyciami. Ostrzegam, lektura może nie być łatwa, więc pamiętajcie, możecie przerwać czytanie teraz, lub w jakimkolwiek momencie.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Czego potrzebuje Teresa?

Wyobraźmy sobie Teresę, wychowuje samodzielnie córkę, której ojciec uciekł i jest nieuchwytny w celach alimentacyjnych, nie mówiąc o jakimkolwiek wsparciu emocjonalnym lub opiekuńczym. Teresa jest w głębokiej depresji, ma również objawy stresu pourazowego po doświadczonej przemocy fizycznej i seksualnej. Coraz trudniej jest jej utrzymać pracę, coraz częściej myśli o tym, żeby zniknąć, zaczynają się w niej pojawiać zagrażające jej życiu myśli.

Teresa nie ufa ludziom, a nawet więcej – boi się ich, więc żeby przyjść na wizytę do Centrum Zdrowia Psychicznego zbierała się parę miesięcy. Teresa ma także trudności w walczeniu o świadczenia, bo nie rozumie połowy formularzy i procedur. Gdy więc zniecierpliwiony urzędnik wyraża dezaprobatę, Teresa ucieka i myśli sobie, że przecież jest nic niewarta i może lepiej będzie światu i jej dziecku, jeśli zniknie.

Czego potrzebuje Teresa? Pilnego wsparcia psychologicznego i konsultacji z psychiatrą, prawdopodobnie wdrożenia leków w związku z zagrażającymi jej myślami, następnie psychoterapii oraz oczywiście pomocy socjalnej. Pomocne byłyby też grupy wsparcia. Dzięki takiemu wsparciu Teresa miałaby w sobie więcej nadziei i zyskałaby szansę na to, żeby nie wpaść w bezrobocie i bezdomność, zadbać o siebie, a córce zapewnić bezpieczne dzieciństwo.

I teraz wyobraźcie sobie, że Teresa przychodzi do okienka w poradni i słyszy, że najbliższy termin u psychologa jest za 5 miesięcy, u psychiatry za rok, na psychoterapię poczeka przynajmniej 2 lata. Żadnych grup wsparcia nie ma oraz nie ma nikogo, kto mógłby pomóc jej zadzwonić do Ośrodka Pomocy Społecznej.

To, co może zrobić, to zgłosić się na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego w związku z zagrażającymi myślami, czego Teresa boi się bardziej, niż tych myśli. Uważacie, że taka sytuacja to mało realny scenariusz? No nie, tak może się zdarzyć już dziś w poradniach, gdzie nie działa Centrum Zdrowia Psychicznego. Ba, nawet tam, gdzie działa, może się zdarzyć, że na część świadczeń, w tym psychoterapię, ludzie czekają latami. Nie jest tak, że aktualnie środki na Centra Zdrowia Psychicznego wystarczą, a wszystkie one działają idealnie.

Powodów tego jest wiele, w tym finansowe, organizacyjne i ludzkie. Osoby walczące o monitoring i wsparcie merytoryczne dla Centrów Zdrowia Psychicznego proszą o to rządzących od dawna, bezskutecznie.

Wyobrażacie sobie też, co czuje pani rejestratorka mówiąc zapłakanej Teresie, że nie ma miejsc? Wyobrażacie sobie, w jakiej sytuacji jest psycholog, który rozmawia z Teresą i wie, że nie ma miejsc do psychiatry, a psychoterapia to smętny żart – doczekasz się za 2 lata, jeśli dotrwasz.

Jeszcze nie popadają w bezradność, szukają NGO-sów, dzwonią po znajomych w innych poradniach, pytają, szukają, zachęcają panią Teresę, żeby szukała, pytała, poszła i zawalczyła. Jak długo im starczy sił, zanim się wypalą lub zobojętnieją?

Przeczytaj także:

Paweł ma 20 lat

Wyobraźmy sobie teraz Pawła. Paweł ma 20 lat i podejrzewa, że rodzina chce go otruć, a sąsiedzi donoszą na niego służbom, które chcą go aresztować i ukraść mu tożsamość. Pewnego dnia Paweł jest już pewien, że ci, którzy mu zagrażają, właśnie po niego przyszli, jest przerażony, walczy więc o życie, bije atakujących. To nie agresorzy, to jego rodzina, ale tego nie wie – ma psychozę.

Trafia na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego. W takiej sytuacji lekarz ma obowiązek przyjąć pacjenta, ponieważ zagraża sobie i otoczeniu. Już teraz nie jest rzadką sytuacją, gdy pacjenci leżą na korytarzach na dostawkach, bo na oddziałach ostrych brakuje miejsc.

A co by było, gdyby tych łóżek i personelu było jeszcze mniej? Co ma zrobić taki lekarz na izbie? Odesłać Pawła do domu i żyć w lęku, że może skrzywdzić siebie lub kogoś innego? A jeśli go jakoś wciśnie na oddział i Paweł poczuje się lepiej mimo tych wszystkich niedostatków na oddziałach psychiatrycznych, natomiast nie będzie dla niego miejsca w leczeniu ambulatoryjnym?

Lekarz musi wypisać Pawła, bo nie może trzymać pacjentów bez wskazań na oddziale ostrym. Będzie jednak myślał o tym, że niebawem Paweł trafi do niego ponownie z psychozą, jeśli nie otrzyma w swoim środowisku pomocy. Bo Paweł potrzebuje dobrego psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty, grupy wsparcia dla siebie i swojej rodziny, wsparcia zespołu leczenia środowiskowego. Taki system może pomóc Pawłowi w walce o dobre, bezpieczne życie.

Neo ma 18 lat

Wyobraźmy sobie na koniec Neo. Neo ma 18 lat, jest osobą uzależnioną od substancji psychoaktywnych, która podejmowała w życiu kilka prób samobójczych. Na ciele Neo kończy się miejsce bez blizn po samookaleczeniach.

W życiu Neo, od dziecka, historia najgorszych możliwych do wyobrażenia rzeczy, które ludzie robią innym ludziom. Neo jest właśnie kolejny raz na ostrym oddziale psychiatrycznym. Chce o siebie walczyć, ale samodzielnie nie potrafi przeciwstawić się tej swojej części, która uważa, że nie ma żądnej wartości, tej części, która dąży do autodestrukcji.

Neo chce się leczyć. Wyobraźmy sobie, że nie ma miejsc w ośrodkach leczenia uzależnień, bo brakuje na nie środków. Już teraz miejsc na cito brakuje, pacjenci czekają na przyjęcia, choć wielu z nich czekać nie może.

Co ma zrobić lekarz z oddziału? Neo dzwoni po wszystkich ośrodkach w Polsce, psychiatra wydzwania po koleżankach i kolegach i nic. Ile jeszcze będzie miał sił, żeby tak starać się o kolejnych pacjentów? Lekarz nie może trzymać Neo dłużej na oddziale, bo nie ma już wskazań, stan ostry minął. Kolejni pacjenci czekają na miejsca, izba przyjęć pęka w szwach – ma Neo wypisać w próżnię? Jak ten lekarz potem ma iść do domu, cieszyć się wieczornym odpoczynkiem?

Ma być jeszcze gorzej?

I właśnie – personel. Decydenci, rządzący, osoby od tabelek nie niosą na sobie tych dylematów i ciężaru. Oni robią coś na papierze. To ten lekarz, psycholożka, sanitariusz lub rejestratorka stoją twarzą w twarz z cierpieniem, ryzykiem dla zdrowia i życia ludzi, na co dzień żyją z poczuciem bezradności wobec problemów i potrzeb pacjentów i niosą to ryzyko.

Oraz świadomość, że gdy stanie się coś złego, prokurator przyjdzie do nich, nie do decydenta przy excelu, który sprawił, że realna pomoc dla części pacjentów stała się po prostu niemożliwa.

Czy chcemy, żeby było jeszcze gorzej? Czy chcemy, żeby system padł całkowicie? Czy chcemy, żeby psychiatria, pomoc psychologiczna, psychoterapia została całkowicie sprywatyzowana, a możliwość otrzymania pomocy zależała od tego, czy ktoś ma na nią pieniądze?

Czy chcemy odwracać wzrok od cierpienia i realnego zagrożenia życia? Czy chcemy godzić się z tym, że osoby w kryzysie zdrowia psychicznego będą umierać przedwcześnie, wpadać w bezdomność i uzależnienia? Taki mamy plan jako państwo?

;
Na zdjęciu Hanna Szukalska
Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym.

Komentarze