Rocznicę Powstania Warszawskiego Warszawa świętuje jak nigdy dotychczas. Na oczach wielotysięcznego angielskojęzycznego tłumu uczestników koncertu Taylor Swift na Stadionie Narodowym. Niby to nie ma nic do rocznicy, ale jednak ma. Czy my naprawdę dobrze to Powstanie opowiadamy?
To już nie jest święto Powstańców, którzy spotykają się, by wspomnieć kolegów. Dziś robią to raczej ich dzieci i wnuki. A przez Polskę niesie się opowieść polityczna o tym, czym Powstanie jest dla tych, którzy go nie zaznali (CBOS odnotował, że pierwszy raz w dziejach ważne jest dla ponad połowy ankietowanych).
Tak jest już co najmniej od 20 lat. Ta okrągła rocznica jest jednak szczególna, nie tylko dlatego, że za chwilę nie będzie komu opowiedzieć, jak naprawdę było.
Powstanie świętujemy jednak dwa lata po tym, jak Rosjanie wymordowali i zrównali z ziemią ukraiński Mariupol. A światowa opinia publiczna powoli przychyla się do zdania, że Mariupol należy zostawić Putinowi, niech tam sobie stawia swoje nowe bloki i odbudowuje port.
Nikt nie wspomina już losów zbombardowanego syryjskiego Aleppo, choć od jego zniszczenia minęło mniej niż 10 lat.
Równanie z ziemią i trwające od dziesięciu miesięcy mordowanie mieszkańców Gazy budzi konfuzję przedstawicieli milczącej większości. No bo co w tej sprawie można powiedzieć?
Jeżeli te wydarzenia i nasza własna historia czegoś uczą, to tylko tego, że zbrodnie pozostają bez kary, a nawet można na nich coś zyskać.
Dlatego nigdy nie były i nie będą wyjątkowe.
Jak w tym kontekście nasi politycy widzą Powstanie?
Premier Tusk próbował opowiadać historię, która nas wszystkich łączy. Chociaż tylko naprawdę nieliczni z nas są potomkami Powstańców i mieszkańców Warszawy: “żadne inne wydarzenie historyczne i żaden bohater naszej historii nie jednoczą Polaków tak, jak zryw z 1 sierpnia 1944 roku”. "Muzeum Powstania Warszawskiego łączy generacje, ludzi o różnych poglądach, korzeniach i tradycjach”. Nie dziwi oczywiście, że premier świetnie wpasował się w emocje zbadane przez CBOS: “Prawie połowa (49 proc.) badanych deklaruje, że – ich zdaniem – Powstanie Warszawskie jest obecnie ważne dla wszystkich Polaków. Przeciwny pogląd – że mało kogo ono dzisiaj interesuje – głosi niespełna 7 proc., czyli mniej więcej co czternasty pytany”.
Andrzej Duda wziął udział w tradycyjnej licytacji na to, kto cierpiał bardziej:
“Tutaj na Woli wymordowano około 60 tysięcy cywilnych mieszkańców Warszawy. Nie żołnierzy, nie powstańców, tylko zwykłych mieszkańców, którzy byli wyprowadzani z domów, których domy były podpalane, którzy byli rozstrzeliwani na ulicach, a ich ciała były palone".
Jarosław Kaczyński sławi heroizm, który musi być najwyższy, by był coś wart: „Mieliśmy w historii wiele aktów odwagi i heroizmu, ale wydaje mi się, że nie było niczego co można by potraktować jako przewyższające Powstanie Warszawskie”. Odwołuje się do rodzinnej tradycji Powstania – bo to czyni go kimś wyjątkowym. („Mój ojciec walczył w powstaniu, w drużynie, w której karabin miał tylko on, pozostali mieli tylko broń krótką, tylko pistolety”). Dalej prowadzi narrację bardzo dla nas charakterystyczną: prowadzoną z punktu widzenia tych, którzy klęskę przeżyli i wyciągnęli z niej krzepiące wnioski. Tak jakby Powstanie zdarzyło się tylko raz w dziejach i nigdzie nigdy się nie powtórzy:
„Powstanie budowało też inną cechę naszej świadomości społecznej – zbudowało doświadczenie, które pozwoliło Polakom, w czasie licznych kryzysów, w czasie komunizmu, uniknąć tego wszystkiego, co mogło doprowadzić do największego nieszczęścia, do interwencji, do ponownego zaostrzenia komunizmu lub całkowitej likwidacji polskiego państwa”.
Oraz:
"Powstanie zbudowało coś, co można określić jako respekt, respekt wobec Polaków. Ten respekt był wówczas doświadczeniem nawet Niemców, nawet niemieckich żołnierzy. I to też było dla nas ważne”.
Ale Niemcy jeszcze nie odpokutowali za zbrodnie popełnione w Powstaniu, więc dzisiejsza wizyta prezydenta Niemiec, który z Andrzejem Dudą brał udział w uroczystościach na Woli, jest „przedwczesna”.
Wywód Kaczyńskiego, choć momentami wychodzący poza stereotyp opowieści „tego, któremu udało się przeżyć i wie, jak to wszystko się skończyło” zakończył się jednak w znajomym miejscu: że Powstanie służy do rozliczania współczesnych wrogów, a „Polska nie otrzymała zadośćuczynienia od Niemiec, m.in. za straty poniesione w czasie II wojny światowej a większości zbrodniarzy nie ukarano".
Czyli tradycyjnie – Polakom należy się więcej.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia powrócił do opowieści o klęsce, która była zwycięstwem:
"wynik jest czymś innym niż rezultat, że przegrana może oznaczać zwycięstwo.
Wy jesteście, drodzy Powstańcy Warszawscy, specjalnym pokoleniem, które tłumaczy naszemu pokoleniu, warszawiaków, że przychodzi taki czas w życiu, raz na czyjeś życie, raz na pokolenie, gdy dotyka się historii tam, gdzie ona się tworzy. Wyście tej historii dotknęli, a dowodem na to jest to, że uczestniczyliście w Powstaniu Warszawskim, które przedefiniowało wszystkie te pojęcia, jakimi na co dzień się posługujemy, opisując rzeczywistość".
Hołownia mówi też Powstańcom, że byli bohaterami, choć w zasadzie nie dokonali żadnego wyboru, gdyż go nie mieli:
Powstanie było „psychologiczną koniecznością". To taka forma bohaterstwa, która jest możliwa tylko wtedy, gdy ktoś to bohaterstwo może ocenić. („Nie mamy wątpliwości co do tego, że dzisiaj, patrząc na was, patrzymy na bohaterów”).
Mamy też u Hołowni tradycyjny wątek patriotycznej służby, którą kończy tylko śmierć:
„Skończyło się Powstanie, skończyła się bezpośrednia fizyczna walka, ale przecież wy dzisiaj macie kolejny etap swojej walki. Chodzicie do szkół, spotykacie się z harcerzami, zuchami, jesteście w Muzeum Powstania Warszawskiego, piszecie książki, nagrywane są z wami wywiady, opowiadacie całemu światu, co tu się wydarzyło. Wasza służba trwa, wasza walka się nie skończyła”.
Czy to jest uniwersalne przesłanie? Raczej nie. Choć w świecie takim, jak ten, mogłoby być.
Jedynym przesłaniem dla innych zamordowanych miast jest zapewnienie, że Powstania nie zapomnimy. Że będziemy je czcić, choćby minęło i 100 lat i na Stadion Narodowy przyjechały wszystkie gwiazdy popu sławiące zwykłe, nieheroiczne życie. Bo tylko to możemy oferować zamordowanym 80 lat temu.
Uciekinierom z Mariupola ten nasz sposób pamięci niewiele jednak pomoże, bo na razie nie mogą wrócić do swojego miasta.
Więc dla nich nasze przesłanie mogłoby brzmieć: jeśli odzyskacie miasto, to za 80 lat po Putinie nie będzie śladu. Ale czy gotowi jesteśmy to powiedzieć? Czy raczej uznamy, że lepiej, by z Mariupolem było tak jak z tymi dzielnicami Warszawy, które rzuciły się do walki w Powstaniu w Getcie w 1943 roku? Że nie zostanie po nich kamień na kamieniu, a nowe domy dla nowych ludzi powstaną na grobach, przy ulicach poprowadzonych na nowo?
To historyczna nieprawda, ale też cierpienia ważyć i liczyć się nie da. W wersji dla elit opowieść ta ma istotne lokalne znaczenie – pozwala wyciągnąć radosny wniosek, że z ciągu bohaterskich klęsk wyrósł nasz obecny sukces. Jednak się udało.
Dla większości z nas opowieść o „największym cierpieniu” też się liczy. Opowiadanie, że „nasz naród cierpiał najbardziej” jest oczywiście bez sensu. Za to prawdą jest to, że wielu Polaków, zwłaszcza tych o chłopskich i plebejskich korzeniach, ma w rodzinnej pamięci doświadczenie poniżenia i bezsensownego cierpienia. I dobrze oswoiło się z narracją, że warto cierpieć, bo za to przychodzi nagroda, a przynajmniej uznanie. A najlepiej cierpieć najbardziej ze wszystkich – wszak o tym opowiada ikonografia każdego polskiego starego kościółka.
Nieelitarne korzenie fenomenu pamięci o Powstaniu potwierdza CBOS: „Pogląd, że powstanie warszawskie jest ważne dla wszystkich Polaków, w dość równym stopniu jest rozpowszechniony wśród wszystkich grup respondentów. Nieco częściej od innych sądzą tak pracujący na własny rachunek, robotnicy niewykwalifikowani oraz respondenci deklarujący światopogląd prawicowy".
Powstańcza opowieść o cierpieniu pomaga nam naszą prywatną narrację boleści i niedocenienia opakować w coś, co tworzy wspólnotę. Stworzyć świecki rytuał, w którym wreszcie ktoś na zauważy, choćby dzięki racom zadymiającym całe centrum miasta. Ale też pozwala jakoś rozpoznać własne doświadczenia i pamięć w losach innych ludzi.
To już coś. Ale tylko dla nas.
To, czego do tej pory nie zrobiliśmy, to nie uczciliśmy Powstania rozmową o tym:
Przed tym wyzwaniem stanęli 80 lat mieszkańcy Warszawy – tak jak teraz, w tej chwili obywatele Ukrainy. Czy naprawdę wszyscy muszą iść walczyć? Czy wszyscy wtedy poszli walczyć?
Światowe potęgi już podzieliły mapy wpływów, Twój los i los Twojego narodu nikogo z nich już nie obchodzi? Światową opinię publiczną już dawno znudziłaś, a wręcz sprawiłeś, że czuje się ona „zmęczona” (z listu do redakcji: „Polacy już dosyć pomogli Ukrainie i naprawdę czujemy się tym zmęczeni”). Jakiego wyboru dokonasz, gdy wszystkie wybory są złe?
A raczej narastającą z dnia na dzień pewność, że wszystko skończy się źle. (Paradoksalnie akurat na to pytanie odpowiedział Jarosław Kaczyński, który przecież nie jest fanem społeczeństwa obywatelskiego. W jego heroicznej opowieści zachowało się jednak coś bardzo istotnego, choć w infantylnej wersji: „W walkę zaangażowane było wiele osób, które nie były wcześniej w Armii Krajowej, w innych organizacjach podziemnych, ludzi, którzy się po prostu przyłączyli. A za tym było zaplecze pomocy medycznej, łączności, różnego rodzaju innych przedsięwzięć, a także produkcji i naprawy broni. Powstał nawet pistolet maszynowy »Błyskawica«. To był wysiłek naprawdę bardzo poważnej części mieszkańców Warszawy. Ta wolność, uzyskana choćby na chwilę, to poczucie wolności były niczym innym jak wyrazem tego, o co chodziło. Bo chodziło o wolność, chodziło o niepodległość”).
Z jakim bagażem psychicznym będą musieli się mierzyć ci, co przeżyją?
Dlaczego ważne jest zbieranie ich relacji wszędzie tam, gdzie to możliwe? Czy rzeczywiście jest tak, jak mówi Kaczyński, że „Powstanie było po to, żeby utrzymać niepodległość. Taki był cel. Nie udało się go zrealizować, ale mit powstania kształtował się, mimo zbrodniczego przeciwdziałania trwał". A jeśli tak było, to od czego to zależało?
Powstanie warszawskie nie było niestety wyjątkowe – i dlatego jest takie ważne dla ludzi z całego świata. W jakimś sensie taką historię opowiada Muzeum Powstania Warszawskiego. Ale tylko dla swoich, dla „młodych Polaków”. I na to Tusk dał dziś 100 mln zł. Reszta zapamięta z 1 sierpnia w Warszawie pewnie Taylor Swift i może race.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze