0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Wyborcza.plFot. Jędrzej Nowicki...

Sala rozpraw

Z jednej strony – oskarżeni. Reżyserka, studentka sztuk pięknych, drobny przedsiębiorca i dziennikarz-aktywista.

Oskarżeni są o naruszenie nietykalności osobistej policjantów. „To było prawie pięć lat temu” – powtarzają. Wielu rzeczy nie pamiętają. Ale wiedzą, że nie atakowali policjantów. Stali i trzymali się za ręce. Jak mieli atakować? To policjanci w kordonie na nich ruszyli i wyciągnęli z szeregu protestujących.

To, co sobie w sądzie oskarżeni przypominają, składa się w przejmującą całość o tym, jak ich potraktowało państwo.

Szczegóły się zgadzają, choć oskarżeni się nie znają, dwie kobiety spotkały się na chwilę skute w radiowozie, mężczyźni zobaczyli się dopiero na sali rozpraw.

Z drugiej strony – poszkodowani naruszeniem nietykalności policjanci. Świadkowie.

W służbie od 20 do 5 lat. Nadal w prewencji. Trzech młodych, silnie zbudowanych mężczyzn. Ci nie pamiętają z tamtej nocy nic. Walczą o to, by sąd odczytał ich zeznania sprzed prawie pięciu lat. Kiedy jednak obrońcy dociskają, wśród niepamięci pojawiają się drobiazgi.

Szczegóły, które jednak do siebie wcale nie pasują.

Te niezgodności być może zaświadczą na korzyść oskarżonych. Ale wygląda na to, że ani prawdy, ani sprawiedliwości sąd w imieniu Rzeczypospolitej wymierzyć nie zdoła. Za późno.

Prokuratorka sprawia wrażenie nieobecnej, patrzy przez okno. Sędzia – wydaje się poirytowana. Chyba tym, że obrońcy zadają policjantom pytania szybciej, niż zdąża je zanotować protokolant. A adwokaci (jest ich czworo) zasypują poszkodowanych policjantów pytaniami, by przebić się przez mur niepamięci.

Ale kiedy kolejny adwokat dociska „Ale przecież pan zeznał, że…”, sędzia musi przerwać: „Proszę poczekać, panie mecenasie”. Mija chwila i świadek odpowiada, że nie pamięta.

Sprawa

W sądzie rejonowym dla Warszawy Żoliborza rozpoczął się 15 lipca 2025 roku proces karny sześciu osób zatrzymanych w nocy z 22 na 23 października 2020 na ulicy Mickiewicza w Warszawie, czyli koło domu Jarosława Kaczyńskiego (na zdjęciu głównym).

To był pierwszy dzień po wyroku TK Julii Przyłębskiej wprowadzającym praktycznie całkowity zakaz aborcji. Spontanicznie zebrany tłum przemaszerował wtedy spod Trybunału przez miasto aż na Mickiewicza. I tam został zablokowany przez policję. Która nagle zrobiła się brutalna. Użyła gazu.

Opisywaliśmy to wtedy na bieżąco:

Przeczytaj także:

Policja zatrzymała wtedy kilkanaście osób pod zarzutem udziału w nielegalnym zgromadzeniu. Tę sprawę prokuratura umorzyła, bo zgromadzenie nie było nielegalne. Nielegalny był za to rządowy zakaz zgromadzeń w pandemii. Gdyż został wydany bez podstawy prawnej w ustawie. I to już wiadomo.

Sprawa sześciu osób (dwie do sądu 15 lipca nie dotarły) jest inna, bo sześciu policjantów (sąd zdążył przesłuchać tylko trzech) 23 października rankiem złożyło zeznania, że zostali przez oskarżonych zaatakowani. Szarpani za mundur „w toku wykonywania czynności służbowych”, „kopnięci” oraz „popchnięci, wskutek czego przemieszczali się i wpadli na funkcjonariuszy w kordonie za nimi”.

To jest zarzut z art. 222 par 1 Kodeksu karnego. Kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3

Obrońcy apelowali do obecnego szefa prokuratury Adama Bodnara o umorzenie, ale sprawa w sądzie jest. I sąd próbuje po pięciu latach ustalić, co się stało na Mickiewicza.

Ludzie wchodzą na salę sądową
Przed salą rozpraw 15 lipca 2025. Na samej sali nie można było robić zdjęć. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk

Oskarżeni: „Staliśmy, trzymając się za ręce”, "Nigdy nie stosuję przemocy”

Sześciogodzinna rozprawa zaczęła się od wysłuchania oskarżonych. Nikt nie przyznał się do winy. Dowodami przeciw nim są zeznania policjantów złożone tuż po demonstracji. Jednocześnie oskarżeni zeznają, że w trakcie i po demonstracji działy się rzeczy co najmniej niepokojące. I dotyczą zachowania policji. Pytanie więc, kto tu naprawdę powinien być oskarżony.

Reżyserka: „Prawie pięć lat temu brałam udział w pokojowej manifestacji po wyroku TK dotyczącego elementarnych praw kobiet. Byłam tam w charakterze pokojowym z osobami, których nie znałam. Nie przyznaję się do naruszenia nietykalności policjanta. Zarządzam dużym zespołem ludzi, nie dopuszczam przemocy w relacjach z innymi.

Stałam z innymi kobietami i mężczyznami pod ręce. Funkcjonariusze rozbili ten rząd osób. Zostałam wciągnięta do radiowozu, związana trytytkami, potem skuta. Nie stawiałam oporu. Na komisariacie usłyszałam „Tu Konstytucja nie obowiązuje”. Zostałam poddana rewizji osobistej.

Tej nocy zatrzymano wiele osób, rozwożono je na różne komisariaty.

Dziennikarz: Nie przyznaję się do winy. Ale zeznania złożę dopiero po wysłuchaniu świadka-policjanta (tego dnia na rozprawie do tego już nie dojdzie).

Drobny przedsiębiorca: Wieczorem po powrocie z pracy zobaczyłem na Facebooku, że jest demonstracja i pojechałem na rowerze, żeby sprawdzić, o co chodzi. Pod domem Jarosława Kaczyńskiego demonstracja stanęła. Przypiąłem rower i poszedłem zorientować się, co się dzieje na czole marszu.

Wtedy – po wezwaniach do rozejścia się – policja zaczęła napierać na protestujących. Miała tarcze i kaski. W pewnym momencie kordon się rozstąpił i chcieli wciągnąć chłopaka, który stał przy mnie. Próbowałem go przytrzymać za rękę, ale się nie udało. Potem zaczęli wciągać mnie.

Wiem z relacji filmowej na FB, bo sam tego nie pamiętam, że w mojej obronie wystąpiły kobiety. Jeden policjant wyciągnął gaz, ale go nie użył, tylko – chyba niechcący – uderzył jedną z pań w twarz. Ja leżałem na ziemi, ciągnęli mnie za kaptur po ziemi, aż go urwali. Miałem otarcia na czole (Robiłem potem obdukcję).

Dostałem gazem po oczach.

Następnie zostałem zaciągnięty do radiowozu. Zostałem skuty. Na komisariacie zajął się mną prawnik pro bono. I dobrze, bo mógłbym podpisać to, co mi podsuwali.

Studentka: Byłam na pokojowym proteście, trzymaliśmy się za ręce i stałyśmy. W pewnym momencie policjanci zaczęli nas pchać, przewracać i deptać. Mnie przytrzymali za włosy, bym nie wstała [widać to na zdjęciu, które obrona okazuje w sądzie]. Podniosłam się, ale dziewczyna obok mnie upadła, deptali ją, próbowałam jej pomóc. Podniosła się, ale ja upadłam i wtedy mnie wyciągnęli na drugą stronę. Nie stawiałam oporu. Ciągnęli mnie po ziemi, założyli trytytki na ręce. Dostałam ataku astmy. Policjanci odmówili pomocy.

Co było dalej?

Studentka ogląda zdjęcia z demonstracji, wskazuje policjanta, który ją potem zmuszał, by podpisała nieprawdziwy protokół z zatrzymania.

Jak się okazuje, wszystkim oskarżonym wpisywano tam, że sami przyznają się do ataku na policję. I nie było informacji, że zatrzymani po ataku policji sami są poszkodowani: mają otarcia i poszarpana odzież.

Wszyscy odmawiają podpisania protokołu, bo nie atakowali policjantów. W związku z tym pisanie krótkiego protokołu trwa kilka godzin. Zajmujący się tym policjanci czasem wychodzą, jakby się z kimś konsultowali (jeden ze świadków policjantów nawet sobie to prawie przypomni. Powie, że nie może tego wykluczyć, gdyż był wtedy w służbie przygotowawczej i niewiele wiedział).

Protokół. „To była nieprawda”

Kluczowy okazuje się właśnie moment podpisania protokołu z zatrzymania.

Studentka: Powiedzieli, że wezwą pomoc lekarską, kiedy podpiszę protokół. Przemyciłam w ubraniu telefon, zadzwoniłam po mamę, która jest prawniczką. Przyjechała z zaświadczeniem lekarskim, że choruje na astmę i istotnie potrzebuję pomocy. Powiedziała, że protokołu w tej wersji nie podpiszemy. Powołała się na przepisy. Pomoc lekarską dostałam, jak już było jasno.

Reżyserka: Nie podpisałam protokołu zatrzymania, bo tam były rzeczy nieprawdziwe. Nie było tego, co ja mówiłam i mój obrońca. Zmuszali mnie do podpisania wiele razy podniesionym głosem. Sytuacja była opresyjna.

Przedsiębiorca: Policjant przedstawił mi do podpisu raport z przebiegi zdarzeń, że to ja naruszyłem nietykalność cielesną policjanta. Nie zgodziłem się tego podpisać. Policjant był bardzo natarczywy i niemiły, jakby to, co robi, sprawiało mu satysfakcję. Ostatecznie podpisałem wersję z dopisaną moją wersją. Była to trzecia wersja protokołu. Dwie pierwsze nie odpowiadały prawdzie.

Widziałem, jak chcą zmusić do podpisania protokołu młodą dziewczynę. Nie miała prawnika. Zacząłem krzyczeć, by nic nie podpisywała. W oczekiwaniu na transport na dołek rozmawiałem z tym policjantem, który mnie ujął. Było mu ewidentnie głupio, tłumaczył się, że on gazu nie używał. Był tak zmęczony, że w trakcie tego pilnowania mnie usnął.

Zeznają poszkodowani policjanci. „Nie pamiętam”

To była dużo bardziej dramatyczna część rozprawy, choć po zeznaniach oskarżonych trudno to było sobie wyobrazić. Pierwszy świadek pokrzywdzony był najwyższy rangą, już w pierwszym dniu protestu w 2020 roku był zastępcą dowódcy kompanii. Miał wtedy 35 lat, w policji służy do dziś, od 20 lat. Przed salą sądowa serdecznie witał się z pozostałymi policjantami. Ten świadek najwięcej nie pamiętał.

Zeznaje świadek nr 1. „Miałem siniaki, nie pamiętam, gdzie”

Świadek nic o sprawie nie wie, chce odczytania swoich zeznań z 2020 r. Nie wie, o jaki protest chodzi, „przecież były ich setki”. Nie pamięta, od jakiego zdarzenia zaczęły się protesty kobiet, nie wie, kiedy TK Przyłębskiej wydał wyrok w sprawie aborcji, nie wie/nie pamięta, dlaczego kordon policji stanął na Mickiewicza.

Nie pamięta, kto był jego przełożonym w tamtym czasie. Nie wie, jaki był powód akcji, poza tym, że chodziło o zagrożenie dla ładu i porządku. A na tym zgromadzeniu dochodziło do rzucania kamieniami w policjantów.

Obrońca zauważa, że to nie mógł być powód założenia kordonu, bo ludzie rzucali kamieniami po postawieniu kordonu, a nie przed. Poza tym to akurat nie dotyczy żadnego z oskarżonych. A co do tego o marszu, to wiadomo, że pokojowo szedł przez cale miasto. Co się stało na Mickiewicza? Świadek odpowiada formułką, że chodziło o naruszenie ładu i porządku.

Obrońca cytuje notatkę innego policjanta, że powodem blokady była „nielegalna spontaniczna demonstracja”. Jeśli tak, to policja działałaby bezprawnie, bo demonstracja spontaniczna nie jest nielegalna. Świadek twardo odpowiada, że nie może brać pod uwagę tego, co napisał ten najwyraźniej młody i niedoświadczony policjant. On sam niczego takiego nie pamięta.

Dalej jednak zeznaje, że tego dnia podlegało mu dokładnie 94 policjantów. Nie pamięta jednak, gdzie byli.

Ustalenie okoliczności naruszenia nietykalności tego policjanta jest więc z powodu niepamięci niemożliwe. Nie da się sprawdzić tego, czy zeznanie z 2020 jest poprawne i nie zawiera choćby błędów i pomyłek.

Z zeznań tego świadka wynika jednak, że w jego 20-letniej służbie naruszenie nietykalności zdarzyło mu się tylko kilka razy, i w większości przypadków w czasie indywidualnych interwencji. Choć obrońcy udaje się wydobyć ze świadka ten fakt, to świadek niczego o tej konkretnej, wyjątkowej w karierze sprawie przypomnieć sobie nie jest w stanie.

W pewnym momencie mówi wprawdzie: „widziałem, jak mnie kopnął”. Adwokat więc drąży, „ale jak kopnął? Widział to pan, więc proszę powiedzieć, gdzie ten człowiek stał i jak kopnął?”. Sędzia przerywa, bo pytania padają dla protokolanta za szybko. Dalej świadek już niczego nie pamięta.

Wie tylko, jak już zeznał w 2020 roku, że ktoś go kopnął, i pamięta, że rozpoznał wtedy sprawcę, ale dziś go nie rozpozna. Szczegółów kopnięcia nie pamięta, poza tym, że miał siniaka, którego nikomu nie pokazał. Odczuwał z powodu tego kopnięcia ból przez kilka dni. Ale nie pamięta, w który miejscu odczuwał. Do lekarza nie poszedł, gdyż było wtedy dużo zadań. Zeznania o naruszeniu nietykalności złożył niejako przy okazji robienia dokumentacji ze zdarzenia. Nic więcej nie pamięta ze względu na upływ czasu.

Obrońcy próbują dojść, jak wygląda dokumentacja z takiej interwencji. Świadek podkreśla, że zawiera ona rozliczenie „sił i środków” i zapewne znajduje się w policyjnych archiwach. Jednak o stosowaniu przymusu bezpośredniego decydują sami policjanci, indywidualnie. On na pewno go nie stosował, a na jego stanowisku nie trzeba mieć notatnika służbowego, w którym byłoby to odnotowane.

„Tego dnia nie użyłem gazu” – mówi. „A, to jednak pamięta pan ten dzień?” – dopytuje obrońca.

Protokolant znowu potrzebuje czasu, a po tej chwili świadek już nic więcej nie pamięta.

Obrońca pyta więc, czy świadek ma kłopoty neurologiczne i czy kłopoty z pamięcią nie są brane pod uwagę przy odnawianiu mu dostępu do tajemnic państwowych (świadek taki dostęp ma). Świadek, wyraźnie zirytowany, odpowiada, że zeznaje pod rygorem mówienia prawdy i jeśli czegoś nie pamięta, to nie można go zmusić do zmiany zeznań.

Świadek policjant nr 2. „Na początku było spokojnie”

Ma dziś 43 lata i niższą szarżę. Też jest policjantem prewencji.

Pamięta trochę więcej, na przykład to, że brał udział w zabezpieczeniach na Mickiewicza. Ale tych zgromadzeń było dużo, więc nie pamięta szczegółów.

A zgromadzenie, kiedy doszło do naruszenia jego nietykalności? Pamięta. „Było na Mickiewicza i zatrzymałem osobę w związku z naruszeniem nietykalności. To było w momencie napierania tłumu na policjantów”.

Ten świadek więc zeznaje, że to tłum ruszył na policjantów. Ale mówi też – inaczej niż pierwszy świadek – że na początku na Mickiewicza demonstranci byli spokojni.

Kluczowe staje się, w co wyposażona była policja, kiedy „tłum ruszył”. I tu świadek zeznaje, że najpierw policja nie miała hełmów i tarcz, a potem miała. Nie pamięta jednak, czy w momencie, kiedy „tłum ruszył”, miała. A to byłoby ważne dla ustalenia, czy drobna kobieta albo mężczyzna w stroju półsportowym mogliby naruszyć nietykalność ciężko uzbrojonego i chronionego tarczą policjanta. Świadek pamięta jednak dobrze, że na tym zgromadzeniu na policjantów leciały kamienie.

Obrażeń po naruszeniu nietykalności świadek nie miał, a przy zatrzymaniu „tej osoby” wsparli go inni policjanci. Samo naruszenie świadek pamięta raz tak, że „ta osoba wdarła się za kordon”, a raz, że „została tam wciągnięta”. Powtarza, że sytuacja była „dynamiczna” i że trzeba było uważać na lecące kamienie. Osoba mogła wejść albo zostać wciągnięta. Świadek dodaje, że szczegóły mogą znać „policjanci z Kielc”, bo wtedy tam byli.

Lecące kamienie, choć odnotowane w relacjach dziennikarskich z tej demonstracji, nie mają nic wspólnego z żadnym z oskarżonych. Oni stali na czole pochodu, tuż przed kordonem policji. Nie zeznali, by w ich stronę leciały w momencie interwencji policji.

Świadek zeznaje, że po wtargnięciu/wciągnięciu „osoba była spokojna i nie stawiała oporu”. To o oskarżonym dziennikarzu. Ten przypomina przed sądem, że po tym rzekomo agresywnym zachowaniu został po prostu zostawiony sam – bo policjant poszedł szukać buta, który policja zgubiła zatrzymanemu, ciągnąc go po jezdni.

Świadek nr 3. „Nie pamiętam, byłem młodym policjantem”

Ma dziś 26 lat, nadal jest policjantem prewencji, w służbie od 2019 roku.

Na początku zeznaje tak, jakby sprawę dobrze pamiętał. Mówi naturalnym językiem o tym, że to był okres protestów i Covidu. I że zgromadzenia były zakazane i nielegalne. Ale zgromadzenie na Mickiewicza pamięta, bo to był pierwszy dzień protestów, a policjantów ściągnięto z urlopów.

Był wtedy policjantem liniowym, mieli polecenie nie wpuścić protestujących w ulicę Potocką. Ludzie wyrażali sprzeciw wobec tego, co dzieje się w Polsce. Ale – dodaje świadek – wyrażali to w sposób naganny. „Tam biegną tory tramwajów i w policjantów leciały kamienie i inne przedmioty”.

Od tego momentu świadek przestaje jednak sobie cokolwiek przypominać i przechodzi na formalny język.

Nie pamięta incydentu z naruszeniem jego nietykalności. Odsyła, jak koledzy, do zeznań z 2020 roku. Zeznaje, że oskarżony „napierał na niego rękami”. Adwokat odczytuje zeznanie z 2020 roku, gdzie stoi czarno na białym, że „napierał całym ciałem, wraz z tłumem”.

„A może to ludzie napierali albo byli naciskani?” – pyta adwokat. Świadek nie pamięta, ale wie, że w 2020 r. zeznał prawdę.

Nie pamięta, dlaczego protokół z zatrzymania człowieka, który miał naruszyć jego nietykalność – krótki dokument – sam pisał 2 godziny i 15 minut. Oskarżony zeznał wcześniej, że wersji dokumentu były trzy, ale dwie były nieprawdziwe. Świadek jednak przypuszcza, że na komendzie było dużo ludzi i utrudniony był dostęp funkcjonariuszy do komputerów. „Ale skoro pan wpisał godzinę rozpoczęcia pisania protokołu, to dostęp do komputera pan miał?” – pyta adwokat. Świadek nie wyklucza, że rzeczywiście było kilka wersji protokołu.

Ale tego nie pamięta.

Ta sprawa nadal mrozi

Dziennikarz-aktywista to Kajetan Wróblewski. On jeden zgadza się wystąpić w tej relacji pod nazwiskiem. Pozostali podkreślają, że to mogłoby zaszkodzić, m.in. współpracownikom.

Wróblewski podkreśla, że ustalanie prawdy w takie sprawie nie jest wymierzaniem sprawiedliwości a nękaniem aktywistów. Na tym polegał system stworzony przez PiS. By ludzie zabierający głos w sprawach publicznych tracili potem czas w sądach, aż im się tej aktywności społecznej odechce. Wróblewski mówi też, że ta sprawa ma wymiar i symboliczny, i obywatelski, i polityczny.

Symboliczny jest taki – mówi – że za ministra Bodnara ściga się ludzi za udział w demonstracjach w obronie praw człowieka, a ludzie, którzy te prawa łamali, ścigani nie są.

Drugi aspekt jest taki, że w demonstracjach w 2020 r. przede wszystkim brali udział ludzie młodzi. To dla nich straszliwa nauka. Po raz pierwszy zabrali głos publicznie, o coś się upomnieli i teraz ponoszą konsekwencje.

A patrole Bąkiewicza latają po Polsce bezkarnie. Tak się wywołuje efekt mrożący – mówi Wróblewski.

No i jest jeszcze aspekt polityczny: po takich doświadczeniach ci ludzie nigdy w życiu na żadną Koalicję Obywatelską nie zagłosują. Czy nikt tego nie widzi?

***

Kolejne rozprawy we wrześniu i październiku. Sąd ma wysłuchać dwóch oskarżonych i kolejnych poszkodowanych świadków-policjantów. Obrońcy występują o ściągnięcie akt archiwalnych policji z pierwszego dnia protesty kobiet. Oraz notatników tych poszkodowanych policjantów, którzy mieli obowiązek je prowadzić.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze