0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

"Co nas najprawdopodobniej czeka? Po pierwsze, ograniczenie pluralizmu politycznego, poprzez ograniczenia swobodnego tworzenia i funkcjonowania organizacji społecznych. Po drugie, ograniczenie wolności zgromadzeń. Po trzecie, ograniczenie wolności słowa.

Ograniczania wolności wypowiedzi widać już wyraźnie. Mamy do czynienia z coraz większą cenzurą. Jaskrawym przykładem cenzury była oczywiście ingerencja w listę przebojów Trójki. Media publiczne zostały zdegradowane do roli służby partyjnej, a prywatne media, które jeszcze aspirują do niezależności, stają się niezwykle ostrożne" - mówi prof. Mirosław Wyrzykowski - profesor nadzwyczajny i były dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu Nauk Prawnych PAN (2011-2015), sędzia Trybunału Konstytucyjnego (2001-2010).

Anna Wójcik, OKO.press: Marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła, że wybory prezydenckie zostaną przeprowadzone 28 czerwca. Konstytucjonaliści przestrzegają, że te wybory nie będą zgodne z konstytucją, wobec czego ktokolwiek je wygra, będzie miał bardzo słabą legitymację. Co w tej sytuacji mają zrobić obywatele wierzący w konstytucję?

Prof. Mirosław Wyrzykowski: Niezgodność z konstytucją to najpoważniejsza wada wyborów. Obywatele zostali złapani w diabelską pułapkę. Zostali postawieni przed wyborem między udziałem w akcie wyborczym, który od samego początku był niekonstytucyjny - i takim pozostaje - a działaniami, które mogą być interpretowane jako ratowanie resztek porządku demokratycznego.

Wyjście z takiej diabelskiej pułapki jest niezwykle trudne. Mamy alternatywę: albo udział w wyborach obarczonych oczywistą niekonstytucyjnością, albo odmowa udziału w kolejnym etapie destrukcji porządku konstytucyjnego. Każdy musi tę kwestię rozstrzygnąć sam - w swoim rozumieniu obywatelskości, w rozumieniu odpowiedzialności za działanie albo zaniechanie.

Każdy musi też rozstrzygnąć, jakimi wartościami będzie się kierował w momencie podejmowania tej decyzji. Każde z tych dwóch rozstrzygnięć będzie miało swoje własne, poważne uzasadnienie. Tyle że będą to uzasadnienia pochodzące z różnych porządków: konstytucyjnego i politycznego.

Przeczytaj także:

Senat podjął jednak próbę przybliżenia procesu wyborczego do wymogów konstytucyjnych.

To miała być naprawa złej ustawy. Poprawki zostały przyjęte przez ogromną większość Senatu. Naiwnym mogło się wydawać, że mimo doświadczeń ostatnich pięciu lat fakt głosowania za poprawkami senatorów PiS jest wskazówką, że osiągnięty został kompromis, który będzie dotrzymany i ustawa uzyska kształt określony tymi racjonalnymi poprawkami.

Naiwność została ośmieszona przez większość Sejmu, bowiem trzy najważniejsze poprawki zostały odrzucone. Każda poprawka miała uzasadnienie, ale niektóre z nich były decydujące dla oceny poziomu demokratyzmu i powszechności wyborów. W argumentacji prawniczej obowiązuje zasada, że argumentów się nie liczy, argumenty się waży. A to oznaczało, że te trzy odrzucone poprawki Senatu na szali wyborów demokratycznych ważą znacznie więcej, aniżeli poprawki przyjęte.

Tym samym nie stworzono warunków, żeby zaplanowane wybory prezydenckie można było uznać za spełniające przesłanki konstytucyjne. Te które są określone w artykule 127 Konstytucji: wybory prezydenckie są powszechne, równe, bezpośrednie i odbywają się w głosowaniu tajnym.

Czy nie wprowadzając stanu klęski żywiołowej, władza również naruszyła konstytucję?

W konstytucji są trzy stałe fragmenty gry. Po pierwsze - prawa i wolności obywatelskie. Po drugie - struktura i mechanizm funkcjonowania organów państwa, czyli maszyneria państwowa. Po trzecie - stany nadzwyczajne.

Przypomnę, co powtarzano wielokrotnie w ostatnich miesiącach, że w konstytucji mamy przepisy regulujące wprowadzenie w państwie stanu nadzwyczajnego klęski żywiołowej. Faktycznie ten stan zarządzono przez przepisy ustawy epidemiologicznej i ustaw nadzwyczajnych, czy specjalnych, głównie za pomocą rozporządzeń.

Nie po raz pierwszy mamy do czynienia z ucieczką od konstytucji tylko po to, żeby nie realizować tych funkcji państwa, które zostały ustalone przez naród.

Pamiętajmy, że konstytucja jest dziełem narodu. Została przyjęta w referendum konstytucyjnym. Naród określił sytuacje, w których, ze względu na występujące okoliczności, może i powinien być zastosowany mechanizm rezerwowy, czyli jeden ze stanów nadzwyczajnych.

W dyskusji o przełożeniu terminu wyborów prezydenckich wskazywano też na artykuł 131 konstytucji, który mówi, że gdy prezydent nie może wykonywać swoich obowiązków, przejmuje je Marszałek Sejmu. Czy nie byłoby to dopuszczalne rozwiązanie, pozwalające na przeprowadzenie głosowania po końcu kadencji Andrzeja Dudy, gdy ustanie epidemia?

W dyskusji o przełożeniu terminów wyborów poszukiwano pewnych protez ustrojowych. A mieliśmy klarowną sytuację konstytucyjną: w związku z epidemią należało wprowadzić stan klęski żywiołowej. Niewprowadzenie tego stanu to rodzaj zaniechania konstytucyjnego, który jest elementem niekonstytucyjności całego mechanizmu wyborczego.

Na niekonstytucyjną wadliwość mechanizmu wyborczego wskazują też inne jego ułomności. Pamiętamy, że w okresie krótszym niż na sześć miesięcy przed wyborami nastąpiła zmiana kodeksu wyborczego. Stanowi to delikt konstytucyjny, określony w 2011 roku w jednym z ważniejszych ustrojowo orzeczeń wydanym przez Trybunał Konstytucyjny.

Po trzecie, w konstytucji jest wyraźnie powiedziane, w jakim okresie mogą się odbyć zarządzone wybory.

"Analiza niektórych przepisów konstytucyjnych prowadzi do wniosku, że ustawy wyborcze nie mogą być zmieniane z wykorzystaniem nadzwyczajnej sytuacji, w której państwo się znalazło lub dla doraźnych celów politycznych. Art. 228 ust. 6 Konstytucji ustanawia bezwzględny zakaz zmiany ustaw wyborczych w okresie stanu nadzwyczajnego, tj. stanu wojennego, stanu wyjątkowego oraz stanu klęski żywiołowej. W tym zakresie ustawy wyborcze zostały poddane takiej samej ochronie jak Konstytucja i ustawy o stanach nadzwyczajnych, które również w okresie stanu nadzwyczajnego nie mogą być zmieniane. Ustrojodawca zakazał również procedowania nad ustawami wyborczymi w trybie pilnym (art. 123 Konstytucji). Tym samym dał wyraz przekonaniu, że zmiany prawa wyborczego nie mogą następować pospiesznie, lecz muszą być poprzedzone rzetelną debatą parlamentarną."

Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, a w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej - nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów.

Dalej, naruszony został – rażąco – tryb uchwalania, w tym zmiany, kodeksu wyborczego określony w Konstytucji oraz Regulaminie Sejmu. Biorąc pod uwagę te wady, nie sposób bronić konstytucyjności czerwcowych wyborów.

Wybory dotyczą najważniejszego politycznego prawa obywatelskiego. Jeżeli mamy tak wiele uzasadnionych, gruntownych zastrzeżeń dotyczących procesu wyborczego, to znaczy, że obywatele pozbawieni zostali podstawowego prawa politycznego zgodnego z Konstytucja RP, jakim są wybory prezydenta w 2020 roku. .

Trzeba nazwać rzeczy po imieniu: politycy zdecydowali się na rozwiązanie w oczywisty sposób konstytucyjnie wadliwy. Uczynili to w imię ratowania ułomnego procesu wyborczego. Tyle, że ten kompromis polityczny, przy pewnej aprobacie zmęczonego i zniechęconego społeczeństwa, nie uzyska statusu konstytucyjności.

Jedyne zgodne z Konstytucją rozwiązanie istniejącego kryzysu konstytucyjnego to ogłoszenie stanu klęski żywiołowej i przeprowadzenie - także wówczas konstytucyjnie ułomnych - wyborów prezydenckich po spełnieniu warunków określonych w art. 232 w związku z art. 228 ust. 7 Konstytucji RP.

Czy po 1989 roku mieliśmy do czynienia z porównywalną sytuacją niezgodności wyborów z konstytucją?

Nie, w ciągu ostatnich trzech dekad w Polsce nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Do tego w trakcie ćwierćwiecza demokratycznej Polski nie miała miejsca sytuacja, z którą mierzymy się od 2015 roku, od kiedy konstytucja jest świadomie i celowo naruszana przez konstytucyjne organy państwa.

To ważne rozróżnienie: konstytucji "się nie narusza"; konstytucja jest naruszana, jest podmiot, który to czyni.

Podmiotami łamania konstytucji są konstytucyjne organy państwa: prezydent, prezes rady ministrów, rząd, parlament i w tej chwili również Trybunał Konstytucyjny. W związku z tym mamy do czynienia z sytuacją całkowicie nową.

Oceny ważności wyborów dokonają sędziowie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Co w tej sytuacji powinni zrobić?

SN będzie oceniał ważność wyborów, kwestionowanych w trybie protestów wyborczych, stosując zróżnicowane kryteria, znane z poprzednich wyborów parlamentarnych, lokalnych czy prezydenckich.

No, ale kwestia zupełnie podstawowa dla prawników: aby coś było ważne, musi być zgodne z prawem. Nie może być ważny akt, który jest niezgodny z konstytucją. Wówczas łamie się cały porządek konstytucyjny.

Problem polega na tym, że ten porządek konstytucyjny został już złamany w trakcie przygotowywania wyborów. Tyle, że część opinii publicznej tak bardzo przywykła do sytuacji łamania konstytucji, jej destrukcji, że gotowa jest zaakceptować pewien poziom niekonstytucyjności w imię większego dobra, czy mniejszego zła.

Rozważmy, co jest mniejszym złem, co jest większym dobrem. Czy mniejszym złem jest stworzenie ułomnej procedury wyborczej?

Oczywiście, jeśli mamy w pamięci, że 10 maja miały się odbyć wybory prezydenckie według zupełnie niekonstytucyjnej procedury wyborczej, to może się komuś wydawać, że teraz, skoro ustawa jest „poprawiona”, to mamy do czynienia z "mniejszym złem". Ale czy mamy większe dobro?

To jest pytanie o to, jakie miejsce w porządku dóbr obywatelskich, społecznych, państwowych zajmuje konstytucja. Nie jestem fundamentalistą konstytucyjnym. Konstytucja to akt prawny, który ma nadawać formę i treść życia publicznego, życia państwa. Jest żywym instrumentem prawnym, ponieważ dotyczy żywego organizmu państwowego i społecznego. Podlega interpretacji, ale interpretacji dokonanej w zgodzie z regułami wykładni konstytucji, a tym samym życzliwej wartościom konstytucyjnym.

Tyle, że wszelkie łamańce interpretacyjne, o których mówiłem także na II Kongresie Praw Obywatelskich, szwindle argumentacyjne, są zaprzeczeniem rozumienia istoty i funkcji konstytucji.

Trzeba negliżować tę antywartość rozumowań antykonstytucyjnych. Albo inaczej: nierozumność rozumowań antykonstytucyjnych. Nierozumność w sensie czystej logiki prawa i nierozumność w sensie funkcji, jaką spełnia tego typu argumentacja, jako działanie przeciwne racji stanu. A racja stanu jest zawarta w konstytucji.

Sztuka interpretacji konstytucji została zdegradowana już nawet nie do rzemiosła interpretacyjnego, ale do partactwa interpretacyjnego.

Dodatkowo kwestia stwierdzenia ważności wyborów prezydenta komplikuje się ze względu na wątpliwości ustrojowe dotyczące statusu sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i samej Izby.

Czy w pana ocenie, opozycja demokratyczna, przystając na czerwcowe wybory, obarczone nieuleczalną wadą niekonstytucyjności, przestaje być wiarygodna jako broniąca konstytucji? Czy nie zamazuje się podział na demokratów broniących ustawy zasadniczej i władzę, która konstytucji nie szanuje?

Opozycja demokratyczna była i jest dalej obrońcą konstytucji. Nie mogę się zgodzić, że to jest pozór obrony, że nie ma klarownego podziału między opozycją demokratyczną, czyli szanującą konstytucję (to część opozycji) i pozostałą częścią układu partyjno-politycznego w Polsce. Podział na obrońców konstytucji i na tych, którzy konstytucję łamią uznaję za klarowny.

Natomiast wchodzimy w inną sferę problemów, nie akademickich, nie refleksji z boku sine ira et studio, ale w pewien dynamiczny porządek zdarzeń politycznych.

Rozumiem argumentację polityczną. Nie podzielam jej, ale rozumiem ją z punktu widzenia celów, które stawiają sobie partie. Nie podzielam żadnego z tych argumentów, ponieważ są one są z innego niż mój porządek rozumowania. Należą one do porządku rozumowania politycznego, a nie prawno-ustrojowego, konstytucyjnego.

Gdy rozumuje się w porządku politycznym, traktuje się konstytucję nie jako nienaruszalną podstawę, ale jako instrument. Innymi słowy, dochodzi do instrumentalizacji konstytucji dla celów politycznych. Instrumentalizacja jest często stopniowalna: od wykładni, która uwzględnia zasady konstytucyjne i zasady wykładni konstytucji, do pozoru wykładni konstytucji, która ani nie uwzględnia istoty konstytucji, ani nie stosuje zasad właściwych dla wykładni konstytucji.

To moja odpowiedź na pytanie, co w tej chwili robią politycy.

Jaka będzie pozycja ustrojowa osoby, która zostanie wybrana na urząd Prezydenta RP w niekonstytucyjnych wyborach?

Pozycja ustrojowa będzie taka sama, bo ona jest określona przez konstytucję. Natomiast legitymacja, czyli społeczne, polityczne, psychologiczne, etyczne, estetyczne uzasadnienie będzie niezwykle wiotkie. I będzie zawsze – zasadnie - kwestionowane. Po wyborze, jedni będą się smucić, inni cieszyć.

Ale wszystkie zastrzeżenia, o których mówię, będą dotyczyły każdego wybranego na funkcję Prezydenta RP.

Mamy dwa scenariusze z perspektywy możliwości legitymizacji prezydenta wybranego w 2020 roku.

Pierwszy, zwycięża kandydat opozycji demokratycznej. O ile jego wybór nie zostanie unieważniony przez Sąd Najwyższy, wówczas rozpoczyna kadencję z niezapisaną, czysta kartą. Od niego będzie zależało w jaki sposób będzie realizował kompetencje i zadania określone w Konstytucji: czuwania nad jej przestrzeganiem, stanie na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium. Będzie miał szansę wykazania swojej niezależności i tworzenia godności urzędu. To będzie proces długi i niezwykle trudny, biorąc pod uwagę zastany stan początkowy kadencji.

W przypadku drugiej kadencji urzędującego prezydenta, o ile wybory nie zostaną unieważnione, szanse na legitymizację mandatu będą pochodne osiągniętego poziomu delegitymizacji spowodowane dotychczasowymi działaniami i zaniechaniami tworzącymi delikty konstytucyjne.

Oznacza to w praktyce, że najpierw należałoby oczekiwać takich zachowań, które pozwolą na uznanie, że naprawione zostały wszystkie dotychczasowe szkody konstytucyjne. Następnie w działaniach prezydenta rozpocząć by się musiał etap przywracania wartości konstytucyjnych, w tym w szczególności szacunku dla konstytucji. Przesłanką wstępną takiego scenariusza jest jednak najtrudniejsza do osiągnięcia wiarygodność i zaufanie do intencji i determinacji prezydenta jako strażnika konstytucji. Wiarygodność i zaufanie, jakim musi cieszyć się prezydent RP, jeżeli chce poprawnie wykonywać swoje zadania.

Czy to jest możliwe ?

Mamy w naszej najnowszej historii niezwykły przypadek legitymizacji poprzez efekt własnego działania. Mam na myśli „Sejm kontraktowy”, wybrany 4 czerwca 1989 roku na podstawie norm konstytucyjnych i ustawowych, które były wynikiem ustaleń politycznych Okrągłego Stołu.

Nikt nie odmawiał legalności wyboru Sejmu, ale z wielu stron odmawiano mu politycznej i społecznej legitymacji. Wszak skład polityczny Sejmu, przede wszystkim w zakresie obsadzenia mandatów poselskich przez trzy ówczesne partie polityczne a mianowicie PZPR, ZSL i SD był z góry ustalony w ówczesnej ordynacji wyborczej.

I ten właśnie Sejm, legalny ale z wiotką legitymacją, dokonał w końcu grudnia 1989 roku zmiany ustroju państwa poprzez zmianę Konstytucji. Co więcej, przyjął plan gospodarczy nazwany planem Balcerowicza, który zmienił ustój gospodarczy. I uczynił to ogromną większością głosów. Działając we współpracy i zgodzie wszystkich – niedawno wrogich sobie - sił politycznych w nim reprezentowanych. Poprzez te działania uzyskał taki poziom legitymacji politycznej, że rozpoczął prace nad nową konstytucją tworząc w marcu 1990 roku własną Komisję Konstytucyjną.

Wielokrotnie wypowiadał się pan o pozakonstytucyjnej zmianie ustroju w Polsce. Czy niekonstytucyjne wybory to gwóźdź do trumny demokracji w Polsce?

Zmiany ustrojowe, które następują od 2015 roku, mają charakter ewolucyjny, następowały krok po kroku.

Przypomnijmy pokrótce. W listopadzie i grudniu 2015 rozpoczął się zamach na Trybunał Konstytucyjny.

W grudniu 2015 roku uchwalono ustawę o mediach narodowych, czyli nastąpiło przejęcie publicznej telewizji przez partyjnych nominatów za pośrednictwem Rady Mediów Narodowych. Ten mechanizm określiłem by-passem konstytucyjnym. Pozostawiono Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, utworzono Radę Mediów Narodowych i przeniesiono najważniejsze ustawowe kompetencje KRRiTV, czyli organu konstytucyjnego, do organu ustawowego, jakim jest RMN.

Mieliśmy "reformę" prokuratury, połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Ważną zmianą było nadanie ministrowi sprawiedliwości możliwości odwoływania i powoływania prezesów i wiceprezesów sądów - bez kryteriów, bez uzasadnienia - również w sytuacji, w której istniały określone gwarancje związane z kadencyjnością kierownictw sądów.

W lecie 2017 roku doszło do pozornego uwzględniania przez władze stanowiska opinii publicznej, wyrażonej w wielkich manifestacjach przed Sądem Najwyższym i przed pałacem namiestnikowskim, w którym urzęduje Prezydent RP.

Prezydent podpisał ustawę o sądach powszechnych i zawetował ustawy o SN i o KRS. Było to weto polityczne, które nie było przedmiotem rozstrzygnięcia w Sejmie. Mieliśmy wówczas do czynienia z kolejnym typem zaniechania konstytucyjnego.

Powodem prezydenckich wet było jedynie to, że w pierwotnych projektach ustaw o KRS i SN, władza prezydenta w stosunku do wymiaru sprawiedliwości została ograniczona na rzecz władzy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Dlatego było to weto polityczne. Podczas, gdy powinno to być weto konstytucyjne, motywowane niezgodnością z konstytucją proponowanych rozwiązań.

Później prezydent Duda przedstawił swoje projekty ustaw o SN i KRS, które w niewielkim jedynie stopniu odbiegały od zawetowanych ustaw.

Dalej nastąpiło powołanie upolitycznionej neo-KRS. Później, z udziałem neo-KRS, powołano Izbę Dyscyplinarnej w SN, jako sąd , który – ze względu na swój status – mógłby być utworzony jedynie w okresie stanu wojny. Powołany został, na mocy decyzji większości parlamentarnej i za przyzwoleniem prezydenta, niekonstytucyjny organ państwa, niezgodny z Konstytucja RP i wiążącymi Polskę umowami międzynarodowymi, w szczególności Europejska Konwencją Podstawowych Wolności i Praw oraz Traktatem o Unii Europejskiej i Traktatem o funkcjonowaniu UE. Wyrazem tego było orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 roku, potwierdzone najpierw w grudniu orzeczeniem trzyosobowego składu SN, a następnie w styczniu uchwałą trzech izb SN.

Planowanie przeprowadzenia niezgodnych z konstytucją wyborów to kolejny element procesu łamania konstytucji.

Niestety, obawiam się, że coraz bardziej przyzwyczajamy się do tego, że konstytucja jest naruszana. To wielki społeczny dramat. Zwłaszcza, że powinniśmy być teraz niezwykle czujni. Jeśli godzimy się na ograniczanie podstawowego prawa politycznego, prawa udziału w wyborach, to miejmy się na baczności, po zaraz mogą być ograniczone inne nasze prawa i wolności. Nie dziwmy się, gdy to nastąpi, i nie udawajmy zdziwienia. To jest najprostsza logika zdarzeń ostatnich lat.

Co nas najprawdopodobniej czeka? Po pierwsze, ograniczenie pluralizmu politycznego, poprzez ograniczenia swobodnego tworzenia i funkcjonowania organizacji społecznych. Po drugie, ograniczenie wolności zgromadzeń. Po trzecie, ograniczenie wolności słowa.

Ograniczania wolności wypowiedzi widać już wyraźnie. Mamy do czynienia z coraz większą cenzurą. Jaskrawym przykładem cenzury była oczywiście ingerencja w listę przebojów Trójki. Media publiczne zostały zdegradowane do roli służby partyjnej, a prywatne media, które jeszcze aspirują do niezależności, stają się niezwykle ostrożne.

Jak ktoś ma oczy szeroko zamknięte i założone nauszniki, to niech otworzy oczy i wytęży słuch. Bo zwykły obserwator nie musi nadmiernie ani wytężać wzroku, ani słuchu, żeby usłyszeć dźwięczące sygnały ostrzeżenia przed tym, co nas wkrótce może czekać.

A jeśli już usłyszymy ostrzeżenie, co dalej?

Czesław Miłosz w „Traktacie moralnym” pisał m.in., że

„tak bieg swój lawina zmienia,

po jakich toczy się kamieniach.

Nie jesteś tak bezwolny, możesz,

(...) więc wpłyń na bieg lawiny.

Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,

(...) do tego też potrzebne męstwo”.

My wszyscy jesteśmy kamieniami. Lawina jest okrutna. Miłosz mówi nam, że można zmienić jej bieg.

Każdy powinien wykorzystywać wszystkie możliwości, instrumenty, reguły, całe instrumentarium obywatelskości.

Każda władza ma początek i koniec. Nie ma od tej reguły wyjątków. To niepodważalna, banalna przez powtarzalność, a tym samym prawdziwość konstatacja będąca busolą dla dzisiejszej oceny sytuacji.

Nasza postawa demokratyczna, konstytucyjna, obywatelska, będzie warta tyle, ile po pierwsze – zdołamy opóźniać proces destrukcji porządku konstytucyjnego, a po drugie – ile zdołamy przenieść przez konstytucyjne zgliszcza i ruiny. Aż dojdziemy do momentu, w którym zaczniemy przywracać znaczenie i piękno konstytucji w naszym państwie.

Tylko tyle. Aż tyle.

;

Udostępnij:

Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych. Pracuje w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Stypendystka Fundacji Humboldta, prowadzi badania w Instytucie Maxa Plancka Porównawczego Prawa Publicznego i Międzynarodowego w Heidelbergu.

Komentarze