Żadna z propozycji przedstawionych w Polskim Ładzie nie wzbudziła tylu emocji, co zapowiedź reformy podatków i składek zdrowotnych. Jak wskazywało m.in. OKO.press, najbardziej w propozycji rządu może niepokoić zmniejszanie wpływów finansowych samorządu – bo taki byłby efekt znacznego podwyższenia kwoty wolnej od podatku. Jednak to akurat nie ten aspekt reformy wzbudził największe emocje, lecz mały krok w stronę bardziej progresywnego systemu podatkowo-składkowego.
Przypomnijmy: progresja polega na tym, że osoby bardziej zamożne płacą proporcjonalnie wyższe podatki niż osoby mniej zamożne. Polska w teorii już teraz ma system progresywny, ale – jak wskazuje wielu ekonomistów – w praktyce jest on regresywny. Polski Ład miał to zmienić.
Niektórzy wyrażali po prostu obawy, czy rządzone przez PiS państwo wykorzysta pieniądze z ich podatku we właściwy sposób. Nie brakowało jednak osób, które zaczęły podważać samą ideę progresywności. Wśród nich znalazł się na przykład Leszek Balcerowicz, który dopytywał, na jakiej zasadzie etycznej osoba z wyższym dochodem powinna oddawać państwu większy odsetek zarobków niż osoba z niższym dochodem. Z kolei Łukasz Warzecha straszył, że progresja podatkowa to „równanie w dół”.
W mediach społecznościowych rozpętała się prawdziwa panika. I to pomimo tego, że propozycje PiS-u były naprawdę drobną korektą. Jak obliczyła dwójka ekonomistów z Fundacji Instrat, Michał Hetmański i Damian Iwanowski, po wprowadzeniu tych zmian Polska nadal miałaby niską progresję podatkowo-składkową na tle innych krajów OECD. Niższą niż Estonia, Litwa i Słowenia, nie mówiąc już o takich krajach jak Francja czy państwa nordyckie.
Jeśli to jest „równanie w dół”, to najbogatsze państwa Europy – a nawet te średnio zamożne – już dawno w tym dole siedzą.
Co ostatecznie zostanie z propozycji obecnego rządu, nie wiadomo – projektu ustawy wciąż nie ma, a Jarosław Gowin już wyłamuje się z początkowych założeń. PiS oprócz spełnionych deklaracji, jak 500 plus, ma też długą tradycję pomysłów gospodarczo-społecznych, które brzmiały lepiej lub gorzej, ale nic z nich nie wyszło.
Niemniej temat progresji podatkowej i tak będzie wracał, z PiS-em u sterów państwa czy bez, bo dotyczy on fundamentalnego pytania o kształt polskiego społeczeństwa.
Dlatego warto przypomnieć, dlaczego progresja podatkowa jest cywilizacyjnym standardem, obowiązującym w większości krajów europejskich. I dlaczego Polska – niezależnie od tego, kto będzie sprawował w niej rządy – powinna dążyć do wprowadzenia rozwiązań, które będą progresywne nie tylko na papierze.
Opłata za demokrację
Jednym z głównych celów podatków progresywnych jest obniżanie nierówności społecznych. Nie chodzi o to – jak straszy wspomniany Warzecha – że nagle wszyscy równają w dół albo że nad kimś stawia się betonowy sufit i uniemożliwia zwiększanie dochodów. Rzecz po prostu w zmniejszeniu dystansu między poszczególnymi grupami społecznymi.
I raz jeszcze: w przypadku Polskiego Ładu ta korekta nierówności dochodowych byłaby drobna. To nie tak, że osoba, która zarabia na etacie dwadzieścia tysięcy brutto, nagle zrównałaby się z kimś, kto zarabia trzy tysiące. Początkowe obliczenia wskazywały, że różnica w zarobkach netto między tymi dwiema osobami zmieniłaby się z jedenastu tysięcy złotych do nieco ponad dziesięciu. Innymi słowy, nadal pozostałaby ogromna. Dlatego mówienie o równaniu w dół to czysta demagogia.
Dlaczego jednak w ogóle przejmować się nierównościami i próbować je zmniejszać? Bo gdy wymykają się one spod kontroli, mają negatywne skutki społeczne. Mogą obniżać mobilność społeczną, niszczyć spójność społeczeństwa czy nawet spowalniać rozwój gospodarczy.
Paweł Bukowski i Filip Novokmet w opublikowanym niedawno artykule na temat polskich nierówności dochodowych podkreślają ponownie, że są one większe, niż wcześniej sądzono, i piszą wprost, że stanowią poważny problem. Głównie dlatego, że mimo stałego rozwoju gospodarczego nie wszyscy Polacy mogą się nim w pełni cieszyć:
„Rosnące nierówności dochodowe w Polsce mają istotne konsekwencje polityczne i społeczne. Pokazują, że oficjalne dane dotyczące średniego wzrostu PKB mogą mieć niewiele wspólnego z rzeczywistym doświadczeniem większości ludzi. (…) Kwestia podziału zysków ze wzrostu gospodarczego stała się zatem kluczowa dla utrzymania długoterminowego rozwoju”.
Z kolei autorzy raportu OECD opublikowanego w 2018 roku zwracają uwagę, że wbrew przekonaniu, iż „każdy jest kowalem własnego losu” nasze nierówne społeczeństwa stwarzają coraz mniejsze szanse dla ludzi znajdujących się na dole drabiny społecznej. „Badania potwierdzają niepokojący trend związany z nierównościami. Rodziny i społeczności w wielu państwach zdają się uwięzione na najniższych szczeblach drabiny społecznej, w szczególności od lat 80. XX wieku. To oznacza, że dziecko urodzone w rodzinie o niskich dochodach ma mniejsze szanse na awans niż jego rodzice i poprzednie generacje: zarówno pod względem wykonywanego zawodu, jak i zarobków” – podsumowuje Gabriela Ramos.
Musimy też pamiętać, że nierówności mają konsekwencje nie tylko czysto gospodarcze, ale także polityczne.
Kiedy centrum badawcze The Initiative on Global Markets zapytało w 2019 roku ponad dwadzieścioro europejskich ekonomistów i ekonomistek, czy wzrastające nierówności osłabiają liberalne demokracje, niemal wszyscy zgodzili się z tym stwierdzeniem. Tylko jedna osoba nie była pewna. „Liberalne demokracje opierają się na idei dzielenia się owocami wzrostu gospodarczego” – uzasadniał swoją odpowiedź Christopher Pissarides z London School of Economics, sugerując, że zbyt duże nierówności zaprzeczają tej idei.
W takim ujęciu progresja – rozumiana jako narzędzie walki z nierównościami – byłaby rodzajem „opłaty za demokrację”. Gwarancją, że struktury demokratyczne nie rozpadną się pod ciężarem napięć społecznych wynikłych ze zbyt dużego rozwarstwienia.
Spłacanie długu społecznego
To nie wszystko – za progresją przemawiają nie tylko względy pragmatyczne, ale także etyczne.
Współczesne demokracje liberalne hołdują idei merytokracji, czyli przekonaniu, że sukces społeczny, także finansowy, powinien wynikać z naszych zasług. Brzmi dobrze, ale – jak przekonuje Michael Sandel, słynny amerykański filozof – ideał merytokracji ma także ciemną stronę.
Przede wszystkim w świetle danych o tym, jak pozycja rodziców, a także wyjściowy kapitał społeczny i finansowy wpływają na nasze powodzenie, nie da się na poważnie twierdzić, że każdy otrzymuje to, na co zasłużył. Sam Friedman i Daniel Laurison pokazali na brytyjskim przykładzie, że nawet te osoby z biedniejszych rodzin, które zdobyły tak samo prestiżowe wykształcenie jak ich bogatsi rówieśnicy, zarabiają mniej niż ci drudzy. Brakuje im znajomości, które ułatwiają start do kariery.
Sukcesy są wypadkową zarówno naszych decyzji, jak i czynników niezależnych od nas. Innymi słowy, ideał merytokracji pozostaje tylko ideałem, a nie wiarygodnym opisem naszych społeczeństw. Kiedy więc posługujemy się nim jako uzasadnieniem obecnych nierówności, to podwójnie poniżamy ludzi, którzy znajdują się niżej na drabinie społecznej. Nie dość, że mają prawo być sfrustrowani tym, iż pole gry wcale nie było równe, to dodatkowo wmawia im się, że ponoszą pełną odpowiedzialność za swoje niepowodzenia. Sandel w książce „Tyrania merytokracji” porównuje taką postawę do zachowania przyjaciół Hioba, którzy zebrali się przy łóżku schorowanego mężczyzny. Nie dość, że cierpiał z powodu chorób, to jeszcze musiał wysłuchiwać ich wymówek, że najwyraźniej sam sobie na to zasłużył.
„Merytokracja nie jest alternatywą dla nierówności. Służy raczej do ich usprawiedliwiania. To prowadzi do pychy wśród zwycięzców oraz do gniewu, urazy, a nawet upokorzenia wśród tych, którzy zostali w tyle” – przestrzega Sandel.
Z etycznego punktu widzenia podatki progresywne są odwrotnością tej postawy. Opierają się bowiem na przekonaniu, że nasze sukcesy i porażki są wypadkową wielu czynników, z których część wprawdzie zależy od nas, ale część nie.
Z jednej strony progresja nie sprawia, że nagle wszyscy zarabiają tyle samo. Nadal opłaca się dostawać wyższe wynagrodzenie niż niższe. W ten sposób progresywny system uwzględnia przekonanie, że sukces jest pochodną między innymi naszej pracy. Z drugiej strony, w takim systemie bogatsi płacą proporcjonalnie wyższe podatki niż biedniejsi. Ten aspekt progresji uwzględnia z kolei to, że wyższe zarobki mogą być pochodną tego, iż czynniki społeczne, na które nie mieliśmy wpływu, zagrały na naszą korzyść. Płacąc wyższe podatki, spłacamy ten dług społeczny.
Inwestycja w dobra wspólne
Nie da się mówić o progresywnych podatkach bez refleksji na temat tego, po co nam podatki w ogóle. Poza redystrybucją chodzi w nich także o składanie się na dobra wspólne. Rzeczy takie, jak opieka zdrowotna, komunikacja publiczna czy szkoły. Nawet jeśli ktoś obecnie ich nie potrzebuje, to i tak korzysta na tym, że są one powszechnie dostępne. Lepiej mieszkać w społeczeństwie, gdzie każdy może zdobyć wysokiej jakości wykształcenie, bo to przekłada się na ogólny dobrobyt społeczny, niż takim, gdzie dobra edukacja jest tylko dla nielicznych.
„Kiedy edukacja jest postrzegana jako prywatna inwestycja przynosząca prywatne zyski, nie ma powodu, dla którego ktoś inny niż »inwestor« miałby za nią płacić. Kiedy jednak rozumiemy ją jako dobro publiczne, które leży u podstaw naszej demokracji, to wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie jej wysokiej jakości i powszechnej dostępności” – tłumaczył Robert Reich, słynny ekonomista, w książce „The Common Good” [Dobro wspólne].
Reich dodaje także, że troska o dobro wspólne to rodzaj patriotyzmu: „Miłość do kraju oparta na dobru wspólnym pociąga za sobą zobowiązania wobec innych ludzi, a nie wobec symboli narodowych. Zamiast okazywania szacunku dla flagi i hymnu wymaga, abyśmy wszyscy wzięli na siebie ciężar utrzymania społeczeństwa – abyśmy płacili podatki w całości, zamiast szukać luk podatkowych lub przerzucać pieniądze za granicę”.
A dlaczego na dobra wspólne należy składać się za pomocą progresywnych podatków, a nie liniowych czy regresywnych? Dlatego, że podatki są różnym obciążeniem w zależności od naszych zarobków. Jeśli ktoś otrzymuje dwa i pół tysiąca złotych na rękę, to – powiedzmy – 40 proc. podatek oznaczałby konieczność oszczędzania na podstawowych dobrach życiowych. W innej sytuacji jest ktoś, kto płaciłby 40 proc. od każdej złotówki zarobionej powyżej dwudziestu tysięcy złotych miesięcznie.
To między innymi stąd wzięło się założenie, że lepiej, by ubożsi obywatele płacili procentowo niższe podatki niż zamożniejsi. Chodzi o to, by ci pierwsi nie były nadmiernie obciążani i widzieli korzyści z podatków. Ekonomiści Gabriel Zucman i Emmanuel Saez piszą w książce „The Triumph of Injustice” [Triumf niesprawiedliwości], że to właśnie przekonanie uboższej części społeczeństwa do idei podatków stało za wprowadzeniem w USA progresywnego systemu.
Z tej perspektywy obecna sytuacja w Polsce, gdy nauczycielka może płacić procentowo więcej niż menadżer zarabiający kilkadziesiąt tysięcy złotych, jest absurdalna i zniechęca zarówno do podatków, jak i do łożenia pieniędzy na dobra wspólne.
Być może jest to korzystne – przynajmniej na krótką metę – dla garstki wybrańców, których stać na to, by wszystko fundować sobie prywatnie: bo rozpadające się zaufanie do dóbr publicznych im nie przeszkadza, a oszczędzą trochę na niższych podatkach.
Dla całej reszty to fatalna wiadomość. Bo na niesprawiedliwym systemie, który najbardziej obciąża tych na dole, na niedofinasowanych usługach publicznych, na rosnących napięciach społecznych i braku zaufania do dóbr wspólnych – stracimy jako społeczeństwo. Bez względu na to, kto akurat będzie sprawował rządy w Polsce.
"Być może jest to korzystne – przynajmniej na krótką metę – dla garstki wybrańców, których stać na to, by wszystko fundować sobie prywatnie: bo rozpadające się zaufanie do dóbr publicznych im nie przeszkadza"
Ci "wybrańcy" kierują się wyłącznie własnym interesem. Aby się usprawiedliwić powołują się na neoliberalną ideologię, która została stworzona właśnie dla nich.
A czyim interesem mają się kierować jak nie swoim?? Przecież logicznym jest, że każdy w pierwszej kolejności zabezpiecza swój interes. Logicznie myślący obywatel państwa z papieru wie, że jak zachoruje, to nie może liczyć na państwową służbę zdrowia, za którą i tak musi płacić. Dla tego płaci za prywatną i ma ją wtedy, kiedy potrzebuje. I dla tego również nie ma ochoty płacić za tych, którym się nie chce pracować i dbać o swój, dobrze pojęty interes.
Już pierwsze zdanie jest po prostu ewidentnie nieprawdziwe. W polskim systemie nauczycielka nie może płacić procentowo więcej niż menadżer zarabiający kilkadziesiąt tysięcy złotych. W Polsce mamy dwie progresywne stawki podatku dochodowego, a takie coś jest niemożliwe nawet przy podatku liniowym – przy którym procentowo nauczycielka i menadżer płaciliby tyle samo. Bredni o rzekomym "płaceniu mniej" przez bogatych nie da się nazwać inaczej niż wierutnym kłamstwem.
A co do kwestii etycznych, to naprawdę nie widzę nic etycznego w obciążaniu bogatszych większym podatkiem. Przy podatku dochodowym, nawet liniowym i tak z definicji bogaci płacą więcej podatku niż biedni – wbrew powyżej cytowanym kłamstwom. Nakładanie na nich dodatkowego domiaru poprzez wyższe stawki podatku w mojej ocenie nie ma żadnego uzasadnienia i jest po prostu niesprawiedliwe.
@King George. Mieszkam w Szwecji. Kraj, który podobno ma cholernie wysokie podatki. Tutaj w sumie masz dwa rodzaje podatku. Jeżeli jesteś ciekaw wyzysku to poczytaj sobie jak ten system wygląda. Podliczając wszystko (podatki i statki jak m.in. ZUS) wychodzi mi na to, że obciążenie mam podobne, jeżeli nie mniejsze. To samo dotyczy prowadzenia działalności, przy czym przepisy są dużo prostsze i dodatkowo nie są obarczone interpretacjami prawa podatkowego, które w każdym mieście PL może być inne (o ile nie wykupiłeś sobie interpretacji całego kodeksu co może być ciut kosztowne a i tak nie chroni to Twojej d*** w 100%). Zamiast lawirować w kruczkach prawnych wiem co i ile muszę zapłacić. Dzięki temu mogę planować i nie marnuję czasu na biurokrację. Do tego widzę na co idą moje podatki. Dosłownie to widzę. Są to rzeczy tak trywialne i proste, że siedząc w PL nawet nie zdawałem sobie sprawy jak ułatwiają i uprzyjemniają życie a to tylko kropla w morzu różnic.
I dlatego pomimo wyższych podatków niż w Polsce, "socjalistyczna" Szwecja w rankingach wolności gospodarczej ma wyniki o wiele lepsze niż "liberalna" Polska.
Królu! Podatki, to nie tylko PIT, ale również VAT.
.
Nauczycielka z trudem wiążąca koniec z końcem najpierw płaci PIT, potem ZUS od całej pensji, a potem płaci też VAT od wszystkiego, co kupiła, wydając prawie cały swój dochód.
.
Zamożny człowiek najczęściej jest na kontrakcie menedżerskim więc najpierw płaci PIT, potem minimalny ZUS, a potem VAT od niezbędnych zakupów (część VAT, nie zawsze, jak to byłeś łaskaw napisać, etycznie, sobie odlicza). Od pieniędzy, których nie wyda, a włoży na konto nie płaci VAT, bo ich nie wydaje na zakupy.
.
A wracając do kwestii etycznych. Zamożnego człowieka stać na przykład robienie inwestycji, do których są dopłaty z budżetu (od wymiany pieca, po instalację fotowoltaiki). Czy ledwie wiążących koniec końcem stać na takie inwestycje? I czy etycznym jest, że mogą tylko płacić daniny patrząc jak bogacze łoją kasę z ich podatków?
.
I na koniec. Bardzo wielu zamożnych ludzi, to przedsiębiorcy zatrudniający ludzi. Ludzi wykształconych na koszt państwa. Finansowane jest to z podatków, ale krociowych zysków z tego, że na rynku pracy są wykształceni ludzie nie osiąga nauczycielka, a zamożny przedsiębiorca.
Argument z VAT jest naprawdę słaby. Zamożni kupują i konsumują więcej, niż biedni – bo ich na to stać. Zamożni też kupują i konsumują droższe rzeczy, niż biedni – bo ich na to stać. Zamożni też kupują i konsumują rzeczy w ogóle im niepotrzebne, na które po prostu mają kaprysy – bo ich na to stać. Z czego dość oczywisty wniosek, że w rzeczywistości zamożni płacą więcej VAT niż biedni.
Co do tych "inwestycji", to państwo sobie wymyśla, że trzeba wymieniać piece czy inwestować w fotowoltaikę. Ja od dawna twierdzę, że naciski na tzw. "ekologię" niesprawiedliwie uderzają w biedniejszych, których nie stać na nowoczesne domy, nowoczesne piece i elektryczne samochody więc pretensje proszę kierować do eko-fanatyków, bo to oni zmierzają do cofnięcia nas w rozwoju o 100 lat, kiedy na własny samochód stać było tylko ścisłe elity.
Krociowe zyski z tego "kształcenia na koszt państwa" osiąga przedsiębiorca oraz państwo, które od tych krociowych zysków odciąga sobie podatek…
Cieszę się, że otwartym tekstem piszesz, jak bardzo nie zrozumiałeś
Hmmm… czyli chcesz, by osoba z inicjatywą gospodarczą (przedsiębiorca) i dający miejsca pracy, by osoba wykształcona (która poświęciła na wykształcenie co najmniej 5 lat więcej, niż ktoś, kto skończył – jeśli w ogóle- na maturze) płaciła więcej, niż ten, kto po ośmiu klasach podstawówki poszedł do łopaty, kto żyje z n*500+ i pomocy społecznej? Oznacza to zrównanie w dół (już znamy Gleichschaltung z historii), jeśli chodzi o aspiracje: po co się starać, skoro państwo mnie ukarze. Oznacza to, że przedsiębiorca się zastanowi 10x i przeniesie firmę do Czech (proszę przyjechać na G. Śląsk i zobaczyć ile tu aut z czeską rejestracją, a w środku polscy przedsiębiorcy).
System progresywny w pewnym momencie zaczyna stawać się systemem karzącym: za wykształcenie, za inicjatywę, za spadek po poprzednich pokoleniach, …
Ewidentnie nieprawda. Sam ZUS (nie wzrasta powyżej pewnej kwoty) już powoduje, że podatki są degresywne. A do tego rozliczenie "samozatrudnienia" dla dobrze zarabiających menedżerów.
A do tego jeszcze fakt, o którym wspomniano w artykule: dla biedaka 40 proc. to brak pieniędzy na jedzenie, dla zarabiającego po 200 tys. to tylko brak drogiego SUVa.
https://ibs.org.pl/app/uploads/2019/03/IBS_Policy_Paper_01_2019.pdf
https://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/1092253,system-podatkowy-w-polsce-sprzyja-bogatym.html
Dla tego, dla którego to brak nowego SUVa nie jest problemem przenieść firmę np. do Czech. Wtedy jednak masz jeszcze bardziej niesprawiedliwy system, bo ów bogacz w ogóle nie płaci podatków w RP ;-P
King George "A co do kwestii etycznych, to naprawdę nie widzę nic etycznego w obciążaniu bogatszych większym podatkiem."
Bogaci są głównymi beneficjentami liberalnego państwa. Bo to państwo zabezpiecza ich pozycję. Dlatego powinni za to płacić.
Biedni nie mają wiele do stracenia.
Gdyby magnateria i szlachta płaciła więcej podatków zamiast obwiniania chłopów o lenistwo, przedrozbiorowa Rzeczpospolita by nie upadła.
>Gdyby magnateria i szlachta płaciła więcej podatków zamiast
>obwiniania chłopów o lenistwo, przedrozbiorowa Rzeczpospolita
>by nie upadła.
Chłopi głupi nie byli po co mieli pracować skoro nic by z tego nie mieli. Arystokracja mogła rozwiązać sprawę tak jak na Zachodzie Europy lub w Skandynawii, ale była na to zbyt głupia. Np. szwedzki król Magnus IV (1316-1374) tak się pozadłużał, że był bliski bankructwa. Co robić? Dla podreperowania finansów, 100 lat przed bitwą pod Grunwaldem…….uwolnił chłopów pańszczyźnianych. Którzy oczywiście natychmiast zostali obciążeni podatkami. Szwecja nie zbankrutowała a wszyscy Szwedzi od tego czasu zaczęli się cieszyć wolnością. Na którą Polakom przyszło poczekać jeszcze sporo czasu aż się nad nimi zlitował…..ruski car (tam gdzie sięgały jego długie łapska). Tam gdzie nie sięgały, np. na Spiszu i Orawie, pańszczyznę zniesiono dopiero w połowie II RP. W rezultacie polski chłop, który do dziś albo nie płaci podatków, albo płaci bardzo mało i na ulgowych zasadach, nie uważa RP za swoje państwo.
Dzięki progresywnym podatkom biedni pozostają biedni (bo się im dowala jak tylko chcą się wzbogacić), a bogaci się bogacą (bo oni i tak podatków dochodowych nie płacą dzięki spółkom z o.o. i optymalizacji międzynarodowej). Jest to niestety faktycznie standard.
Bzdury gadasz. Po pierwsze podatek progresywny daje duży plus psychologiczny. W PL nie otworzyłem działalności bo blokował mnie choćby strach przed płaceniem ZUS jeszcze przed zdobyciem klientów. W SE tego problemu nie miałem. Trochę to czasu zajęło, ale zdołałem otworzyć biznes bez zaciągania kredytów na sprzęt itd. do tego miałem czas na zbadanie rynku a podatek płacę tylko od zysku (Nie jak w PL gdzie na dzień dobry dowalają Ci ZUS i radź sobie). W SE dodatkowo masz ochronę pracowniczą. Urlop rodzicielski, chorobowe czy świadczenia od utraty pracy to 80% Twoich przychodów. Oczywiście nie więcej niż… Przy czym dalej górny próg pozwala na wygodne życie i opłacenie wszystkiego co trzeba. Państwo samo z siebie nie generuje pieniędzy. Potrzebuje do tego przedsiębiorców, ale nie zapominaj, że przedsiębiorstwo bez pracowników nie da rady. Przenoszenie kosztów na gospodarstwo domowe (pracownik) generuje znacznie więcej problemów niż myślisz.
"Bzdury gadasz. Po pierwsze podatek progresywny daje duży plus psychologiczny. W PL nie otworzyłem działalności bo blokował mnie choćby strach przed płaceniem ZUS jeszcze przed zdobyciem klientów. "
Przecież to nie ma nic wspólnego z podatkiem dochodowym, nieważne, liniowym czy progresywnym. Znowu, to wszystko o czym piszesz to tylko argumenty za tym, że szwedzki system podatkowy działa lepiej od polskiego – ale nijak nie przemawia za progresywnością PIT.
Popieram twoje argumenty na temat Szwecji choć nie do końca dobrze je tłumaczysz nie znającym realiów. Szwecja ma dwa niezależne PITy: 1) Liniowy PIT gminny (komunalny) dla wszystkich w wysokości ok. 30%, taki sam dla biednych i bogatych. 2) Liniowy PIT państwowy dla zarabiających powyżej
523200 SEK (ca 235000 PLN) w wysokości 20% – płacony jedynie przez ok. 30% podatników.
Tak więc mniej zamożni płacą jedynie ca 30% (jeden podatek) a bogaci 30%+20% (dwa podatki).
Na czym polega zaleta dla biednych szwedzkiego podatku liniowego w porównaniu z polskim progresywnym??? Z twojego podatku gminnego (komunalnego) 100% idzie na wydatki lokalnej gminy. Dlatego ulice są posprzątane, szkoły czyste i dobrze wyposażone, komunikacja lokalna świetnie działa a szpitale są porządnie wyposażone. Nie wmawia się ludziom "samorządności" odgórnie jak w Polsce gdzie samorządy dostają takie same pieniądze bez względu na swój charakter tak jakby wydatki Warszawy musiały być identyczne jak Tarnowa. Tymczasem w Polsce gdzie płacisz max 30% tylko 38% tych pieniędzy idzie na lokalne potrzeby a 62% na państwowe (pisowskie) fanaberie. Z powyższej reguły wynika, że proponowana ulga podatkowa dla mało zarabiających do 30000 SEK spowoduje całkowite załamanie się finansów samorządowych. Samorządowe szkoły, drogi, szpitale etc.etc. które już dzisiaj nie mogą związać końca z końcem staną się ruiną jak za PRLu i będą musiały liczyć na łaskę z Nowogrodzkiej. To nie bogaci stracą na tym "sprawiedliwym" systemie tylko biedni, a szczególnie ich dzieci. Potem Marchewki będą mówić, że idea była dobra tylko źle opracowana….
Dlaczego Szwedzi popierają swój "drogi" system podatkowy a Polacy chcą całkowitej abolicji podatkowej do 30000PLN???
Bo Szwedzi płacąc ca 30% PIT gminny wiedzą, że te pieniądze w całości pójdą na ich potrzeby. W końcu jeśli się postuluje laptop dla każdego ucznia w szkole musi to kosztować. Widzą też wokół siebie czy tymi pieniędzmi się odpowiednio gospodaruje. Jest to ich podatek, o którym sami decydują w lokalnych wyborach. Tymczasem w Polsce większość podatku t.j. 62% idzie na stale rosnącą biurokrację, kler, rozmaite ordojurisy etc.etc. Ponieważ samorządom nie starcza pieniędzy więc oprócz podatku finansują się również z dodatkowo ustalanych LINIOWYCH opłat za serwis (np. opłata za śmieci). Dochody podatkowe polskiego samorządu wystarczają zaledwie na pensje pracowników. Dlatego żądanie abolicji do 30000 PLN, choć to strzał w nogę, to protest polskich podatników przeciw rosnącej biurokracji na wszystkich szczeblach władzy.
"Dzięki progresywnym podatkom biedni pozostają biedni (bo się im dowala jak tylko chcą się wzbogacić), a bogaci się bogacą …"
Bogaci tworzą prawa (także podatkowe) i ideologie powielane przez pożytecznych idiotów i klakierów.
I nie muszą polegać na zarobkach, bo naprawdę bogaci zatrudniają innych a nie szukają "pracodawcy".
Dlatego zamiast podatkować głównie zarobki, należy opodatkowywać majątek (nie mam na myśli skromnych mieszkań które są niezbędne do życia).
Magnaci w Polsce przedrozbiorowej, i zamożniejsza szlachta, zamiast płacić podatek od nieistniejącego zarobku, powinni byli płacić od powierzchni swoich posiadłości.
Dodam jeszcze jedno, podatek "dochodowy" powinien być naliczany od progu niezbędnego do przeżycia. Inaczej jest analogią do podatkowania przedsiębiorstw od przychodu i kosztów.
Dlatego ludność wymiera biologicznie, jak przepracowani chłopi pańszczyźniani.
Argumenty Marchewki za wyższymi podatkami dla bogatych niż dla biednych są tak samo racjonalne jak zapewnienia min. Czarnka, że ateista nie jest człowiekiem…racjonalnym. To gadanie bez ładu i składu, na podstawie przykładów wyjętych z jakiegoś absolutu, jak czyli z nieba i piekła ale nie Polski i nie Unii Europejskiej. Dokładniej, jego argumenty to echo amerykańskich dyskusji i tamtejszych "neoliberalnych" programów Reagana i kolejnych republikańskich prezydentów. Jak na filozofa przystało, Marchewka filozufuje zamiast zapoznać się z realiami (podobnie jak wszyscy polscy neoliberałowie). Kiedy Reagan (i Amerykanie) mówią o obniżeniu PODATKÓW to nie mają na myśli wszystkich podatków tylko podatki federalne. A ich obniżenie skutkowało przeważnie obcięciem federalnych dotacji na różne cele (np. szkoły, lokalne drogi etc), co skutkowało…..podniesieniem lokalnych podatków (i ew. opłat za serwis komunalny). Marchewka nie zawraca sobie głowy rzeczywistością bo szybko by go przerosła. Rzeczywistość jest podobnie skomplikowana w Europie. Skandynawia oferuje swoim obywatelom, w tym biednym obywatelom, znacznie większą opiekę niż w Polsce…..i działa na bazie dwóch (niezależnych) PITów. Gminnego (samorządowego) i państwowego. 70% obwyateli Szwecji nie płaci progresywnego PITu państwowego bo ma zbyt małe dochody. Ale wszyscy płacą ok. 30% LINIOWY gminny PIT. Dla Marchewki, jak dla Czarnka, to czysta herezja. Dla racjonalnych i SOLIDARNYCH Szwedów to właśnie sposób na sprawiedliwe społeczeństwo. Kiedy porównujemy ile biedny obywatel Szwecji korzysta na systemie gdzie za gminny serwis płaci proporcjonalnie tyle samo co jego bogaty sąsiad, to okazuje się że dostaje od swojej gminy dużo więcej niż jego polski odpowiednik. Dla mieszkańca PISlandii to niezrozumiałe bo jest jak Marchewka niepisaty. Nie rozumie, że z każdej podatkowej gminnej liniowej złotówki płaconej przez Szweda w jego gminie zostaje 100%.
c.d. Tymczasem chciwe polskie państwo kroji Polakowi jego "gminną" złotówkę na…..62%. W tym systemie bogaci płacą trochę więcej na czołgi Abrams, dofinansowywanie KK i TVP ale za to gminy nie mają pieniędzy na zapewnienie swoim biednym przyzwoitych warunków życia. Z taką "sprawiedliwością społeczną" biedny ląduje gorzej niż w trumpowskiej Ameryce, bo tam przynajmniej lokalne władze mogą kompensować brak środków lokalnymi podatkami niezależnie od woli swego prezydenta.
Jestem zdziwiony, że OKO pozwala na takie sążniste "artykuły", które tylko przyczyniają się do zamulenia tematu.
@Lech Słomianowski zgadzam się z tobą 99%, ale w SE podatek komunalny jest progresywny. Sprawdź to sobie na stronie Skatteverket. 30% podatku (w moim przypadku 32%) to górny próg. W każdej komunie może być inny, ale 32% to górna granica. Pracodawcy z reguły odprowadzają za Ciebie 25%. Forsakringkassan za świadczenia odprowadza stale 30%. W czasie deklaracji podatkowej klaruje się czy masz nadpłatę czy niedopłatę, ale kontrolą tego jest bardzo prosta i zajmuje około 5 minut. Generalnie progresja podatku jest bardzo ważna w SE. Na niej oparte są opłaty np. za przedszkole (gdzie płacę nie więcej niż 1400kr za miesiąc). Podatek państwowy dotyczy najbogatszych , ale też są nim objęte WSZYSTKIE przedsiębiorstwa. Co do gospodarstw domowych to masz rację, że podatek państwowy płacą generalnie najlepiej zarabiający… O ile nie zainwestowali tych pieniędzy. W skrócie. System szwedzki jest zbudowany na zasadzie, że pieniądz musi płynąć.
Nie tutaj miejsce na techniczne dyskusje o podatkach w Skandynawii. Jednak podatek gminny jest w Szwecji liniowy t.j. proporcjonalny (albo używając szwedzkiej terminologii "nominalnie proporcjonalny"). Z polskiego punktu widzenia ważne jest, że mamy tam zdecentralizowany system podatkowy dopasowany do lokalnych warunków, w którym lokalny PIT w 100% zużyty jest na sfinansowanie lokalnych potrzeb i którego wysokość ustalana jest lokalnie przez samych podatników. Ustalana na bazie wspólnych potrzeb jakie sobie ustalą. Te wysokie podatki to nie fiskalizm państwa tylko wola lokalnej społeczności i stąd spore różnice w opodatkowaniu między gminami, w 2021 dokładnie od 29,08% aż do 35,15%.
źródło:
https://www.scb.se/hitta-statistik/statistik-efter-amne/offentlig-ekonomi/finanser-for-den-kommunala-sektorn/kommunalskatterna/pong/tabell-och-diagram/totala-kommunala-skattesatser-2021-kommunvis/
Pragnę zauważyć, że komentowany artykuł to nie kompendium wiedzy na temat podatków na całym świecie i w każdym kraju z osobna, a przedstawienie ogólnych zasad, według których powinny być ustalane. Nie bardzo rozumiem więc, z czym polemizujesz i o co ci właściwie chodzi. Chcesz się popisać, że znasz stawki podatkowe w różnych krajach? Jakoś mi to nie imponuje; mając pod ręką internet, każdy może do tych informacji szybko dotrzeć.
Lech Słomianowski "Argumenty Marchewki za wyższymi podatkami dla bogatych niż dla biednych są tak samo racjonalne jak zapewnienia min. Czarnka, że ateista nie jest człowiekiem…racjonalnym. "
Może mi się oberwać, ale w tym punkcie zgadzam się z min. Czarnkiem.
Wiara, że świat nie ma źródła, transcendentnego podłoża, że sam się wyłonił z nicości i trwa w istnieniu jest czymś strasznie nieracjonalnym.
Rzeczywiście, wiara że w chmurkach siedzi brodaty starzec który stworzył świat i człowieka jest bardziej racjonalna 🙂
>Wiara, że świat nie ma źródła, transcendentnego podłoża,
>że sam się wyłonił z nicości i trwa w istnieniu jest czymś
>strasznie nieracjonalnym.
Mamy tu poważną (i nieco drętwą) dyskusję nad właściwymi formami opodatkowania dochodów, więc twoja żartobliwa uwaga "w temacie" naprawdę mnie rozbawiła. Brawo! Dobry żart tynfa wart.
Wypad durniu
Problem z podatkami w Polsce nie polega na braku ich progresywności, tylko na skandalicznie niskiej kwocie wolnej od podatku. To z jej powodu ta nauczycielka płaci więcej procentowo od menadżera.
Powielasz bzdury. Nauczycielka nie płaci więcej od menedżera. To narracja lewactwa, które uważa, że jak ktoś więcej za młodu się uczył i teraz więcej zarabia, to takiemu komuś należy więcej kraść.
Jedyny sprawiedliwy system to taki w którym katole płacą 77% a my Żydzi nic
Chińczycy rozwiązali ten problem bardzo prosto. Mieszkania dzielą się na dwie kategorie: rodzinne i firmowe. Rodzinne nie mogą być wynajmowane i mają niższy podatek (ryczałtowy). Firmowe można wynajmować i płaci się podatek ryczałtowy zgodnie z tabelką. Nikogo nie interesuje za ile wynajmiesz. Nie ma to wpływu na wysokość podatku.