W Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu prawa antyaborcyjnego napisanego przez fundamentalistów i promowanego na "płodobusach". Zrównuje on aborcję z zabójstwem i przewiduje za nią wieloletnie kary więzienia. Nawet PiS jest przeciw. Głosowanie w czwartek 2 grudnia.
„Haniebny”, „drakoński”, „przerażający” – takie określenia na temat projektu fundamentalistów najczęściej padały podczas debaty w Sejmie i to raczej niezależnie od tradycyjnych linii politycznych podziałów.
PiS - zgodnie z przewidywaniami - chce uciec od tematu aborcji i dalszych prób zaostrzania prawa antyaborcyjnego. Obóz władzy ogłosił ustami posłanki Anity Czerwińskiej, że nie zamierza poprzeć projektu. Wszystkie partie opozycji demokratycznej jednogłośnie zawnioskowały o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.
Nawet powiązana z ruchami antyaborcyjnymi Konfederacja stanęła w rozkroku – nie ogłaszając dyscypliny poselskiej w tej sprawie. Głosowanie odbędzie się w czwartek 2 grudnia.
Pod Sejmem (na zdjęciu powyżej) przeciw projektowi protestowała duża grupa obywateli i obywatelek. OKO.press prowadziło transmisję na żywo. Manifestacja zorganizowana pod hasłem „ Nie chciej Polsko naszej krwi” rozpoczęła się od aborcyjnych coming outów.
Kobiety opowiadały o swoich doświadczeniach aborcji: najczęściej wyzwalających, przynoszących ulgę. Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu mówiła OKO.press, że to jest jedyna właściwa reakcja na inicjatywy drastycznie ograniczające prawa kobiet.
Chodzi o destygmatyzację i odczarowanie debaty o przerywaniu ciąży. „Im nie zależy na tym, żeby przegłosować ten czy inny projekt. Wystarczy informacja w nagłówku, że coś jest zakazane, że kobiety będą karane i od razu pojawia się strach. Oni chcą rozbroić naszą solidarność, zamknąć nam usta” - tłumaczyła.
Marta Lempart, liderka Strajku Kobiet, zachęcała do składania podpisów pod projektem „Legalna Aborcja”, liberalizującym przepisy dotyczące przerywania ciąży.
Tłum zebrany na ul. Wiejskiej skandował w stronę Sejmu: „Mordercy”, „Wolność, równość, aborcja na żądanie”, czy „Nigdy, przenigdy nie będziesz szła sama”.
Pod koniec grupa protestujących przykleiła do barierek zakrwawione podpaski. Po drugiej stronie ul. Wiejskiej, za kordonem policji, stała garstka działaczy Fundacji Pro- Prawo do Życia, wnioskodawcy projektu. Z głośników ustawionych w stronę protestujących przeciwko zakazowi puszczali zapętlony płacz dziecka. W ten sposób próbowali zagłuszyć manifestację pro-choice.
Projekt obywatelski przygotowała fundacja „Pro-prawo do życia”. 130 tysięcy podpisów zebrał pod nim z kolei reklamowany między innymi na „płodobusach” Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji”.
28 października skierowała go do pierwszego czytania marszałek Sejmu Elżbieta Witek z PiS. Teoretycznie nie miała innego wyjścia – bo projekt obywatelski z więcej niż setką tysięcy podpisów musi trafić pod obrady Sejmu - zrobiła to jednak szybko jak na sejmowe standardy, bo po zaledwie dwóch miesiącach od wpłynięcia projektu do laski marszałkowskiej.
Bardzo wymowny był również kontekst decyzji Witek – miało to miejsce dokładnie w tym samym momencie, w którym Polska żyła tragedią p. Izabeli z Pszczyny, która zmarła w miejscowym szpitalu na sepsę nie mogąc doczekać się usunięcia dotkniętego bezwodziem płodu w 22 tygodniu ciąży.
Opinia publiczna jednoznacznie wiązała tę śmierć z zaostrzeniem prawa antyaborcyjnego i stanem prawnym, który ustanowił wyrok TK z października zeszłego roku. Nie przeszkodziło to marszałek Witek w skierowaniu pod obrady Sejmu właśnie wtedy projektu będącego propozycją drakońskiego zaostrzenia prawa antyaborcyjnego.
Projekt fundacji „Pro-prawo do życia” nie jest nowelizacją ustawy antyaborcyjnej, lecz Kodeksu Karnego. Zakłada zrównanie aborcji bez wyjątków z zabójstwem i tym samym wprowadzenie za przerwanie ciąży kar jak za zabójstwo - od 5 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocia. Karani mają być i lekarze, i matki – w wypadku tych drugich sąd może jednak nadzwyczajnie złagodzić karę lub odstąpić od jej wymierzania.
Pierwsze czytanie projektu zaczęło się od wystąpienia Mariusza Dzierżawskiego, prezesa fundacji „Pro-prawo do życia”. Dzierżawski mówił o 30 tysiącach „zbrodni”, którymi „chwalą się mafie aborcyjne”. „A jeszcze więcej zbrodni popełnianych jest po cichu” – dorzucił.
Cytował Stary Testament – traktując go jako źródło historyczne i zarazem bezpośrednią inspirację projektu. „Organizacje aborcyjne działają w Polsce jawnie, reklamują się w gazetach i na billboardach, działają całkowicie bezkarnie” – oburzał się Dzierżawski, jednocześnie dość wyraźnie zdradzając, że projekt wymierzony jest tyleż w kobiety decydujące się na aborcję, co w organizacje pomocowe.
„Ludzie, którzy zamierzają wysyłać do więzienia ofiary gwałtu na dwa razy dłużej niż gwałcicieli, nie zasługują na uwagę ani jednej osoby na tej sali” – mówiła w trakcie debaty Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z klubu Lewicy. I chyba trafnie to ujęła.
Projekt fundacji „Pro-prawo do życia” rzeczywiście nie został przyjęty w Sejmie z entuzjazmem – dotyczyło to nawet części posłów Konfederacji.
W imieniu PiS wystąpiła Anita Czerwińska. Zgodnie z przewidywaniami Prawo i Sprawiedliwość ostro odcięło się od projektu fundamentalistów. "Możecie sobie państwo – mówiła do Dzierżawskiego - podać rękę z organizacjami proaborcyjnym. Tym projektem robią im państwo prezent. Nie było nigdy przyjęte w cywilizacji zachodniej, by karać kobiety za próby ratowania własnego życia".
Czerwińska zarzuciła też Dzierżawskiemu i jego organizacji „dywersję” w obliczu „agresji hybrydowej”, a następnie złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Nic w tym dziwnego, bo PiS po potężnych zeszłorocznych protestach po wyroku TK, więcej już tematu aborcji ruszać nie zamierza.
Katarzyna Kotula przemawiająca w imieniu klubu Lewicy opowiedziała o mającym miejsce w 1998 roku doświadczeniu aborcyjnym swej osobistej przyjaciółki. „W 1997 roku Trybunał Konstytucyjny zlikwidował możliwość przerywania ciąży z powodów społecznych. Agata nie mogła legalnie, bezpiecznie i w czystym szpitalu dokonać aborcji. W 2020 roku Trybunał Julii Przyłębskiej wydał wyrok na polskie kobiety. Polskie prawo stało się jeszcze bardziej barbarzyńskie. I tak, to prawo zabija kobiety” – mówiła Kotula.
„Ten projekt przewiduje wyższe kary za aborcję niż za gwałt. Powinien trafić do kosza” – tak brzmiało stanowisko klubu Lewicy.
Monika Wielichowska występująca jako pierwsza w imieniu KO zaczęła od cytatu z Jarosława Kaczyńskiego, który w 2016 roku mówił, że „będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię.”
Oskarżyła PiS o hipokryzję i promocję fundamentalizmu. „Rząd PiS, który nienawidzi kobiet, trzyma się dziś tylko głosami antyszczepionkowców i fundamentalistów”.
Resztę z pięciu minut przewidzianych na stanowisko KO wykorzystała Barbara Nowacka, która w imieniu KO zawnioskowała o odrzucenie projektu. „Nie pozwólmy, by Polki umierały, bo rządzący uchwalili prawo pod dyktando bandy fanatyków” – apelowała.
Stanowisko PSL Koalicji Polskiej przedstawiła Bożena Żelazowska. „To perfidna walka polityczna z waszej strony” – mówiła do wnioskodawców. Zapowiedziała, że PSL zagłosuje za odrzuceniem projektu i apelowała o „przywrócenie stanu prawnego do sytuacji sprzed wyroku TK”, a następnie o rozpisanie referendum na rzecz „nowego kompromisu aborcyjnego”.
Robert Winnicki z Konfederacji zaczął od oskarżeń pod adresem posłanek i posłów Lewicy, że są tylko „tam, gdzie trzeba zabić jakieś dziecko”. Przy okazji krzyknął do jednej z posłanek Lewicy, by „wzięła miotłę i odleciała” i usilnie promował założony przez posłów Konfederacji Zespół Opieki Okołoporodowej.
Na koniec jednak zakomunikował, że ze względu na wątpliwości dotyczące konsultacji społecznych i prawnych projektu, Konfederacja nie zarządzi dyscypliny klubowej. Oznacza to, że przynajmniej część posłów Konfederacji zamierza głosować za jego odrzuceniem.
O odrzucenie projektu zawnioskowała też w imieniu koła Polski 2050 Szymona Hołowni Joanna Mucha.
Głosowanie odbędzie się w czwartek 2 grudnia.
Odpowiadająca za projekt fundacja „Pro-prawo do życia” znana jest w polskiej sferze publicznej od lat głównie z wysyłania na ulice miast furgonetek obklejonych hasłami antyaborcyjnymi i drastycznymi fotografiami płodów albo hasłami wymierzonymi w osoby LGBT.
Furgonetki popularnie nazywane są „płodobusami” i „homofobusami”. OKO.press wielokrotnie relacjonowało próby zastraszania i karania obywateli, którzy w ten lub inny sposób okazali swój sprzeciw wobec praktyk fundacji. Relacjonowaliśmy również, jak do „homofobusów” i „płodobusów” odnosiły się sądy.
Promowany również z pomocą „płodobusów” projekt jest najbardziej drastyczną propozycją zaostrzenia prawa dotyczącego aborcji, jaka kiedykolwiek trafiła do polskiego parlamentu.
Według projektu:
[tab tekst="Zobacz obecne przepisy Kodeksu Karnego dotyczące kar za aborcję, które uchyliłby projekt fundacji „Pro-prawo do życia” jako "zbyt łagodne""]
Art. 153. § 1. Kto stosując przemoc wobec kobiety ciężarnej lub w inny sposób bez jej zgody przerywa ciążę albo przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza kobietę ciężarną do przerwania ciąży, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Art. 154. § 1. Jeżeli następstwem czynu określonego w art. 152 § 1 lub 2 jest śmierć kobiety ciężarnej, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Art. 157a. § 1. Kto powoduje uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Art. 160. § 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
W Sejmie od miesięcy leżą tymczasem trzy inne projekty związane z aborcją. Dwa złożył klub Lewicy. Pierwszy z nich to tzw „ustawa ratunkowa”, czyli projekt nowelizacji Kodeksu Karnego depenalizujący pomoc przy wykonaniu aborcji (za co obecnie grozi do 3 lat więzienia). Drugi to złożony jeszcze w 2020 roku projekt liberalizujący prawo aborcyjne i umożliwiający dokonanie aborcji do 12 tygodnia trwania ciąży.
Trzeci projekt skierował do Sejmu tuż po zeszłorocznym wyroku TK prezydent Andrzej Duda – co miało być próbą odpowiedzi na żywiołowe protesty, które ogarnęły Polskę po ogłoszeniu orzeczenia Trybunału. Projekt Dudy zakłada wprowadzenie do ustawy antyaborcyjnej przepisów dopuszczających przerwanie ciąży w wypadku zdiagnozowania u płodu tzw. wad letalnych. Zdominowany przez PiS Sejm nie zajął się projektem prezydenta z tej samej formacji od momentu, gdy został on złożony do laski marszałkowskiej - czyli od nieco ponad roku.
Kobiety
Prawa człowieka
aborcja
homofobusy
Komitet Inicjatywy Ustawodawczej "Stop aborcji"
Mariusz Dzierżawski
płodobusy
Pro-prawo do życia
projekt "Stop aborcji"
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze