Od 2017 roku każdy, kto zataja wiedzę o przestępstwie pedofilskim lub gwałcie, sam popełnia przestępstwo. Prokuratura odmawia jednak wszczynania śledztw w sprawie biskupów chroniących księży, bo przyjmuje korzystną dla nich interpretację przepisów. Zdaniem ekspertów - błędną
“Kończą się czasy tolerowania i ukrywania sprawców. Każda osoba, która coś ukrywa, powinna zostać postawiona przed sądem” – mówiła 22 lutego przed siedzibą Prokuratury Szczecin-Śródmieście Dominika Jackowski, szczecińska radna KO. Tego dnia wraz z działaczkami Strajku Kobiet i posłanką Lewicy Katarzyną Kotulą złożyły zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez abp. Andrzeja Dzięgę. Wcześniej podobne zawiadomienie złożyła posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus.
Oskarżają szczecińskiego metropolitę o popełnienie przestępstwa z art. 240 kodeksu karnego, polegającego na karalnym niezawiadomieniu o przestępstwach seksualnych. Chodzi o wykorzystywanie seksualne chłopców przez ks. Andrzeja Dymera.
Przepis ten został znowelizowany 13 lipca 2017 roku. Od tamtego czasu do trzech lat więzienia grozi każdemu, kto nie powiadamia organów ścigania, że “ma wiarygodną wiadomość” o m.in.:
Czy arcybiskup Dzięga zataił przed prokuraturą wiedzę o którymś z tych przestępstw popełnionych przez ks. Dymera?
Tego na razie nie wiemy. Śledztwo w sprawie oskarżeń pod adresem księdza prokuratura wszczęła i zakończyła w 2008 roku, czyli zanim Dzięga objął władzę w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Jak ujawniliśmy, w kilku wątkach prokuratura umorzyła je z powodu przedawnienia karalności przestępstw.
W innym uznała, że zeznania wykorzystanego chłopca nie są dość wiarygodne, a w kolejnym, że nie doszło do gwałtu, bo gwałcony 18-latek nie opierał się księdzu dość mocno.
Za to za winnego popełnienia przestępstw seksualnych z nieletnimi uznał Dymera diecezjalny trybunał w Szczecinie, który badał tę samą sprawę także w 2008 roku. Prokuratorzy nie dowiedzieli się, czy swój wyrok oparł na dowodach nieznanych prokuraturze, bo abp Zygmunt Kamiński, poprzednik Dzięgi, nie wydał im akt procesu Dymera.
My też tego nie wiemy i nie dowiemy się, jeśli prokuratura nie rozpocznie śledztwa po zawiadomieniach polityczek i nie zażąda wglądu do teczki Dymera.
Załóżmy jednak, że takie nieznane prokuraturze dowody na popełnienie przestępstw pedofilskich znajdują się w aktach kościelnego procesu. Czy abp Dzięga i abp Leszek Sławoj Głódź, do którego trafiło odwołanie Dymera, mieli obowiązek powiadomić o tych dowodach prokuraturę, a za zaniechanie tego grozi im więzienie?
Sądząc po wcześniejszych decyzjach prokuratury w podobnych sprawach dotyczących chronienia sprawców przez biskupów, Dzięga i Głódź mogą spać spokojnie.
Według karnistów prokuratura przyjmowała jednak błędną interpretację artykułu 240 kodeksu karnego. Już wkrótce tę interpretację może zweryfikować sąd.
Kilka zawiadomień o tuszowaniu przestępstw pedofilskich wpłynęło do prokuratur po premierze “Tylko nie mów nikomu", pierwszego filmu braci Sekielskich. Jedno z nich dotyczyło księdza Jana Anioła z diecezji kieleckiej, który w filmie Sekielskich przyznaje się do wykorzystywania siedmioletniej Anny Misiewicz. 41-letnia dziś kobieta w styczniu 2019 r. o wykorzystywaniu przez Anioła powiadomiła kurię. W maju 2019 feministka Małgorzata Marenin złożyła zawiadomienie, że władze kurii nie przekazały tej informacji prokuraturze.
Miesiąc później - jak pisała “Wyborcza” - Prokuratura Okręgowa w Kielcach odmówiła jednak wszczęcia śledztwa. Jej rzeczniczka tłumaczyła, że karalność czynów księdza Anioła przedawniła się 10 lat przed emisją filmu.
W tej decyzji prokuratury nie ma niczego niewłaściwego. Zdaniem dr. hab. Mikołaja Małeckiego, karnisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie ma obowiązku zawiadamiać o przestępstwie, które się już przedawniło.
“Art. 240 k.k. mówi o karalnym popełnieniu czynu, a w przypadku przedawnienia karalność czynu ustaje. Jeśli do czynu seksualnego doszło bardzo dawno, i czyn się przedawnił, to z chwilą jego przedawnienia kończy się prawny obowiązek zawiadomienia o tym czynie przez osoby posiadające o nim wiedzę.
Ale nie wyklucza to oczywiście odpowiedzialności karnej za okres, w którym czyn się jeszcze nie przedawnił - osoba, która miała o nim wiedzę, dopuszczała się wówczas karalnego zaniechania i może być za to karana”
- mówi OKO.press dr hab. Małecki.
O odpowiedzialności karnej nie może być też mowy, kiedy ktoś ukrywał wiedzę o przestępstwie seksualnym, ale wyszła ona na jaw przed nowelizacją art. 240 kk z 2017 roku. “Wówczas niezawiadamiający nie jest karany – zatajał informacje w czasie, gdy nie było to karalne” - tłumaczy OKO.press Małecki.
Problematyczna jest za to sytuacja, w której ktoś dowiedział się o przestępstwie przed 2017 i zatajał to po nowelizacji kodeksu karnego, kiedy karalność nie było przedawniona, a prokuratura nic o przestępstwie nie wiedziała. Co ciekawe, tę sytuację różnie interpretują nawet sami biskupi.
W 2018 roku, zawiadomienie do prokuratury złożyła kuria opolska. Dotyczyło sprawy sprzed sześciu lat, kiedy matka nastoletniego Dariusza Kołodzieja doniosła abp. Andrzejowi Czai, że ks. Mariusz K. zmusił do masturbacji jej syna. Biskup odradzał jej wtedy powiadamianie organów ścigania, ale po nowelizacji kodeksu karnego uznał, że ma obowiązek zgłosić im sprawę. Ksiądz w 2015 roku został wydalony z kapłaństwa, a w 2019 skazany na 2,5 roku więzienia.
Odmienną interpretację art. 240 kk przyjął biskup Edward Janiak, antybohater drugiego filmu Sekielskich “Zabawa w chowanego”. W zamieszczonym w nim nagraniu widzimy, jak Janiak opędza się od rodziców chłopaka wykorzystanego seksualnie przez księdza. Przekonuje ich, że nie może przyjąć zgłoszenia wszczynającego postępowanie kanoniczne od osoby trzeciej (co nie jest prawdą) i żegna się z nimi słowami „Lepiej nie mogłem was potraktować”.
Do spotkania doszło w 2016 roku. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie w grudniu 2018 po zawiadomieniu pokrzywdzonych. Biskup Janiak nie zawiadamiał więc prokuratury o zgłoszonym mu przestępstwie przez półtora roku po nowelizacji artykułu 240.
W oświadczeniu wydanym po premierze filmu Sekielskich biskup wyprzedzająco bronił się przed tym zarzutem, pisząc: “należy podkreślić, że miało to miejsce w 2016 roku, kiedy obowiązywały inne uregulowania prawne”.
Janiak najprawdopodobniej chciał powiedzieć, że skoro o przestępstwie księdza dowiedział się przed nowelizacją kodeksu karnego, to nie może odpowiadać za karalne niezawiadomienie.
Zdaniem dr. hab. Małeckiego to błędna wykładnia artykułu 240 kk.
“Nie ma najmniejszego znaczenia, że czyn został popełniony przed czy po zmianie prawa, nie ma znaczenia też, kiedy ktoś się o nim dowiedział. Istotne jest tylko to, że po znowelizowaniu art. 240 kk ktoś nadal ma wiedzę o popełnionym czynie i nie ujawnia jej.
Nie ma też tutaj zastosowania zasada, że prawo nie działa wstecz, bo przecież ktoś ukrywający wiedzę o czynie pedofilskim, dalej ma tę wiedzę i ukrywa ją aktualnie. Więc prawo działa aktualnie, odnosi się do aktualnego zaniechania tej osoby. W takiej sytuacji brak niezwłocznego zawiadomienia o czynie staje się przestępstwem”
- mówi OKO.press Małecki.
Nie przesądzamy, czy w tym przypadku bp Janiak był winny karalnego niezawiadomienia. Prokuratura Rejonowa w Pleszewie uznała, że nie jest. Po zawiadomieniu Joanny Scheuring-Wielgus odmówiła wszczęcia śledztwa, stwierdzając “brak znamion czynu zabronionego”.
Z decyzji prokuratury nie dowiadujemy się, których znamion przestępstwa jej zdaniem zabrakło. Za to interpretację biskupa Janiaka otwarcie przyjęła Prokuratura Okręgowa w Krakowie.
Po dokumencie TVN24 “Don Stanislao” w 2020 roku europoseł Wiosny Łukasz Kohut zawiadomił prokuraturę, że kard. Stanisław Dziwisz nic nie zrobił z listem z 2012 roku, z którego dowiedział się o kilku przypadkach wykorzystywania seksualnego nieletnich przez księży archidiecezji krakowskiej. List wręczył mu osobiście ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Jak podało RMF FM, uzasadniając odmowę wszczęcia śledztwa prokuratura stwierdziła, że Dziwisz “nie popełnił przestępstwa, ponieważ w latach 2006-2012, kiedy miał dowiedzieć się o ewentualnych czynach zarzucanych księżom, nie było obowiązku zawiadamiania policji lub prokuratury o tego typu przestępstwach”.
Na decyzję krakowskiej prokuratury Łukasz Kohut złożył zażalenie do sądu. Jeśli sąd uzna, że europoseł ma prawo do zażalenia (prokurator je kwestionuje), może to być przełomowy wyrok.
Przed zarzutem karalnego niezawiadomienia organów ścigania najtrudniej wybronić się będzie łowickiemu biskupowi Andrzejowi Dziubie. Jak ujawniliśmy w OKO.press, od 2011 roku kuria łowicka prowadziła postępowania kanoniczne w sprawie księży Piotra S. i Jarosława W. oskarżanych o wykorzystywanie seksualne nastolatków, którzy nie ukończyli 15 lat. Wszczęcie postępowania kanonicznego oznacza, że biskupi sąd uznał oskarżenia za co najmniej prawdopodobne.
Biskup Dziuba nie powiadomił jednak o tych oskarżeniach prokuratury. Wszczęło ona śledztwo dopiero po zawiadomieniu jednego z pokrzywdzonych w 2019 roku. Dwa lata po wejściu w życie nowelizacji kodeksu karnego.
Co więcej, we wrześniu 2017 prokuratura poinformowała kurię, że przyjęła zawiadomienie, według którego m.in. ks. Jarosław W. oglądał filmy pornograficzne z ministrantami. Śledztwo nie zostało wszczęte z powodu przedawnienia. Śledczy zalecili jednak biskupowi Dziubie przeprowadzenie wewnątrzkościelnego dochodzenia. Pouczyli go też p prawnym obowiązku zawiadamiania o przestępstwach seksualnych wobec małoletnich.
Biskup Dziuba został więc wprost poinformowany, że ks. Jarosław W. może być niebezpieczny i że o przestępstwach seksualnych podwładnych mu księży musi zawiadamiać prokuraturę pod groźbą więzienia. Tymczasem Dziuba nie tylko nie wszczął dochodzenia w sprawie księdza W., ale na dodatek mianował go proboszczem oraz katechetą w szkole podstawowej.
Śledztwo w tej sprawie jest w toku. Równolegle postępowanie w sprawie tuszowania przestępstw seksualnych przez bp. Dziubę prowadzi Watykan.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze