“Plan pokojowy” Putina może budzić zdumienie na Zachodzie tym, jak bardzo przypomina żądania Hitlera z lat 30. W Rosji propaganda ma z tym planem zupełnie inny problem: jak wytłumaczyć poddanym Putina, że car nie kapituluje, choć wygląda, jakby kapitulował
Na wewnętrzne potrzeby Putin więc stworzył więc sobie nową opowieść o tym, o co chodziło w wojnie z Ukrainą. Wynika z niej, że teraz domaga się od Ukrainy więcej niż na samym początku. Bo nigdy nie chciał jej sobie całkiem podporządkować – chodziło mu tylko i wyłącznie o Donbas. A teraz, dzięki zwycięskiej wojnie ma prawo żądać więcej. Donbasu, Zaporoża i Charkowszczyzny.
Kto propagandzie zabroni kłamać?
14 czerwca, tuż przed szczytem ukraińskim w Szwajcarii Putin wystąpił ze swoim planem pokojowym: Ukraina odda mu wszystkie podbite tereny i jeszcze więcej, nie wstąpi do NATO, a swoje władze będzie wybierać tak, by podobały się Moskwie. Twitterowa kontrpropozycja Radosława Sikorskiego (niech w takim razie Rosja cofnie się do granic z 1991 roku i zrezygnuje z sojuszu gospodarczo-wojskowego z Chinami), najlepiej chyba oddaje to, jak ta propozycja została zrozumiana na Zachodzie.
Było raczej zrozumiałe, że propozycja Putina się nie przebije. Ba, nawet sam Putin powiedział, że się tego spodziewał. Przed konferencją w Lucernie musiał jednak coś zrobić, żeby świat nie rozmawiał tylko o tym, jak 90 państw dyskutuje o kolonialnej wojnie Rosji i właśnie z tego powodu nie zaprosiła na to spotkanie Rosji.
Putin przedstawił więc ofertę dla zagranicy, w tym dla krajów globalnego Południa – jakże zasadnie, w budynku centrum prasowego MSZ. Poprzednio był tam jeszcze przed wojną, w 2021 roku.
Oferta Putina dla zagranicy rodzi jednak pewne problemy w narracji wewnętrznej. Przecież trzeci już rok odbiorcy propagandy karmieni są wizją odnawiania ZSRR, odzyskiwania “rosyjskiego Kijowa” i “rosyjskiej Odessy”. Włączania Ukrainy do wielkiej, “wielonarodowej i wieloetnicznej” Rosji, gdzie jej miejsce. Tożsamość ukraińska nazywana jest nowotworem, który trzeba wyciąć, a Ukraińcy – robactwem, które trzeba zniszczyć. No i do tego dochodzi cała opowieść o walce z nazizmem, która jest powtórzeniem wyczynu pradziadów z 1945 roku i którą należy kontynuować do końca.
A teraz Putin mówi, że w zasadzie wystarczy mu jedynie Donbas, Zaporoże i Chersońszczyzna. “W administracyjnych granicach” – czyli więcej, niż zdołał zdobyć, ale jednak bez Odessy. I że Ukraina w zasadzie może sobie zostać. Słabsza, zniszczona, “z pewnymi stratami terytorialnymi” (jak to ujmuje Kisielow) – ale jednak prawie niezależna. Zatem powód, dla którego Putin posłał na wojnę 700 tys. ludzi, jest taki skromny (informacje o zaangażowaniu wojska na froncie Putin ujawnił także 14 czerwca, na spotkaniu z weteranami).
Na tę okoliczność przemówienie Putina zawierało elementy reinterpretacji całej wojny.
Niedzielne “Wiadomości Tygodnia” (“Wiesti Niedieli”) egzegezie myśli Putina poświęciły 30 minut, przeplatając klipy z Putinem czytającym z kartki objaśnieniami, co Putin chciał przez to powiedzieć.
Poza tradycyjną opowieścią, że Moskwa nie jest na tej wojnie agresorem (jedynie została “zmuszona” zareagować na przebieg wydarzeń w Ukrainie, gdyż jej się on nie podobał – nie podobało się jej mianowicie, że ludzie zaprotestowali przeciwko sfałszowanym wyborom i zmusili w 2014 roku prorosyjskiego prezydenta Janukowycza do ustąpienia, Donbas miał prawo ogłosić niepodległość, a Rosja musiała mu pomóc),
pojawiła się wersja, że Putin nigdy nie chciał dominować całej Ukrainy – a tylko Donbas.
I na samym początku pełnoskalowej wojny jego interesy terytorialne były tylko do Donbasu ograniczone – przekonuje za Putinem autor “Wiesti Niedieli” Dmitrij Kisielow (co oznacza, że od teraz ta wersja historii obowiązuje). Dopiero potem, w miarę niesłychanych sukcesów Putina na froncie i braku reakcji Zachodu na postulaty Rosji, zaczęła domagać się więcej.
Co jest nieprawdą – Rosja, najeżdżając Ukrainę, nigdy takiego warunku nie postawiła. Oficjalnie chodziło o “demilitaryzację, denazyfikację i denuklearyzację” – czyli urządzenie całej Ukrainy na putinowską modłę. No i opowieść o sukcesach Rosji na froncie jest mocno dyskusyjna. To, że Putin musi ją teraz tworzyć, pokazuje, w jak trudnej sytuacji się znalazł – na arenie międzynarodowej i u siebie.
Żeby więc tę wersję uprawdopodobnić Putin, ogłaszając “ofertę pokojową” 14 czerwca, powołał się na swoją rozmowę z premierem Izraela Naftalim Bennettem z 5 marca 2022 roku. O tym spotkaniu świat dotychczas wiedział tyle, że Putin miał obiecać Bennettowi, że “nie zabije prezydenta Zełenskiego”.
Teraz Putin odkrywa przed nami nowe światy: mówi, że rozmawiał z Bennettem o Donbasie. Bennett miał go zapytać, co rosyjskie wojska robią na Zaporożu i Chersońszczyźnie, skoro chodzi o Donbas. A Putin miał mu powiedzieć, że to tylko kwestia wojskowej taktyki. Obejścia umocnień ukraińskich i “wyzwolenia” Mariupola, który leży w obwodzie donieckim.
Rosja oczywiście chciała uzyskać korytarz lądowy na Krym, ale to mógłby być po prostu eksterytorialny korytarz. Czyli – tłumaczy poddanym propaganda Putina – w marcu 2022 roku, choć wojska Putina stały pod Kijowem, to jego roszczenia terytorialne były bardzo ograniczone.
W kwietniu 2022, w czasie rokowań w Stambule (przerwanych po ujawnieniu mordu w Buczy) Putin chciał nieco więcej, ale też mało. Ale głupia Ukraina nie chciała – tłumaczy dalej propaganda. I pokazuje wydruk odrzuconych ostatecznie uzgodnień ze Stambułu.
Nie pokazuje jednak treści. Bo ta wersja – jak właśnie ujawnił “New York Times” – jest sprzeczna z wersją o minimalnych żądaniach Putina w kwietniu 2022 roku. Moskwa się domagała wtedy m.in. praktycznie całkowitego rozbrojenia Ukrainy. Tyle że widz w Moskwie teraz się tego nie dowie.
Nadal jednak dla poddanych Putina opowieść o tym, że wojna toczyła się “wyłącznie o Donbas” może nie wystarczyć. Do tej pory propaganda lubiła powtarzać, że sytuacji Donbasu nie naprawi się bez pacyfikacji całej Ukrainy. Może z wyjątkiem jej zachodnich części, które odda się Polsce (zastanawiające jest, jak bardzo myśl strategiczno-dyplomatyczna Moskwy osadzona jest w latach 30. XX wieku, z pomysłami o korytarzach eksterytorialnych i dzieleniem niepodległych państw na strefy wpływu).
Aby “propozycja Putina” nie wyglądała na tym tle zbyt żałośnie, propaganda dorabia do niej teorię: To autorski, osobisty plan napisany przez samego Putina dla całej Eurazji, czyli 70 proc. ludzkości, wyznaczając kres euroatlantyckiego bezpieczeństwa (propaganda uwielbia przeliczać swoje znaczenie na liczbę ludności świata – z tego wywodu wynika, że 140-milionowa Rosja Putina przewodzi wielomiliardowym Chinom i Indiom. Mocne, by nie powiedzieć rozpaczliwe).
Rosja – przekonuje propaganda – oczywiście w Ukrainie wygrywa cały czas. Objawem zwycięstwa są nie tyle zdobycze terytorialne, ile niszczenie sprzętu, który jest produkowany na Zachodzie (propaganda oczywiście nigdy nie objaśniła, że problem zachodniego sprzętu nie polega na tym, że jest on niezniszczalny – ale że wraz z jego wprowadzeniem Moskwa będzie musiała zmierzyć z nowymi technikami walki, których Ukraińcy się uczą, włączając swą armię płynnie w struktury zachodnie).
“Rossijskije wojska prodołżajut unicztożat’ wrażeskuju techniku zapadnowo proizwodstwa” (armia rosyjska nie ustaje w niszczeniu wyprodukowanego na Zachodzie sprzętu wroga)
– powtarza propaganda.
“I w tej sytuacji Putin wyciąga rękę i proponuje pokój” – tłumaczy Kisielow. Co świadczy o wielkoduszności Putina i sukcesie Rosji. “Dopiero w te inicjatywy dotyczące Eurazji Putin wpisuje sytuację w Ukrainie”. Zaś jeśli Zachód odrzuci ofertę pokoju Putina, to dalsza wojna będzie jego wyłączną winą. Nie Putina.
Musimy więc docenić mistrzostwo, z jakim propaganda wykonała tego podwójnego axla: Dla świata “plan Putina” jest tak przestrzelony, że nikt nie zamierza się nim zajmować. A propaganda wyjaśnia to tym, że za chwilę rzeczywiście nie będzie o czym dyskutować – bo żądania Putina wzrosną. Gdyż, wbrew temu, co się może wydawać, one rosną, a nie maleją.
Na wszelki wypadek propaganda dodaje, że kiedyś tam Ukrainę przecież będzie można podbić: „Cała Ukraina, aż do granic z Polską, mogłaby znaleźć się w tej strefie sanitarnej, bo stamtąd pochodzi ciągłe zagrożenie. I, choć prezydent tego nie powiedział wprost, ale jest oczywiste, że takie terytoria, jeśli żyjący tam ludzie zechcą, mogliby stać się częścią Rosji” – ogłosił niezastąpiony były prezydent Dmitrij Miedwiediew.
Na wszelki wypadek propaganda stara się nie informować o ustaleniach konferencji w Lucernie. Telewizja opowiada o tym, jak nieważne i głupie osoby się tam zebrały, a Zełenski znowu miał na sobie podkoszulek khaki. Oraz że spotkanie nie miało żadnych efektów. Co jak zwykle jest nieprawdą.
Putin i jego propaganda stale powtarzają, że Wołodymyr Zełenski nie jest już prezydentem Ukrainy. Kadencja mu się skończyła, w czasie wojny nie da się przeprowadzić wyborów, ale konstytucja Ukrainy nie mówi nigdzie o przedłużeniu z tego powodu kadencji. Zatem Zełenski jest "uzurpatorem” i “byłym prezydentem”. A jedynym organem, z którym teraz można się porozumiewać, jest ukraiński parlament i jego władze. Prezydent Zełenski – wbrew kalkulacjom Moskwy – nie złamał się, więc być może teraz Putin liczy na to, że ktoś się złamie w parlamencie?
Moskwa ma przecież dobre praktyki podkopywania znaczenia legalnych władz najechanych przez siebie państw. Choćby polskiego rządu na uchodźstwie zastąpionego przez PKWN.
Być może więc Putin ma jakiś plan i próbuje się doprosić do stołu rozmów (“Porozumienia w sprawie Ukrainy były owocem skomplikowanych negocjacji eksperckich, równowagi interesów i uwzględnienia realiów i tak będzie także tym razem" – powiedział 17 czerwca rzecznik Putina Pieskow) i zasiać niepewność w ukraińskim parlamencie (propaganda twierdzi, że ukraińscy parlamentarzyści rozmawiają o planie Putina).
A może jego starsi panowie z MSZ wyjęli stare rozwiązanie i postanowili go spróbować.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze