0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Oznacza to, że mężczyzna spędzi w ośrodku w Lesznowoli dwa lata. Inny z protestujących trafił do szpitala, a wokół jego hospitalizacji pojawiło się sporo kontrowersji.

Protestujący mężczyzna trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego w Radomiu 10 maja. Twierdził, że nie jadł i nie pił od kilku dni oraz zgłaszał gorsze samopoczucie. Jego pełnomocniczka, Urszula Wolfram, poinformowała, że kierownik ośrodka podjął decyzję o skierowaniu mężczyzny do szpitala.

Tego samego dnia Grupa Granica podała, że mężczyzna trafił do szpitala w stanie zagrażającym jego życiu. Aktywiści informowali także, że jego pełnomocnicy nie byli informowani o tym, co się z nim dzieje.

Potwierdziliśmy doniesienia o problemach w komunikacji ze szpitalem.

Przeczytaj także:

Blokada informacyjna

Od 10 do 12 maja pełnomocniczce mężczyzny Urszuli Wolfram wielokrotnie odmawiano udzielenia informacji o stanie zdrowia mężczyzny. Mimo że przesłała ona do szpitala w Radomiu swoje pełnomocnictwa, szpital zakwestionował ich ważność oraz zażądał potwierdzenia autentyczności podpisu.

Z kolei w korespondencji z nami szpital wskazywał, że pełnomocnictwo przedstawione przez Urszulę Wolfram nie obejmowało wglądu w dokumentację medyczną mężczyzny.

Widzieliśmy pełnomocnictwo udzielone Urszuli Wolfram przez hospitalizowanego mężczyznę i mamy jego kopię.

To dokument obejmujący szeroki zakres pełnomocnictwa i jest powszechnie używany przez osoby aktywistyczne reprezentujące osoby przekraczające granice polsko-białoruską. Na mocy takich pełnomocnictw zazwyczaj udzielane są informacje o osobach zatrzymanych przez Straż Graniczną, a także przebywających w ośrodkach zamkniętych czy szpitalach.

Co więcej – w treści pełnomocnictwa znajduje się zdanie, które jasno wskazuje, że także w tym wypadku szpital w Radomiu powinien udzielić Urszuli Wolfram wszelkich informacji o stanie zdrowia mężczyzny.

„Niniejsze pełnomocnictwo obejmuje także prawo dostępu (w tym wglądu do oryginałów, uzyskania kopii, odpisów i wypisów) do mojej dokumentacji medycznej i psychologicznej, bez względu na podmiot nie administrujący, jak również do uzyskania informacji o moim stanie zdrowia i udzielonych mi świadczeniach zdrowotnych” – czytamy w dokumencie własnoręcznie podpisanym przez mężczyznę, który trafił do szpitala w Radomiu. W dokumencie znajduje się także nazwisko mężczyzny, jego narodowość oraz data urodzenia.

Urszula Wolfram twierdzi, że przesyłała ten dokument do szpitala dwukrotnie.

Wysłaliśmy więc kopię dokumentu do placówki, z pytaniem, czy takie pełnomocnictwo trafiło do szpitala i jeśli tak, to dlaczego nie jest honorowane, skoro cudzoziemiec wyraził w nim zgodę na dostęp do dokumentacji medycznej.

Nie uzyskaliśmy jednak odpowiedzi. Nie udzielono nam również odpowiedzi na pytania o stan zdrowia mężczyzny. Szpital przestał odpisywać na nasze wiadomości.

Z innych źródeł dowiedzieliśmy się, że mężczyzna był badany bez obecności tłumacza z języka arabskiego, używano jedynie tłumacza elektronicznego. Kontaktując się ze szpitalem, Wolfram oferowała zapewnienie tłumacza, z czego szpital nie skorzystał.

A czy szpital próbował potwierdzić autentyczność podpisu na pełnomocnictwie? Wolfram twierdzi, że przekazano jej, że personel nie ma takiej możliwości – na oddziale nie ma bowiem tłumacza języka arabskiego.

Badania pod kontrolą Straży Granicznej

W sprawie mężczyzny interweniował także jego adwokat. Gdy my w piątek 12 maja prowadziliśmy ze szpitalem korespondencję, adwokat usłyszał, że nikt o takim imieniu i nazwisku na oddział nie został przyjęty. Jak się okazało tego dnia wieczorem, mężczyzna w tym czasie był już wypisywany i skierowany z powrotem do ośrodka w Lesznowoli.

Jednak ani prawnik mężczyzny, ani jego pełnomocniczka Urszula Wolfram nie zostali o tym fakcie przez szpital poinformowani.

Nasze źródło w ośrodku w Lesznowoli potwierdziło wczoraj, że mężczyzna wrócił do ośrodka w piątek 12 maja.

„Jest w średnim stanie, trzymali go w szpitalu psychiatrycznym, ale nic z nim nie robili. Rozmawiali z nim po pięć minut. Straż Graniczna go pilnowała. Sam poprosił, by go zabrali z powrotem do ośrodka. Po powrocie zjadł obiad. Na razie nie zamierza protestować” – informuje nas mężczyzna, który przebywa w Lesznowoli.

Ustaliliśmy, że mężczyzna został wypisany w stanie dobrym oraz że na podstawie obserwacji nie stwierdzono u niego żadnych poważnych zaburzeń. W trakcie hospitalizacji miał wykonywane badania podstawowe. Innych badań nie wykonywano, nie wdrożono też żadnego leczenia z uwagi na problemy komunikacyjne – znów brak tłumacza – oraz brak zgody mężczyzny.

Wiemy też, że podczas pobytu w szpitalu cudzoziemiec był pilnowany przez pracowników Straży Granicznej, którzy przekazali lekarzom, że manipuluje otoczeniem, aby uzyskać w Polsce status uchodźcy.

Dwa lata w zamknięciu. Co dalej?

To nie koniec protestu w Lesznowoli. Według naszych informacji obecnie strajk głodowy deklaruje siedmiu mężczyzn, w tym Irakijczycy, którzy przebywają w detencji powyżej 20 miesięcy.

W ostatnim tygodniu jeden z nich otrzymał decyzję o przedłużeniu detencji o kolejne trzy miesiące, co znaczy, że w zamknięciu spędzi niemal dwa lata.

O jego sprawie w mediach społecznościowych informowała pełnomocniczka mężczyzny i asystentka posła Tomasza Aniśko Laura Kwoczała.

„Ignorują jego stan zdrowia, kondycję psychiczną oraz fakt, że ma żonę i dziecko w Szwecji (pełnoprawni obywatele tego kraju). Brał udział w dwóch strajkach głodowych. Polska odmówiła mu łączenia rodzin bez żadnego uzasadnienia” – pisze w mediach społecznościowych Kwoczała. Zapewnia też, że do Polski przyjedzie ze Szwecji rodzina mężczyzny – żona i dzieci.

„Będziemy odwiedzać Lesznowolę codziennie, bo po prawie dwóch latach separacji przez bezduszny system po prostu im się to należy. Stawimy się też w sądzie. Będziemy walczyć”.

O mężczyźnie, któremu kolejny raz przedłużono detencję, wielokrotnie informowało nas także nasze źródło w Lesznowoli.

Wczoraj ustaliliśmy, że także i on deklaruje prowadzenie strajku głodowego.

Inny mężczyzna, który również przebywa w detencji ok. 20 miesięcy, obawia się, że i jemu zostanie ona przedłużona. Przekazuje nam bardzo niepokojące wiadomości.

„Powiedziałem im, że gdy tylko przedłużą mi detencję, popełnię samobójstwo. Kończy mi się siła i cierpliwość. Dwa dni temu dowiedzieli się, że mam żyletkę w pokoju, strażnicy przeszukali cały pokój i znaleźli pięć ostrych przedmiotów. Powiedziałem im, że mogę zdobyć kolejne i że popełnię samobójstwo, gdy przedłużą mi detencję. Powiedziałem im wszystko, to na nich spadnie odpowiedzialność za to, co mi się stanie”.

Mężczyźni, którzy przebywają w detencji ponad 20 miesięcy, ubiegali się w Polsce o ochronę międzynarodową dwukrotnie, za każdym razem ich wnioski były odrzucane. Jednocześnie sąd – automatycznie, jak w wielu podobnych przypadkach – przedłużał ich detencje. A jako że są to obywatele Iraku, to nie można ich deportować bez nich zgody. Irak nie przyjmuje bowiem swoich obywateli deportowanych siłą.

Prawnicy świadczący pomoc w ośrodkach detencyjnych twierdzą, że maksymalny czas, w jakim można poddawać cudzoziemca detencji to 24 miesiące. Jeśli w tym czasie nie uda się osoby deportować, powinna uzyskać zgodę na pobyt tolerowany. I po dwóch latach składania wniosków o ochronę, odwołań, przedłużeń detencji, a także prowadzenia protestów i deklarowanych głodówek – ostatecznie osobę z detencji będzie trzeba zwolnić.

;

Komentarze