0:00
0:00

0:00

"Była nas piątka organizatorek, cztery dostały wezwania. Pod koniec listopada 2020 r. Policja działała na zlecenie prokuratury. O wszystkim dowiedziałam z dość stronniczej lokalnej gazety. Zobaczyłam najpierw wielki nagłówek: „Tylko u nas: organizatorki protestów kobiet podane do prokuratury”. To był dosyć trudny moment" - mówi Laura Kwoczała, ur. 2002 r., organizatorka demonstracji Strajku Kobiet w Oleśnicy. Prokuratura bada, czy nie popełniła przestępstwa z art. 165 Kodeksu karnego: sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach.

Laura Kwoczała 26 lipca razem z kolegą i koleżanką protestowała w Warszawie pod budynkiem Ministerstwa Edukacji i Nauki przeciwko działaniom ministra Przemysława Czarnka. Ma 19 lat, ale za sobą już długą aktywistyczną drogę. W sprawie obrony klimatu, praw osób LGBT+, kobiet, edukacji.

Przesłuchanie na prokuraturze w rodzinnej Oleśnicy zaliczyła jeszcze jako osoba nieletnia, w obecności taty. Wie, jak to jest, kiedy funkcjonariusz oferuje się podwieźć ją na komendę na przesłuchanie. Wie, jak to jest, kiedy sprawa na prokuraturze wlecze się miesiącami – a w każdej chwili, nawet w czasie matur, może przyjść nowe wezwanie. Wie też, co to znaczy, jak do akcji wchodzą hejterzy. Wie też jednak dobrze, dlaczego robi to, co robi.

Trzecia rozmowa w serii „Na celowniku" o „SLAPPach po polsku" - czyli systematycznych prześladowaniach aktywistów, nie tylko przy pomocy działań policyjnych i prokuratorskich. Opublikowaliśmy też rozmowy z Elżbietą Podleśną i Bartem Staszewskim.

Mały człowiek i wielki prokurator (nawiązanie do postaci z Władcy Pieścienia, Froda i Szeloby)
Mały człowiek i wielki prokurator (nawiązanie do postaci z Władcy Pieścienia, Froda i Szeloby)

„Na celowniku" to pilotażowy projekt OKO.press, Archiwum Osiatyńskiego oraz norweskiej Fundacji Rafto*, prowadzony razem z prof. Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Praw Obywatelskich w latach 2015-21. Ma na celu naświetlenie i zdiagnozowanie zjawiska nękania osób zabierających głos w interesie publicznym w Polsce. W jego ramach publikujemy rozmowy z osobami, które znalazły się na celowniku, a także rozmowy z m.in. prawniczkami, badaczami, specjalistkami do spraw komunikacji. Materiały będziemy publikować od sierpnia do grudnia 2021 roku. Przeczytajcie więcej:

Przeczytaj także:

Laura Kwoczała rozmawiała z OKO.press jeszcze w trybie maturalnym, w czerwcu 2021 roku, zanim dowiedziała się, że zdała maturę i będzie studiować w Warszawie. I jeszcze przed protestem przed MEiN.

Zaczyna od wyjaśnienia, że wie, co robi, dzięki… szkole.

„Miałam świetną wychowawczynię, która uczyła nas Wiedzy o Społeczeństwie i sprawiła, że zaangażowałam się w projekt »Młodzi Głosują« w 2019 r. Gdyby nie to, to może nadal siedziałabym cicho i miała za złe. Tak jak ten mój kolega, który miał już prawa wyborcze w 2020 r., ale zagłosował na prezydenta tak jak babcia i rodzice, bo w ogóle nie wiedział, że jest Kompas Wyborczy, nie miał pojęcia, jak konkretnie zdobyć wiedzę i podjąć decyzję.

WoS kojarzy im się z kartkówkami z konstytucji. Zakuć, zdać, zapomnieć. To powinno się zaorać i zrobić od nowa – jako edukację obywatelską.

Ja to już wiem - wiem, że WoS ma sens, jak się człowiek zaangażuje w konkretne działanie. I nauczyłam się to robić. Zaangażowałam się w sprawy klimatu i w obronę słabszych."

Laura Kwoczała opowiada o swojej działalności szczerze. Mówi i o tym, jak się angażuje i o tym, że się boi. Ale jeśli nawet na chwilę się wycofuje, to wraca. Bo wie, jaka jest stawka. Ale też jej opowieść nie jest indywidualistyczna – to opowieść ludziach działających kolektywnie. Kwoczała zauważa wszystkich. I nie skupia się tylko na swoich przeżyciach – bo wie, że inni mogą mieć gorzej.

Do ośmiu lat więzienia za Strajk Kobiet

Zaczynała w samorządzie szkolnym, a w gimnazjum wzięła udział w projekcie pod patronatem ówczesnego Rzecznika Praw Dziecka - Marka Michalaka, więc opublikowała na Twitterze w 2020 r. list otwarty do jego następcy („Nagonka ze strony pana i pana kolegów przyczynia się do tragedii młodzieży". „Ile krwi musicie mieć na rękach, żeby się opamiętać?” ). Była członkinią Młodzieżowej Rady Miasta Oleśnicy, działa w Ostrej Zieleni, zaangażowała się w Strajk Klimatyczny, protesty Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. W 2021 r. zdała maturę.

Namierzona przez policję w 2020 r. w czasie Strajku Kobiet ma sprawę w prokuraturze. Śledztwo idzie w stronę „sprowadzenia zagrożenia…” (art. 165 Kodeksu Karnego)

§ 1. Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach:

  1. powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej,
  2. wyrabiając lub wprowadzając do obrotu szkodliwe dla zdrowia substancje, środki spożywcze lub inne artykuły powszechnego użytku lub też środki farmaceutyczne nie odpowiadające obowiązującym warunkom jakości,
  3. powodując uszkodzenie lub unieruchomienie urządzenia użyteczności publicznej, w szczególności urządzenia dostarczającego wodę, światło, ciepło, gaz, energię albo urządzenia zabezpieczającego przed nastąpieniem niebezpieczeństwa powszechnego lub służącego do jego uchylenia,
  4. zakłócając, uniemożliwiając lub w inny sposób wpływając na automatyczne przetwarzanie, gromadzenie lub przekazywanie danych informatycznych,
  5. działając w inny sposób w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych

podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Osiem lat więzienia dla 18-latki.

Na policji z tatą

Ale najwyraźniej Laura Kwoczała jest już przeciwko takim strachom zaszczepiona. Bo chrzest bojowy – jak to nazywa – ma już w listopadzie 2020 r. za sobą.

W sierpniu razem z Frankiem Brodą (tym samym, z którym w lipcu 2021 r. usiądzie przed Ministerstwem Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka) robi pod komendą we Wrocławiu Stare Miasto zgromadzenie spontaniczne w obronie aresztowanej Margot. Sprawy równości i prawa osób LGBT+ są dla Laury Kwoczały tak oczywiste, że nie traci czasu na ich wyjaśnianie. Za to doprecyzowuje (zanim zrobi to w lipcu 2021 r. Sąd Najwyższy) kwestię zgromadzeń:

„To nasze zgromadzenie było niby zakazane, ale tylko rozporządzeniem – a wiedziałam, że to bezprawne, bo wolności konstytucyjne można ograniczać tylko ustawą. Było nas czworo, nie mieliśmy nagłośnienia, zachowywaliśmy reżim sanitarny. Ale i tak nas spisali i przez pół godziny musieliśmy wykłócać się o podstawę prawną. To było dosyć dramatyczne doświadczenie. Po 10 miesiącach dostaliśmy pismo z sądu, że mieliśmy rację. Nie naruszyliśmy prawa. Sąd rejonowy nie dopatrzył się znamion wykroczenia. To było fajne uczucie – że nasze państwo stanęło za nami. "

Sprawa jest wrocławska, ale policja decyduje, że przesłuchania odbędą się na komisariacie w Oleśnicy. Jest wrzesień 2020 r., a Laura Kwoczała w klasie maturalnej.

Byłam jeszcze osobą nieletnią – na przesłuchanie poszłam więc z Tatą. Najpierw nie chcieli go wpuścić i musiałam im wyjaśnić, że jako osoba niepełnoletnia mam prawo do obecności opiekuna. A potem zadawali mi przy Tacie pytania typu »czy mam nieślubne dzieci«. Naprawdę niekomfortowe."

Próbuję dopytać, kim są policjanci, którzy tak wykonują swoją pracę. Ile mają lat? Czy mają córki. Kwoczała mówi, że „jej” policjant wyglądał młodo, na 30-40 lat. Trochę próbował rozładować sytuację, „ale mu nie wychodziło”.

Oleśnica wychodzi na ulice

W protesty w październiku i listopadzie 2020 r., po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji, Kwoczała angażuje się bardziej. Na początku – zastrzega, bo nie chce sobie przypisywać zasług innych – tylko relacjonuje protest na Twitterze (bo gorzej się czuje, a wiadomo, pandemia, trzeba uważać na innych). Ale potem idzie na demonstrację w Oleśnicy i publicznie zabiera tam głos.

„Była nas piątka organizatorek, cztery dostały wezwania. Pod koniec listopada 2020 r. Policja działała na zlecenie prokuratury. O wszystkim dowiedziałam z dość stronniczej lokalnej gazety. Zobaczyłam najpierw wielki nagłówek: »Tylko u nas: organizatorki protestów kobiet podane do prokuratury«. To był dosyć trudny moment."

Oto, z czym mierzyć się musi młoda osoba, która zaczyna działać aktywnie we wspólnocie lokalnej. A ponieważ protesty OSK były w tak wielu miejscowościach, to ta historia choć w części pokazuje, przez co przechodzą dziś młodzi ludzie. Teraz, kiedy zdjęcia masowych protestów zniknęły z ekranów naszych telefonów i komputerów.

„Wezwanie do prokuratury to jest sprawa trochę większego kalibru. Inne nieprzyjemności – w szkole ani w mojej działalności – nie spotkały mnie. Poza atakami w internecie, oczywiście."

Na celowniku trolli

W dosyć charakterystyczny dla polskich SLAPP-ów sposób atak zaczyna się od internetu.

„Tak, to się zaczęło, kiedy napisałam twitterowe komentujący ułaskawienie przez prezydenta Dudę pedofila. Wiosną 2020 r., w czasie tej przedziwnej kampanii-nie kampanii prezydenckiej. Oznaczyłam go. I pojawiły się drastyczne, anonimowe groźby. Nie, że ktoś się ze mną nie zgadza – bo to jest normalne. Ale wpisy typu »Zejdź mi z drogi, bo cię rozjadę«, »Usuń się, bo pożałujesz«, »Jak odkryjesz tę swoją zamaskowaną gębę, to ci napluję« (na zdjęciu profilowym miałam po prostu maseczkę), »Tępa idiotko komunistyczna, rodzice powinny zabrać dostęp do internetu«."

„I to było dosyć dziwne: kiedy zrobiłam zrzuty ekranowe tych wpisów i zaczęłam je pokazywać, te wpisy zniknęły, a te anonimowe konta blokowały mnie – więc to nie było takie spontaniczne, pod wpływem emocji. Ktoś sprawdzał, co robię w sieci" - zauważa.

„Hejt trafił na mnie w takim momencie, kiedy nie przejęłam się tym. Ale gdyby to trafiło w momencie kłopotów, kryzysu – różnie mogłoby być. I pomyślałam sobie, że dla wielu ludzi to może być naprawdę przerażające. A przecież wiele osób zabiera głos w mediach społecznościowych. Jeśli nie mają doświadczenia z aktywizmem, nie zdają sobie sprawy z zagrożenia."

Słucham tego i myślę, że skupianie się na potrzebach innych to dobry sposób na radzenie sobie ze stresem. Ale co z innymi, którzy tak nie umieją, a którym z telefonów zaczyna wylewa się takie obrzydlistwo? Mają prawo się bać, ale czy zawsze mają o tym komu opowiedzieć?

Taki atak trolli z wierzchu wygląda na emocjonalną odpowiedź na czyjąś aktywność publiczną. Kiedy jednak analizujemy szczegóły, zauważamy obie, że to wszystko jest maszynowe i odbywa się wedle powtarzalnego schematu. Tak było w opisanych już sprawach Elżbiety Podleśnej i Barta Staszewskiego. Laura Kwoczała mówi tak:

„W odpowiedzi na mój wpis pojawiało się 10-15 komentarzy. Pod każdym moim tweetem pokazywał się co najmniej jeden mocniejszy komentarz. Było też czepianie się słówek, żądanie uzasadnień. I to się zaczęło się w 2020 r.– bo wtedy moje tweety zaczęły dotyczyć władzę, kiedy oznaczam konta rządowych polityków (przestałam to robić)."

To samo powiedział Bart Staszewski. Dalej Kwoczała:

„A konto na Twitterze mam od 2019 r., od kampanii do Parlamentu Europejskiego – i dostawałam wtedy takie odpryskowe komentarze, dotyczące polityków. Z tym, co jest teraz, nie da się tego porównać. Bo w 2020 r. zaczęłam dostawać groźby w prywatnych wiadomościach i na maila (bo był podany na moim koncie facebookowym). Nie, nie było memów z moim zdjęciami. Najwyżej zdjęcia ze zbierania podpisów z dorysowanymi swastykami.

„Najpierw odpowiadałam, pisałam, że takie wpisy są karalne. Ale skala była dla mnie duża. Przerosło mnie jeszcze bardziej, kiedy moją działalność zaczęły opisywać lokalne media."

A co było z mediami?

„Oleśnica24.com – to jest taki dosyć nieobiektywny portal, przedstawiający np. wydarzenia na proteście kobiet w negatywnym świetle. Oni pozwalają na publikowanie anonimowych komentarzy, żywią się tym (bo inne portale albo wprost to blokują, albo odsyłają do Facebooka, co jednak powstrzymuje hejt). Publikowali artykuły mające nas przedstawić nas w złym świetle. Nigdy nie dzwonili, nie pytali o komentarz – korzystali z tego, co znaleźli w sieci."

Dziewczyny bronią kościołów w Oleśnicy. Na próżno

Osoba, która znajduje się na celowniku, bardzo często dostaje takimi odpryskami. Bo media, w coraz gorszej sytuacji finansowej, nawet jeśli nie działają w złej wierze, to nie mają czasu ani pieniędzy na sprawdzanie, uzyskiwanie komentarzy. „Tylko powtarzają”, co zostało znalezione w sieci. Czasem lekko „podkręcą” materiał, by był bardziej atrakcyjny. Ale w czasach trolli i mediów społecznościowych to nie jest już niewinna zabawa.

„Był o mnie np. tekst w »Dużym Formacie«. Jacek Hugo Bader troszkę naciągnął to, co mówiłam – bo przedstawił mnie tak, jakbym sama wszystko załatwiała, a ja tylko relacjonowałam, co ludzie robią i w czym chcę im pomóc poprzez zbiórkę podpisów. No to mnie Oleśnica 24.com zaatakowała, że sobie przypisuję sobie zasługę innych – musiałam ludzi przepraszać po tym reportażu. A pod tymi tekstami pojawiały się anonimowe komentarze – w tym o wyglądzie (mnie się oberwało, a mojej koleżance jeszcze bardziej), o rodzinie. Anonimowa osoba twierdząca, że jest moją koleżanką z klasy, pisała, że »bardzo się zmieniłam«. Raczej to nie była moja koleżanka z klasy. Ale tego naprawdę nie chciało się czytać."

Kiedy prezes Kaczyński w swym listopadowym orędziu w 2020 r. wzywa do obrony kościołów, na oleśnickim kościele pojawia się napis. Kwoczała zapewnia, że tego nie mógł zrobić nikt z protestu, ale i tak dziewczyny idą go zamalować („koleżanka, bo ja akurat miałam e-lekcję” – precyzyjnie zaznacza).

„Potem za każdym razem wyraźnie potępiałyśmy takie wybryki."

Ale media lokalne piszą „uczestniczki strajku kobiet zniszczyły zabytek”.

Prokurator prowadzi śledztwo

A dziewczyny mają tymczasem sprawę na prokuraturze. Przesłuchuje policja. Sprawa jest wszczęta po anonimowym mailu, jaki miał wpłynąć do wszystkich prokuratur rejonowych na Dolnym Śląsku, gdzie były protesty OSK. Anonimu dziewczyny nie widziały, ale media lokalne pisały, że anonim donosił, iż w mieście są nielegalne protesty łamiące art. 165 KK („a my przecież zdzierałyśmy gardła na proteście, żeby wszyscy nosili maseczki”).

Ten sam paragraf podał Jarosław Kaczyński w wystąpieniu sejmowym 19 listopada 2020.

„Musiała to napisać osoba, która ma jakieś doświadczenie w polityce, skoro była w stanie podać podstawę prawną. Naprawdę nie wiemy, kto to był. I na podstawie tego donosu śledztwo zostało wszczęte. Zostałam wezwana pod koniec listopada 2020 r. Zrozumiałam, że to nie przelewki. Przesłuchanie odbyło się w grudniu. Odmówiłam odpowiedzi, bo wiedziałam, że mam takie prawo."

Tu mnie lekko zatkało. Bo sama jako 18-latka byłam przesłuchiwana przez milicję w stanie wojennym. I naprawdę nie wiedziałam, że mam prawo odmówić odpowiedzi. Więc bardzo się męczyłam, żeby odpowiedzieć na pytania tak, by nie było żadnej odpowiedzi. A tu 18-letnia Laura Kwoczała uczy mnie, jak powinnam była postąpić 40 lat temu. Skąd wiedziała?

„Od znajomego prawnika. Powiedział, że wzywanie w charakterze świadka – w atmosferze nagonki prasowej – to stara zagrywka, po to, żeby zmusić nas do stawiennictwa i stawiać potem zarzuty. Dlatego skontaktowaliśmy się ze Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet, bo oni takich represji doświadczają. I mieliśmy prawniczkę z OSK.

Podali mi nazwisko, pytali, czy znam (nie zapamiętałam go, ale może chodziło o autora donosu?) Pytali, czy wiem, czy po demonstracji doszło do zakażenia, czy wiem, kto brał w niej udział. Ale przesłuchiwali mnie jako ostatnią, więc już nie mieli nadziei, że coś powiem – bo wszystkie omawiałyśmy. Stres był."

No i musiała się zerwać z lekcji (nauczycielka na szczęście zrozumiała), a pod siedzibą stał TVN. Potem była ulga, ale i niepokój, jak to będzie wyglądało dalej, czy nie zakłóci matur. No bo jeszcze należało zdać maturę.

Czy dostanie zarzuty prokuratorskie, nie wie. Sprawa jest w zawieszeniu.

„O stanie sprawy dowiaduję się z lokalnej gazety, z wywiadu zastępczyni prokuratora rejonowego. Prokurator czeka ponoć na »ekspertyzę wirusologa«, czy demonstracje w Oleśnicy mogły doprowadzić do zakażeń COVID-19 na dużą skalę."

Organizatorka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart ma zarzuty karne z tego samego paragrafu. Laura Kwoczała najwyraźniej już nauczyła się z tym żyć.

Więc próbuję się od niej nauczyć, jak to się robi.

Babcia opowiadała, że w stanie wojennym…

Czy brała Pani w ogóle takie konsekwencje, kiedy podejmowała Pani działania?

„Nie. Uważałam, że takie historie jak ta, to przeszłość. Historia. I potem, jak nas wzywali, to starsi mówili, że to im przypominało to, co było w stanie wojennym. Babcia mówiła, że z tym jej się skojarzyło też wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, z tym wzywaniem do obrony kościołów. Bo to wyglądało jak przemówienie Jaruzelskiego chyba.

Na początku byłam przerażona – mówi wprost. W Oleśnicy wiele osób kojarzy moich rodziców, więc jak media podały, że 18-latka została wezwana do prokuratury, i to jeszcze w dodatku ja, osoba z dość wyraźnymi poglądami, to był mocny temat do rozmów przez dwa tygodnie, aż do momentu przesłuchania. To może nie takie małe miasto, ale wszyscy się tam znają.

W moim otoczeniu wszyscy mnie wspierają. Nikt mi w oczy nie powiedział, że mu się nie podoba, co robię. Krytycy kryją się za anonimami. Największym wsparciem była akcja solidarnościowa obywateli RP i znajomych aktywistów pod komendą policji, którzy przyjechali pokazać, że są gotowi się spisać. Marta Lempart i Agnieszka Holland podpisały list zainicjowany przez Zielonych. Marek Kossakowski z Zielonych spędził godziny zbierając podpisy pod listem."

Oleśnica przestaje protestować

Laura Kwoczała mówi jednak coś, co mnie bardzo zastanawia: jej pokolenie, z powodu pandemii ma inne sieci rówieśnicze. Połowę liceum przeżyli na zdalnej edukacji i związki towarzyskie z ludźmi ze szkoły są słabsze („Mieliśmy tylko wspólny »półmetek«, żadne dłuższej wycieczki ani studniówki. A jak człowiek spędzi osiem godzin na lekcjach przed monitorem, to nawet nie ma siły sięgnąć po telefon, żeby z kimś pogadać”). Za to więzi z tymi, którzy podzielają aktywność obywatelską – są naprawdę silne i nie ma tu znaczenia, że mieszkają nawet kilkaset kilometrów od siebie.

A więc młodzi naprawdę aktywni nie są sami. Sami, naprawdę sami, są za to ci, którzy angażowali się mniej – a nie wiadomo, czy skala hejtu i lokalnych szykan była wobec nich dużo słabsza.

„Z trzech dziewczyn, z którymi była przesłuchana, dwie wycofały się ze względu na obawy o rodzinę. Prawda jest taka, że dla wielu osób to, co nas spotkało, było wystarczającym powodem, by się wycofać i nie angażować."

Protesty w Oleśnicy zostają złamane. Pod koniec listopada 2020 r. policjanci przekonują, żeby więcej demonstracji w Oleśnicy nie robić.

„Zadzwonili, żeby przyjechać na komendę – a mieszkam na wsi pod Oleśnicą, PKS rzadko jeździ, kolei oczywiście nie ma. Więc im mówię, że nie mam jak dojechać. A oni na to, że po mnie przyjadą. Wie pani – na oczach całej wsi. Więc poprosiłam dziadka. I odbyło się takie miłe zastraszanie, które miało nas namówić do odwołania zgromadzeń.

Odwołałyśmy. Dla bezpieczeństwa uczestników. Ale i tak postępowania w sprawie art. 165 KK. jest prowadzone.

Kiedy w styczniu 2021 TK opublikował swój wyrok w sprawie aborcji, na demonstrację przychodzi tylko 50 osób. Jak na miasto, gdzie ludzie boją się konsekwencji, to niemało (choć w szczycie protestów było i po 2000).

Ale potem działy się dziwne rzeczy, jeden z przeciwników protestu zaatakował uczestniczkę, miał ostre narzędzie, media ustaliły, że był recydywistą wypuszczonym właśnie z więzienia. Ale mimo to policja go tylko spisała, i to nie od razu – choć za nami potrafili jeździć krok w krok."

Nie wolno dać się zastraszyć

Co jest najtrudniejsze? „Niepewność" – mówi Kwoczała. „Bo kiedy obserwuję, jak są traktowani aktywiści w innych krajach, to nie wiem, co będzie dalej. Czy skończy się na tym, co teraz i w sumie nie będzie aż tak źle, czy też będzie gorzej."

Na koniec zadaję sakramentalne pytanie: Gdyby chciała Pani pomóc osobie w podobnej sytuacji – to co by Pani zrobiła?

„Nie wolno dać się zastraszyć. Ja się na początku wycofałam, ale wróciłam. Nie wolno się poddawać. To jest ten moment, kiedy się nie odpuszcza, dopóki nie osiągnie się skutku."

Po naszej rozmowie rozumiem to wezwanie lepiej. Nie chodzi tylko o to, by być dzielnym. To przestroga – jeśli ktoś się wycofuje, zostaje sam. Bez pomocy i wsparcia – i bez żadnej gwarancji, że ataki ustaną. A Laura Kwoczała dodaje:

„Kiedy widzę, ile genialnych aktywistów i aktywistek działa, to od razu uśmiecham się."

I jeszcze lekcja od ekspertki:

„Trzeba monitorować wszelkie nadużycia służb – bo mamy prawo nagrywać telefonami (oni mówią, że nie wolno, ale my wiemy: nagrywać wolno, nie wolno upubliczniać).

Warto mieć też kontakt do prawnika – wielu z nich działa pro bono. Warto numer mieć numer zapisany (wiem, że to dziwnie brzmi, żeby w XXI wieku numer telefonu zapisywać sobie na ręce, ale tak trzeba).

Żadna władza, jaka będzie w tym kraju, nie ma prawa ignorować prawa, bawić się praworządnością i konstytucją, ignorować prawa człowieka."

W cyklu "Na celowniku" publikujemy serię rozmów z aktywistami, prawnikami i naukowcami zajmującymi się zjawiskiem SLAPP. Zbieramy też informacje o SLAPPach. Możesz do nas dołączyć.

  • Jeśli grożą Ci konsekwencje prawne z powodu Twojej aktywności publicznej, daj nam znać.
  • Jeśli jesteś pełnomocnikiem prawnym osoby szykanowanej z powodu aktywności publicznej, skontaktuj się z nami.
  • Jeśli jesteś członkiem rodziny, przyjacielem, znajomym osoby nękanej przez władze i widzisz rzeczy, które Cię niepokoją – odezwij się.

Razem możemy nie tylko opisać to, co się dzieje, ale znaleźć sposoby niesienia pomocy.

* Projekt 'Eye on SLAPPs in Poland' / Na celowniku jest prowadzony do grudnia 2021 roku dzięki wsparciu Fundacji Rafto na rzecz Praw Człowieka z siedzibą w Bergen w Norwegii. Fundacja została założona w 1986 roku w pamięci Thorolfa Rafto.

Prof. Thorolf Rafto (1922-1986) był ekonomistą i działaczem na rzecz praw człowieka. W sprawy Europy Środkowej zaangażował się z powodu Praskiej Wiosny 1968. Wielokrotnie podróżował do Polski, Czech Węgier i Rosji, był świadkiem prześladowań i nadużyć. W 1979 r. w Czechosłowacji ciężko pobili go funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych, co przyspieszyło jego śmierć.

Nad projektem "Na celowniku" czuwa rada ekspercka pod przewodnictwem prof. Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich VII kadencji. W jej skład wchodzą: mec. Sylwia Gregorczyk-Abram, mec. Radosław Baszuk, prof. Jędrzej Skrzypczak.

Projekt koordynują Anna Wójcik i Agnieszka Jędrzejczyk.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze