0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Aleksandra Perzyńska / OKO.pressFoto Aleksandra Perz...

W poniedziałek, ok 10.30 do budynku z siedzibą PiS na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie, weszła grupa 8 aktywistów z Ruchu Solidarności Klimatycznej.

To świeża inicjatywa – działa kilka miesięcy, liczy ok. 30 członków. Większość to młodzi już z doświadczeniem w innych ruchach – np. Extinction Rebellion, Greenpeace. Niektórzy brali udział w protestach za granicą.

Oczekują od rządzących w Polsce „uspołecznienia energii”. Domagają się Spółdzielni Energetycznych w każdej gminie w Polsce oraz oddania nadzoru nad spółkami energetycznymi z udziałem Skarbu Państwa w ręce ludzi.

Protest aktywistów klimatycznych w siedzibie PiS, 13 marca 2023. Foto Aleksandra Perzyńska / OKO.press

Opublikowali dwa listy otwarte w tej sprawie, które wysłali do Kancelarii Premiera, do wicepremiera Jacka Sasina i PiS-u. Zero odpowiedzi.

Zdecydowali się więc dostarczyć list z podpisami do siedziby PiS – pod tym pretekstem tam weszli. Udało się to tylko czterem z nich. Pozostała czwórka utknęła na korytarzu.

„Domagamy się uspołecznienia energetyki w Polsce, by to nie prezesi spółek skarbu państwa i politycy decydowali o tym, czy stać nas na ogrzewanie, czy nie” - mówił jeden z uczestników.

View post on Twitter

Jadwiga Klata, jedna ze współzałożycielek Ruchu, w relacji live z biura PiS: „W momencie startu kampanii wyborczej jest czas, by rozliczać PiS z ich polityki energetycznej. Polityki, która stawia nas wszystkich w niebezpieczeństwie”.

Z czterech osób, które weszły do środka, tylko Jerzy Ulewicz przykuł się kajdankami - do metalowego pałąka na drzwiach. I tylko jego nie wyrzucono natychmiast. Ochroniarz wespół z mężczyzną w okularach oderwali przyklejone trzy dziewczyny i wypchnęli je na korytarz.

Protest aktywistów klimatycznych w siedzibie PiS, 13 marca 2023. Foto Aleksandra Perzyńska / OKO.press

Mężczyzna: „A ja mogę się zadeklarować jako kobieta w ciąży”

W relacji SKRAJ widać, że drzwi zablokował aktywistom starszy mężczyzna w okularach. Zachowywał się jak ochroniarz, ale twierdził, że jest „petentem”.

„Jeden z aktywistów próbował przejść przez tę zaporę, ale bez używania rąk czy przemocy” - opisuje Maciej Piasecki, reporter, który był na miejscu. Widać ten moment i faktycznie nie ma żadnego szarpania, czy przemocy.

Próbował też przejść sam Piasecki. Tłumaczył, że jest dziennikarzem. Mężczyzna ciągle tarasował wejście i próbował zasłaniać mu obiektyw, odpychać statyw. „Utrudniał działalność dziennikarską. Łamał art. 44 prawa prasowego” - ocenia Piasecki.

Mężczyzna z kolei zarzucał mu w relacji: „Pan mnie od tyłu atakował w sposób bardzo chamski i brutalny”. Na relacji nie widać, aby tak było.

„Czułem się zaatakowany. Kilkanaście osób w chamski i brutalny sposób pchało się na mnie” - twierdzi ów mężczyzna w relacji Włodka Ciejki. Młodzi chórem zaprzeczają, mówią, że są pokojowym ruchem.

„A ja mogę się zadeklarować jako kobieta w ciąży. I kobieta w ciąży została zaatakowana od tyłu” - odparł jegomość w futrynie. Dodawał, że aktywista „o mało co mi ręki nie złamał”.

Przejrzeliśmy relacje z trzech kamer, w tym tej ze środka biura, i żadnego rzekomego ataku czy przemocy aktywistów nie zobaczyliśmy.

Ola Perzyńska, reporterka współpracująca z OKO.press: „Nie widziałam, by stosowali jakąkolwiek przemoc, czy popychali tego pana. Absolutnie. Zresztą to pokojowo nastawiona młodzież”.

W relacjach video brutalnie momentami zachowuje się ochroniarz i ów mężczyzna z drzwi - odrywali dłonie dziewczyn na siłę i wyrzucali je za drzwi. Julii Szlosowskiej zdarli skórę.

Ulewicz opowiada o momencie, który groził eskalacją napięcia. „Ten mężczyzna, co tarasował drzwi, zbliżył swoją twarz do mojej tak na centymetr i krzyczał „Kim ty jesteś?" Z takiego bliska też mnie nagrywał. Ewidentnie chciał mnie sprowokować” - opisuje aktywista.

Wyrzuceni na zewnątrz ponownie się przykleili. Do loga PiS, kafelek, drzwi. Niektórzy przypięli się kajdankami do kaloryfera.

Protest aktywistów klimatycznych w siedzibie PiS, 13 marca 2023. Foto Aleksandra Perzyńska / OKO.press

„Nie mam upoważnienia, by wypowiadać się. Od samego siebie”

Ponad 30 godzin później okazało się, że trójka aktywistów dostała zarzuty z § 191 KK („Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania (…) ”. Grozi za to do 3 lat.

Mężczyzna, który tarasował drzwi, to Marcel Klimczak. Od 2002 r. do teraz - wg jego LinkedIn – prowadzi firmę konsultingową Quest. Działa nad Wisłą i USA, gdzie mieszka – wg jego Facebooka w Jefferson City w stanie Tennessee. Pochodzi z Detroit.

Na LinkedIn, oraz stronie swojej firmy, informuje, że jest konsultantem biznesowym, trenerem, coachem. Pomaga biznesom w szybszym rozwoju. Na FB zamieszcza głównie memy lub fejki prawicowych środowisk, ośmieszające przeciwników PiS, zwłaszcza polityków opozycji.

Docieramy do niego.

Dlaczego twierdził, że został „brutalnie i chamsko” zaatakowany, skoro nagrania i świadkowie mówią coś dokładnie przeciwnego?

„Nie mam upoważnienia do wypowiadania się w tej sprawie” - mówi nam Klimczak.

„Od kogo pan potrzebuje takie upoważnienie?” - pytamy zdziwieni.

„Od siebie samego”.

„Sam pan siebie nie upoważnił do rozmowy?”

Klimczak: „Tak proszę to rozumieć”.

Dopytujemy się o atak. Klimczak powtarza to, co w relacji: że został „brutalnie i silnie” zaatakowany przez „rozwrzeszczana grupę”.

Czy robił obdukcję po tym „ataku”?

„To moja sprawa”.

Twierdzi, że nie jest związany z partią PiS, był tam tylko „petentem”, a dziennikarza nie wpuszczał, bo był „bez kolejki”. Powtarza, że to reporter na niego „bardzo brutalnie napierał”.

Jeśli te rzekome ataki były tak „brutalne”, to czy odniósł jakieś szkody?

Nie chce odpowiedzieć.

Po co twierdził, że jest „kobietą w ciąży”?

„Broniłem się w ten sposób przed napastowaniem” - tłumaczy.

Czy to on złożył na policji doniesienie na aktywistów?

Nie. To policja poprosiła go, by wystąpił jako „świadek” i opisał sytuację. Nie chce odpowiedzieć czy jest „poszkodowanym” w sprawie. „Przeżyłem bardzo traumatyczną sytuację i nie chciałbym w tej chwili wracać do tego” - mówi i rozłącza się.

„Każdy zdrowy na umyśle człowiek po obejrzeniu relacji video z wydarzeń musi dojść do wniosku, że ci młodzi ludzie nie stosowali żadnej przemocy. Jestem przekonany, że ze względu na ograniczenia czasowe, osoby stosujące środki zapobiegawcze nie zapoznały się z nagraniami dostępnymi publicznie” - uważa Radosław Galusiakowski, prawnik reprezentujący trójkę z aktywistów.

Przeczytaj także:

„Dziennikarze podejmowali działalność terrorystyczną w biurze PiS?”

Policja przyszła pod biuro PiS ze starszym panem, który miał być administratorem budynku. „To był cieć z portierni, a nie administrator” - twierdzi Perzyńska. Sprawdziliśmy – administratorem budynku jest spółka Srebrna.

Zdanie portiera wystarczyło jednak policji, by zażądać wyjścia wszystkich z budynku.

Policjanci najpierw usunęli dziennikarzy - wypchnęli ich mimo protestów. Maciej Piasecki zgłosił zachowanie mundurowych Reporterom bez Granic oraz Internews – amerykańskiej organizacji wspierającej żurnalistów. Zastanawia się też nad złożeniem zawiadomienia w prokuraturze. „To był pierwszy od dłuższego czasu przypadek, kiedy policja tak utrudniała pracę dziennikarzom” - podkreśla.

Aktywiści poddali się wszystkim czynnościom – nie utrudniali rozkuwania ani odrywania. Dali się wylegitymować. Nie stawiali oporu. Wg. ich relacji, mundurowi - głównie młodzi adepci, którzy byli pierwszy lub drugi dzień na stażu w Warszawie – nie mogli znaleźć kluczyka do kajdanek.

Jadwiga Klata: „Koledze powiedzieli, że jeśli nie wyjmie środków odklejających, to koleżankę będzie bolało to odrywanie. Nie mamy takich środków, a to co robicie, to groźba”.

Strażak doradził mundurowym, by ręce odklejać jakimś rozpuszczalnikiem. „Najpierw policjanci wzięli zmywacz do paznokci pani w recepcji, ale go szybko zabrakło. Recepcjonistka dyskretnie pozbierała więc takie zmywacze od pracownic biura PiS” - opisuje Jurek Ulewicz.

Julia Szlosowska: „W pewnym momencie policjanci ogłosili jakiś stopień zagrożenia terrorystycznego i zaczęli przeszukiwać nasze torby”.

W podobnym czasie już przed budynkiem, oficer kierujący akcją, do wyrzuconych z budynku dziennikarzy: „Z uwagi na stan jaki obecnie jest – stan wojny, terroryzm, musimy państwa tutaj wylegitymować”.

Reporter Piasecki pytał: „Sugeruje pan, że dziennikarze mieliby dokonywać działalności terrorystycznej w biurze PiS?”

„To są polityczne represje”

Aktywiści najpierw byli przesłuchiwani w III komendzie policji na ul. Opaczewskiej w Warszawie. Ulewicza i dwójkę innych trzymano 8 godzin. „Cały czas mieliśmy skute ręce z tyłu. Jak kryminaliści” - opisuje Ulewicz.

„To jest nadgorliwość policji. Ze zdrowym rozsądkiem nie ma to wiele wspólnego, za to dużo z sadyzmem” - komentuje prawnik Galusiakowski.

Tylko na początku, gdy byli jeszcze dziennikarze, ręce aktywistów były skute z przodu. Dziewczyny łagodniej traktowano – cały czas miały skute z przodu.

Stażyści policyjni notorycznie robili błędy w protokołach zatrzymania. Ulewicz: „Mój przepisywali na nowo kilka razy”.

Któryś ze stażystów chciał zostawić protokół bez adnotacji, że informowali zatrzymanych o pomocy prawnej czy medycznej. Oficer powiedział mu: „Nie, to jest sprawa polityczna. Musi być bez błędów” - relacjonuje Klata.

Kontrole osobiste dziewczyny miały aż trzy razy. Najpierw w radiowozie - macanie i oglądanie biustonoszy. Jadwiga: „Każda musiała pokazywać, czy czegoś nie ma w środku”. Potem dwie kontrole z rozbieraniem się do naga i kucaniem.

Jadwiga Klata: „Policjantka zdawała relacje koledze, jak mnie przeszukiwała: »Takie zwykłe majtki ma«. Bo jeśli bym miała stringi, to by mi je zabrali, tak jak stanik - był za bardzo sznureczkowy”.

Agnieszka Kula: „Szydzili z nas: „Coś nie wyszedł ten protest. Może kogoś bardziej doświadczonego trzeba było wysłać”? Ale byli też mili, zwłaszcza policjantki”.

To ostatnie potwierdzają mi też inni zatrzymani. Niektórzy policjanci nawet popierali ich protest, krytykowali rządzący PiS i narzekali, że muszą pilnować pomników.

Pobrano od zatrzymanych próbki biologiczne, odciski wszystkich palców i całej dłoni.

Klata: „To są polityczne represje - jesteśmy traktowani jak kryminaliści.”

Zatrzymanych zaskoczył fakt, że zajmuje się nimi Wydział do Walki z Przestępczością Przeciwko Życiu i Zdrowiu. Jadwiga: „Najpierw nas przesłuchiwali za protest pokojowy, a potem zajmowali się gwałtami zbiorowymi. Oni sami nam mówili, że wolą już aktywistów niż gwałcicieli”.

„Z głodu robiło mi się słabo”

Rozwieziono ich po aresztach Mazowsza - Warszawa, Legionowo, Piastów, Nowy Dwór Mazowiecki. Ktoś trafił na dołek Straży Granicznej. „Słyszeliśmy, że był problem z miejscami, bo w placówce musiała być policjantka, by nas przeszukać” - tłumaczą aktywiści.

Trójka chłopaków, która trafiła na dołek w Nowym Dworze Mazowieckim, nie dostała nic do jedzenia. „Byłem już tak strasznie głodny, że robiło mi się słabo. Prosiłem o jakiś chleb chociaż. Policjant się zaśmiał: Niestety” - relacjonuje Ulewicz. Ta trójka pierwszy posiłek zjadła dopiero o 7 rano, 14 marca - po 21 godzinach od zatrzymania.

Gdy Agnieszka Kula siedziała w areszcie, jej mieszkanie odwiedził dzielnicowy. Wypytywał współlokatorkę: czy jest mężatką, czy studiuje itd.

Wielu z nich zabrano telefony.

Przed komisariatem na Opaczewskiej, przed siedzibą PiS, a na końcu przed budynkiem prokuratury na Ochocie, gdzie stawiano im zarzuty, znajomi prowadzili demonstracje solidarnościowe.

Wszyscy z zatrzymanych, z którymi rozmawiamy, dostali zarzuty naruszenia miru domowego siedziby PiS (art 193 KK). Trójka – stosowania rzekomej przemocy lub groźby wobec Klimczaka.

Wszyscy dostali też zakaz wchodzenia do siedziby PiS, oraz dozór – dwa razy w tygodniu mają się zgłaszać na swojej lokalnej komendzie.

W dokumentach jednej z zatrzymanych czytamy absurdalne uzasadnienie tego dozoru: „Zachodzi uzasadniona obawa, iż podejrzana będzie nakłaniała do złożenia fałszywych zeznań występujących w sprawie świadków”. Jakby zgłaszanie się na komendę miało przed tym ustrzec.

„Na podstawie nagrań nie można mówić, że istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przestępstw, więc brak podstawowej przesłanki do zastosowania środków zapobiegawczych” - komentuje prawnik Galusiakowski.

Oprócz niego aktywistów wspiera pro publico bono kilku adwokatów i aplikantów adwokackich m.in.: Aleksander Jankowski, Paulina Fejtko, Jerzy Podgórski, Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, Marta Seredyńska.

Ostatnią osobę prokuratura wypuściła 14 marca ok. 18.40 – 32 godziny od zatrzymania. Gdy się z nimi spotykam o 21. tego dnia, jedzą swój pierwszy ciepły posiłek od dwóch dni.

„Będziemy też w siedzibach innych partii”

Komendę Stołeczną Policji zapytaliśmy:

  • Dlaczego skuwano aktywistów rękami z tyłu? Jakie zagrożenie stanowili?
  • Dlaczego część z nich nie dostała pożywienia przez całą dobę 13 marca, od momentu ich zatrzymania?
  • Jakie obrażenia odniósł od rzekomego ataku Marceli Klimczak?
  • Jak istotny w tych działaniach policji był fakt, że protest odbywał się w budynku siedziby rządzącej partii PiS?
  • Jakie to zagrożenie terrorystyczne wystąpiło w godzinach porannych w budynku siedziby PiS na ul. Nowogrodzkiej? Co spowodowało to zagrożenie?

Do momentu zakończenia tego tekstu nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

Agnieszka: „To wszystko było straszne ale te solidemo bardzo mi pomogły”.

Julia: „Idzie wiosna, jest rok wyborczy. Byliśmy w PiS, będziemy też w siedzibach innych partii”.

Jadwiga: „Będą nam chcieli zamknąć usta, bo występujemy przeciwko wielkim firmom energetycznym, dużym graczom. Liczymy się z tym, że to nie będzie łatwa sprawa”.

18 marca Ruch Solidarności Klimatycznej organizuje marsz pt. „Energia w ręce ludzi” spod Kancelarii Premiera pod Ministerstwo Aktywów Państwowych, które zarządza m.in. energetycznymi spółkami skarbu państwa.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze