Paradoksalnie, mimo zmiany rządu, to właśnie słowo kontynuacja jest najlepiej opisującym obecny kierunek polityki obronnej i zmian w armii
Tegoroczne obchody Święta Wojska Polskiego będą przebiegać w dobrze znany już sposób. Odbędą się oficjalne ceremonie – w tym wręczenie nominacji na stopnie generalskie. Przez Wisłostradę przedefilują pododdziały żołnierzy, wozy bojowe, nad Warszawą przelecą samoloty i śmigłowce. Poza Warszawą będą odbywać się pikniki wojskowe.
Różnica w porównaniu z poprzednimi latami będzie jednak oczywista. Rząd tworzy teraz koalicja 15 października, co oznacza, że w sferze obronności to partie ją tworzące są współodpowiedzialne za kreowanie i wdrażanie w życie polityki obronnej.
Na zdjęciu u góry – próba generalna do defilady w święto Wojska Polskiego, 11 sierpnia 2024, Warszawa. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
Przedwyborcze programy formacji tworzących obecny rząd były w sprawach obronności dość ogólne.
Po dziewięciu miesiącach trwania nowego rządu można więc poddać pierwszej ocenie kierunek, w którym zmierza polska obronność.
Faktem jest, że warunki brzegowe, na jakie napotkała koalicja, są trudne. Kohabitacja oznacza szczególne wyzwania zwłaszcza w sferze obronności, gdzie ma miejsce podział kompetencji pomiędzy prezydenta a ministra obrony. Od ponad dwóch lat w Ukrainie trwa pełnoskalowa wojna. Nie wygasa także kryzys na granicy, wciąż pojawiają się także nowe informacje o rosyjskich działaniach wywiadowczych czy dywersyjnych.
Na to nałożyły się problemy kadrowe w tym spektakularna zmiana na najwyższych stanowiskach w armii w roku 2023.
Nawet jeśli konflikt w Ukrainie zostanie w jakiś sposób zamrożony, poziom napięcia międzynarodowego będzie wysoki. Ponadto siły zbrojne wymagają reform i przezbrojenia – zarówno na skutek zmian w otoczeniu międzynarodowym, jak i dużych dostaw sprzętu dla Ukrainy.
Polityka poprzedniego rządu w ostatnich latach była dość prosta. Dążono do ilościowej rozbudowy wojska poprzez
Te ostatnie działania były najbardziej widoczne, ponieważ najłatwiej jest podpisać umowę na zakup sprzętu (lub zadeklarować taki zamiar). Gorzej jest już z wdrożeniem go do służby i jego utrzymaniem przez kilka dekad.
Podobnie utworzenie nowej dywizji jest formalnie łatwe – wystarczy decyzja z podpisem ministra, ale przeszkolenie kadr i budowa infrastruktury musi zająć wiele lat. To sprawiło, że ocena decyzji podejmowanych w latach 2015-2023 jest niejednoznaczna. Ocenę tę utrudnia dodatkowo niska transparentność tych decyzji.
Od roku 2017 nie został opublikowany żaden jawny rządowy dokument opisujący pożądany kształt sił zbrojnych.
A więc wskazujący także kierunki przemian w zakresie kadrowym strukturalnym i technicznym.
W tym kontekście należy zwrócić uwagę, że Koalicja Obywatelska wśród swoich 100 konkretów miała właśnie publikację w ciągu 100 dni od objęcia władzy programu modernizacji polskiej armii. Obiecywano także publikację białej księgi, opisującej podjęte za rządów PiS „decyzje pociągające znaczne skutki finansowe”.
Jak dotąd nie ma ani białej księgi, ani opublikowanego programu.
Rekomendacje dotyczące strategii bezpieczeństwa narodowego, w tym transformacji sił zbrojnych zostały w lipcu opublikowane. Tyle że przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, a więc organ prezydencki.
Sama Koalicja Obywatelska wskazuje na swojej stronie, że program modernizacji jest w trakcie. Jednak podawane przykłady działań – takie jak podpisanie umów w programach Narew czy Wisła, czy programy śmigłowcowe – jest to kontynuacja decyzji podjętych przez poprzedni rząd.
Paradoksalnie, mimo zmiany rządu, to właśnie słowo kontynuacja jest najlepiej opisującym obecny kierunek polityki obronnej i zmian w armii.
Częściowo jest to wymuszone okolicznościami. Przykładowo, zmiany kadrowe na najwyższych stanowiskach takich jak szef Sztabu Generalnego czy dowódca operacyjny – wymagają porozumienia z prezydentem. Zmiany kadrowe w ostatnich miesiącach były dokonywane na stanowiskach niższych, gdzie zgoda prezydenta potrzebna nie jest.
Obserwowane na wiosnę zwiększenie napływu osób migrujących przez granice z Białorusią, wzrost napięcia – w tym śmierć polskiego żołnierza oraz zatrzymanie żołnierzy podejrzewanych o użycie broni wbrew przepisom – były kolejnymi czynnikami wpływającymi na kierunek polityki obronnej.
Rząd wybrał rozwiązania twarde, kontynuując linię zapoczątkowaną przez PiS. Doraźnie zwiększył liczebność sił na granicy. Zmienił także struktury wojskowego zgrupowania, łącząc dwie oddzielne operacje w jedną. Ogłosił także, że nabywany jest i będzie nowy sprzęt specjalnie na potrzeby działań na granicy. Przykładem duża partia samochodów opancerzonych.
Ponadto pośpiesznie zaproponowano nowelizacje istniejących przepisów, znacząco zmieniające zasady użycia broni i środków przymusu w ochronie granicy państwowej oraz wprowadzające pojęcie „operacji wojskowej prowadzonej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w czasie pokoju”.
Tempo tych zmian jest niewątpliwie korzystnie wizerunkowo, lecz pytanie o adekwatność tych rozwiązań pozostaje wciąż otwarte. W szczególności problematyczne jest dodanie kolejnego do już istniejących trybu użycia wojska na terenie kraju.
A w ślad za nim – kolejnego zakresu użycia środków przymusu, co pogłębia już obecny galimatias prawny.
W kontekst granicy wpisuje się także ogłoszony w maju program „Tarcza Wschód”, a więc rozbudowy obronnej wschodniej granicy. Jest to na razie jednak wciąż przede wszystkim deklaracja woli, prace w terenie mają ruszyć dopiero w przyszłym roku.
Także w zakresie zwiększania liczebności sił zbrojnych widać wyraźną kontynuację. W szczególności nie zmieniono podjętych wcześniej decyzji o tworzeniu nowych dywizji. A w lipcu minister obrony zapowiedział, że nowa brygada 1 Dywizji Piechoty Legionów będzie stacjonować w Białymstoku.
Nie ma także żadnych informacji wskazujących, że zrezygnowano z formowania istniejącej tylko formalnie 8 Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Oznacza to najwyraźniej, że słowa ministra Kosiniaka-Kamysza z uroczystości przekazania obowiązków ministra, nawiązujące do planów Błaszczaka odnośnie tworzenia nowych jednostek – nie były jedynie kurtuazją.
Tymczasem nowe dywizje będą wymagać choćby kadr.
W roku 2024 według szacunkowych danych NATO, Wojsko Polskie ma liczyć 216 tysięcy żołnierzy – co ciekawe, według danych MON podawanych przez portal defence24.pl, w czerwcu 2024 roku liczba ta wynosiła około 199 tysięcy żołnierzy.
Jeden parametr jednak wiosny nie czyni.
W tej liczbie bowiem mieszczą się wszyscy pełniący służbę – w tym na przykład osoby odbywające przeszkolenie w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej czy podchorążowie uczelni wojskowych. Ponadto tak ambitne plany liczebnej rozbudowy wojska obarczone są wieloma czynnikami ryzyka. Chodzi o efektywność rekrutacji osób, jakość szkolenia oraz co najważniejsze – retencję, czyli utrzymanie w służbie.
Może się okazać, że rekrutacja na podstawowe szkolenia będzie skuteczna, ale osoby, które je przejdą, nie będą zainteresowane związaniem się z armią na dłużej. Wielką niewiadomą jest też, w jakim stopniu efektywna okaże się rekrutacja do służby w aktywnej rezerwie, która jest nowym modelem służby wojskowej. Tymczasem najwyraźniej przyjęto – przynajmniej w oficjalnej narracji – jeden kierunek. Czyli zwiększanie liczebności.
Co ciekawe, w październiku 2023 roku Tomasz Siemoniak stwierdził, że optymalną wielkością armii jest przedział 200-220 tysięcy żołnierzy oraz liczna rezerwa.
Pod względem inwestycji sprzętowych, także widoczna jest kontynuacja poprzedniej linii. Wypowiedzi zarówno polityków KO, jak i obecnego ministra wskazywały wyraźnie, że kontrakty podpisane przez rząd PiS nie będą anulowane. Można w tym dostrzec chęć uniknięcia kryzysu, jaki wywołało anulowanie za czasów Macierewicza umowy na śmigłowce H725M Caracal. Pozbawiło to przecież polskie wojsko pięćdziesięciu nowoczesnych śmigłowców (luka ta nie została wypełniona w pełni do dziś).
Faktem jest, że szereg kontraktów podpisanych pod koniec rządów PiS było – mimo wszystkich wątpliwości, zwłaszcza dotyczących trybu, w jakim zapadały – ważne dla zdolności obronnych.
Dotyczy to zwłaszcza zakupów czołgów i wyrzutni rakiet z USA i Korei Południowej, systemów obrony przeciwlotniczej w ramach programów takich jak „Wisła” czy „Narew”. Ale też zaczętych projektów w Polsce. Takimi są na przykład bojowe wozy piechoty Borsuk czy Rosomaki z nowymi, bezzałogowymi wieżami.
Rezygnacja z zawartych kontraktów, na skutek których sprzęt już trafia do jednostek lub produkcja ruszyła, byłoby nieracjonalne – oznaczałaby powrót na pozycję wyjściową i odroczenie wyboru dostawcy i samych dostaw o lata. W przypadku obrony przeciwlotniczej byłoby to nieakceptowalne.
Problemy zaczynają się mnożyć w przypadku programów, gdzie skala zakupów, parametry nabywanego uzbrojenia czy wpływ na krajowy przemysł zaczynają budzić wątpliwości.
Przykładem jest podpisana 13 sierpnia umowa na dostawę 96 śmigłowców Apache. Sam zakup najnowocześniejszych śmigłowców bojowych dostępnych na rynku nie budzi kontrowersji – problemem jest jego wielkość. Rząd wybrał kontynuację podjętej wcześniej decyzji.
Nie jest natomiast jasne, czy rozważana była faktycznie jego redukcja, a jeśli tak, to jakie argumenty przeważyły na korzyść tak dużej liczby. Ponadto skala obciążeń, zarówno finansowych, jak i kadrowych, wzbudza obawy, że prędzej czy później może dość do redukcji zamówienia.
Jeszcze więcej wątpliwości budzą inne programy śmigłowcowe. O ile podpisany w roku 2022 kontrakt na 32 śmigłowce AW149 jest już realizowany, to podjęto jeszcze przed 15 października decyzje o rozpoczęciu negocjacji w sprawie dwóch innych kontraktów:
Także tutaj nie ma miejsca postępowanie konkurencyjne (przetarg). Po prostu wojsko uznało, że chce akurat takie śmigłowce. Oznacza to automatycznie postawienie się w niekorzystnej pozycji negocjacyjnej. Pojawia się pytanie:
dlaczego nie zmieniono trybu tych postępowań na inny, konkurencyjny i niezakładający z góry wyboru jednego dostawcy.
Jedyną jaskółką innego podejścia jest to, że rozpoczęte w styczniu postępowanie w sprawie nabycia 24 śmigłowców szkolnych zaczęło się od wstępnej analizy rynku. Do postępowania zgłosiło się dziesięciu chętnych. Dla równowagi – program śmigłowców morskich po wcześniejszej transakcji opiewającej na zaledwie cztery maszyny AW101 – tkwi w zawieszeniu. Choć wiadomo, że cztery sztuki to o wiele za mało w stosunku do potrzeb.
Te przykłady, z jednego tylko sektora pokazują, że nie tylko że wyraźny jest trend kontynuacji już podjętych decyzji. Trwa także inna niepokojąca tendencja, obserwowana w latach poprzednich: brak systemowości. Trzymając się przykładu śmigłowców – cały sens dużego programu, w ramach którego wybrano dekadę temu Caracale, polegał na pozyskaniu wspólnej platformy.
Jednego śmigłowca w kilku wersjach co upraszcza szkolenie i logistykę.
Obecne programy śmigłowcowe zdają się żyć każdy swoim odrębnym życiem.
Nie jest to tylko przypadłość projektów śmigłowcowych. Programy morskie również spotkał los skrajnie zróżnicowany. Realizowany jest wciąż program budowy niszczycieli min (Kormoran), który przynosi efekty w postaci jednostek seryjnie budowanych i stopniowo wprowadzanych do służby. Trwa budowa pierwszej fregaty typu Wicher (w ramach programu Miecznik). Ten program prawdopodobnie zostanie zrealizowany, podobnie jak program okrętów rozpoznawczych. Jednak w sprawie okrętów podwodnych (program Orka) żadne decyzje dotychczas nie zapadły, nie jest też jasne, jaki będzie los zaskakującego zamówienia na nowe morskie jednostki rakietowe.
Są prowadzone programy nieco zaskakujące. Przykładem jest program znany jako „Operacja Szpej” mający na celu modernizację umundurowania i wyposażenia indywidualnego żołnierzy. De facto jest to program, który ma skompensować dekady systemowych deficytów w tym zakresie. Charakterystyczne jest jednak to, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy program skoncentrowany na wyposażeniu indywidualnym był przedmiotem wypowiedzi zarówno Szefa Sztabu Generalnego, jak i ministra oraz wiceministrów obrony. Widoczna jest więc uwaga, z jaką podchodzą do tego.
Oczywiście trudno spodziewać się, aby w ciągu dziewięciu miesięcy doszło do rewolucyjnych zmian w zakresie zamówień dla wojska. Podstawą systemowości jest jednak jasne określenie pożądanych zdolności sił zbrojnych. Z nich wynikają potrzeby w zakresie sprzętu i kadr.
Niestety obecnie takiego dokumentu nie opublikowano.
Jest to ważne nie tylko z punktu widzenia samej dyskusji o obronności. Należy bowiem pamiętać, że siły zbrojne funkcjonują w otoczeniu społecznym i gospodarczym.
Trzymając się casusu śmigłowców Apache: 13 sierpnia zapowiedziano, że nowe śmigłowce bazować będą w Inowrocławiu, Świdniku oraz Malborku. O ile baza w tym pierwszym mieście istnieje, to baza w Świdniku (o której minister wspomniał już w marcu) dopiero musi powstać. Zaś zapowiedź bazy w Malborku oznacza ulokowanie śmigłowców w dotychczasowym lotnisku wykorzystywanym przez myśliwce.
Utworzenie nowej jednostki w Świdniku będzie miało swoje konsekwencje gospodarcze i społeczne. Z kolei zapowiedź ulokowania nowych śmigłowców w Malborku rodzi pytanie, czy nie zostanie rozwiązana lub przeformowana istniejąca dotychczas jednostka w Pruszczu Gdańskim (49 Baza Lotnicza).
Podobnie plany tworzenia nowych jednostek wojskowych nie są tylko kwestią samej armii.
Ulokowanie w danym miejscu liczącej kilka tysięcy osób brygady nie pozostaje bez wpływu na potrzeby w zakresie usług publicznych czy infrastruktury, wpływa także na rynek pracy i mieszkaniowy.
Reasumując, nie doszło do rewolucji w sprawach wojskowych. Z perspektywy kilku miesięcy można wręcz powiedzieć, że polityka obronna ewoluuje. I to powolnie i w sposób ograniczony.
Tu pojawia się kolejny problem związany z siłami zbrojnymi i zakresem cywilnej kontroli nad nimi.
Teoretycznie sprawa jest prosta. Cywilne kierownictwo jest odpowiedzialne za wyznaczanie kierunków polityki obronnej, a żołnierze ją wykonują. W praktyce jednak bywa inaczej. Zwłaszcza że siły zbrojne jako instytucja mają swoje interesy jako instytucja i grupa zawodowa. Swoje interesy mają także poszczególne rodzaje sil zbrojnych, rywalizujące choćby o środki budżetowe.
Ponadto w rękach wojskowych znajduje się szczególny argument: wojsko jest niezbędne w obecnie trwającym kryzysie na granicy oraz wobec zagrożenia wojną z Rosją.
Może to prowadzić do sytuacji, że elity wojskowe zdobędą większy niż zazwyczaj wpływ na kreowanie polityki obronnej.
Do tego należy pamiętać o trzecim czynniku, jakim są działania lobbingowe przedsiębiorstw zbrojeniowych, których interes jest dość oczywisty. Te procesy w założeniu powinna utrzymywać w ryzach właśnie cywilna kontrola nad armią. W ciągu ostatnich miesięcy minister obrony zajęty był jednak – oprócz spraw obronnych
Oczywiście trudno oczekiwać, by lider jednej z partii tworzących koalicję nagle przestał być politykiem. Pamiętać jednak trzeba, że bieżące spory polityczne trwają najdalej do najbliższych wyborów. Decyzje dotyczące polityki obronnej mają konsekwencje ciągnące się przez dekady. I mają widoczny wpływ na bezpieczeństwo całego społeczeństwa.
Władza
Andrzej Duda
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Ministerstwo Obrony Narodowej
defilada
wojsko
wojsko polskie
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Komentarze