0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja Wyborcza.plBartosz Banka / Agen...

Niesamowity, ale też nieskoordynowany zryw Polek i Polaków, którzy chcą pomagać uciekającym przed wojną Ukraińcom, szybko zacząłby piętrzyć problemy, gdyby nie struktura, którą temu wsparciu nadają: państwo, organizacje społeczne oraz samorządy.

Te ostatnie coraz częściej apelują, by nastawić się na długie trwanie i wspierać z głową. Zamiast dostarczać tonę ubrań, które ktoś musi sortować, lepiej zapisać się na miejski wolontariat w punkcie pomocy, albo wpłacić pieniądze na autoryzowaną zbiórkę. Od czterech dni samorządy działają w trybie kryzysowym. Nie tylko te, które leżą blisko ukraińskiej granicy. Mobilizuje się w zasadzie cały kraj. Sprawdzamy, co dokładnie robią włodarze wybranych polskich miast.

Przeczytaj także:

Przemyśl tworzy punkty pomocy po ukraińskiej stronie

Czy pomocy może być za dużo? Tak jest na pierwszej linii frontu. Już w niedzielę, 27 lutego, prezydent Przemyśla Wojciech Bakun, apelował na facebooku, by wstrzymać się z dowożeniem darów. "Za chwilę ta pomoc będzie potrzebna w innych miastach" — pisał.

Faktycznie, Przemyśl jest punktem tranzytowym. Jak mówi OKO.press Kamil Krukiewicz z Urzędu Miasta, do godziny 12:00 28 lutego, do miasta dotarło 25 tysięcy uchodźców.

"20 tys. na dworzec, a 5 tys. zostało dowiezionych busami lub samochodami do punktu recepcyjnego zorganizowanego w jednym z byłych centrów handlowych. Dziennie przyjeżdża do nas kilka pociągów wypełnionych ponad standard. Wychodzi z nich średnio tysiąc, dwa tysiące osób. Większość z nich ma zaplanowane dalsze transporty" — mówi Krukiewicz. Ich podstawową potrzebą jest przeczekanie w bezpiecznym, ciepłym miejscu. Przemyśl zapewnia im jedzenie, a także podstawowe informacje.

Ile osób zostaje? "Urząd miasta przygotował 600 miejsc noclegowych, prawie wszystkie są już zajęte. Mamy dodatkowe rezerwacje, które będziemy uruchamiać z czasem. Noclegi oferują też zwykli mieszkańcy" — tłumaczy Krukiewicz. Przemyśl dostarcza też transport produktów medycznych, higienicznych i pokarmu do Ukrainy. "Po polskiej stronie na razie wszystko działa sprawnie, ale sytuacja zmienia się z godziny na godzinę" — dodaje Krukiewicz.

Prezydent Przemyśla już 27 lutego ogłosił, że priorytetem staje się otworzenie magazynów i punktów pomocy po ukraińskiej stronie granicy. "W tej chwili trwa tam ogromny kryzys, a z upływem czasu będzie tylko gorzej. Osoby oczekujące w kolejce stoją bez żadnej osłony już kolejny dzień, w deszczu, mrozie, często niezabezpieczone i bardzo słabo wyekwipowane" — tłumaczył Bakun. Punkty mają być rozmieszczone co trzy kilometry. Maksymalnie sięgną do 10 km w głąb terytorium Ukrainy. Będą to namioty, w których oczekujący na przejście przez granicę Ukraińcy, będą mogli zjeść, odpocząć, a także skorzystać z jakiejkolwiek pomocy wolontariuszy i medyków.

"Zapewnimy dostawy żywności, leków, środków czystości, odzieży i koców z Polski. Cała pomoc, którą do nas kierujecie, będzie służyła już w rejonie kolejki do przejścia" — mówił Bakun.

Prezydent Wojciech Bakun apelował o zakup lub użyczenie konkretnych produktów:

  • koce termiczne
  • ogrzewacze chemiczne
  • bielizna i skarpety termoaktywne, ciepłe czapki, rękawiczki (tylko to, bez odzieży)
  • kuchenki turystyczne na gazowe kartusze, kartusze z gazem
  • latarki zwykłe i czołowe, baterie do latarek
  • namiot medyczny ratunkowy PRO o długości około 5-6 metrów (koszt około 30-32 tys.), podamy specyfikację
  • nagrzewnice do namiotów
  • agregaty prądotwórcze
  • oświetlenie zewnętrzne budowlane (LED)
  • łóżka polowe.

Społeczny Komitet Obrony Ukrainy w Lublinie

W Lublinie akcję pomocową koordynuje Lubelski Społeczny Komitet Pomocy Ukrainie. W jego skład wchodzą przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz urzędu miasta. W sztabie jest ponad 30 osób. Wśród nich Krzysztof Stanowski, dyrektor Centrum Współpracy Międzynarodowej w Lublinie.

"Od czterech dni funkcjonuje infolinia, z pięcioma liniami telefonicznymi, która 24/7 udziela informacji w trzech językach. Mamy całą sekcję, w której zbieramy różne oferty pomocy: wolontariat, wsparcie rzeczowe, finansowe. Do chwili obecnej zgłosiło je ponad 3,7 tys. osób i firm nie tylko z Lublina. Kolejnym elementem jest zakwaterowanie. Prezydent Miasta zadeklarował do systemu rządowego ok. 15 tys. miejsc noclegowych. Dodatkowo tysiące mieszkańców oraz przedsiębiorcy zgłaszają do Komitetu możliwość bezpłatnego zakwaterowania.

Ostatniej nocy przyjechały trzy grupy osób niesłyszących z Ukrainy. Natychmiast znaleźli się tłumacze znający ukraiński język migowy" - mówi.

Do tego sekcja żywnościowa, w którą zaangażowała się też branża gastronomiczna. "Tutaj wykorzystujemy system wsparcia, który przetestowaliśmy w czasie pandemii. Te same firmy, które dowoziły posiłki medykom, teraz żywią uciekinierów" — tłumaczy Stanowski.

Lublin stara się też wykorzystać fakt, że na Lubelszczyźnie pracuje lub uczy się wielu Ukraińców. "Między innymi 3,5 tys. studentów ukraińskich, którzy mogą nas wspierać w punktach informacyjnych, czy tłumaczeniach. Lublin jest przecież miastem wielokulturowym. Rozwijamy też sekcję prawną oraz pomoc psychologiczną, która będzie szczególnie potrzebna za jakiś czas — na razie wszystko dzieje się bardzo szybko" — dodaje.

Komitet wyszedł też z inicjatywą umieszczenie pomocy po wewnętrznej stronie przejść granicznych, tam gdzie docierają wycieńczeni długim oczekiwaniem Ukraińcy.

"Dzięki naszej inicjatywie dziś na przejścia graniczne trafia 40 ton kanapek, wodę i słodyczy podarowanych przez Żabka Polska. Takiej pomocy jeszcze nie było" — mówi Stanowski.

Warszawa ma już cztery punkty recepcyjne

W Warszawie działają cztery punkty pomocy rozmieszczone w newralgicznych miejscach: na Dworcu Zachodnim, Dworcu Wschodnim, pod Pałacem Kultury i Nauki blisko Dworca Centralnego, oraz na pl. Hallera, miejscu dobrze znanym cudzoziemcom w Warszawie. "Niektórzy chcą tylko informacji, bo jadą dalej. Przez ostatnie doby trafiały do nas głównie osoby, które mają tu znajomych i rodzinę. Ale fala przybiera na sile, a to oznacza, że zmieniać będą się osoby i ich potrzeby" — mówi Machnowska-Góra.

Ile osób dotarło już do Warszawy? "Bardzo trudno nam to oszacować. Ubiegłej nocy tylko przez punkt na dworcu Zachodnim przeszło 450 osób, ale nie wszyscy przecież chcą pomocy. Ludzie dojeżdżają do nas też busami czy samochodami. Niektórzy potrzebują czasu, zanim zaczną szukać informacji. Inni docierają z opóźnieniem, bo zatrzymali się w państwowych punktach recepcyjnych. Pamiętajmy, że korek jest głównie na granicy. Ludzie czekają na przejście kilkadziesiąt godzin, a potem często jeszcze kilka, czy kilkanaście na transport. Zanim trafią do Warszawy mija sporo czasu" — mówi.

W bazie miejskiej Warszawa oferuje na razie 2 tys. miejsc noclegowych. "To są miejsca pobytowe, raczej przestrzenie, pokoje, w których można odpocząć przez kilkanaście kilka dni lub dłużej. Przygotowujemy bazę mieszkań i będziemy rozlokowywać rodziny według potrzeb. Nasza miejska baza nie powstanie jednak w ciągu dnia, potrzebujemy trochę czasu. Mamy też dużą bazę propozycji mieszkań od mieszkańców. Podobnie jest z integracją. Dopiero dziś rozmawiamy o systemie opieki nad dziećmi, czy animacją.

Ludzie przyjeżdżają tu w szoku, załamani, że zostawili rodziny. Wczoraj matka z dzieckiem pytała mnie, czy zmuszą ją, by wysłała od razu dziecko do polskiej szkoły, bo ona nie chce — planuje, że wróci. Musimy działać powoli i iść za potrzebami ludzi".

Machnowska-Góra apeluje też do mieszkańców miasta, by o wsparciu myśleć długofalowo. "Widzimy niesamowite poruszenie, ogromny entuzjazm w niesieniu pomocy. Ale mamy teraz aż za dużo rzeczy. Nie możemy zajmować się sortowaniem ubrań, których na razie nie potrzeba. Musimy skupić się na priorytetach. Rozłóżmy siły na dłuższy czas" — tłumaczy.

Sopot zatrudni Ukraińców w szkołach

Do pomocy uchodźcom gotowy jest też Sopot. "Uruchomiliśmy całodobowy telefon obsługiwany przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. To ten sam numer, pod którym zapewnialiśmy wsparcie w czasie pandemii. Teraz oddaliśmy go na potrzeby Ukraińców" — mówi OKO.press wiceprezydent Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim. Informacje o wsparciu można znaleźć nie tylko na stronie internetowej, ale też w mieście. Dworce, sklepy, przystanki — cały Sopot jest oplakatowany.

Drugi kanał kontaktu stworzono dla mieszkańców, którzy chcą pomagać. W wolontariat zaangażowało się już 200 osób, a kolejne kilkadziesiąt oferuje mieszkania. "Musimy pamiętać, że część noclegów prywatnych jest na tydzień, inne na miesiąc, dlatego staramy się też zapewnić stałe, miejskie wsparcie. Na razie zgłosiliśmy 50 mieszkań w dwóch obiektach. Jeden to miejski hotel, drugi - zaplecze noclegowe miejskiego obiektu sportowego. Dotarły już do nas pierwsze rodziny. Ci, którzy tam trafiają, dostają też od nas wyżywienie. Mamy system dowozu jedzenia, który świetnie sprawdził się w trakcie pandemii" — tłumaczy Czarzyńska-Jachim.

Blisko dworca powstał też punkt recepcyjny. "To miejsce, w którym można przenocować, dostać podstawowe informacje, a także przenocować. Tworzymy też tam magazyn" — mówi wiceprezydent Sopotu.

Miasto przygotowuje się też na przyjęcie dzieci. "Inwentaryzujemy miejsca w przedszkolach i szkołach. Szczęśliwie, w Sopocie zatrudnione są już od lat asystentki międzykulturowe, a jedna z nich jest Ukrainką. Tworzymy też listę nauczycieli, którzy są Ukraińcami, ale nie mogli w Polsce wykonywać zawodu, bo nie mają nostryfikacji dyplomów. W sobotę brałam udział w spotkaniu z Ministerstwem Edukacji, na którym dostaliśmy zapewnienie, że można te osoby zatrudniać jako pomoc nauczyciela. Chcemy też tworzyć oddziały przygotowawcze. Będziemy też apelować do rządu o wsparcie finansowe, by zapewnić uczniom ukraińskim i naszym większe wsparcie psychologiczne-pedagogiczne" — opowiada Czarzyńska-Jachim.

28 lutego, uczniowie na Pomorzu pierwszy raz po feriach poszli do szkół. "Wszyscy nauczyciele rozpoczęli od lekcji wychowawczych, na których rozmawiali o wojnie. 5 proc. naszych uczniów to cudzoziemcy, z czego większość to osoby z Ukrainy. Nauczyciele mają zweryfikować, czy każde dziecko ma kogoś bliskiego i ma wsparcie. Pamiętajmy, że część opiekunów mogła pojechała bronić ojczyzny. Musimy upewnić się, że nasi uczniowie nie zostali bez środków do życia" — mówi wiceprezydent Sopotu.

Miasto organizuje też zbiórki. Część rzeczy — materiały opatrunkowe, leki, koce, konserwy — wysyła na linię frontu. Resztę sortuje, by przekazać rodzinom, które zostaną w Sopocie. "Jeszcze nie wiemy, z czym dokładnie będziemy się mierzyć. Jeśli wojna potrwa miesiąc czy dwa, damy radę funkcjonować w takim trybie. Jeśli dłużej, będziemy musieli przygotować się do tego bardziej systemowo. Osoby, które tu zostaną, będą musiały znaleźć pracę. Będą potrzebowały wsparcia w integracji. Liczę też, że dostaniemy od rządu pieniądze na dodatkowe etaty w szkołach i oddziały przygotowawcze".

Łódź sortuje zryw mieszkańców

Łódź zorganizowała wielką zbiórkę dla mieszkańców Lwowa. "Całość przerosła nasze oczekiwania, wysłaliśmy już 17 tirów z pomocą Ukrainie, a to jeszcze nie wszystko" — mówi OKO.press Agata Kobylińska, pełnomocniczka prezydentki Hanny Zdanowskiej ds. pomocy humanitarnej.

Kobylińska tłumaczy, że samorządy zawiadują ogromną akcją logistyczna. "Z jednej strony przyjmujemy pomoc rzeczową. Najpierw ludzie znosili paczki do Urzędu Miasta, ale szybko zaczęło brakować miejsca. Teraz zaanektowaliśmy halę MOSIRu, oraz zmieniliśmy strategię: wiemy, co jest potrzebne i apelujemy, by odpuścić zbiórki ubrań, raczej przynosić koce czy konserwy. Z drugiej strony zbieramy zaangażowanie mieszkańców. Już kilkaset osób napisało na specjalnego maila. Oferują darmową pomoc psychologiczną, poradnictwo prawne, a także wsparcie w tłumaczeniu. A my ten ogromny zryw serca zamieniamy na równie ogromną bazę pomocy. Z trzeciej strony, potrzebujemy wszystko sortować i transportować. Nie ma bałaganu, nie ma chaosu" — opowiada.

Według niej, ważne jest, by w tej pomocy nie zapomnieć o Ukraińcach, którzy już wcześniej wybrali Łódź jako swój nowy dom. "W Ukrainie został ich brat, ojciec, czasem cała rodzina. Przychodzą do punktów pomocy, przynoszą rzeczy, pomagają sortować. Przy okazji opowiadają, nie czują się sami. To często bardzo wzruszające momenty, bo oni po prostu chcą się wygadać, przytulić".

W Łodzi od 1 lipca 2021 działa też Centrum Wielokulturowe, które pełniło funkcję punktu informacyjnego, dla cudzoziemców. "Ta inicjatywa jest dziś nie do przecenienia. To osoby, które wiedzą, jak pomagać. Mają doświadczenie w poradnictwie. I będą dobrym wsparciem dla wszystkich, którzy postanowią tu zostać".

Informacje o wsparciu w konkretnych miastach i miasteczkach dostępne są na stronach internetowych Urzędów Miast lub gmin.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze