Kiedy na całym świecie wszyscy podsumowują rok i chwalą się osiągnięciami, Ukraińcy w sieci dziękują za to, że udało im się przeżyć. Rok temu pisałam: „Żegnamy najgorszy 2022 rok”. Nie wiedziałam, że w 2023 bólu nie będzie mniej
29 grudnia, pisząc o największym zmasowanym ataku Rosjan na ukraińskie miasta, w którym według ostatnich danych zginęło co najmniej 39 osób a 160 zostało rannych, czułam te same emocje, co przed świtem 24 lutego 2022 r. Najsilniejszym uczuciem była samotność.
24 lutego nie mieliśmy pewności, że ktoś nas będzie wspierać w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, którą rozpoczęła Federacja Rosyjska. Teraz jesteśmy w podobnym punkcie.
W tym roku pojawiło się takie pojęcie jak „zmęczenie wojną w Ukrainie”. Znowu.
Po pierwsze, żadną „w Ukrainie”. To przecież wojna Rosji.
Takie nazewnictwo też dołożyło cegiełkę do „zmęczenia”, bo – chcąc nie chcąc – mówiąc o „wojnie w Ukrainie” zapominamy o agresorze a negatyw i odpowiedzialność za działania wojenne są przekładane na ofiarę. Rosja nie jest Voldemortem, którego imienia nie wolno wymawiać.
Moi znajomi, Ukraińcy mieszkający od kilku lat w krajach europejskich, zaczęli przepraszać za to, że po raz kolejny mówią o wojnie. Że robią filmy o wojnie, że robią zrzutki na wojnę, że piszą teksty i „zaśmiecają” media społecznościowe kamuflażem i błotem, kiedy trzeba śpiewać „Merry Christmas”.
„Tysiące kobiet »będą świętować« Nowy Rok bez ukochanych albo na cmentarzach.
Tysiące dzieci nigdy już nie otrzymają prezentów od taty na Boże Narodzenie.
Tysiące matek nie będzie miało komu powiedzieć w zimie »załóż czapkę«.
Tysiące jeńców nie będą mogli przytulić swoich bliskich na święta”.
„I co, to się nie skończy w przyszłym roku? Ile już pozabijali? Już nie ma skąd brać tej pomocy” – mówi do mnie kierowca taksówki we Wrocławiu, jakby to ode mnie zależał bieg tej wojny.
Mam 26 lat. W ciągu dwóch ostatnich lat rozmawiam z rówieśniczkami, które pogrzebały ojca, męża.
Rozmawiam z tymi, które czekają na powrót ukochanych z rosyjskiej niewoli. W ośrodkach dla osób, które ratowały się przed wojną (proszą nie nazywać ich „biżenciamy”, uchodźcami), obserwuję, jak bezradnie siedzą i czekają na zwycięstwo, śledzą ukraińskie kanały na Telegramie i wyszukują nazwy swojej miejscowości. Rozmawiają z sąsiadami z okupacji, którzy kodując opowiadają, co się dzieje w mieście.
W jednym z tekstów pisałam, że życie Ukraińca przypomina sinusoidę. Po każdej historii, którą nagram na dyktafon, jestem na dnie, w najniższym punkcie funkcji. Wstydzę się o tym mówić, ponieważ nie przeżyłam tych okropieństw, co moi bohaterzy.
Nie mogę mówić o swoich uczuciach, kiedy śpię w ciepłym łóżku, a na froncie szczury gryzą żołnierzy (niestety to poważny problem, zjadają jedzenie, przegryzają kable do Starlinków, nie dają spać).
Nie mogę mówić o tym, co odczuwam, ponieważ w ukraińskich kostnicach leżą setki ciał w czarnych workach. I codziennie ktoś dostaje wiadomość, że pani mąż/ojciec/brat/matka poległ/ła na polu walki.
Wczoraj z taką wiadomością zadzwonili do mojej rodziny. Kuzyn. 81 rocznik. Dwójka dzieci. Żona. Matka.
Przepraszam, że nie wpisuję się w ten świat pełen sukcesów, rywalizacji, dobrobytu ze swoją wojną. Wolę rozmawiać tylko z tymi, kto mnie rozumie. Nie chcę kogoś „obciążyć” swoją wojną, zepsuć imprezę. Przez to, że zaczęliśmy się cenzurować, pojawiają sytuację, kiedy na jednym z najlepszych uniwersytetów w Wielkiej Brytanii student kierunku związanego z bezpieczeństwem w świecie pyta moją znajomą, która od jesieni też studiuje na tej uczelni, ile czasu trwa lot do Kijowa. Pod koniec drugiego roku wojny pełnoskalowej.
Przepraszam, że Ukraińcy uczynili z Polski poczekalnię, gdzie nie słychać alarmów, gdzie domy się nie trzęsą od wybuchów.
Przepraszam, że w sklepach słyszycie język ukraiński czy rosyjski.
Przepraszam, że nasze dzieci muszą chodzić do waszych szkół, bo ich zostały zniszczone.
Przepraszam, że Ukraińcy korzystają z polskich lotnisk, portów, kolei.
Przepraszam, że musimy szukać mieszkania, scrollując oferty „tylko dla osób z polskim obywatelstwem”.
Przepraszam, że część osób z Ukrainy zgadza się na jakąkolwiek pracę, żeby o nich nie mówili, że wszystko dostali za darmo.
Dla Ukraińców bardzo ważne jest poczucie godności. W ośrodkach dla „uchodźców” nieświadomie go tracą. O, niewdzięczna! Mają dach nad głową, jedzenie, co jeszcze można chcieć. Tak, ale o wszystko muszą pytać. Mieszkaliście przez dwa lata w pokoiku hotelowym?
Latem, po tym, jak Ukraińcy przeżyli (niektórzy nie) kilka zmasowanych ataków rosyjskich, a kijowianie przez cały maj normalnie nie spali i wyjeżdżali do innych miejscowości, żeby chociaż noc spędzić w łóżku, a nie schronie, usłyszeliśmy, że za mało dziękujemy, mamy roszczeniowe zachowanie, coś wyłudzamy.
Doceniamy wysiłek i pomoc polskiego społeczeństwa. Bez żadnych wątpliwości. Bodajże w kościele podczas kazania słyszałam, że udzielanie pomocy ma w sobie to, że ten, kto jej udziela, nie powinien oczekiwać na podziękowanie. Inaczej to nie można nazywać pomocą.
Jesteśmy wdzięczni każdemu, kto przejmuje się losem Ukrainy.
Ale żołnierze nie powinni zakładać zbiórek na drony czy samochody. Cała Ukraina i wszyscy nasi sąsiedzi powinni być zainteresowani tym, żeby oni mieli czym walczyć.
Przepraszam, że przeszkadzamy swoją tak liczną obecnością.
Nie mamy wyboru. Nie chcieliśmy tej wojny i jej nie zaczynaliśmy. Absurdalne wydaje się to, że musimy się tłumaczyć, czuć się niezręcznie przez to, że Rosja napadła na nasz kraj i zabija naszych ludzi.
Walczymy o przetrwanie. Od nas wszystkich zależy, jak mówi ukraiński dziennikarz Witalij Portnikow, czy to będzie wojna lat 20. XXI wieku, czy też 30. I w jakich granicach ona będzie.
Mnie w mniejszym stopniu interesują procesy polityczne w świecie, o ile one nie są związane z wojną rosyjsko-ukraińską. Nie lekceważę waszych problemów. Myślę tylko o tym, że w okupacji rosyjskiej ani kobiety, ani osoby LGBT+, ani zwykli obywatele, ani ekoaktywiści nie będą mieć żadnych praw.
„Pokój nie przychodzi, gdy atakowany kraj składa broń. Wtedy nie jest to pokój, ale okupacja. Okupacja jest inną formą wojny.
Okupacja to nie tylko zmiana flagi narodowej jednego kraju na inną. Okupacja to tortury, deportacje, przymusowe adopcje, zakazy identyfikacji, obozy filtracyjne, masowe groby. Trwały pokój to wolność życia bez strachu i długoterminowa perspektywa. Wezwania do zaprzestania obrony Ukrainy i zaspokojenia imperialnych apetytów Rosji są nie tylko błędne. Są niemoralne” – mówiła mi Ołeksandra Matwijczuk – przewodnicząca Centrum Wolności Obywatelskich, ukraińskiej organizacji zajmującej się prawami człowieka, która otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla w 2022 roku.
Dlaczego tak mało mówimy o tym, co się dzieje teraz, natomiast nadal czytamy książki o II wojnie światowej, a plakaty zapraszają na wydarzenia pt. „Życie mieszkańców X miasta pod okupacją”. Po co o tym rozmawiać, jeśli jako ludzkość nie wynieśliśmy wniosków?
Ukraińcy są wrażliwi. Jak suche siano zapalamy się od rzeczy, które w czasach dowojennych były dla nas normalne. Teraz, kiedy mamy całe straumatyzowane państwo musimy ostrożnie rozmawiać ze sobą, żeby nie trafić na otwarte rany. Pani z polskiego na lekcji pyta uchodźczyń skąd są i dlaczego lubią swoje miasto. Trzeba było poprawnie powiedzieć „Jestem z …”. Z Kramatorska, z Mariupola, z Chersonia, Bachmutu… Na sali płacz.
W moim ostatnim reportażu młoda wdowa, która żegna męża, który poległ na wojnie, rozsypując jego prochy po świecie, opowiada, że ją spotkał taki sam los, jak prababcię Łukerię, która na wojnie straciła swoją pierwszą miłość.
Wiele mówi się o tym, że żyjemy w historycznych czasach, podejmowane są historyczne decyzje, etc.
Wołodymyr Jermołenko, ukraiński filozof mówi, że żyć w środku historii często oznacza żyć w środku tragedii.
Ludzkość idzie do przodu?
„Dlaczego zdecydowaliście, że XXI wiek, będzie lepszy niż XX? Dlaczego zdecydowaliście, że te zbrodnie, które odbyły się w XX wieku, które odbywały się w XIX, w XV, w V wieku, dlaczego myślicie, że nie będą powtórzone? Skąd mamy tę myśl, że ludzkość ma postęp moralny?” – pyta filozof, dodając, że nie mamy wątpliwości, że ludzkość dokonuje postępu technologicznego, ale skąd jesteśmy przekonani, że to idzie w parze z postępem moralnym? Innymi słowy, co z tego, że mamy roboty, sztuczną inteligencję oraz masę innych ułatwiających (i komplikujących poniekąd) rzeczy, jeśli nadal zabijamy się… tylko lepszą bronią?
Według Jermołenki, ludzkość myślała, że po rozkwicie demokracji, po utworzeniu międzynarodowego prawa humanitarnego, że jest zabezpieczona od takich rzeczy, które rosyjska armia dokonuje na terytorium Ukrainy (przepraszam, w tym tekście egoistycznie skupiam się na wojnie rosyjsko-ukraińskiej). Natomiast wraca dehumanizacja, miłość do przemocy, imperializm.
Jermolenko zadaje pytanie: „Jakim będzie XXI wiek? Czy to będzie zwycięstwo demokracji, czy to będzie stulecie powrotu imperializmu?” (nie tylko rosyjskiego).
Wołodymyr Jermołenko sięga do filozofów starożytnej Grecji, mówiąc o tym, że formy rządów są cykliczne. Monarchia degraduje w tyranię, tyrana zrzuca grupa arystokratów, którzy degradują w oligarchię, przeciwko oligarchii powstaje naród i ustanawia demokrację. Ostatnia degeneruje w populizm, w rządy najbiedniejszych, niewykształconych. Potem znowu odnawia się monarchia i cykl się kontynuuje.
Jermołenko utrzymuje, że właśnie w ten sposób funkcjonują społeczeństwa. Nie funkcjonują według modelu niekończącego się postępu, natomiast funkcjonują w rytmie ukształtowanym w czasach starożytnych.
Wydarzenia, które odbywają się w świecie, rymują się z tym, co odbywało się na początku XX wieku.
Jeśli popatrzymy na historię jak na powtarzający się cykl, łatwiej nam będzie przewidzieć, co będzie dalej i jak się lepiej przygotować.
„Agresywne instynkty będą się powtarzać. Demokracje, jakimi sukcesami by nie były, będą się rozpadać. Na ich miejsca przyjdą tyranie, populizmy, imperia, inne zło. Ile nie czytalibyśmy podręczników z historii, te wszystkie wielkie zbrodnie i tragedie, rzezi będą się powtarzać. [...] Często ci, co byli ofiarami, staną się katami, zabijani staną się zabójcami…” – pisze Jermołenko.
Ukraińscy żołnierze i żołnierki dają nam czas na przygotowywanie się. Ukraińcy w większości też nie wierzyli, że dojdzie do eskalacji. Od każdego z dziesiątków moich bohaterów słyszałam: „takie rzeczy nie możliwe w XXI wieku”, „jaka wojna w XXI wieku?”, „nie spakowaliśmy rzeczy, bo nie to wydawało się nierealne”. Witalność zawsze zwycięża.
Wypieramy złe rzeczy i zawsze chcemy spodziewać się lepszych. Ale im bardziej będziemy obojętni na wojnę, im bardziej będziemy abstrahować się od niej, tym bliżej się będzie podkradać. Nie wolno przegapić momentu, by odciąć potworowi głowę.
Ten tekst jest chaotyczny, jak realność, w której żyjemy. Niech ta frustracja zostanie w 2023 roku. Nie zostaje mi nic więcej, jak naiwnie wierzyć w dobro i ludzi.
Teksty Krystyny Garbicz dla OKO.press można przeczytać TU
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze