0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

W pięciu województwach w kraju nie funkcjonuje żaden oddział psychiatryczny dla dzieci w kryzysie, publiczna opieka ambulatoryjna jest w powijakach, a statystyki policyjne porażają - w latach 2017-2019 osoby nieletnie podjęły 1 987 prób samobójczych, a 250 z nich skończyło się śmiercią.

Innymi słowy, system wymaga drastycznych zmian.

"Musimy wyjść z błędnego koła, w którym działamy od lat. Dziś istotą systemu są placówki szpitalne, gdzie trafiają dzieci w najostrzejszych kryzysach: nasilonych myślach samobójczych, po samookaleczeniu, czy w ekstremalnych stanach zaburzeń odżywiania. I nie ma nic przed: nie ma pomocy ambulatoryjnej, która pozwoliłaby uchronić dzieci i młodzież przed tymi najgorszymi sytuacjami"

- mówi OKO.press dr Cezary Żechowski, psychiatria i psychoterapeuta pracujący z dziećmi i młodzieżą na oddziale dziennym w Szpitalu Wolskim w Warszawie.

Przepychanka polityczna z dziećmi w tle

W takim obszarze można spodziewać się konstruktywnej współpracy parlamentarzystów ponad podziałami. Zamiast tego w ostatnim tygodniu uczestniczyliśmy w kolejnym, przykrym spektaklu politycznym.

Senatorowie opozycji zgłosili poprawkę do budżetu zwiększającą nakłady na opiekę psychiatryczną najmłodszych o 80 mln zł. Przeciwko głosowali wszyscy senatorowie PiS, także z zawodu lekarze.

Po oburzeniu medialnym, w którym donośnie wybrzmiał głos specjalistów pracujących z dziećmi i młodzieżą, senator PiS Stanisław Karczewski stwierdził, że w obozie rządzącym jest świadomość, że jest jeszcze dużo do zrobienia. 19 stycznia posłowie PiS na posiedzeniu Komisji Finansów odrzucili jednak poprawkę opozycji.

Zamiast tego, 20 stycznia premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej z udziałem krajowej konsultant ds. psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej, prof. Barbarą Remberk i ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim przedstawił, ile udało się zreformować, a także jakie plany ma rząd Zjednoczonej Prawicy. W przyszłym roku chce przeznaczyć na psychiatrię dziecięcą dodatkowe 220 mln zł (szczegóły w rozmowie niżej).

"Dzieci są dziś narażone na niesamowite ryzyka: ataki, hejt, nienawiść; a przez to dochodzi do działań autodestrukcyjnych, do problemów psychicznych. Często też dzieci poddawane są nadmiernej presji, rywalizacji; to tworzy środowisko, w którym musimy wyciągać do nich dłoń, jak najczulszą, jak najbardziej przyjazną" - mówił premier.

Tego samego dnia - 20 stycznia - poprawki Senatu odrzucił Sejm głosami PiS.

Jak wyglądają realia? Poniżej cała rozmowa z dr. Żechowskim.

Anton Ambroziak, OKO.press: Tydzień temu 47 senatorów PiS, w tym ośmiu lekarzy, zagłosowało przeciwko złożonej przez opozycję poprawce budżetowej zwiększającej nakłady na psychiatrię dziecięcą o 80 mln zł. Dzisiaj, głosami posłów PiS, odrzucił ją Sejm. Pana to oburzyło?

Dr Cezary Żechowski: Musielibyśmy rozmawiać o moich uczuciach, ale dobrze, powiem. Może nie oburzyło, ale na pewno bardzo rozczarowało. Zarówno mnie, jak i wiele moich kolegów i koleżanek.

Te 80 mln zł to byłby plaster, ważny gest czy realna pomoc?

Myślę, że wszystkiego po trochu. Oczywiście potrzeby psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej są ogromne, ale symboliczne zwrócenie uwagi na to, że system musi się zmienić, musi wyglądać inaczej, także jest ważne.

Inaczej, czyli?

Musimy wyjść z błędnego koła, w którym działamy od lat. Dziś istotą systemu są placówki szpitalne, gdzie trafiają dzieci w najostrzejszych kryzysach: nasilonych myślach samobójczych, po samookaleczeniu, czy w ekstremalnych stanach zaburzeń odżywiania. I nie ma nic przed: nie ma pomocy ambulatoryjnej, która pozwoliłaby uchronić dzieci i młodzież przed tymi najgorszymi sytuacjami.

W zapchanych izbach przyjęć siedzą osoby, które rok, dwa lata temu nie znalazły niezbędnej pomocy.

Musimy zdać sobie sprawę, że hospitalizacja to naprawdę najbardziej drastyczna forma wsparcia, a to na niej dziś opiera się cały system. I dlatego mamy tłumy w szpitalach i osoby odprawiane z kwitkiem. I dlatego też jest pomysł reformy, która niestety utknęła.

No właśnie, słyszeliśmy zapewnienia, że za 2-3 lata polski system opieki psychiatrycznej, także tej dla najmłodszych pacjentów, dogoni europejskie standardy. W tym celu w 2019 roku wdrożono reformę: powstać mają placówki pierwszego i drugiego poziomu referencyjnego, które staną się podstawą nowego systemu opieki. Będzie to sito, które zapewni, by dzieci jak najszybciej dostawały wsparcie, niezbędną diagnostykę, a nie czekały na najtragiczniejszy obrót spraw. Co się dziś dzieje?

Pomysł jest świetny. Chodzi o to, by zbudować poradnie diagnostyczne, placówki ambulatoryjne i postawić z całych sił na psychoterapię. Problem w tym, że wraz z pandemią reforma się zatrzymała. Szpital Wolski, w którym pracuję, był przygotowany, by otworzyć centrum zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży w marcu 2020. Konkursy zostały wstrzymane i do dziś nic nie posunęło się do przodu. Trudno więc mówić, by nasz system się rozwijał czy kogokolwiek doganiał.

Przed naszą rozmową zadzwoniłem do kolegów, by zapytać, czy widzą na swoich oddziałach pozytywne skutki reformy. Zgodnie odpowiedzieli, że nie. A w zasadzie czują, że w tej chwili jest gorzej. Od dwóch miesięcy osób wymagających hospitalizacji przybywa, a oddziały i pracownicy znów nie wytrzymują natężenia. Był moment, gdy wydawało się, że jest lepiej, ale to fałszywy sygnał. Z obawy przed zakażeniem - dzieci, młodzież, ich rodzice, decydowali się siedzieć w domach. A problemy narastały...

Przeczytaj także:

Dziś na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki wymieniał zasługi rządu w inwestowaniu w psychiatrię dziecięcą: zwiększone nakłady (z 254,1 mln zł w 2019 do 349,8 mln zł w 2020), utworzenie 138 nowych poradni środowiskowych, wykształcenie ponad 100 nowych specjalistów psychiatrii dziecięcej w ciągu pięciu lat. Na najbliższy rok zapowiedział: przeznaczenie 120 mln zł na remonty w szpitalach, uruchomienie bezpłatnej infolinii dla dzieci i młodzieży, kampanię społeczną dotyczącą zdrowia psychicznego, a także podniesienie dostępności świadczeń. W sumie dodatkowe 220 mln zł. Jest się z czego cieszyć?

Na pewno mam duże zaufanie do krajowej konsultant ds. psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej prof. Barbary Remberk. Pracowałem z nią i wiem, że nie firmowałaby czegoś, co nie jest prawdą.

Reforma jest powoli wdrażana. Problem jest taki, że utknęła. Świetnie, że powstają placówki środowiskowe, ale musi być ich więcej. Nie możemy powiedzieć, że mamy 100 nowych i to koniec. Poza tym, musimy zadbać o rozwój placówek drugiego stopnia referencyjności. To centra zdrowia psychicznego zapewniają dostęp do psychiatrów.

Potrzebujemy też zmian w kształceniu specjalistów. Dobrze, by mieli możliwość wyjazdów do Niemiec, Francji, Skandynawii, by przenosili dobre praktyki tutaj. Reprodukowanie złego jest bardzo proste, za proste.

A tak po ludzku nie wkurza pana ta polityczna przepychanka? Przechwałki, kto zrobił więcej, gdy wiemy, że jest po prostu dramatycznie źle?

Fatalnie byłoby, gdyby ktoś instrumentalnie wykorzystywał psychiatrię dziecięcą. Potrzebujemy dogłębnej reformy. Nie mogę odmówić temu rządowi, że przygotował i zaczął ją wdrażać. Ale nie możemy też powiedzieć, że sprawa jest załatwiona. Jesteśmy na początku tej drogi, nie na końcu.

Dr Joanna Paruszkiewicz pracę na oddziale psychiatrii dziecięcej opisywała jako permanentne zarządzanie kryzysem. "Praca, którą wykonują w tej chwili pracownicy medyczni to rodzaj przymusowej ofiarności" - mówiła w rozmowie z OKO.press. Tak to faktycznie wygląda?

Ja pracuję na oddziale dziennym. Inaczej pracuje się na oddziałach zamkniętych, gdzie presja, napór pacjentów są niewyobrażalne.

Mogę powiedzieć, że my mamy tak zorganizowaną pracę, że czuję ogromną satysfakcję. Jedyne, co nas męczy, to fakt, że nie możemy otworzyć gotowego centrum zdrowia dla dzieci i młodzieży. A przez to wciąż jest wiele osób, którym nie możemy pomóc. Mamy określoną liczbę pacjentów, którymi możemy się zająć. Robimy, co możemy, ale chcielibyśmy więcej.

Co się dzieje, gdy trafia do was osoba, której nie możecie pomóc?

Oferujemy jej wpisanie na listę oczekujących. Jak można się domyślać, jest ona bardzo długa. W tym momencie pierwsze wolne miejsca mamy w okresie wakacyjnym. Gdybyśmy mieli ambulatorium, moglibyśmy chociaż zacząć pracę: psychoterapię lub terapię rodzinną albo przeprowadzić konsultację psychiatryczną. Taka pomoc mogłaby uchronić kogoś przed hospitalizacją.

Nie brakuje rąk do pracy?

Są braki kadrowe, fakt, ale bez przesady. Jest wielu chętnych lekarzy i psychoterapeutów, którzy podejmą pracę. Chodzi o to, by stworzyć im odpowiednie warunki. W szpitalach zawsze są dziury, brakuje specjalistów. Ale w innych placówkach jest na odwrót. To specjaliści czekają, aż państwowe ambulatoria w końcu powstaną. Tak jest np. u nas. Do pracy w zamrożonym centrum zdrowia dzieci i młodzieży czeka dwóch lekarzy i grupa dziesięciu psychoterapeutów. Jeśli ludzie będą widzieli sens swojej pracy, jeśli nie będą skazani tylko na pomoc w tych najbardziej dramatycznych przypadkach, gdy nie ma czasu na głęboką, długą pracę z pacjentem, naprawdę będą pukać do naszych drzwi. Musimy tylko otwierać ambulatoria, które powinny być sercem naszego systemu opieki.

Mniej znaną częścią reformy są zmiany w szkoleniu psychoterapeutów.

Uruchomiono specjalizację medyczną dla psychoterapeutów dzieci i młodzieży. Trzeba uzyskać dodatkowy certyfikat. Mam obawy, że akurat to rozwiązanie może stać się wąskim gardłem systemu. Jeśli okaże się, że do pracy w nowych ambulatoriach będą przyjmowani tylko specjaliści z tym jednym dyplomem, albo że ci będą mieli preferencyjne stawki, wtedy możemy mieć prawdziwe problemy kadrowe.

Co najbardziej pana martwi w codziennej pracy?

Może powiem o tym, o czym dużo myślę.

Na pewno myślę o tych, którzy nie mają dostępu do leczenia. Albo dlatego, że ich opiekunowie nie zdają sobie sprawy, że potrzebują wsparcia. Albo dlatego, że tej pomocy nie mogą znaleźć. Pamiętam sytuację, gdy przyszła do nas matka z dzieckiem i powiedziała, że na terenie całej Warszawy, a jesteśmy przecież w dużym mieście, nie może znaleźć pomocy. Dlatego cała rodzina zrzuci się na to, by jej dziecko dostało wsparcie prywatne.

System jest tak niewydolny, że faktycznie, opieka w tym kluczowym momencie jest dostępna w ośrodkach prywatnych albo wcale. To dramatyczne.

Myślę też o młodzieży LGBT, która strasznie przeżywa publiczną nagonkę na tę grupę. Proszę mi uwierzyć, że te dzieci czują się dramatycznie. Strasznie boją się mówić o sobie, ujawnić się, ale boją się też konsekwencji tego, że ktoś mógłby je ujawnić. To niezwykle destrukcyjne. Jestem przekonany, że ze wstydem będziemy wspominali te czasy.

Myślę też o grupach, które nie są rozpoznane przez system, na przykład młodzież z zaburzeniami osobowości czy zaburzeniami odżywania. Oczywiście, są dedykowane im programy szpitalne, ale brakuje wsparcia ambulatoryjnego.

Mam jeszcze obawę dotyczącą nowego systemu. Dziś go wszyscy idealizujemy, bo jest w fantazjach. Nikt nie wie, co z tego wyniknie. Boję się, że będzie zbyt sztywny; że wytyczne zostaną odgórnie narzucone i przekazane w teczkach na biurka dyrektorów. Wolałbym, żeby ośrodki ambulatoryjne miały elastyczność i możliwość budowania swojej oferty według potrzeb, które są w danym miejscu. Boję się centralizacji.

Są na mapie Polski miejsca, gdzie system wsparcia trzeba zbudować od zera, bo nie ma tam nawet możliwości hospitalizacji...

Na przykład w województwie podlaskim. Tak, ale musimy odkleić się od myślenia, że trzeba teraz dostawiać oddziały.

Nie tak dawno odwiedzałem Szpital Uniwersytecki w Tromsø. To właśnie tam w 1962 roku powstał ostatni oddział psychiatryczny w Norwegii. Wtedy 500 miejsc zapełniło się w ciągu kilku tygodni. Dziś jest tam 180 pacjentów, bo rozbudowano formy wsparcia ambulatoryjnego, poradnie środowiskowe, zespoły mobilne wyjeżdżające do pacjentów.

Co ważne, taki system jest nie tylko bezpieczniejszy dla pacjentów, ale i tańszy dla budżetu. Nie piętrzy się problemów, ale rozwiązuje je jak najwcześniej. To jest nasz cel.
;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze