W Polsce mamy już 169 ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków. Najtrudniejsza sytuacja jest na Mazowszu, w powiecie żuromińskim. Greenpeace: „problemem jest chów przemysłowy"
O północnym Mazowszu mówi się, że jest zagłębiem drobiarskim. W tym roku hodowcy mogą stracić bardzo wiele, bo w woj. mazowieckim potwierdzono już ponad 60 ognisk grypy ptaków na fermach drobiu. Najwięcej - 53 - w rejonie Żuromina. Wczoraj (15 kwietnia) Radio dla Ciebie podało, że odnaleziono pierwsze ogniska choroby płockim i sierpeckim - w hodowlach przyzagrodowych.
Sytuacja jest na tyle poważna, że 13 kwietnia zamknięto 10-kilometrowy odcinek przebiegającej przez powiat żuromiński drogi wojewódzkiej 541 od miejscowości Franciszkowo do miejscowości Bieżuń. Obowiązuje tam zakaz ruchu pojazdów oraz pieszych. Wszystko to po to, by nie dopuścić do rozwleczenia choroby. Jeszcze wcześniej powiat żuromiński, mławski i sierpecki objęto strefą zamkniętą. Jak podało 15 kwietnia Radio dla Ciebie,
w powiatach żuromińskim i mławskim dotąd zagazowano ponad 5 mln osobników drobiu, a kolejne 5 mln czeka na zagazowanie.
„Po raz kolejny widzimy, jakim problemem jest chów przemysłowy i jak pilne jest odejście od tego biznesu, szkodliwego dla ludzi, przyrody i rodzinnych gospodarstw rolnych” – skomentował Greenpeace.
Jak czytamy na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii, ptasia grypa (zwana też pomorem drobiu) jest niezwykle zakaźną i zaraźliwą chorobą wirusową ptaków, powoduje nawet 100-procentową śmiertelność. Wywołują ją niektóre szczepy podtypów H5 i H7 wirusa grypy typu A. Zakażone ptaki wydalają wirusa do środowiska wraz z kałem, wydzielinami z oczu i dróg oddechowych, a także powietrzem.
"Jak dotychczas nie stwierdzono na świecie ani jednego przypadku zakażenia wirusem HPAI/H5N8 u człowieka i w chwili obecnej nie ma podstaw do wprowadzania ponadstandardowych środków prewencyjnych w odniesieniu do ludzi.
Badania genetyczne wirusa H5N8 wykrytego w Polsce wskazują na typowy profil, charakterystyczny dla wirusów ptasich i brak głównych cech przystosowawczych do organizmu człowieka. Biorąc jednak pod uwagę ewolucyjne pochodzenie wirusów H5N8 od H5N1 oraz generalnie dużą zmienność wirusów grypy, wskazana jest pewna ostrożność, szczególnie u osób zawodowo mających kontakt z drobiem i ptakami dzikimi" - informuje Główny Inspektorat Weterynarii.
Jednak według informacji podanych przez Światową Organizację Zdrowia 28 lutego 2021 roku zakażenie wirusem H5N8 wykryto w Rosji u siedmiu pracowników fermy z obwodu astrachańskiego. Był to pierwszy taki przypadek na świecie. Wygląda więc na to, że przenoszenie się wirusa z ptaków na człowieka nie jest wykluczone.
Natomiast - należy to podkreślić - występujący obecnie w Polsce wirus grypy ptasiej nie jest tym samym, który w latach 2003-2006 odpowiadał za tzw. epidemię ptasiej grypy, na którą chorowali też ludzie.
Ta ostatnia jest ludzką chorobą odzwierzęcą i wywołuje ją wirus H5N1, którym, jak podaje portal "Medonet", do kwietnia 2020 roku na całym świecie zabił 455 osób (na 861 zachorowań).
Wektorem choroby są dzikie ptaki, ale doskonałe warunki do rozwoju znajduje ona na fermach drobiu, gdzie wirus łatwo przenosi się między stłoczonymi zwierzętami. W tym kontekście w ostrym komunikacie do sytuacji odniósł się Greenpeace.
"Fermy przemysłowe to zło. Tak powinien brzmieć tytuł każdej informacji o sytuacji pod Żurominem. Chyba tylko zupełnie zaślepione wizją zysku osoby nie dostrzegają, jak horrendalny jest ten przypadek.
Kilka ptaków zakażonych ptasią grypą oznaczać może eksterminację nawet 100 milionów kur, tyle bowiem zwierząt w absolutnie nieludzkich warunkach hodowanych jest [...] na fermach przemysłowych w powiecie żuromińskim" - napisała organizacja ekologiczna.
Greenpeace przypomina, że stłoczenie ptaków to efekt chęci maksymalizacji zysków. Ale negatywne efekty tego rodzaju hodowli dotyczą również społeczeństwa, ponieważ stwarzają one m.in. zagrożenie dla zdrowia publicznego oraz utrudniają życie okolicznym mieszkańcom, którzy skarżą się m.in. na fetor. "Fermy przemysłowe to tykająca bomba, która powinna jak najszybciej przejść do historii" - mówiła Dominika Sokołowska z Greenpeace Polska.
Organizacja prowadzi kampanię, której celem jest zatrzymanie ekspansji przemysłowych ferm zwierząt. Wystosowała w tej sprawie apel, w którym czytamy: "Potrzebujemy takiej polityki rolnej, która zamiast finansować intensywną i masową produkcję mięsa, wspiera podnoszenie ekologicznych standardów uprawy roślin i chowu zwierząt. Zmiana sposobu, w jaki produkujemy żywność jest konieczna, by chronić klimat i zapewnić nam bezpieczeństwo żywnościowe".
O tym, że przemysłowe fermy zwierząt to zagrożenie zdrowotne mówi nie tylko Greenpeace. Mówi o tym m.in. raport ProVeg International. Powstał on ze wsparciem Programu Środowiskowego ONZ i koncentruje się głównie na koronawirusie, który ma pochodzenie odzwierzęce.
"Intensyfikacja hodowli zwierząt i akwakultury odgrywa kluczową rolę i dramatycznie zwiększa ryzyko pandemii odzwierzęcych. Upychanie dużej liczby genetycznie podobnych osobników w niehigienicznych, gęsto zaludnionych miejscach, które powodują zły stan zdrowia i wysoki poziom stresu, znacznie zwiększa ryzyko rozprzestrzeniania się patogenów między dzikimi zwierzętami i zwierzętami hodowlanymi - a ostatecznie ludźmi"
- czytamy w raporcie. Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia przypuszczają, że prawdopodobnym źródłem koronawirusa SARS-CoV-2 są fermy dzikich zwierząt zlokalizowane w prowincji Yunnan w południowych Chinach. Początkowo myślano, że stało się to na tzw. mokrym targu w Wuhan (pisaliśmy o tym tu).
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze