0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.plRobert Robaszewski /...

W tym roku zaczyna się ewaluacja jednostek naukowych, czyli ocena jakości ich pracy badawczej. Obejmie ona lata 2017-2021.

To sprawa o zasadniczym znaczeniu dla polskich uczelni, zarówno publicznych, jak i niepublicznych, oraz ich pracowników. Jednostki naukowe (np. wydziały uczelni) mają przyznawane w efekcie ewaluacji kategorie - A+, A, B+, B albo C.

„Od nich zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów. A także kwota subwencji, czyli środków finansowych, które jednostki naukowe otrzymują z budżetu państwa.

Rozporządzenie ewaluacyjne jest więc kluczowe w całym systemie zreformowanego szkolnictwa wyższego i nauki”

czytamy rządowej na stronie „Konstytucja dla nauki” (to propagandowa nazwa zmian w organizacji nauki polskiej wprowadzona jeszcze przez Jarosława Gowina).

Zgodnie z założeniami ustawy, karą za uzyskanie niskiej kategorii (poniżej B) miałoby być m.in. odebranie uprawnień do kształcenia doktorantów i nadawania stopnia naukowego doktora. (Prosimy nam wybaczyć ten długi wstęp, ale musimy to krótko wyjaśnić).

Minister z łomem w punktację

W ewaluacji najważniejsze znaczenie mają publikacje, które ocenia się w punktach. Nikt nie ocenia ich zawartości merytorycznej, liczy się tylko miejsce publikacji. Za publikację w światowej rangi czasopiśmie można dostać 200 czy 140 punktów. Za publikację w krajowym, o mniejszym zasięgu - od 20 do 100.

Dlatego naukowcy dyskutują o liście czasopism punktowanych, która jest naprawdę listą „wycen” artykułów. Według założeń ustawy punktacja miała być oparta przede wszystkim na wskaźnikach, które można zmierzyć - np. cytowaniach.

W praktyce jednak od początku ministerstwo zmieniało „wycenę” czasopism według własnego uznania. Robił to Gowin, chociaż w ograniczonym zakresie (pisaliśmy o tym m.in. tutaj).

Minister Czarnek jednak zrobił to trzykrotnie tylko w roku poprzedzającym ewaluację, w tym dwukrotnie w grudniu (pisaliśmy o tym za każdym razem — tutaj, tutaj i tutaj).

Czarnek hojnie dosypywał czasopismom krajowym, często o małym zasięgu, ale za to bliskim ministerialnemu sercu. W rozdaniach grudniowych np. „Przegląd Sejmowy” awansował do 140 punktów (jego redakcję przejęły osoby bliskie władzy w 2016 roku), a „Pedagogika Katolicka” - od 0 do 100 punktów.

Zyska kruchta, straci Gdańsk

Wszystkie te zmiany - przypomnijmy - działają wstecz, czyli obejmują cały okres ewaluacji.

Jeśli więc np. naukowcy z wydziału X opublikowali z wielkim wysiłkiem 10 artykułów w czasopismach międzynarodowych, mogą się znaleźć po zmianach w gorszej sytuacji od naukowców z wydziału Y, którzy publikowali wyłącznie w wydawanych przez siebie pismach. Tyle, że na koniec minister podniósł im punktację.

Naukowcy więc liczą i zastanawiają się, kto zyska, a kto straci - i jaką kategorię otrzyma ostatecznie ich jednostka. Od tego może zależeć przyszłość ich etatów.

Publikowaliśmy za granicą, będziemy stratni

OKO.press otrzymało kopię listu w tej sprawie skierowanego do rektora Politechniki Gdańskiej, prof. Krzysztofa Wilde, od przewodniczącego Rady Dyscypliny Naukowej Architektura i Urbanistyka prof. Jakuba Szczepańskiego oraz dziekan Wydziału Architektury PG, prof. Lucynę Nykę. „Informujemy o negatywnych skutkach dla ewaluacji” - napisali o zmianach wprowadzonych przez ministra.

Zacytujmy:

„Pracownicy Wydziału byli zachęcani do publikowania w czasopismach mających mocną pozycję w światowym obiegu naukowym. Równocześnie ostrzegaliśmy pracowników przed marnowaniem energii i funduszy na publikowanie w polskich wydziałowych i katedralnych czasopismach niezauważanych przez międzynarodową naukę i nieindeksowanych w uznanych bazach danych. Było to wówczas oczywiste, ponieważ w 2019 roku żadne z polskich czasopism przypisanych do dyscypliny architektura i urbanistyka nie miało więcej niż 40 punktów”.

Co się jednak wydarzyło w grudniu? Minister dosypał czasopismom wydawanym przez inne uczelnie. Niektóre polskie czasopisma „skoczyły” z 0 czy 20 do 100 punktów.

„Zmiany te ewidentnie służą podwyższeniu pozycji dyscypliny architektura i urbanistyka na wybranych uczelniach, czego dobitnym przykładem jest podniesienie punktacji z 20 do 100 punktów trzem czasopismom związanym z Wydziałem Architektury Politechniki Krakowskiej czy dwom czasopismom z Politechniki Śląskiej. W czasopismach tych około 40 proc. artykułów ma afiliację wydawcy. Pracownicy tych uczelni zyskują setki artykułów po 100 punktów za publikacje, które do tej pory niemal w ogóle (20 pkt.) nie liczyły się w ewaluacji”.

Autorzy apelują do rektora o rozważenie, czy nie warto zaskarżyć zmian w procedurze.

Podają także przykłady. Pismo „Wiadomości Konserwatorskie” skoczyło z 20 na 100 punktów, podobnie jak „Teka Komisji Urbanistyki i Architektury”. W tym ostatnim piśmie w latach 2017-2020 ukazało się 48 artykułów mających łącznie 144 autorów i autorek. Spośród nich 53 osoby (37 proc.) podało jako afiliację Politechnikę Krakowską, a tylko 22 osoby (15 proc.) - afiliację zagraniczną.

„Robiliśmy dobrą naukę i stracimy”

„To była świadomie wybrana strategia. Nasz prodziekan ds. nauki sprawdzał co [trzy miesiące] parę miesięcy, jak idą publikacje. Motywował pracowników. »Nie wysyłajcie prac [, chodźcie] do krajowych czasopism, nie publikujcie byle gdzie«” - mówił. Jeżeli w jakimś czasopiśmie trzeba zapłacić, bo na przykład stosuje politykę obowiązkowego open access, to zapłacimy, ale od 100 punktów w górę. Dziekani oferowali też konkretną pomoc, taką jak na przykład profesjonalną redakcję i korektę. Teraz, prawdę powiedziawszy, się wszystko wysypało. Polityka konsekwentnego publikowania w wysoko punktowanych czasopismach zagranicznych zadziałała przeciwko nam” — mówi OKO.press prof. Izabela Mironowicz z Wydziału Architektury i Urbanistyki PG.

Zmiany na liście wprowadzono w grudniu.

„Wśród koleżanek i kolegów są takie głosy, żeby nic nie zmieniać. Z tego, że większość tekstów mamy opublikowane w dobrych czasopismach zagranicznych, jest i tak niewątpliwa korzyść.

I tak zyskaliśmy rozpoznawalność jako ośrodek aktywny międzynarodowo i może nie warto jest tego tracić.

Z listą czasopism jest jak z pandemią - nie wiadomo, co się stanie jutro. Mamy przekonanie, że trzeba patrzeć na przyzwoite czasopisma i robić dalej co robiliśmy dotąd” - dodaje prof. Mironowicz.

Podobne głosy o efektach dopisywania nowych czasopism do listy OKO.press słyszało ze strony wielu naukowców. Niestety, nikt nie chciał się wypowiadać pod nazwiskiem i dopiero dzięki listowi otrzymanemu z PG udało nam się o tej sprawie napisać.

Nie jesteśmy w stanie oczywiście tych informacji zweryfikować. Słyszeliśmy - rzecz jasna anonimowo - opowieści o wydzwanianiu do znajomych ministra Czarnka z Lublina, wykorzystywaniu do lobbingu własnych pracowników związanych z PiS, a nawet o telefonach do lokalnego biskupa (który miał zadzwonić do ministra).

Wszystko po to, żeby podnieść punktacje wydziałowym czasopismom.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze