0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Porozumienie Rezydentów, organizator protestu głodowego młodych lekarzy z października 2017, a teraz akcji zbiorowego wypowiadania klauzuli opt-out, opublikowało 2 grudnia 2017 list otwarty do premier, prezydenta i ministra zdrowia, w którym tłumaczą powody wypowiadania klauzuli opt-out i przypominają, że to kontynuacja ich protestu głodowego z października.

Wymieniają też jeszcze raz swoje postulaty: "Zwracamy się po raz kolejny do rządu o

  • wyznaczenie planu szybkiego podniesienia nakładów na system opieki zdrowotnej w Polsce do wymaganego 6,8 proc. PKB, które WHO określa jako minimum potrzebne do zabezpieczenia bezpieczeństwa obywatelom naszego kraju.

Pozostałe postulaty pozostają niezmienne w stosunku do protestu głodowego, który miał miejsce w październiku 2017 roku. Chcemy

  • zmniejszenia kolejek,
  • zmniejszenia biurokracji,
  • oraz godziwych warunków pracy i płacy.

Pani Premier, Panowie Ministrowie zapraszamy do rozmów w imię dobra polskiego pacjenta i lepszej przyszłości systemu ochrony zdrowia w Polsce. Wg obietnicy Pani Premier Rząd do 15 grudnia miał przygotować rozwiązania pod warunkiem zakończenia protestu głodowego. Czekamy na nie z niecierpliwością".

Właściwie każdy lekarz przed 35. rokiem życia, który nas leczy, to rezydent. Co 10. z nich chce wyjechać za granicę: ich wynagrodzenie nie drgnęło od 2009 roku, podczas gdy średnia pensja krajowa wzrosła o prawie 1000 zł.

Klauzula opt-out to (klauzula wykluczająca) specjalny zapis w umowie o pracę, w którym lekarze zrzekają się regulowanego czasu pracy. W praktyce pracują w związku z tym dużo dłużej niż 48 godzin tygodniowo przewidzianych w kodeksie pracy (po doliczeniu 10 godzin nadliczbowych do ustawowych 40 godzin) .

Trzy tysiące lekarzy już wypowiedziało

Klauzula opt-out dotyczy lekarzy i diagnostów laboratoryjnych, jej wypowiedzenie ma miesięczną karencję. Według Porozumienia Rezydentów klauzulę opt-out wypowiedziało już 3 tys. lekarzy. Rezydenci szacują, że efekty wypowiedzenia opt-out – czyli przede wszystkim brak personelu na dyżurach – skumulują się w styczniu i w lutym.

Drugim aspektem protestu jest rezygnacja z dodatkowego zatrudnienia. Większość młodych lekarzy, oprócz etatu w ramach rezydentury dorabia bowiem pracując w pogotowiu ratunkowym i w nocnej pomocy medycznej.

Jeśli celem organizatorów tej akcji jest doprowadzenie do paraliżu, jeśli nie całej służby zdrowia, to niektórych placówek, to jest rzeczą zupełnie oczywistą, że rozpoczęła się jakaś gra bezpieczeństwem pacjentów.

Rozmowa z PAP,04 grudnia 2017

Sprawdziliśmy

Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi Ministerstwo Zdrowia.

W tym kontekście oczywiste staje się, że słowa ministra Radziwiłła są manipulacją. Owszem, wypowiedzenie klauzuli opt-out może odbić się na zdrowiu pacjentów. To logiczna konsekwencja tego, że 3 tysiące lekarzy przestanie pracować po 300 godzin miesięcznie, jak do tej pory, a zacznie pracować 48 godzin tygodniowo.

Protest będzie oznaczał jeszcze trudniejszy dostęp pacjentów do lekarzy i dłuższe oczekiwanie na wizytę. Jarosław Biliński z Porozumienia Rezydentów powiedział, że sami rezydenci zastanawiają się, czy to jest etyczne, ale że nie mają innego wyboru: „Od początku protestu toczy się debata o tym, czy etyczne jest odchodzenie od łóżka pacjenta. Cały czas tego nie wiemy – wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka".

Minister zdrowia zapewnił, że "resort przygotowuje się na ewentualne problemy kadrowe w szpitalach" – wspomniał o pracy zmianowej oraz o pracy w czasie równoważnym, czyli zwiększeniu czasu pracy w danym tygodniu i zmniejszeniu w kolejnym w taki sposób, żeby miesięczna norma nie została przekroczona.

Przeczytaj także:

Przepracowany lekarz to ryzyko dla zdrowia pacjenta

Rezydenci tłumaczą, że nie chcą już dłużej firmować bylejakości w służbie zdrowia, powstałej wskutek zbyt małych nakładów finansowych na służbę zdrowia. To z braku pieniędzy szpitale zatrudniają zbyt mało lekarzy, a dziury kadrowe łatają zmuszając m.in. rezydentów do pracy po 200-300 godzin miesięcznie.

Przepracowani i przemęczeni lekarze to również ogromne ryzyko dla pacjenta. W 2004 roku, po wejściu do UE, Komisja Europejska dała Polsce 7 do 9 lat na wycofanie klauzuli opt-out i zwiększenie liczby personelu medycznego. Tymczasem do tej pory żaden rząd nie wykonał nic w tym kierunku.

Biliński: "Długofalowo chyba etyczniej jest postawić sprawę na ostrzu noża już teraz, żeby pacjenci w przyszłości nie umierali w kolejkach. To rząd musi wykonać odpowiednie kroki, żeby zwiększyć liczbę personelu. My chcemy leczyć pacjentów zgodnie ze standardami".

Jak piszą rezydenci w swoim liście: "Dotychczas system pracy dyżurowej opierał się na tym, że lekarze rezydenci wykonywali znacznie więcej pracy w godzinach nocnych niż to wynika z programu szkolenia specjalizacyjnego. W ramach realizacji hasła #stawimynajakość - rozpoczęliśmy akcję #1lekarz1etat", której celem jest zrezygnowanie z dodatkowych form zatrudnienia poza podstawowym miejscem pracy i skupienie się na jak najlepszej opiece nad chorymi na swoich oddziałach".

MZ: 6 proc. PKB do 2025

Z wydatkami na poziomie 4,4 procent PKB (dane Eurostatu z 2015 roku) Polska jest znacznie poniżej średniej UE (7,2 proc.). Nic dziwnego, że Polacy i Polki zmuszeni są dużo wydawać na prywatne leczenie (ok. 2 procent PKB), które jednak nie może zastąpić publicznej opieki zdrowotnej, szczególnie szpitalnej, bo jest bardziej kosztowne i w wielu aspektach mniej efektywne.

Publiczna opieka zdrowotna cierpi na brak pieniędzy, dramatyczna jest zwłaszcza sytuacja pielęgniarek, ratowników medycznych oraz – właśnie – lekarzy rezydentów. Dlatego rezydenci podczas październikowego protestu głodowego domagali się zwiększenia finansowania na zdrowie – do 6,8 proc. PKB, co jest uznane za minimum przez Światową Organizację Zdrowia.

Tymczasem minister Radziwiłł ten postulat skomentował słowami: „To astronomiczna kwota”, choć PiS w swoim programie ma zwiększenie tych nakładów do 6 proc. Ministerstwo Zdrowia chwali się przyjęciem rządowej ustawy, która zakłada 6 proc. PKB na zdrowie... w 2025 roku.

Młodzi lekarze: "Chcemy leczyć w Polsce"

Państwowa Inspekcja Pracy alarmuje, że polscy lekarze są przepracowani i przemęczeni – w badanych przez inspektorów placówkach rekordzista pracował 120 godzin bez przerwy.

Tymczasem minister Konstanty Radziwiłł uważa, że „lepszy zmęczony lekarz, niż żaden”.

A przecież rezydenci nie muszą głodować – mogą wyjechać na Zachód, gdzie polscy lekarze przyjmowani są z otwartymi ramionami, zarobią znacznie więcej za znacznie mniej godzin pracy. W interesie zarówno rządu, jak i nas – pacjentów jest to, żeby ich tu zatrzymać. Sami protestujący często podkreślają, że nie chodzi im o zarobki, ale o poprawę ogólnej sytuacji w służbie zdrowia – inaczej już by ich w Polsce nie było.

Wg danych OECD z 2015 roku, Polska ma 2,3 lekarza na 1000 mieszkańców, podczas gdy średnia w tej grupie najbogatszych krajów świata, do której należymy, wynosi 3,3. Średnia w krajach Unii Europejskiej to 3,4.

Ta sytuacja się pogarsza. Według OECD w 2015 z Polski wyjechało 10 proc. absolwentów medycyny.

Brytyjski odpowiednik Narodowego Funduszu Zdrowia, NHS, zapowiedział w sierpniu 2017, że zamierza wydać 100 mln funtów na pensję dla 2-3 tys. general practitioners, czyli lekarzy pierwszego kontaktu, którzy przyjadą na Wyspy z innych krajów.

Z kolei Komisja Europejska policzyła, że na Zachodzie Europy w 2020 roku wiek emerytalny osiągnie 60 tysięcy lekarzy i tylu będzie rocznie odchodziło na emeryturę. Zapotrzebowanie na młodych lekarzy z krajów Europy Środkowo-Wschodniej będzie nadal rosnąć, można ich zatrzymać w kraju jedynie przez podwyższenie zarobków i lepsze warunki pracy.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze