Już 3 tysiące lekarzy rezydentów wypowiedziało tzw. klauzulę opt-out, która pozwala pracować więcej niż przepisowe 48 godzin tygodniowo. Lekarze pracowali po 300 godzin miesięcznie, co pozwalało szpitalom łatać braki kadrowe. To kolejna - po głodówce - forma protestu medyków, którzy domagają się zwiększenia nakładów na zdrowie
Porozumienie Rezydentów, organizator protestu głodowego młodych lekarzy z października 2017, a teraz akcji zbiorowego wypowiadania klauzuli opt-out, opublikowało 2 grudnia 2017 list otwarty do premier, prezydenta i ministra zdrowia, w którym tłumaczą powody wypowiadania klauzuli opt-out i przypominają, że to kontynuacja ich protestu głodowego z października.
Wymieniają też jeszcze raz swoje postulaty: "Zwracamy się po raz kolejny do rządu o
Pozostałe postulaty pozostają niezmienne w stosunku do protestu głodowego, który miał miejsce w październiku 2017 roku. Chcemy
Pani Premier, Panowie Ministrowie zapraszamy do rozmów w imię dobra polskiego pacjenta i lepszej przyszłości systemu ochrony zdrowia w Polsce. Wg obietnicy Pani Premier Rząd do 15 grudnia miał przygotować rozwiązania pod warunkiem zakończenia protestu głodowego. Czekamy na nie z niecierpliwością".
Właściwie każdy lekarz przed 35. rokiem życia, który nas leczy, to rezydent. Co 10. z nich chce wyjechać za granicę: ich wynagrodzenie nie drgnęło od 2009 roku, podczas gdy średnia pensja krajowa wzrosła o prawie 1000 zł.
Klauzula opt-out to (klauzula wykluczająca) specjalny zapis w umowie o pracę, w którym lekarze zrzekają się regulowanego czasu pracy. W praktyce pracują w związku z tym dużo dłużej niż 48 godzin tygodniowo przewidzianych w kodeksie pracy (po doliczeniu 10 godzin nadliczbowych do ustawowych 40 godzin) .
Klauzula opt-out dotyczy lekarzy i diagnostów laboratoryjnych, jej wypowiedzenie ma miesięczną karencję. Według Porozumienia Rezydentów klauzulę opt-out wypowiedziało już 3 tys. lekarzy. Rezydenci szacują, że efekty wypowiedzenia opt-out – czyli przede wszystkim brak personelu na dyżurach – skumulują się w styczniu i w lutym.
Drugim aspektem protestu jest rezygnacja z dodatkowego zatrudnienia. Większość młodych lekarzy, oprócz etatu w ramach rezydentury dorabia bowiem pracując w pogotowiu ratunkowym i w nocnej pomocy medycznej.
W tym kontekście oczywiste staje się, że słowa ministra Radziwiłła są manipulacją. Owszem, wypowiedzenie klauzuli opt-out może odbić się na zdrowiu pacjentów. To logiczna konsekwencja tego, że 3 tysiące lekarzy przestanie pracować po 300 godzin miesięcznie, jak do tej pory, a zacznie pracować 48 godzin tygodniowo.
Protest będzie oznaczał jeszcze trudniejszy dostęp pacjentów do lekarzy i dłuższe oczekiwanie na wizytę. Jarosław Biliński z Porozumienia Rezydentów powiedział, że sami rezydenci zastanawiają się, czy to jest etyczne, ale że nie mają innego wyboru: „Od początku protestu toczy się debata o tym, czy etyczne jest odchodzenie od łóżka pacjenta. Cały czas tego nie wiemy – wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka".
Minister zdrowia zapewnił, że "resort przygotowuje się na ewentualne problemy kadrowe w szpitalach" – wspomniał o pracy zmianowej oraz o pracy w czasie równoważnym, czyli zwiększeniu czasu pracy w danym tygodniu i zmniejszeniu w kolejnym w taki sposób, żeby miesięczna norma nie została przekroczona.
Rezydenci tłumaczą, że nie chcą już dłużej firmować bylejakości w służbie zdrowia, powstałej wskutek zbyt małych nakładów finansowych na służbę zdrowia. To z braku pieniędzy szpitale zatrudniają zbyt mało lekarzy, a dziury kadrowe łatają zmuszając m.in. rezydentów do pracy po 200-300 godzin miesięcznie.
Przepracowani i przemęczeni lekarze to również ogromne ryzyko dla pacjenta. W 2004 roku, po wejściu do UE, Komisja Europejska dała Polsce 7 do 9 lat na wycofanie klauzuli opt-out i zwiększenie liczby personelu medycznego. Tymczasem do tej pory żaden rząd nie wykonał nic w tym kierunku.
Biliński: "Długofalowo chyba etyczniej jest postawić sprawę na ostrzu noża już teraz, żeby pacjenci w przyszłości nie umierali w kolejkach. To rząd musi wykonać odpowiednie kroki, żeby zwiększyć liczbę personelu. My chcemy leczyć pacjentów zgodnie ze standardami".
Jak piszą rezydenci w swoim liście: "Dotychczas system pracy dyżurowej opierał się na tym, że lekarze rezydenci wykonywali znacznie więcej pracy w godzinach nocnych niż to wynika z programu szkolenia specjalizacyjnego. W ramach realizacji hasła #stawimynajakość - rozpoczęliśmy akcję #1lekarz1etat", której celem jest zrezygnowanie z dodatkowych form zatrudnienia poza podstawowym miejscem pracy i skupienie się na jak najlepszej opiece nad chorymi na swoich oddziałach".
Z wydatkami na poziomie 4,4 procent PKB (dane Eurostatu z 2015 roku) Polska jest znacznie poniżej średniej UE (7,2 proc.). Nic dziwnego, że Polacy i Polki zmuszeni są dużo wydawać na prywatne leczenie (ok. 2 procent PKB), które jednak nie może zastąpić publicznej opieki zdrowotnej, szczególnie szpitalnej, bo jest bardziej kosztowne i w wielu aspektach mniej efektywne.
Publiczna opieka zdrowotna cierpi na brak pieniędzy, dramatyczna jest zwłaszcza sytuacja pielęgniarek, ratowników medycznych oraz – właśnie – lekarzy rezydentów. Dlatego rezydenci podczas październikowego protestu głodowego domagali się zwiększenia finansowania na zdrowie – do 6,8 proc. PKB, co jest uznane za minimum przez Światową Organizację Zdrowia.
Tymczasem minister Radziwiłł ten postulat skomentował słowami: „To astronomiczna kwota”, choć PiS w swoim programie ma zwiększenie tych nakładów do 6 proc. Ministerstwo Zdrowia chwali się przyjęciem rządowej ustawy, która zakłada 6 proc. PKB na zdrowie... w 2025 roku.
Państwowa Inspekcja Pracy alarmuje, że polscy lekarze są przepracowani i przemęczeni – w badanych przez inspektorów placówkach rekordzista pracował 120 godzin bez przerwy.
Tymczasem minister Konstanty Radziwiłł uważa, że „lepszy zmęczony lekarz, niż żaden”.
A przecież rezydenci nie muszą głodować – mogą wyjechać na Zachód, gdzie polscy lekarze przyjmowani są z otwartymi ramionami, zarobią znacznie więcej za znacznie mniej godzin pracy. W interesie zarówno rządu, jak i nas – pacjentów jest to, żeby ich tu zatrzymać. Sami protestujący często podkreślają, że nie chodzi im o zarobki, ale o poprawę ogólnej sytuacji w służbie zdrowia – inaczej już by ich w Polsce nie było.
Wg danych OECD z 2015 roku, Polska ma 2,3 lekarza na 1000 mieszkańców, podczas gdy średnia w tej grupie najbogatszych krajów świata, do której należymy, wynosi 3,3. Średnia w krajach Unii Europejskiej to 3,4.
Ta sytuacja się pogarsza. Według OECD w 2015 z Polski wyjechało 10 proc. absolwentów medycyny.
Brytyjski odpowiednik Narodowego Funduszu Zdrowia, NHS, zapowiedział w sierpniu 2017, że zamierza wydać 100 mln funtów na pensję dla 2-3 tys. general practitioners, czyli lekarzy pierwszego kontaktu, którzy przyjadą na Wyspy z innych krajów.
Z kolei Komisja Europejska policzyła, że na Zachodzie Europy w 2020 roku wiek emerytalny osiągnie 60 tysięcy lekarzy i tylu będzie rocznie odchodziło na emeryturę. Zapotrzebowanie na młodych lekarzy z krajów Europy Środkowo-Wschodniej będzie nadal rosnąć, można ich zatrzymać w kraju jedynie przez podwyższenie zarobków i lepsze warunki pracy.
Udostępnij:
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze