Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska może finalnie objąć nawet około połowy ministerstw. Ale warunki polityczne, w których będzie działał stary-nowy rząd koalicji, pozostaną skrajnie trudne
Tuż przed rekonstrukcją rządu sypią się newsy. Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras poinformował we wtorek na platformie X, że nie będzie już kierował resortem.
„Gazeta Wyborcza” piórami bardzo wiarygodnych autorek podaje nieoficjalne informacje, że z rządem mają się pożegnać między innymi Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, i ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Rośnie też prawdopodobieństwo, że minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski rzeczywiście otrzyma tekę wicepremiera – o takiej możliwości informowały już w OKO.press Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak.
A przede wszystkim coraz więcej wskazuje na to, że rekonstrukcja będzie całkiem szeroka – i obejmie nie mniej niż połowę resortów i ich szefów oraz szefowych.
Niemniej jednak o nadchodzącej – i zapowiedzianej na środę 23 lipca – rekonstrukcji rządu mówiło się dotąd i pisało w mediach przede wszystkim jako o finale niekończącego się i coraz bardziej nudnawego serialu.
Rekonstrukcja odbywa się z całą pewnością za późno, do tego w obiektywnie kiepskim momencie jak na wydarzenie polityczne sporej wagi, bo to środek sezonu wakacyjnego. Efekt zaskoczenia i nowości wydaje się trudny do osiągnięcia. Opinia publiczna poznała już dziesiątki personalnych plotek i liczne przecieki o różnym stopniu wiarygodności z wielotygodniowych negocjacji toczących się wewnątrz koalicji.
Ale dla Donalda Tuska to wciąż gra o bardzo wysoką, osobistą stawkę. Po 646 dniach, które upłynęły od wyborów 15 października 2023 roku, ówczesny zwycięzca zdolny do wyprowadzenia kilkuset tysięcy zwolenników na ulice Warszawy w niemal triumfalnym marszu po wyborczy sukces, jest dziś niepopularnym szefem nisko ocenianego rządu.
Słabe oceny rządu kierowanego przez Tuska i równie słaby bilans dokonań tego rządu są powszechnie wskazywane – również przez bardzo życzliwych Tuskowi i jego formacji komentatorów – jako jedne z kluczowych przyczyn porażki Rafała Trzaskowskiego i całej prodemokratycznej koalicji w wyborach prezydenckich.
A po tej porażce perspektywa utraty przez demokratów władzy na rzecz sojuszu PiS i Konfederacji w następnych wyborach parlamentarnych stała się całkowicie realna. W oczach wyborców, komentatorów i politycznej konkurencji im gorsza jest kondycja koalicji 15 października, tym bardziej winny jest za to właśnie Donald Tusk.
Dziś szef rządu walczy więc o to, by pozostać na scenie w roli tego, który pokonał PiS. A nie tego, który po raz kolejny oddał mu władzę.
Oczywiście nie tak miało być. Kiedy rekonstrukcja została zapowiedziana, a było to na długo przed wyborami prezydenckimi, wśród najważniejszych polityków Platformy dominowało przekonanie, że będzie to drugi – oczywiście po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego – z momentów zwrotnych w prawie dwuletniej historii koalicji.
Według tych pierwotnych założeń rekonstrukcja miała służyć zdyskontowaniu wyborczego sukcesu kandydata PO. Nie tylko w oczach wyborców, ale także, a może nawet przede wszystkim, wewnątrz koalicji. W ramach rekonstrukcji przystrzyżone – proporcjonalnie do wyników wyborów – miały być wpływy wszystkich trzech koalicjantów Platformy. Miało to się stać zarówno na poziomie formalnym – posady ministrów i wiceministrów – jak i w sferze stricte politycznej.
Moment zaprzysiężenia Rafała Trzaskowskiego miałby być zarazem momentem, w którym Platforma i jej lider niemal oficjalnie obejmą w koalicji stery. Razem z odblokowanym Pałacem Prezydenckim miało to dawać całkiem realne – i zapewne odczuwalne dla niecierpliwiących się wyborców koalicji – polityczne nowe otwarcie.
Po przegranej Rafała Trzaskowskiego perspektywa radykalnie się zmieniła. Owszem, Szymon Hołownia i Magdalena Biejat uzyskali zgodnie z przedwyborczymi przewidywaniami wyniki sporo niższe niż te, które ich formacje otrzymały w wyborach parlamentarnych, co dawałoby Tuskowi taką samą podstawę do renegocjacji pierwotnych koalicyjnych ustaleń. Zarazem jednak osłabła – i to znacząco – sama Platforma.
Porażka Trzaskowskiego okazała się dotkliwym ciosem dla partii Donalda Tuska i znacząco osłabiła jego pozycje przetargowe w negocjacjach z partnerami. Dlatego też na kilka powyborczych tygodni rozmowy o rekonstrukcji rządu mocno ugrzęzły, przechodząc momentami w spór o narrację w sprawie „fałszerstw wyborczych” i kwestię zwoływania lub nie Zgromadzenia Narodowego w celu zaprzysiężenia Karola Nawrockiego.
Po drodze ujawniono jeszcze wizytę Szymona Hołowni w prywatnym mieszkaniu bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego Adama Bielana w obecności samego prezesa PiS. Mocno zantagonizowało to liderów PO i Trzeciej Drogi. A do tego między koalicjantami nie słabnie napięcie w sprawie realizacji umowy dotyczącej obsady stanowiska marszałka Sejmu.
Na mocy ustaleń sprzed prawie 2 lat, miejsce Szymona Hołowni na drugą połowę kadencji ma zająć Włodzimierz Czarzasty, lider Nowej Lewicy. To czy tak się stanie, czy nie i kwestia ewentualnej ceny za to mierzonej właśnie skalą wpływów w rządzie po jego rekonstrukcji, również było przedmiotem koalicyjnych rozmów.
To, co Donald Tusk ma ogłosić w środę, będzie więc efektem naprawdę mozolnego procesu negocjacyjnego. Prawdopodobnie jego efektem będzie zachowanie względnego status quo między koalicjantami, przynajmniej jeśli chodzi o proporcję podziału ministerstw między ugrupowania. W personaliach może się jednak zmienić całkiem niemało.
Nie wiemy jeszcze na pewno, czy efektem ciągnących się od wyborów negocjacji koalicyjnych będzie głęboka przebudowa rządu, czy raczej jego pobieżny lifting. W grę wchodzi przy tym także budowa Frankensteina skonstruowanego z pobożnych życzeń i twardych realiów wewnątrzkoalicyjnych negocjacji. Danych wyjściowych nie brakuje dla żadnego z tych scenariuszy.
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że rekonstrukcja rzeczywiście będzie miała pewien rozmach.
Mniej lub bardziej wiarygodne pogłoski o możliwej dymisji pojawiły się w ostatnich tygodniach w odniesieniu do ponad połowy ministrów. Do tego mowa jest o możliwym stworzeniu nawet dwóch dużych super resortów – finansowo-gospodarczego i energetycznego.
W ich skład miałyby wejść całe dotychczas istniejące ministerstwa lub też ich ważne działy. Na tym nie koniec, bo Polska 2050 najpierw ostro, ale bez sukcesów, licytowała o stanowisko „własnego” wicepremiera, za to w ostatnich dniach znacząco wzrosło prawdopodobieństwo. Powraca też wielokrotnie już podawana informacja, że posady mogą stracić ministry i ministrowie bez teki – i że ich dotychczasowe funkcje zostaną rozdzielone między resorty i kancelarię premiera.
W najszerszym ujęciu rekonstrukcja mogłaby więc dotyczyć następujących resortów: ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, ministerstwa sportu i turystyki, ministerstwa zdrowia, ministerstwa sprawiedliwości, ministerstwa klimatu i środowiska naturalnego, ministerstwa kultury, ministerstwa aktywów państwowych i ministerstwa rolnictwa.
Pośrednio, poprzez powstanie nowych „superresortów” rekonstrukcja mogłaby zaś objąć także ministerstwa gospodarki, przemysłu i rozwoju.
Razem to już dziesięć ministerstw, które mogą albo przestać istnieć, albo dostać całkiem nowych szefów.
Jest przy tym tylko kilkoro ministrów, których pozycja w żaden sposób nie jest zagrożona. To wicepremierzy Władysław Kosiniak-Kamysz (szef MON) i Krzysztof Gawkowski (kieruje resortem cyfryzacji) oraz ministrowie spraw zagranicznych Radosław Sikorski, finansów Andrzej Domański i ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Zachowania funkcji ministra koordynatora służb specjalnych może być pewien Tomasz Siemoniak, tego, czy będzie dalej kierował MSWiA jednak już nie.
***
Skala przemeblowania, które obejmie rząd, nie będzie więc najprawdopodobniej mała. Wiele wskazuje na to, że Donald Tusk dokona znacznie więcej zmian formalnych i strukturalnych, niż sugerowałyby to realia jeszcze sprzed kilku dni. Nie zmienia to jednak faktu, że już 2 tygodnie po rekonstrukcji rządu Polskę czeka kolejne ważne wydarzenie polityczne. 6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy lokator Pałacu Prezydenckiego Karol Nawrocki. To on będzie głównym wyzwaniem, z którym będzie się musiał zmierzyć odświeżony rząd Donalda Tuska. Premier i jego starzy i nowi ministrowie będą działać w skrajnie trudnych warunkach do uprawiania jakiejkolwiek bardziej sprawczej polityki. Warunki te mogą zamienić zakładane nowe otwarcie w początek długotrwałej udręki.
Władza
Adam Bodnar
Szymon Hołownia
Marcin Kierwiński
Władysław Kosiniak - Kamysz
Izabela Leszczyna
Sławomir Nitras
Donald Tusk
Nowa Lewica
Platforma Obywatelska
Polska 2050
PSL
Rząd Donalda Tuska (drugi)
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Komentarze