0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Kowalews...

Tuż przed rekonstrukcją rządu sypią się newsy. Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras poinformował we wtorek na platformie X, że nie będzie już kierował resortem.

„Gazeta Wyborcza” piórami bardzo wiarygodnych autorek podaje nieoficjalne informacje, że z rządem mają się pożegnać między innymi Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, i ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Rośnie też prawdopodobieństwo, że minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski rzeczywiście otrzyma tekę wicepremiera – o takiej możliwości informowały już w OKO.press Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak.

View post on Twitter

A przede wszystkim coraz więcej wskazuje na to, że rekonstrukcja będzie całkiem szeroka – i obejmie nie mniej niż połowę resortów i ich szefów oraz szefowych.

Przeczytaj także:

Serial był to nieco męczący

Niemniej jednak o nadchodzącej – i zapowiedzianej na środę 23 lipca – rekonstrukcji rządu mówiło się dotąd i pisało w mediach przede wszystkim jako o finale niekończącego się i coraz bardziej nudnawego serialu.

Rekonstrukcja odbywa się z całą pewnością za późno, do tego w obiektywnie kiepskim momencie jak na wydarzenie polityczne sporej wagi, bo to środek sezonu wakacyjnego. Efekt zaskoczenia i nowości wydaje się trudny do osiągnięcia. Opinia publiczna poznała już dziesiątki personalnych plotek i liczne przecieki o różnym stopniu wiarygodności z wielotygodniowych negocjacji toczących się wewnątrz koalicji.

Ale dla Donalda Tuska to wciąż gra o bardzo wysoką, osobistą stawkę. Po 646 dniach, które upłynęły od wyborów 15 października 2023 roku, ówczesny zwycięzca zdolny do wyprowadzenia kilkuset tysięcy zwolenników na ulice Warszawy w niemal triumfalnym marszu po wyborczy sukces, jest dziś niepopularnym szefem nisko ocenianego rządu.

Słabe oceny rządu kierowanego przez Tuska i równie słaby bilans dokonań tego rządu są powszechnie wskazywane – również przez bardzo życzliwych Tuskowi i jego formacji komentatorów – jako jedne z kluczowych przyczyn porażki Rafała Trzaskowskiego i całej prodemokratycznej koalicji w wyborach prezydenckich.

A po tej porażce perspektywa utraty przez demokratów władzy na rzecz sojuszu PiS i Konfederacji w następnych wyborach parlamentarnych stała się całkowicie realna. W oczach wyborców, komentatorów i politycznej konkurencji im gorsza jest kondycja koalicji 15 października, tym bardziej winny jest za to właśnie Donald Tusk.

Dziś szef rządu walczy więc o to, by pozostać na scenie w roli tego, który pokonał PiS. A nie tego, który po raz kolejny oddał mu władzę.

Miało być wielkie nowe otwarcie

Oczywiście nie tak miało być. Kiedy rekonstrukcja została zapowiedziana, a było to na długo przed wyborami prezydenckimi, wśród najważniejszych polityków Platformy dominowało przekonanie, że będzie to drugi – oczywiście po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego – z momentów zwrotnych w prawie dwuletniej historii koalicji.

Według tych pierwotnych założeń rekonstrukcja miała służyć zdyskontowaniu wyborczego sukcesu kandydata PO. Nie tylko w oczach wyborców, ale także, a może nawet przede wszystkim, wewnątrz koalicji. W ramach rekonstrukcji przystrzyżone – proporcjonalnie do wyników wyborów – miały być wpływy wszystkich trzech koalicjantów Platformy. Miało to się stać zarówno na poziomie formalnym – posady ministrów i wiceministrów – jak i w sferze stricte politycznej.

Moment zaprzysiężenia Rafała Trzaskowskiego miałby być zarazem momentem, w którym Platforma i jej lider niemal oficjalnie obejmą w koalicji stery. Razem z odblokowanym Pałacem Prezydenckim miało to dawać całkiem realne – i zapewne odczuwalne dla niecierpliwiących się wyborców koalicji – polityczne nowe otwarcie.

Były wysilone negocjacje i ostre targi

Po przegranej Rafała Trzaskowskiego perspektywa radykalnie się zmieniła. Owszem, Szymon Hołownia i Magdalena Biejat uzyskali zgodnie z przedwyborczymi przewidywaniami wyniki sporo niższe niż te, które ich formacje otrzymały w wyborach parlamentarnych, co dawałoby Tuskowi taką samą podstawę do renegocjacji pierwotnych koalicyjnych ustaleń. Zarazem jednak osłabła – i to znacząco – sama Platforma.

Porażka Trzaskowskiego okazała się dotkliwym ciosem dla partii Donalda Tuska i znacząco osłabiła jego pozycje przetargowe w negocjacjach z partnerami. Dlatego też na kilka powyborczych tygodni rozmowy o rekonstrukcji rządu mocno ugrzęzły, przechodząc momentami w spór o narrację w sprawie „fałszerstw wyborczych” i kwestię zwoływania lub nie Zgromadzenia Narodowego w celu zaprzysiężenia Karola Nawrockiego.

Po drodze ujawniono jeszcze wizytę Szymona Hołowni w prywatnym mieszkaniu bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego Adama Bielana w obecności samego prezesa PiS. Mocno zantagonizowało to liderów PO i Trzeciej Drogi. A do tego między koalicjantami nie słabnie napięcie w sprawie realizacji umowy dotyczącej obsady stanowiska marszałka Sejmu.

Na mocy ustaleń sprzed prawie 2 lat, miejsce Szymona Hołowni na drugą połowę kadencji ma zająć Włodzimierz Czarzasty, lider Nowej Lewicy. To czy tak się stanie, czy nie i kwestia ewentualnej ceny za to mierzonej właśnie skalą wpływów w rządzie po jego rekonstrukcji, również było przedmiotem koalicyjnych rozmów.

To, co Donald Tusk ma ogłosić w środę, będzie więc efektem naprawdę mozolnego procesu negocjacyjnego. Prawdopodobnie jego efektem będzie zachowanie względnego status quo między koalicjantami, przynajmniej jeśli chodzi o proporcję podziału ministerstw między ugrupowania. W personaliach może się jednak zmienić całkiem niemało.

Skala jawi się spora

Nie wiemy jeszcze na pewno, czy efektem ciągnących się od wyborów negocjacji koalicyjnych będzie głęboka przebudowa rządu, czy raczej jego pobieżny lifting. W grę wchodzi przy tym także budowa Frankensteina skonstruowanego z pobożnych życzeń i twardych realiów wewnątrzkoalicyjnych negocjacji. Danych wyjściowych nie brakuje dla żadnego z tych scenariuszy.

Coraz więcej wskazuje jednak na to, że rekonstrukcja rzeczywiście będzie miała pewien rozmach.

Mniej lub bardziej wiarygodne pogłoski o możliwej dymisji pojawiły się w ostatnich tygodniach w odniesieniu do ponad połowy ministrów. Do tego mowa jest o możliwym stworzeniu nawet dwóch dużych super resortów – finansowo-gospodarczego i energetycznego.

W ich skład miałyby wejść całe dotychczas istniejące ministerstwa lub też ich ważne działy. Na tym nie koniec, bo Polska 2050 najpierw ostro, ale bez sukcesów, licytowała o stanowisko „własnego” wicepremiera, za to w ostatnich dniach znacząco wzrosło prawdopodobieństwo. Powraca też wielokrotnie już podawana informacja, że posady mogą stracić ministry i ministrowie bez teki – i że ich dotychczasowe funkcje zostaną rozdzielone między resorty i kancelarię premiera.

Kto na wylocie, kto zostaje?

W najszerszym ujęciu rekonstrukcja mogłaby więc dotyczyć następujących resortów: ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, ministerstwa sportu i turystyki, ministerstwa zdrowia, ministerstwa sprawiedliwości, ministerstwa klimatu i środowiska naturalnego, ministerstwa kultury, ministerstwa aktywów państwowych i ministerstwa rolnictwa.

Pośrednio, poprzez powstanie nowych „superresortów” rekonstrukcja mogłaby zaś objąć także ministerstwa gospodarki, przemysłu i rozwoju.

Razem to już dziesięć ministerstw, które mogą albo przestać istnieć, albo dostać całkiem nowych szefów.

Jest przy tym tylko kilkoro ministrów, których pozycja w żaden sposób nie jest zagrożona. To wicepremierzy Władysław Kosiniak-Kamysz (szef MON) i Krzysztof Gawkowski (kieruje resortem cyfryzacji) oraz ministrowie spraw zagranicznych Radosław Sikorski, finansów Andrzej Domański i ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Zachowania funkcji ministra koordynatora służb specjalnych może być pewien Tomasz Siemoniak, tego, czy będzie dalej kierował MSWiA jednak już nie.

***

Skala przemeblowania, które obejmie rząd, nie będzie więc najprawdopodobniej mała. Wiele wskazuje na to, że Donald Tusk dokona znacznie więcej zmian formalnych i strukturalnych, niż sugerowałyby to realia jeszcze sprzed kilku dni. Nie zmienia to jednak faktu, że już 2 tygodnie po rekonstrukcji rządu Polskę czeka kolejne ważne wydarzenie polityczne. 6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy lokator Pałacu Prezydenckiego Karol Nawrocki. To on będzie głównym wyzwaniem, z którym będzie się musiał zmierzyć odświeżony rząd Donalda Tuska. Premier i jego starzy i nowi ministrowie będą działać w skrajnie trudnych warunkach do uprawiania jakiejkolwiek bardziej sprawczej polityki. Warunki te mogą zamienić zakładane nowe otwarcie w początek długotrwałej udręki.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.

Komentarze