Z pozoru nie różnią się niczym od innych 20-latków. W rzeczywistości nie mają domu. Mają za to traumy z dzieciństwa, uzależnienia, zaburzenia psychiczne. I zero perspektyw na przyszłość bez pomocy mądrych dorosłych. W Polsce narasta kryzys bezdomności wśród młodych ludzi
Młodzi w tłumie, bezdomni w ukryciu – to hasło kampanii społecznej obecnej podczas tegorocznych OFF Festivalu w Katowicach i Męskiego Grania w Krakowie. Wakacyjna akcja zrealizowana przez firmę ZnajdźReklamę.pl i Fundację po DRUGIE miała na celu refleksję i edukację na temat bezdomności wśród młodych ludzi. Narastającego problemu, o którym mało się mówi, a jeszcze trudniej zauważa. Młodzi nie wpisują się bowiem w żadne schematy i przekonania o ludziach żyjących na ulicy.
– Mijając ich, nie mamy pojęcia, że doświadczają bezdomności – mówi Agnieszka Sikora, prezeska Fundacji po DRUGIE, która od 13 lat zajmuje się rozwiązywaniem tego problemu i prowadzi w Warszawie Dom dla Młodzieży, mieszkania treningowe i punkt pomocowy dla młodych dorosłych (18-25 lat) w kryzysie bezdomności. – Dobrze wyglądają, mają markowe ciuchy, telefony i słuchawki na uszach.
Nie przebywają w miejscach, które kojarzymy z bezdomnością. Są bardzo mobilni, przemieszczają się.
Jednego dnia śpią kątem u kolegi w Warszawie, drugiego u koleżanki w Gdańsku, a trzeciego zasypiają w nocnym autobusie.
Często nie są identyfikowani nawet przez streetworkerów, którzy pomagają osobom przebywającym w pustostanach i miejscach niemieszkalnych. Wybierają nieoczywiste, trudno dostępne miejsca, skłoty. Raczej nie korzystają też z pomocy systemowej. Rzadko lub tylko na chwilę pojawiają się w schroniskach czy noclegowniach.
Jedyne dostępne dane z rządowego ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych przeprowadzonego w lutym 2024 roku nie dają precyzyjnego obrazu sytuacji. Zwłaszcza że przeprowadza się je metodą tzw. punktu w czasie (point-in-time count), czyli liczy się osoby w danym momencie (tu w nocy z 28 na 29 lutego 2024) na określonym obszarze, a potem sumuje ogólną liczbę osób w całym kraju.
Według tych danych kryzysu bezdomności doświadczają w Polsce 1524 osoby do 17. roku życia.
To pięć procent ogółu osób w kryzysie. Wśród tzw. młodych dorosłych, czyli osób w przedziale wiekowym 18-25 lat, problem dotyczy 1020 osób. W porównaniu do poprzedniego ogólnopolskiego badania w 2019 roku obie liczby wyraźnie wzrosły.
Wtedy odnotowano 992 osoby doświadczające bezdomności do 17. roku życia i 784 od 18. do 25. roku życia.
– Dane na pewno są bardzo zaniżone. To przykre, bo nie mogąc precyzyjnie zidentyfikować problemu, trudniej zabiegać o systemowe rozwiązanie. Do naszego Domu dla Młodzieży rocznie przychodzi około stu młodych dorosłych, a po pomoc do naszej organizacji – tylko jednego miejsca w Warszawie – aż 300 osób w skali roku – mówi Agnieszka Sikora. I dodaje, że do domu w Wawrze trafia coraz więcej 18-latków.
Ogólnopolskie badanie liczby bezdomnych w ogóle nie uwzględnia pieczy zastępczej, w której przebywają dzieci i młodzież do osiągnięcia pełnoletności lub do 25. roku życia, jeśli się dalej uczą. Mowa o 75,3 tys. osób (dane GUS za 2023 rok), z których 58,2 tys. żyje w rodzinnej pieczy zastępczej, a 17,1 tys. w instytucjonalnej.
Według danych z ogólnopolskiego badania dzieci do 17. roku życia, które doświadczają bezdomności, można spotkać głównie w domach dla samotnych matek z dziećmi – 430 osób, ośrodkach dla uchodźców – 240 osób, ośrodkach interwencji kryzysowej – 79 osób i schroniskach – 78 osób. Z kolei wśród młodych dorosłych 165 osób przebywa w zakładach karnych, przy czym zdecydowana większość to mężczyźni. Największe grono (76) młodych kobiet znajduje się w ośrodkach dla samotnych matek. Podczas badania 160 osób w tym przedziale wiekowych odnotowano w schroniskach, a 125 osób w miejscach niemieszkalnych (np. ulicach, dworcach, klatkach schodowych) i pustostanach czy altankach działkowych.
Łącznie 201 dzieci i młodych dorosłych (0-25 lat) żyło w miejscach publicznych i pustostanach.
– Rzeczniczka praw dziecka zwróciła uwagę, że podczas ogólnopolskiego badania wśród osób doświadczających kryzysu bezdomności na terenie województw: pomorskiego, wielkopolskiego, zachodnio-pomorskiego oraz kujawsko-pomorskiego, w miejscach publicznych i niemieszkalnych zidentyfikowano 76 osób małoletnich (przed 18. rokiem życia) – wskazuje Anna Lewicka z zespołu prasowego RPD. – Biuro Rzeczniczki poprosiło resort o informacje, na terenie których gmin przebywały te dzieci. Ministerstwo w odpowiedzi wskazało: Szczecin – 32 osoby małoletnie, Poznań – 26, Gdańsk – 15, Słupsk – 2 i gminę Ryńsk – 1 dziecko.
BRPD zwróciło się do właściwych ośrodków pomocy społecznej ze szczegółowymi pytaniami m.in. o to, czy sytuacja wymienionych dzieci była im znana przed badaniem i jeśli tak – jakiego rodzaju wsparcia im udzielano, jakie działania zmierzające do zażegnania kryzysu bezdomności podejmowano, a jeśli nie – jakie działania zabezpieczające dzieci podjęto po uzyskaniu wyników badania. Biuro Rzeczniczki czeka na odpowiedzi.
Mimo że wszystkie miejsca (z 16) niemal zawsze są zajęte. Fundacja po DRUGIE nie odmawia pomocy. Innej raczej nie będzie.
– Gdzie miałaby się podziać? Iść do noclegowni? 18-latka, która nigdy nie poznała tego świata bezdomności? System innego rozwiązania nie proponuje – mówi Justyna Galas, kierowniczka Domu dla Młodzieży Fundacji po DRUGIE.
Oliwia uciekła z rodzinnego domu do Warszawy. Uciekła od przemocowych rodziców do starszej siostry. Ale i z nią relacje się nie ułożyły. Przez kilka dni dziewczyna nie miała się gdzie podziać. Pomogli znajomi, którzy znaleźli Fundację po DRUGIE.
– Uciekłam, bo nie czułam się w domu rodzinnym jak w domu – mówi Oliwia. – Rodzice traktowali mnie jak przedmiot. Krzyk, wyzwiska, obrażanie i straszenie były na porządku dziennym. Nie czułam się chciana ani bezpieczna.
Oliwia ma za sobą dwie próby samobójcze. Według niej rodzice nie próbowali tych sytuacji zrozumieć. – Mówili, że wyolbrzymiam, że przecież mam wszystko, czego chcę, że ulegam modzie. Modzie na próby samobójcze – wspomina.
Dziewczyna uciekała z domu już wcześniej, gdy była niepełnoletnia. Z powrotem doprowadzała ją wtedy policja. W trudnych sytuacjach próbowała sobie ulżyć za pomocą alkoholu. W odejściu od używki pomogła jej przyjaciółka. Teraz nie pije wcale.
Z domu wyniosła wiele lękowych zachowań. Jednym z nich jest strach przed samodzielnym korzystaniem z lodówki. Rodzice zakazywali jej brania jedzenia bez pytania.
Trafił tu z domu dziecka.
– Miałem osiem lat, gdy mama poszła do więzienia, a ja do placówki. Tata zostawił nas dużo wcześniej – wspomina Andrzej. – Rodzina kojarzy mi się tylko z biciem i wykorzystywaniem na różne sposoby. Z kolei dom dziecka nigdy nie był domem. Zawsze byłem traktowany jak przeszkoda. Wychowawcy nie opiekowali się, a kontrolowali. Nie zadawali pytań, nie chcieli słuchać, nie okazywali empatii, zawsze podejrzewali mnie o najgorsze zło. Sam uświadomiłem ich, że przez dwa lata kradłem im dezodoranty, bo byłem uzależniony. Nie zauważyli ani, że byłem wychudzony, zmęczony i zagubiony, ani że giną im kosmetyki.
Poza uzależnieniami Andrzej cierpi na zaburzenia psychiczne. Ma ogromny deficyt bliskości i miłości. Gdy tylko skończył 18 lat, w domu dziecka kazano mu się spakować, mimo że zgodnie z prawem mógł tam przebywać dalej, bo kontynuował naukę w szkole. Ale nie rokował, łamał regulamin placówki. Choć wydawać by się mogło, że dzieci z największymi problemami powinny wymagać największej uwagi, ośrodki z reguły pozbywają się ich w pierwszej kolejności.
Brzmi kategorycznie, ale trudno szukać winy w ludziach, którzy często od maleńkości nie doświadczyli miłości i opieki. Trudno przenosić odpowiedzialność na dzieci.
– Zawodzimy my – dorośli – uważa Agnieszka Sikora. – Nie tylko jako rodzice, którzy nie potrafią zapewnić odpowiedniej opieki swoim dzieciom. Także jako pracownicy instytucji, które powinny udzielić dzieciom pomocy, wsparcia. Zawodzimy jako twórcy systemu, który nie działa. Sytuacje są bardzo różne, nigdy nie zero-jedynkowe. Nie zawsze najgorsi są rodzice. Bardzo często to system najpierw nie pomógł im w jakichś życiowych trudnościach, potem nie pomógł im uratować przed trudnościami dzieci. A w dalszej kolejności bezustannie tych młodych mieli i mieli.
Prezeska po DRUGIE wyjaśnia, że trafiający pod skrzydła jej Fundacji młodzi ludzie z opieki systemowej, np. pieczy zastępczej czy domów dziecka, ani nie uporali się z dotychczasowymi problemami i traumami, ani nie zostali przygotowani do dorosłego życia. Tymczasem system zakłada, że w wieku 18 lat lub po zakończeniu nauki (maksymalnie do 25. roku życia) mają wyjść z placówek i się usamodzielnić. Bardzo często tak się nie dzieje i młodzi dorośli trafiają z powrotem do dysfunkcyjnych rodzin, z których uciekli, na ulicę lub do zakładu karnego. Kołowrotek się kręci.
Niewystarczające wsparcie potwierdza też raport Najwyższej Izby Kontroli, która w 2023 roku skontrolowała skuteczność udzielania pomocy w usamodzielnianiu się wychowankom placówek opiekuńczo-wychowawczych i rodzinnych form pieczy zastępczej.
Zdaniem NIK proces usamodzielnienia zaczyna się zbyt późno (rok przed uzyskaniem pełnoletności),
brakuje ramowego wzoru indywidualnego programu tego procesu, brakuje określenia kwalifikacji, kompetencji i zadań opiekuna usamodzielnienia, a kwoty pomocy finansowej dla usamodzielniających się wychowanków są zbyt niskie. Kontrolerzy najgorzej ocenili jednak skuteczność pomocy mieszkaniowej. Odnotowali sytuacje, w których z powodu braku dostępnych lokali gminy i powiaty proponowały opuszczającym pieczę zastępczą pobyt w noclegowni lub schronisku dla bezdomnych.
– Proces usamodzielniania w placówkach w znacznej mierze jest fikcją – uważa Marcin Tylman, prezes Fundacji Aktywizacji i Integracji, która prowadzi dwa programy mieszkań treningowych dla młodych dorosłych wychodzących z ośrodków – w Toruniu i w małej miejscowości Nowe w województwie kujawsko-pomorskim. – Od stycznia 2024 roku w Toruniu mamy dwie osoby. Przyjęliśmy więcej, ale nie utrzymały się w mieszkaniach. Nie mogły się odnaleźć. Traktowały je jako przedłużenie placówki. W obu programach musimy uczyć młodych od podstaw niemal wszystkich aspektów życia. Dlatego mieszkaniowe programy usamodzielniające powinny być częścią systemowych rozwiązań, a nie misją pojedynczych organizacji pozarządowych.
Teoretycznie samorządy prowadzą mieszkania chronione treningowe. Jest ich jednak za mało. Obowiązuje niepisana zasada, że pierwszeństwo mają ci wychowankowie, którzy nie sprawiali problemów w placówce. Dlatego 18-letni Andrzej nie miał szans. Ani by pozostać w domu dziecka, ani by dostać się do mieszkania chronionego.
Według danych z Ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych w 2024 roku w mieszkaniach chronionych i treningowych w momencie badania przebywało 51 osób w wieku 18-25 lat. To pięć procent osób nieposiadających domu w tej grupie wiekowej.
O nauce wszystkiego od podstaw mówi także Agnieszka Sikora z po DRUGIE. Zanim Fundacja stworzyła Dom dla Młodzieży, prowadziła tylko mieszkania treningowe. Ale młodzi sobie w nich nie radzili.
– Często te działania były z góry skazane na porażkę – przyznaje Agnieszka Sikora. – Większość osób nie utrzymywała się w mieszkaniach, bo nie wiedziała nawet, co to znaczy mieszkać – jak zadbać o siebie w tym miejscu, jak zadbać o samo miejsce, dlaczego warto rano wstać, po co jest praca.
Dom dla Młodzieży na warszawskim Wawrze powstał właśnie po to, by przygotować młodzież po doświadczeniu różnych form bezdomności do życia w mieszkaniu i samodzielności. Na początku mają przede wszystkim poczuć się tu bezpiecznie. Przypomnieć sobie (a czasem dowiedzieć), jak smakuje ciepły obiad, jak pachnie czysta pościel, jak ciało czuje się po długiej kąpieli. To jest dom – z posiłkami przy dużym stole w kuchni, leżakowaniem w ogrodzie i oglądaniem wieczorami filmów. Na trzeźwo. Bez krzyków. Bez bicia. Zawsze jest tu ktoś z kadry wspierającej, dzięki czemu może lepiej poznać mieszkańców, odkryć ich deficyty i potencjały, a także – wesprzeć w potrzebie.
A potrzeb mają wiele, bardzo różnorodnych. Prezeska po DRUGIE mówi, że bezdomność jest bardzo demokratyczna. Pod skrzydła fundacji trafiają młodzi zarówno z domów skrajnie ubogich, jak i bardzo bogatych, po dobrych szkołach, a także ci bez skończonej podstawówki, uzależnieni oraz bez problemów z substancjami. Stereotyp rodziny dysfunkcyjnej, w której mama pije, tata w więzieniu, a rodzina żyje z zasiłków, powinien już dawno upaść. Coraz częściej na ulicy, w melinie czy na kanapie u znajomych lądują dzieciaki z tzw. dobrych domów. Jedni rodzice walczą do utraty tchu, by je uratować, drudzy nie interesują się losem dzieci wcale, a jeszcze inni są tak zmęczeni trudną sytuacją, że przestają wierzyć, że mogą coś zmienić.
– Różnimy się od siebie, ale łączą nas trudne doświadczenia, deficyty psychiczne i społeczne oraz poziom „odklejenia” od normalności. To mocno spaja. Tu pierwszy raz poczułem się jak w rodzinie – stwierdza Andrzej.
18-latek uczy się w szkole branżowej na złotnika-jubilera. W związku z tym nie podejmuje na razie pracy jak inni mieszkańcy Domu dla Młodzieży. Wszyscy dzielą się obowiązkami – mają dyżury w sprzątaniu, gotowaniu obiadu. Poza tym uczestniczą w terapii uzależnień, indywidualnej psychoterapii, zajęciach integracyjnych czy artystycznych. Mają też dostęp do prawnika i doradcy zawodowego. Wieczorami wszyscy spotykają się, by omówić codzienne sprawy.
– Pracujemy na rzecz zmiany – mówi Agnieszka Sikora. – Wymagamy działania dla poprawy swojej sytuacji. Przy czym u każdego to działanie będzie oznaczać co innego. Dla jednego to będzie terapia uzależnień, dla drugiego podjęcie i utrzymanie pracy (nawet jeśli po drodze kilka razy ją straci), a dla jeszcze innego nawiązanie relacji z rodziną. Z każdym określamy indywidualny plan pracy. Stawiamy na relacje, a nie regulamin. Te relacje w sumie są takie same jak z własnymi dziećmi.
Działania zmierzające do usamodzielnienia u jednych przynoszą skutek po kilku miesiącach, u drugich nawet po latach. Gdy czują się gotowi, trafiają do mieszkań treningowych. Tu nadal obowiązuje ich abstynencja, podjęcie pracy i utrzymywanie kontaktu z opiekunem. Według szacunków Fundacji, co najmniej połowie mieszkańców udaje się ułożyć życie po swojemu. Wracają do rodziców, dostają lokal socjalny, wynajmują mieszkanie i zakładają rodzinę.
Są jednak i smutne historie. Niemal wszyscy mieszkańcy Domu dla Młodzieży mają za sobą próby samobójcze, zmagają się z depresją albo zaburzeniami osobowości. Z grona osób, które w ciągu 13 lat działania Fundacji zrezygnowały z pomocy i wróciły na ulicę, trzy zmarły. Mowa o dwudziestokilkulatkach.
Poza szerzącym się kryzysem rodziny przyczyną wpychającą młodych w bezdomność są coraz częściej występujące u nich zaburzenia psychiczne oraz uzależnienie od narkotyków.
– Łatwy dostęp do substancji psychoaktywnych, brak profilaktyki i skutecznego wymiaru sprawiedliwości radzącego sobie z narastającym problemem dostępnego rynku narkotyków stanowią fabrykę młodych bezdomnych – uważa Marcin Tylman, prezes Fundacji Aktywizacji i Integracji w Nowem. – 75 procent ich uzależnień to prochy. Nie mamy narzędzi do walki z nimi, więc przegrywamy ją z kretesem. Do tego dochodzi coraz więcej deficytów i zaburzeń psychicznych niediagnozowanych i nieleczonych skutecznie w dzieciństwie, w trakcie pobytu w pieczy zastępczej czy placówkach opiekuńczo-wychowawczych.
Asystenci z fundacji są na pierwszej linii frontu. To do nich młodzi przychodzą po pomoc. Jednak gdy nie dają sobie rady z uzależnieniem, muszą opuścić mieszkanie. Rzadko kiedy da się skierować ich na detoks i terapię, bo po pierwsze, sami muszą tego chcieć, a po drugie, ośrodki leczenia uzależnień pękają w szwach. Tak naprawdę więc nie można im pomóc. Trafiają na ulicę. Koło się zamyka.
Marcin Tylman opowiada o przypadku 17-letniej dziewczyny z młodzieżowego ośrodka wychowawczego, która długo wzbraniała się przed narkotykami, ale i tak zaczęła ćpać.
Najpierw bita i gwałcona zbiorowo. Potem przez niemal rok żyła w pustostanie w swojej rodzinnej miejscowości. Tym razem bita i gwałcona przez 50-letniego, również bezdomnego partnera.
– Walka o tych młodych ludzi, przed którymi jeszcze całe życie, powinna być grą zespołową – mówi Marcin Tylman. – Jedyna szansa to holistyczne, systemowe podejście i tworzenie międzysektorowych rozwiązań. Chodzi o to, by nie zamykać bezdomności w obszarze pomocy społecznej, ale łączyć ją z ochroną zdrowia, polityką mieszkaniową, oświatą, wymiarem sprawiedliwości.
Ekspert podkreśla, że takie domy jak ten dla młodzieży na warszawskim Wawrze i mieszkania jak to w Nowem powinny być w każdym powiecie. Programy usamodzielniania należy tworzyć długofalowo, a nie jak dziś – planowane i finansowane na rok czy dwa lata.
Po trzech latach działania programu mieszkań treningowych w Nowem spośród 17 uczestników jedna osoba zrezygnowała z pomocy, siedem osób usamodzielniło się i pozostaje w stabilnej sytuacji życiowo-bytowej, a trzy osoby usamodzielniły się, ale ich przyszłość jest mocno niepewna.
Organizacje starają się utrzymywać kontakt z ludźmi, którzy opuścili ich mury. Często dostają zaproszenia na śluby, informacje o urodzeniu dziecka albo nowej pracy. Nie wszyscy jednak tego kontaktu chcą. Czasem wieści dochodzą od streetworkerów czy pracowników socjalnych.
– Aktualnie nie mam marzeń ani wizji swojej przyszłości – przyznaje Oliwia z Domu dla Młodzieży w Warszawie. – W najbliższych miesiącach chcę zadbać o swoje zdrowie psychiczne. W tym czasie nie zamierzam kontaktować się z rodziną. Czy sama kiedyś ją założę? Tylko pod warunkiem, że nabędę pewności, iż nie powtórzę błędów moich rodziców.
– Moja przeszłość jest nieciekawa, ale wierzę w ciekawą przyszłość – podsumowuje z kolei Andrzej.
Zmiany w tekście 12.09.2024: w pierwszej wersji przez błąd redakcji podano niepoprawne dane z ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych. Dane zmieniono na właściwe.
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Komentarze