0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Schronisko daje schronienie, a człowiekowi potrzebny jest dom – zdanie niby oczywiste, a jednak kontrowersyjne, gdy użyte w kontekście osoby w kryzysie bezdomności. W systemowej pomocy dominuje przeświadczenie, że na stabilność mieszkaniową trzeba sobie zasłużyć, robiąc postępy. Statystyki pokazują jednak, że takie podejście nie działa. Dlatego Chrześcijańska Fundacja Rozwoju Osobistego RONDO prowadząca przez sześć lat schronisko w Zielonej Górze zamknęła je i przeprowadziła ludzi do mieszkań.

– Nazwa naszego autorskiego programu „Kroki do Domu” najlepiej oddaje drogę, jaką przeszliśmy od spontanicznie udzielanej pomocy na ulicy do poszukiwania domu dla potrzebujących – mówi Małgorzata Jaskulska, wiceprezeska Chrześcijańskiej Fundacji Rozwoju Osobistego RONDO w Zielonej Górze. – Punktem zwrotnym w naszym myśleniu o placówkowej pomocy osobom w kryzysie bezdomności były słowa mieszkającego wówczas w schronisku (dziś usamodzielnionego) Janka. Podsumowując swoje dokonania, czyli m.in. zachowanie trzeźwości, pracę, ukończenie szkoły średniej, spłatę długów, dodał, że do szczęścia brakuje mu tylko i aż domu.

Przeczytaj także:

Pomoc w instytucji jest bezimienna i bezduszna

76 procent z 31 tys. osób w kryzysie bezdomności w Polsce przebywa w placówkach instytucjonalnych, czyli głównie schroniskach. 21 proc. żyje na ulicach i w pustostanach, a zaledwie 3 proc. – w mieszkaniach treningowych czy wspomaganych. To najnowsze dane z Ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych przeprowadzonego w lutym 2024 roku na zlecenie rządu. Gdy porówna się je do publikowanych co dwa lata sprawozdań z realizacji działań na rzecz osób bezdomnych w województwach, wychodzi, że tylko ok. 10-11 procent ludzi przebywających w placówkach jest w stanie się usamodzielnić, czyli wyjść z bezdomności.

Nowatorskie programy (np. Najpierw Mieszkanie), które odwracają podejście do problemu i zakładają, że osoba żyjąca na ulicy na starcie dostaje miejsce w mieszkaniu, odnotowują ok. 80-procentową skuteczność. I wpisują się w promowaną przez Unię Europejską deinstytucjonalizację usług społecznych. Zakłada ona przede wszystkim świadczenie specjalistycznych usług w społeczności lokalnej i odchodzenie od schroniskowych, całodobowych molochów na rzecz mieszkań z fachową opieką.

Zamknięcie schroniska w Zielonej Górze i przejście do programu działającego wyłącznie w mieszkaniach to modelowy przykład oddolnej, realizowanej przy zaangażowaniu mieszkańców deinstytucjonalizacji.

– Choć nasze schronisko było kameralne, bo dla 20 osób, oparte na współpracy i empatii, na jednej zmianie opiekuna trudno było dostrzec potrzeby każdego – opowiada Małgorzata Jaskulska z RONDA. – Ewidentna jednak była potrzeba bezpieczeństwa i posiadania własnego kąta. Gdy w 2020 roku uruchomiliśmy pierwsze, trzyosobowe mieszkanie treningowe, zobaczyliśmy niesamowite zmiany i rozkwit ludzi.

Małgorzata Jaskulska podkreśla, że zarówno kadra, jak i mieszkańcy nadal uczą się nowego modelu pracy, ale widzą już znaczące różnice. Jak mówi, system placówkowy pilnuje równych zasad dla wszystkich. Bardziej kładzie nacisk na dopasowanie do ogółu niż indywidualne potrzeby. Pomoc świadczona w dużych instytucjach zwykle jest bezimienna i bezduszna. Gdy osoba w kryzysie bezdomności zwraca się tam po pomoc, mało kto wierzy, że uda się jej wyjść z problemu. Włącznie z nią samą.

– System mieszkaniowy uruchamia poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Jest lustrem, w którym uczestnik przygląda się swoim możliwościom, potrzebom, słabościom – mówi wiceprezeska RONDA.

Pozostawieni sami sobie od dzieciństwa

Trudno jest uwierzyć w siebie, gdy przez lata nikt inny w ciebie nie wierzył. Wiele historii osób w kryzysie bezdomności wiąże się z brakiem domu już w dzieciństwie.

Maciej* miał rodziców alkoholików. Jako nastolatek tułał się po rodzinie, która go nie chciała.

Pawła przez dwa lata wychowywało podwórko pełne narkotyków.

Marta żyła w totalnej biedzie i alkoholizmie. Do czasu aż mama wyszła do sklepu i nigdy nie wróciła, a dzieci trafiły do domu dziecka.

– Zawsze słyszałam, że jestem głupia i z niczym sobie nie radzę. Do niedawna byłam głęboko przekonana, że to prawda. Powtarzałam sobie, że nie zrobię dzieciom tego, co moi rodzice. A jednak wpadłam w alkoholizm. Pijąc przez dwa miesiące non stop, straciłam córki i mieszkanie. Przestałam dopiero wtedy, gdy mąż – również alkoholik – mnie pobił – wspomina Marta, która trafiła do schroniska fundacji RONDO w 2023 roku. Skończyła terapię odwykową na oddziale zamkniętym, nie miała gdzie się podziać, a chciała stanąć na nogi, by odzyskać córki będące pod opieką babci.

Maciej również przyjechał do RONDA w 2022 roku prosto z terapii. Trzeciej w swoim życiu, po kilku latach niemal ciągłego picia. Pracował, wynajmował pokój, pił, a gdy kończyły się pieniądze i nie miał gdzie się podziać, szedł na terapię na oddział zamknięty, by nie znaleźć się na ulicy. Powtarzający się schemat. Dopiero podczas trzeciego leczenia opowiedział o swojej bezdomności i dostał numer telefonu do RONDA.

Przez chwilę miałem dom. W wojsku

– Kryzys bezdomności w sumie dotykał mnie całe dotychczasowe życie – mówi 49-letni Maciej. – Rodzice zapili się na śmierć. Matka, gdy byłem w podstawówce, ojciec, gdy byłem w zawodówce. Do 18. roku życia zajmowała się mną starsza siostra. Potem zostałem sam. Tułałem się po domach dalszej rodziny, ale nikt mnie nie chciał. Pobór do wojska traktowałem jak uśmiech losu, bo nie musiałem martwić się o mieszkanie i wyżywienie.

Później Maciej znów nie miał gdzie się podziać. Poznał przyszłą żonę, zamieszkali razem, urodził się syn. Z czasem jednak odkrył, że to była kolejna próba poszukiwania domu, a nie miłość. Zaczął pić, zaczęły się awantury. Rozstali się. Maciej nie miał gdzie mieszkać.

Tułaczka od dzieciństwa

Paweł wędrował od miasta do miasta, od spania „na waleta” u znajomych, przez kilkumiesięczny wynajem kawalerek, do epizodów na ulicy. W ciągu siedmiu lat pomieszkiwał w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Sosnowcu, Świebodzinie, a nawet Wielkiej Brytanii.

– Zdarzało mi się spać na ławce czy w pustostanie, ale głównie tułałem się po znajomych – opowiada 44-letni Paweł. – Nigdy nie pomyślałem, że jestem w kryzysie bezdomności. Sądziłem, że to normalne i wiele osób tak żyje. Dziś wiem, że miewałem miejsca do spania, ale domu przez wiele lat nie.

Paweł zamienił dom na podwórko w wieku 11 lat, gdy jego mama nagle trafiła do szpitala psychiatrycznego. To był początek lat 90., gdy warszawskie blokowiska opanowała narkotykowa epidemia. Wszyscy koledzy próbowali heroiny, próbował i Paweł. Ćpał i przesiadywał na podwórku przez dwa lata, do powrotu mamy. Ćpał też po jej powrocie. Gdy się zorientowała, próbowali wspólnie z tego wyjść, ale nic nie pomagało. Ostatecznie jako 17-latek Paweł poszedł na dwuletnie leczenie do ośrodka dla osób uzależnionych. Tam poznał kobietę, z którą zamieszkał i kolegów, z którymi założył zespół muzyczny. W koncertowym świecie pojawił się alkohol. Niby jako niewinny towarzysz, który nie przeszkadzał w codziennym funkcjonowaniu.

– Utrzymywałem się z muzyki przez siedem lat. Później zespół się rozpadł, musiałem szukać pracy, urodziło się dziecko. Z partnerką przestało się układać, rozstaliśmy się dwa lata później. Wtedy zacząłem krążyć po Polsce. Miałem coraz dłuższe ciągi alkoholowe. W sumie to było siedem lat picia z krótkimi przerwami na trzeźwienie – wspomina Paweł.

W mieszkaniach zmieniają się nie do poznania

Marta, Maciej i Paweł spotkali się w schronisku w Zielonej Górze. Wszyscy zakładali, że to będzie przejściowy etap w życiu, o którym szybko zapomną. A tu życie dopiero zaczęło dziać się na nowo. Wraz z pierwszym lokalem treningowym, dzięki dotacji z funduszy norweskich i EOG, fundacja RONDO rozpoczęła tworzenie autorskiego programu Kroki do Domu – nowej ścieżki pomagania osobom w kryzysie bezdomności w mieszkaniach. Podstawowymi założeniami było partnerstwo i partycypacja mieszkańców w tym procesie.

– Spodziewałem się w placówce restrykcyjnych zasad i bezdusznego podejścia, a doświadczyłem empatii i uważności – mówi Paweł. – To niesamowite, że zaproszono nas do tworzenia programu, którego zasady nas samych miały dotyczyć. Zapytano o doświadczenia, potrzeby, odczucia. Dano sprawczość, która buduje pewność siebie. Wyszedł z tego program nastawiony na indywidualne podejście, słuchanie i odpowiadanie na potrzeby uczestnika. Z dumą obserwuję, jak to pomaga kolejnym ludziom.

Jak działa sprawczość?

Mieszkańcy schroniska wraz z kadrą fundacji brali udział w licznych szkoleniach i wizytach studyjnych. Przyglądali się realizacji pilotażu programu Najpierw Mieszkanie w Gdańsku, Warszawie, Wrocławiu, odwiedzili też Finlandię, w której powszechnie stosuje się tę metodę (opiera się na zaoferowaniu osobie żyjącej na ulicy miejsca w mieszkaniu, stawiając głównie wymogi o charakterze lokatorskim, a dopiero w dalszej kolejności pracy nad problemami związanymi z chroniczną bezdomnością). Analizowali inne rozwiązania mieszkań społecznych. Tworzyli zasady programu na każdym etapie. Stali się jego ekspertami i liderami zmiany. Do tego stopnia, że gdy w 2023 roku toczyły się rozmowy o dacie zamknięcia schroniska, bardziej oni wierzyli w powodzenie pomysłu w 2024 roku niż kadra RONDA.

– Pierwotnie wyznaczyliśmy termin na 2028 rok, ale z jednej strony dociskała nas inflacja, a z drugiej, mieszkańcy zgłaszali gotowość i dopingowali nas, mówiąc: idziemy w to – wspomina Małgorzata Jaskulska. – Poszliśmy w to i nie żałujemy. Ludzie w mieszkaniach zmieniają się nie do poznania. Codziennie zaskakują nas pomysłami i chęcią rozwoju.

Znajdują pracę, zapisują się do szkół i na kursy, uczą nowych aktywności, nawiązują i odbudowują relacje międzyludzkie. To torpedy zmiany.

Abstynencja i terapia

Regulamin Kroków do Domu łączy w sobie zasady z różnych programów pomocowych, a przede wszystkim bazuje na doświadczeniach jego twórców. Wzorem metody Najpierw Mieszkanie, uczestnicy są wspierani przez asystentów, którzy odwiedzają ich minimum raz w tygodniu. Mają indywidualne sesje z psychologiem, terapeutą, prawnikiem. Raz w tygodniu odbywają grupową, wewnętrzną terapię uzależnień. Podobnie jak w schronisku i innych instytucjach systemowych, wymagane jest zachowanie abstynencji. Nie oznacza to jednak, że zawsze i bezwzględnie za wypicie alkoholu się wylatuje.

– Za każdym razem – a takich sytuacji jest ogólnie mało – podchodzimy do sprawy indywidualnie – tłumaczy wiceprezeska RONDA. – Traktujemy zapicie jako sygnał, że coś trudnego się dzieje. Analizujemy przyczynę, konsekwencje i – jeśli osoba się zgadza – wspólnie nad nimi pracujemy. Uważamy, że nie da się skutecznie pomagać przy założeniu totalnej abstynencji. Uzależnienie to podstępna choroba.

Zdarzają się trudniejsze momenty

Taki moment miał pod koniec 2023 roku Paweł, gdy mieszkał już w mieszkaniu treningowym. Okolica Świąt Bożego Narodzenia to niełatwy czas dla większości osób doświadczających bezdomności. Jak odnaleźć się w czymś, czego nigdy się nie miało? Paweł próbował uśmierzyć ból, pijąc przez kilka dni. Późniejsze wydarzenia totalnie go zaskoczyły.

– Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego potraktowania w sytuacji, w której spodziewałem się kary – opowiada. – Zadzwoniłem do szefowej z pracy i przyznałem się do zapicia. Po pięciu minutach była u mnie wraz z szefem. Pomogli mi pójść na odtrucie. Stanęli obok mnie, a nie przeciwko. Oczywiście, odbyłem poważne rozmowy, ale przy dużym wsparciu. Jestem przekonany, że abstynencja z powodu strachu przed karą nie wspiera rzeczywistej chęci zmiany.

Bezdomność to nie wybór, a raczej jego brak

Fundacja RONDO w ramach programu prowadzi na razie dwu i trzyosobowe mieszkania treningowe, wspomagane. Dysponuje ośmioma takimi lokalami. Cztery wynajmuje na wolnym rynku, dwa od Ochotniczego Hufca Pracy, a dwa pochodzą z zasobu miasta. Przymierza się też do uruchomienia mieszkań indywidualnych, obserwując gotowość do tego co najmniej kilku osób. W planach ma stworzenie tzw. Domu Matki, czyli miejsca pobytu interwencyjnego z mieszkaniami na krótki czas. Tu miałyby trafiać osoby prosto z ulicy, które na początkowym etapie potrzebują opiekuna w zasięgu ręki.

W ciągu niecałych czterech lat w mieszkaniach programu Kroki do Domu zamieszkały 32 osoby. Sześć usamodzielniło się, wynajmując własne lokum, dziewięć wypadło z programu po złamaniu zasad (głównie abstynencji). Reszta w nim pozostaje, kilka osób czeka na mieszkania socjalne.

W domu

Paweł od kilku miesięcy żyje ze swoją narzeczoną w wynajmowanym mieszkaniu. Jest nadal w programie i aktywnie udziela się w RONDZIE. Ukończył kurs i pracuje jako opiekun osób starszych z niepełnosprawnością. Mówi, że nie chce robić już niczego innego.

Marta po czterech miesiącach w schronisku i ogromnej przemianie mentalnej odzyskała córki i wynajęła dla całej trójki mieszkanie. Pracuje, zapisała się do szkoły średniej.

Docenia poranki bez kaca, śpiew ptaków i zapach dobrej kawy. Codziennie mówi córkom, że je kocha. Niedawno jedna z nich miała w szkole opisać swojego bohatera. Napisała o mamie wychodzącej z uzależnienia i kryzysu bezdomności. Marta regularnie odwiedza RONDO, w razie potrzeby korzysta z jego wsparcia. Maciej mieszka w mieszkaniu treningowym. W pracy awansował na kierownika zmiany. Odkłada pieniądze na partycypację w mieszkaniu TBS. Jest pewien, że Zielona Góra i RONDO to jego miejsca na ziemi. Chce dalej uczestniczyć w życiu fundacji.

Razem

W Krokach do Domu jest bowiem jeszcze jedno ważne (być może najważniejsze) założenie – integracja społeczna. Uczestnicy programu mnóstwo rzeczy robią razem. Nie tylko angażują się w liczne lokalne działania, ale sami są ich pomysłodawcami i realizatorami. W ramach prowadzonego z innymi organizacjami Domu Sąsiedzkiego odbywają się cykliczne spotkania, warsztaty, wydarzenia kulturalne. Drzwi tu się nie zamykają. Latem 2024 roku obok domu powstała sąsiedzka kawiarnia. Łączna liczba osób współdziałających z RONDEM sięga 250-ciu.

– Wciąż spotykamy się z licznymi stereotypami na temat osób w kryzysie bezdomności. A nawet oburzeniem, że dajemy im mieszkanie. Istotą naszego programu nie jest mieszkanie. Ono jest przyczynkiem do zmian i normalnego życia – mówi Małgorzata Jaskulska.

Dodaje, że społeczeństwo wciąż postrzega bezdomność jako karę za błędy, które ktoś popełnił. Tymczasem według szacunków wiceprezeski RONDA, mniej więcej połowa osób przewijających się przez placówki dla bezdomnych odwiedziła podobne instytucje za dzieciaka.

– System im wtedy nie pomógł. Jak zatem miały poradzić sobie później? – pyta. I dodaje: – Według moich obserwacji załamanie relacji rodzinnych jest najczęstszą przyczyną trafienia na ulicę. Bezdomność nie jest wyborem, a raczej brakiem możliwości wyboru i rozwiązania problemów. Nie znam żadnego przypadku wyboru. Częściej zachodzę w głowę, jak doświadczając tylu trudności i traum, ktoś mógł tak długo przetrwać. Bez wiary w to, że ludzie chcą się zmienić i żyć lepiej, nigdy nie pomożemy osobom w kryzysie bezdomności.

*Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.

;
Paulina Jęczmionka-Majchrzak

Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.

Komentarze