0:000:00

0:00

Bill Gates, twórca Microsoft i od 1995 r. najbogatszy człowiek świata, zelektryzował światową opinię publiczną stwierdzeniem, że praca robotów powinna być opodatkowana podobnie, jak opodatkowywana jest praca ludzi. W wywiadzie dla Quartza argumentował, że mogłoby to spowolnić wymywanie miejsc pracy przez sztuczną inteligencję oraz pozwolić na finansowanie szczególnie użytecznych zajęć, jak uczenie dzieci czy pomoc ludziom starszym, które wymagają empatii i rozumienia emocji – tego z czym roboty (jeszcze) sobie nie radzą.

OKO.press sprawdza, kogo szczególnie dotkną zagrożenia opisane przez Gatesa oraz jak mają się one do Polski.

Ile pracy zabiorą nam roboty

Pod koniec 2016 roku Biały Dom opublikował raport „Sztuczna inteligencja, automatyzacja i ekonomia”, w którym analizuje proces robotyzacji i jego wpływ na rynek pracy.

Przeczytaj także:

Eksperci są zdania, że w najbliższych dwóch dekadach w USA od 9 do 47 proc. miejsc pracy zostanie zastąpionych przez sztuczną inteligencję/roboty, ale ten proces nie będzie jednorodny.

Nie wszystkie zawody „znikną”. Część pozostanie w okrojonej formie, a więc sztuczna inteligencja i roboty przejmą od ludzi część ich kompetencji. Dla pracowników oznacza to albo obcięcie etatu, albo obniżenie pensji.

Sztuczna inteligencja w pierwszej kolejności przejmie te profesje, które da się „przerobić” na algorytm i takie, które wymagają powtarzalnych czynności. Roboty są tu znacznie lepsze od ludzi – nie mylą się, są szybsze, nie męczą się. Roboty pojawią się też szybciej tam, gdzie praca wymaga dużej siły fizycznej i przebiega w niebezpiecznych warunkach.

Pokusę robotyzacji dobrze widać na przykładzie chińskiej fabryki telefonów komórkowych w Dongguan, gdzie szefostwo zdecydowało się zastąpić 90 proc. pracowników przez maszyny. 60 robotów zastąpiło niemal 600 osób i podwyższyło wydajność pracy o 250 proc. A to właśnie wydajność pracy jest największym zyskiem z robotyzacji.

Mniej zagrożone robotyzacją są prace, które wymagają koordynacji ruchowej, a także - na razie tylko ludzkich cech - kreatywności i umiejętności społecznych. Także praca w nietypowych warunkach pozostanie dłużej w rękach ludzi.

Według raportu Białego Domu prawdopodobieństwo zastąpienia danego zawodu przez roboty/sztuczną inteligencję jest związana z wysokością zarobków. Im zawód mniej płatny, tym większe prawdopodobieństwo, że zniknie na korzyść robotów. To logiczne – prace niskopłatne, to prace proste, prace proste z kolei poddają się najłatwiej algorytmizacji.

Aż 83 proc. zawodów, w których w USA zarabia się mniej niż 20 dolarów na godzinę jest zagrożonych przez roboty. W przedziale 20-40 dolarów - już "tylko" 31 proc., a powyżej 40 dolarów - ledwie 4 proc. zawodów.

Część komentatorów twierdzi, że łączna liczba miejsc pracy dla ludzi „po robotyzacji” pozostanie na zbliżonym poziomie. I rzeczywiście, raport Białego Domu stwierdza, że do tej pory liczba miejsc pracy w USA się nie zmniejsza. Ale osoby wypychane z pracy przez automaty tracą ekonomiczny status.

Przypomina to konsekwencje przenoszenia amerykańskich fabryk w inne miejsca globu. Nawet 10 lat po utracie w nich pracy robotnicy zarabiają średnio 10 proc. mniej. Podejmują prace dorywcze, zatrudniają się w mniejszych firmach, gdzie nie chronią ich związki zawodowe, częściej zmieniają i tracą pracę. Choć ich zarobki nie były duże, stają się jeszcze mniejsze.

Największym zagrożeniem robotyzacji - co już widać w USA - jest właśnie rosnące rozwarstwienie.

Polska i Węgry zagrożone najbardziej

Jesteśmy jedną z najmniej zrobotyzowanych gospodarek Unii Europejskiej. Brakuje kapitału (robotyzacja kosztuje), nasza gospodarka jest nastawiona na niskie koszty pracy. O Polsce mówi się, że jest „montownią Europy”. I właśnie z tego powodu jesteśmy najbardziej robotyzacją zagrożeni.

To w montowniach najłatwiej wymienia się siłę roboczą na automaty. Działa tu prawo Moora, które - w oryginalnej wersji - mówiło, że liczba tranzystorów w układzie scalonym podwaja się co 18-24 miesiące, a obecnie jest stosowane do określania każdego postępu technologicznego. A to nieuchronnie zmniejsza zapotrzebowanie na pracę ludzi.

Jednocześnie tanieje technologia potrzebna do tworzenia maszyn zastępujących ludzi, czyli roboty są coraz tańsze. Także dlatego, że w coraz większym stopniu produkują je roboty.

Robotyzacji w Polsce sprzyjać będą także rosnące wymagania płacowe. Trudno sobie wyobrazić, że polscy pracownicy będą obniżać swoje aspiracje z powodu konkurencji z robotami. Występujące już dzisiaj duże trudności w znalezieniu pracowników na rynku sprzątania (który ma w Polsce wartość 6-7 mld) z pewnością zmuszą największe firmy do inwestowania w robotyzację, a mniejsze upadną.

Według raportu WISE w Polsce i na Węgrzech odsetek zawodów zagrożonych w perspektywie 20 lat robotyzacją jest najwyższy wśród 26 krajów Europy - wynosi 36 proc. W Norwegii i Szwajcarii nie przekracza 19 proc.

Porównanie WISE obejmuje państwa UE (ale bez Rumunii i Bułgarii) oraz EFTA.

Polsce grozi zepchnięcie w prekariat rzesz ludzi gorzej wykształconych, którzy już obecnie niewiele zarabiają. I nie jest to science-fiction, ale realne zagrożenie, któremu za kilka – kilkanaście lat nieuchronnie będziemy musieli stawić czoła.

Odporne na robotyzację są według WISE stanowiska dyrektorskie i kierownicze, a także takie zawody jak analitycy, programiści, marketing, PR, nauczyciele, służba zdrowia, wiele usług jak fryzjerki czy kosmetyczki. Najbardziej zagrożeni są robotnicy w przemyśle spożywczym, górnictwie i budownictwie, pomoce i sprzątaczki domowe, biurowe i hotelowe, kasjerzy, operatorzy maszyn, kierowcy, ochrona, obsługa biurowa.

Polska za 20 lat

Już dziś istnieją boty, które zastępują w pracy dziennikarzy – w Associated Press w 2015 roku tworzyły one kwartalnie trzy tysiące tekstów. W najbliższych latach widowiskowym przykładem wpływu robotów na rynek pracy będą autonomiczne samochody, które pozbawią - nie ma większych wątpliwości - pracy tysiące kierowców.

Pytanie, czy Polska będzie na te zagrożenia przygotowana. Nic nie wskazuje, by zaczynała się choćby debata o tym, co niepokoi Billa Gatesa. Jeśli to się nie zmieni, za 20 lat obudzimy się w Polsce, w której całe rzesze ubogich ledwo wiążą koniec z końcem.

;

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze